Jak algorytm ośmieszył polską kulturę, politykę i pół Internetu

News
Piotr Gliński

W miniony weekend Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu ogłosiło listę beneficjentów Funduszu Wsparcia Kultury. Internet zapłonął. W zgiełku emocji, do masowej świadomości przedostały się najmniej istotne informacje. Tymczasem sprawa jest bardziej złożona i o tym, że taka jest, najmniej wiedzą ci, którzy najgłośniej krzyczą. Dlatego pozwólmy opaść emocjom i spójrzmy na sprawę szerzej i głębiej. Przede wszystkim przyjrzyjmy się sprawcy całego zamieszania - mitycznemu algorytmowi.

Weekend spędziłem na czytaniu…

…komentarzy i analiz autorstwa…

…dziennikarzy poważnych tytułów i mediaworkerów serwisów plotkarskich.
Artystów, menadżerów, właścicieli firm z dziedziny kultury i rozrywki.
Dyrektorów instytucji publicznych i prezesów prywatnych przedsiębiorstw.
Właścicieli klubów i hal koncertowych.
Szefów firm z obszaru scenotechniki.
Organizatorów koncertów i festiwali.
Twórców disco polo i muzyki klasycznej.
Muzyków reggae i heavy metalowych.
Raperów i piosenkarzy.
Analityków ekonomicznych i ekspertów od prawa.
Przeciwników obecnej władzy i jej zwolenników.
Fanów polityki państwa opiekuńczego i jej polemistów.
Urzędników i polityków.
Beneficjentów i odrzuconych.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

I wiecie co? Wszyscy mają trochę racji.
Wszyscy mieli szansę wygrać, a jednak wszyscy przegrali.
I zostali oszukani. Łącznie z Ministrem Glińskim.

Dlaczego? Odpowiedzi jest wiele i postaram się je przybliżyć. Niezależnie od tego, to jedno słowo będzie dręczyć Ministra Glińskiego przez najbliższe noce.

To słowo to „algorytm”.

Przeczytaj: „A co z pozostałymi?” Słowo o wykluczonych ludziach kultury

„A bo Bayer Full i Kamil Bednarek…

…dostali górę kasy od Ministerstwa Kultury” – w ten sposób można streścić 99 proc. artykułów opublikowanych od soboty na temat rozdysponowania środków z Funduszu Wsparcia Kultury, i 99 proc. gównoburz kręconych na Facebooku przez ludzi, którzy zazwyczaj należą do dwóch grup – tych, którzy nie przeczytali choćby warunków ubiegania się o środki i tych, którzy w ogóle nie pracują/nie prowadzą działalności w obszarze kultury i rozrywki.

Kultura - koncert - Fot. Caleb George

Kultura – koncert – Fot. Caleb George

Już spieszę z pomocą w tym pierwszym aspekcie. Tutaj i tutaj znajdziecie warunki, jakie należało spełnić, by można było otrzymać wsparcie. W tej kwestii warto zwrócić uwagę na wiele zależności, które rządzą tą branżą, a przede wszystkim rządzą takimi jej obszarami jak charakter prowadzonej działalności, forma i wielkość zatrudnienia oraz regularność zarobkowania. I pamiętać o jednym – Fundusz Wsparcia Kultury jest funduszem pomocy firmom z obszaru kultury, nie artystom (chyba, że takowy prowadzi działalność gospodarczą), czy nam się to podoba, czy nie.

Na początek obalmy parę mitów

Zacznijmy od skali dotacji. Wiele osób było oburzonych, że taki Kamil Bednarek ma otrzymać 500 000 złotych. To nie koniec. Jego szwagier, będący zarazem jego menadżerem, ma dostać 664 500 złotych. Sam Bednarek zdążył się już ustosunkować do zarzutów. Jak twierdzi, uczciwie prowadzi biznes, zatrudnia ludzi, płaci podatki. Dlaczego zatem dostanie aż 500 000 zł? Bo uznano, że taka kwota zrekompensuje mu utracone przychody, a dokładniej ich część. Maksimum wsparcia ustawiono na poziomie 50 proc. przychodów z działalności artystycznej (zgodnej z określonymi PKD) z roku 2019.

Przychody są tu kluczowym sformułowaniem, bo pod adresem co bardziej popularnych artystów, pada najwięcej zarzutów. Tutaj zadziałał mechanizm „większy dostaje więcej, bo więcej stracił”, który z jednej strony brzmi jak kapitalistyczny slogan, a z drugiej mechanizm ten promował tych, dla których rok 2019 był szczególnie udany.

Przychody, a nie dochody, czyli istotna różnica

Wzięcie pod uwagę jedynie przychodów, a nie dochodów, promowało tych, którzy mieli największe wpływy finansowe w 2019 roku. Jeśli od 10 lat zespół XYZ gra koncert rocznicowy dla firmy ZYX, za który w 2019 roku dostał 200 tysięcy złotych, a z powodu pandemii ten koncert w 2020 roku się nie odbył, to właśnie ten utracony przychód jest punktem, na którym opierał się ich wniosek o wsparcie. To dobrze i źle zarazem.

Kultura - koncert - Fot. Samuel Regan Asante

Kultura – koncert – Fot. Samuel Regan Asante

Ci, którzy uzyskali największe przychody w 2019 roku, mogli teraz otrzymać najwięcej pieniędzy. Ci, którzy w 2019 roku najwięcej inwestowali w siebie – w firmy, pracowników, zasoby – nie zostali za to docenieni, bo nie uwzględniono tego typu ruchów. Nie uwzględniono również kosztów, które poniosło każde z tych przedsiębiorstw w zeszłym roku, ani tych, które w dalszym ciągu ponoszą wszyscy ci, którzy nadal próbują utrzymać swoje działalności.

Zatrudnienie? Raczej niezwalnianie

Kolejnym wątkiem, na który zwrócono uwagę, jest zatrudnienie. Niestety, i w tym przypadku dochodzi do niesprawiedliwości. Otóż zaproponowany system nie faworyzował firm zatrudniających największą liczbę pracowników (mowa oczywiście o zatrudnieniach w oparciu o umowę o pracę, do czego jeszcze wrócimy). Więcej punktów otrzymywali ci, którzy mniej pracowników zwolnili, a nie zatrudniają na stałe więcej osób. Mowa o tym we fragmencie:

W ramach kryterium weryfikacji podlega wpływ pandemii COVID-19 na liczbę osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę (dla podmiotów, o których mowa w § 4 ust 1 pkt 1) Regulaminu), a w przypadku podmiotów, o których mowa w § 4 ust 1 pkt 2) i 3) Regulaminu również na podstawie umów cywilno-prawnych na dzień złożenia wniosku w stosunku do stanu zatrudnienia tych osób na dzień 31 grudnia 2019 r. Weryfikacja kryterium na podstawie informacji o stanie zatrudnienia podanych we wniosku.

W ten sposób, najwięcej punktów uzyskiwali ci, którzy najmniej osób zwolnili, a zatem ci… którzy nie musieli zwalniać w ogóle, bo nikogo prócz siebie nie zatrudniają. Jak zauważa Patryk Słowik w analizie dla Bezprawnik.pl, aż 61 spośród 172 beneficjentów, którzy otrzymali największą kwotę wsparcia (ogółem pomoc przyznano 2064 wnioskodawcom, odrzucono zaledwie 182 wskutek błędów formalnych), to osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą (wspomniane grono uzupełnia 47 instytucji kultury, 11 organizacji pozarządowych i 53 spółki prawa handlowego). A zatem mit o uzależnianiu kwoty wsparcia od wielkości zatrudnienia należy włożyć między bajki.

Kultura - koncert - Fot. Coline Hasle

Kultura – koncert – Fot. Coline Hasle

Owszem, ci, którzy zatrudniliby najwięcej osób na umowę o pracę, dostaliby najwięcej. Jak wyszło w praktyce – każdy widzi.

Liczy się skala działania, nie jego wartość

Doszliśmy do punktu, który osobiście boli mnie najbardziej. Dla ogółu wartość stricte artystyczna tego czy innego twórcy jest niemierzalna. Podlega jedynie subiektywnej ocenie każdego odbiorcy. Dla jednych wirtuozem jest Kamil Bednarek, dla drugich Boris Brejcha, dla trzecich Jeff Mills, dla czwartych żaden z nich. Ale nie w tym rzecz, bo nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się mierzalna skala działalności, a nie jej niematerialna wartość.

Kultura - koncert - Fot. Keagan Henman

Kultura – koncert – Fot. Keagan Henman

System faworyzuje tych, którzy działali najintensywniej, występowali najczęściej i zarabiali najwięcej. Im większa liczba organizowanych wydarzeń – tym więcej punktów przyznanych przez algorytm. Im więcej zespół XYZ zagrał w ciągu 2019 roku koncertów klubowych (organizowanych przez siebie), publicznych (organizowanych np. przez samorządy) czy prywatnych (np. imprezy zamknięte dla firm), tym lepiej dla niego. Wiadomo, więcej grają ci, którzy cieszą się większą popularnością. Nie jest zatem żadnym zaskoczeniem, jeśli napiszę, że znany artysta disco polo dał więcej koncertów i zarobił więcej pieniędzy, niż, dajmy na to, dwudziestu najbardziej rozpoznawalnych polskich didżejów i didżejek techno i house razem wziętych.

Ekonomia przede wszystkim

I tu kolejny raz kultura odchodzi na bok, a do głosu dochodzi ekonomia (pod rękę z rozrywką). Kolejny raz „więksi mogą więcej…” – więcej koncertują, więcej zarabiają – więc „…więcej im się należy”. Ten kapitalistyczny, brutalny algorytm mówi jasno – liczy się skala działalności, nie jej wartość czy jakość (lecz czy gdyby tak było, nie mielibyśmy do czynienia z konkursem, co znów stwarza ryzyko stronniczości?). Według tej zależności, człowiek, który stoi solo na scenie, gra na cymbałkach i daje 50 koncertów rocznie, za które dostaje setki tysięcy złotych, ma większą wartość (w rozumieniu skali) niż 150-osobowa orkiestra, która zamiast 50, daje 5 koncertów (maksymalną liczbę punktów przyznawano za zorganizowanie minimum 10 wydarzeń). Przypomnijmy jednak, że człowiek z cymbałkami musi prowadzić firmę. Jeśli tego nie robi – nie ma na co liczyć z Funduszu Wsparcia Kultury.

Ale i tu jest haczyk. Liczą się bowiem tylko te występy, które odbyły się w miejscach, ktorych PKD odpowiada warunkom regulaminu, czyli w miejscach kultury według interpretacji polskiego prawa gospodarczego. Koncerty w innych miejsach, które wymaganego PKD nie posiadały – choćby tych koncertów było i 300 – nie były brane pod uwagę. Wówczas rubryka ta zostawała pusta, a wnioskodawca nie otrzymywał punktów.

Kultura - koncert - Fot. Yannis Papanastasopoulos

Kultura – koncert – Fot. Yannis Papanastasopoulos

Ten przykład pokazuje jasno, że kultura została potraktowana jak każda inna dziedzina gospodarki. Została zeskalowana w zakresie ilości (liczba występów), wielkości (zatrudnienie, a raczej niezwalnianie) i przychodów (wysokość wynagrodzenia). Jakiekolwiek inne aspekty nie miały tu większego znaczenia.

Nagrywałeś płytę? Nie grałeś koncertów? Nie jesteś popularny? Twój problem

Kontynuując powyższy wątek, lecz skupiając się wyłącznie na tym, w jaki sposób dotyka on muzyków (tych prowadzących działalność – tych, którzy tego nie robią, ten problem nie dotyczy, podobnie jak – niestety – nie dotyczą ich pieniądze z Funduszu Wsparcia Kultury), da się zauważyć przykry schemat. Jeśli rok 2019 poświęciłeś na nagrywanie płyty marzeń – zrezygnowałeś z występów, zamknąłeś się w studiu i produkowałeś materiał na album, który miał ukazać się/ukazał w 2020 roku – to masz ogromnego pecha. Zgodnie z tym, co napisałem wyżej, nikogo nie obchodzi to, co robiłeś wtedy, gdy nie występowałeś.

Studio - Fot. Jesman Fabio

Studio – Fot. Jesman Fabio

Ujmując sprawę prościej – dla algorytmu nie byłeś artystą jeśli nie koncertowałeś lub nie sprzedawałeś świeżo wydanej płyty. A to, że chciałeś to wszystko nadrobić akurat w roku 2020… – algorytm mówi: sorry, to Twój problem. Nie grałeś w 2019 roku, gdy nie było pandemii, bo nagrywałeś płytę? Twoja strata. Nie grałeś w 2020 roku, bo pandemia i wszystko odwołano? Tym bardziej Twoja strata, bo prowadziłeś firmę, ponosiłeś koszty, a nie generowałeś przychodów.

Za poglądy nie karzą

Gdy już wszyscy przestali krzyczeć o Bayer Full i Bednarku, z opadającego kurzu wyłoniły się inne postacie, w tym m.in. Krystyna Janda, której teatr otrzymał blisko 2 000 000 złotych. System ten nie faworyzował ani nie piętnował nikogo ze względu na poglądy. Dlaczego? Bo ocena poszczególnych punktów wniosków nie była arbitralna. Co to oznacza? Nie podlegała ocenie żadnej komisji. Robił to algorytm, który nikogo o sympatie polityczne nie pytał. Kolejny mit obalony.

Tępić cwaniactwo teraz…

Osobny akapit należy poświęcić cwaniactwu. Wśród beneficjentów znaleźli się ci, którzy z kulturą nie mają zbyt wiele wspólnego. Firmy z rynku nieruchomości, biura rachunkowe, wypożyczalnia automatów vendingowych, przedsiębiorstwo zajmujące się układaniem blachodachówki… itd. Fani okazji w stylu „jak dają, to biorę” znajdą się wszędzie, nawet tam, gdzie kultury za wiele nie ma.

Sporo osób i mediów prowadzi „śledztwa” mające na celu wynajdywanie tego typu przypadków (przykład). Większość z nich istotnie nie powinna znaleźć się wśród beneficjentów. Jednak pewna część podmiotów – jak pokazuje już parę opublikowanych sprostowań i przeprosin – faktycznie działa w obszarze kultury, nie będąc jednak jej bezpośrednimi twórcami. Mowa tu m.in. o firmach z szeroko rozumianej branży scenotechnicznej i innych przedsiębiorstwach, które zdecydowały się zająć dziedziną kultury, choć jej nie tworzą (np. firmy transportowe zajmujące się wyłącznie specjalistycznymi usługami dla artystów, scenotechniki, itd.).

Scena - Fot. Paul Green

Scena – Fot. Paul Green

Wystarczy regon, by sprawdzić czym zajmuje się dany beneficjent, o jakim charakterze prowadzi działalność i w jakiej formie (np. za pomocą tej strony). Ten dość prosty system pozwala na weryfikację przez każdego – z poziomu laptopa, siedząc wygodnie na kanapie w domu. A jednak, jak pokazuje rzeczywistość, algorytm i tym razem okazał się niedoskonały.

…i w przyszłości

Jak celnie zauważa Piotr Konieczny z Niebezpiecznik.pl, osobną kwestią jest to, na co beneficjenci muszą przeznaczyć wsparcie i jak je udokumentować, by nie ponieść kary. Mogą być to jedynie koszty kwalifikowalne, czyli takie, jakie zostały wpisane we wniosku. Z jednej strony powinno to zamknąć drogę do nadużyć i defraudacji – nie można za nie pojechać na wakacje lub wybudować sobie domu. Z drugiej, środki należy wydać do końca tego roku (mamy 16 listopada!), choć można je rozpisać wstecznie od marca 2020, czyli od momentu, w którym nałożone zostały regulacje uniemożliwiające lub ograniczające działalność większej części beneficjentów. Z kolei do połowy stycznia przyszłego roku będzie trzeba złożyć sprawozdanie (pytanie, czy będzie je weryfikować kolejny, wspaniałomyślny algorytm). Co jeśli pieniądze zostaną źle rozdysponowane lub nierozdysponowane do końca? Wówczas beneficjenci będą musieli je zwrócić lub… ponieść karę.

W obliczu tak krótkiego czasu, jaki został przeznaczony na rozdysponowanie pieniędzy, znów pojawia się ryzyko, że nie trafią one tam, gdzie lub do kogo powinny. Ufam, że większość środków pokryje najważniejsze i niepodważalne potrzeby i straty. Nie sposób jednak nie brać pod uwagę możliwości wydawania pieniędzy niezgodnie z ich deklarowanym przeznaczeniem. Wydatki w sprawozdaniu to jedno, a rzeczywistość to drugie. Czy z równie dużą gorliwością internauci będą rozliczać to, na co poszły przyznane środki, co decyzję kto je dostał?

Odśmiecić kulturę

Wróćmy na moment do formy zatrudnienia. Wspominałem o tym, że system faworyzował podmioty zatrudniające w oparciu o umowę o pracę lub funkcjonujące jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Jak bumerang wraca do nas temat formy zatrudnienia w dziedzinie kultury i rozrywki.

Ogromna większość osób pracujących w tym obszarze, zatrudniona jest na umowę śmieciową, co przestało kogokolwiek dziwić. Umówmy się – w obliczu niepoprawnie wysokich i wciąż rosnących kosztów pracy ponoszonych przez pracodawcę w przypadku zatrudnienia na umowę o pracę, taka forma zatrudnienia staje się luksusem dla wybranych. Mowa tu zarówno o pracodawcach, którzy mogą sobie na ten luksus pozwolić (zagwarantować pracownikowi), jak i o pracownikach, którzy tego luksusu doświadczyli. Pamiętajmy – mówimy wciąż o dziedzinie kultury, branży nieznośnie chimerycznej, gdzie nielicznym udaje się utrzymać ten sam poziom przychodów przez dwa miesiące z rzędu, a co dopiero przez dwa lata.

Fot. Priscilla Du Preez

Fot. Priscilla Du Preez

Dopóki nie zmieni się polskie prawo podatkowe, dopóty ten precedenes będzie trwać. Zresztą nie tylko w obrębie kultury – gastronomia, szeroko pojęta branża kreatywna, można długo wymieniać… . Dla osób pracujących w dziedzinie kultury i rozrywki zgoda na zatrudnienie na umowę śmieciową lub zarejestrowanie jednoosobowej działalności gospodarczej, to często jedyne drogi wyboru i sposoby, by uniknąć szarej strefy. Polskie państwo od prawie trzech dekad (nie wińmy za to jedynie PiSu, bo ich poprzednicy także nic nie zmienili na lepsze w tym aspekcie) nie stworzyło rozwiązań, które zachęcałyby i pomagałyby pracodawcom zatrudniać ludzi na umowę o pracę. Kultura jest tylko jednym z obszarów gospodarki, który w zasadzie jest zmuszony do zatrudniania na śmieciówki (bo prawo na to pozwala, a ekonomia to wymusza) i do zgadzania się na taką formę zatrudnienia, jeśli w ogóle chcemy to zatrudnienie mieć.

Rozwiązania, których nie ma, a których potrzeba

Oczywiście, rozwiązaniem idealnym byłoby stworzenie takiej formy zatrudnienia lub działalności, która byłaby dedykowana artystom, i nie byłaby obarczona tak poważnymi obowiązkami fiskalnymi jak te , które dotyczą jednoosobowej działalności gospodarczej (np. inną, niższą stawką ZUS, innymi zasadami księgowości, innymi progami podatkowymi, itd.), a jednocześnie pozwoliłaby na zbliżone prawa, kompetencje i możliwości, jak choćby korzystanie z publicznych funduszy. Osobną sprawą pozostają licencje, które w Polsce obecnie także są archaiczne, jak zresztą wiele dziedzin prawa autorskiego i pochodnych.

Inną, równie ważną, a zarazem trudną kwestią jest sytuacja samych podmiotów, które działają w obrębie kultury, lecz przez bariery systemowe czy –  a może przede wszystkim – wspomniane bariery fiskalno-formalne, nie mogą zarejestrować się jako podmioty działalności gospodarczej i tym samym ubiegać się o podobną dla nich pomoc. Jak trafnie zauważa Cyryl Rozwadowski w artykule dla Poptown.eu, państwo polskie nadal nie stworzyło odpowiedniej przestrzeni prawnej i instrumentów, dzięki którym takie twory – pracownie artystyczne, kluby, itd. – mogłyby funkcjonować, nie będąc zarazem firmami. Wyjątkami są tu fundacje, stowarzyszenia i NGOsy.

A co z klubami?

Wśród beneficjentów na próżno szukać znanych nam klubów (z paroma wyjątkami). Nie chcę wnikać dlaczego, ale powodów może być wiele. Najprostsze dwa to niespełnianie kryteriów już na starcie (przez co kluby w ogóle nie wnioskowały o wsparcie) lub brak świadomości tego, że można starać się o fundusze (po ogłoszeniu listy beneficjentów, otrzymałem kilka wiadomości od właścicieli klubów z pytaniami np. o to, czy będzie drugi termin naboru wniosków. To pokazuje jak słabo Ministerstwo Kultury nagłośniło program wsparcia, na co zwraca uwagę wielu dziennikarzy). Oczywiście barierą może być też kwestia wymaganych formalności, ale tutaj każdy sam musi zrobić sobie rachunek sumienia.

Kluby - Fot. Alexander Popov

Kluby – Fot. Alexander Popov

Część osób zauważyła, że wsparcie przyznano stołecznej Smolnej i stojącej za nią agencji Follow The Step, organizatorom m.in. FEST Festivalu, Undercity czy Wisłoujścia. Samemu klubowi zatwierdzono pomoc w wysokości 300 000 złotych, FEST Festival miałby zgarnąć 664 500 złotych, a Follow The Step może zainkasować 2 000 000 złotych. Wszystkie wymienione podmioty stanowią osobne spółki, które najwyraźniej spełniły kryteria naboru wniosków. Dlaczego wśród beneficjentów nie widać nazw innych klubów czy festiwali? Należy zapytać samych zainteresowanych.

Co z didżejami?

Pieniądze może otrzymać też paru didżejów, których ksywki – widoczne na liście beneficjentów – wśród niektórych wywołały salwy szyderczego śmiechu. Tymczasem oni – w przeciwieństwie do niektórych śmieszkujących – w świetle prawa spełniają wszystkie warunki, by móc nazywać się zawodowymi didżejami.

DJ

DJ

Jasne, możesz się nazywać didżejem, bo znasz się na muzyce, posiadasz duże doświadczenie i umiejętności techniczne, masz też własny sprzęt i grasz pięćdziesiąt imprez w roku. Ale nim nie jesteś w sensie profesji, jeśli nie prowadzisz własnej działalności gospodarczej o tym profilu, nie wykupujesz wymaganych licencji, a Twój jedyny koszt to zakup muzyki i sprzętu. Wówczas – według polskiego prawa, Ministerstwa Kultury i urzędników – jesteś nikim innym, jak zajawkowiczem.

Twoja zajawka nie jest zarejestrowana przez Ciebie jako zawód, a Ty nie płacisz od niej podatków, bo wynagrodzenie za imprezę bierzesz „do ręki” albo „na śmieciówkę”. To nic innego, jak pasja, która może pełnić rolę Twojej „dodatkowej pracy po godzinach”, dokładnie tak samo, jak dawanie komuś korepetycji z angielskiego nie sprawi, że nagle staniesz się zawodowym nauczycielem języka obcego tylko dlatego, że świetnie znasz ten język, choć na co dzień prowadzisz kawiarnię czy pracujesz na etacie w korporacji.

Dopóki nie powstanie nowa forma zatrudnienia/działalności (patrz akapit Rozwiązania, których nie ma, a których potrzeba), dopóty sytuacja w tej kwestii pozostanie bez zmian.

Na koniec coś o Panu, Panie Ministrze

Na koniec rzecz najzabawniejsza, a mianowicie decyzja o wstrzymaniu wypłat, o czym na Twitterze wczoraj wieczorem poinformował Minister Piotr Gliński:

Ruch ten nie da się odczytać w inny sposób, jak przyznanie się do porażki. Jednak to, w jakich okolicznościach do niego doszło, budzi niesmak, politowanie i poczucie żenady.

Zgodnie z tym, co napisał w artykule dla Polityki Bartek Chaciński, Polska jest jednym z krajów, które najdłużej zwlekały z zaproponowaniem systemowej pomocy dla firm z branży kultury (przypomnijmy, że program „Kultura w Sieci” miał formę konkursu, więc nie była to pomoc dla każdego, nawet pomimo spełnienia warunków ubiegania się o pieniądze). Przedstawione rozwiązanie doskonale wpisało się w standardy decyzji władzy w czasach pandemicznych – jest niedopracowane, niespójne, nieprzejrzyste, niepełne i niewystarczające. Co więcej, nie jest w stanie zapewnić pomocy wszystkim tym, którzy rzeczywiście jej potrzebują. Nie jest też w stanie ocenić, kto faktycznie powinien otrzymać największe wsparcie, a kto jedynie stracił najwięcej. Nie zostało uwzględnionych wiele czynników.

Co najważniejsze i najsmutniejsze, uznano, że jeden algorytm będzie w stanie rozprawić się z tysiącami podmiotów, które choć funkcjonują w obszarze jednej branży, to prowadzą działalność o zróżnicowanym charakterze, formie i skali.

Pozostaje zadać pytanie – co byłoby lepszym rozwiązaniem?

Komisyjne przydzielanie pomocy? Śmierdzi stronniczością i nadużyciami. Weryfikacja sytuacji finansowej potencjalnych beneficjentów? A może jednak analiza dochodów lub innych form zatrudniania? A może – o czym wspomniał Minister Gliński – ustawa antycelebrycka (cokolwiek miałoby to oznaczać)?

Niestety, te i inne pytania powinni zadać sobie teraz wszyscy ci, którzy odpowiadają za nieszczęsny algorytm i – co gorsza – za jeszcze bardziej nieszczęsny obrót sytuacji, w której najpierw przydziela się wsparcie, a później wstrzymuje jego wypłatę.

W tym wszystkim jedna rzecz pozostaje niezmienna i działa na niekorzyść każdego. Czas. Upłynęło go już zdecydowanie za dużo. Ile upłynie go teraz? Kto dotrwa do końca? Na te pytania nikt nie zna odpowiedzi. No chyba, że jakiś algorytm.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →