Tu bawił się Poznań. Kultowe kluby stolicy Wielkopolski, które zostały zamknięte – część II

Stara Rzeźnia - fot. dzięki uprzejmości Igora Niemczyka
News

Kontynuujemy naszą nostalgiczną podróż pociągiem pełnym wspomnień. Po wizycie w Post Dali, SQ, Kukabarze i Strefie Kultywator, przyszła pora na kolejne, równie kultowe miejsca. Przed Wami druga część serii poświęconej nieistniejącym już klubom, które zbudowały elektroniczną scenę Poznania. Nieistniejącym tylko w rzeczywistości, gdyż w pamięci wielu osób nadal odbywają się tam najlepsze imprezy, jakie kiedykolwiek miały miejsce w stolicy Wielkopolski.

Spodziewałem się, że inauguracja cyklu poświęconego Poznaniowi narobi sporo zamieszania, lecz efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Dziękuję wszystkim, którzy sprawili, że wspomnienia związane z czterema wymienionymi we wstępie klubami, o których opowiedzieli mi wspaniali rozmówcy w części pierwszej, dotarły tak daleko. Sprawiło to, że zostałem zasypany niesamowitymi historiami i propozycjami kolejnych klubów, które powinny znaleźć się w serii. Uprzedzam – jest ich tak wiele, że nie sposób, by napisać o każdym z nich czy nawet wymienić półsłowem. Skupmy się zatem na tym, o czym była mowa poprzednio – na klubach, które w pewny sposób zasłużyły na miano “kultowych”, oczywiście w naszej subiektywnej, redakcyjnej ocenie.

Kultowe, zamknięte kluby Poznania. Bez chronologii, bez obiektywizmu

Dla przypomnienia oraz dla tych, którzy dopiero przy okazji drugiej odsłony serii mają okazję zapoznać się z nią – celem tego cyklu nie jest katalogowanie wszystkich punktów w historii danego miasta, w których grana była muzyka elektroniczna. Wybór jest zatem subiektywny, lecz podparty wiedzą i wspomnieniami osób, które były uczestnikami wydarzeń odbywających się w wymienionych miejscach.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Post Dali, SQ, Kukabara… przeczytaj pierwszą część cyklu
o kultowych, zamkniętych już klubach Poznania

Ponownie uspokajam najbardziej niecierpliwych i nienasyconych czytelników – to druga część klubowej antologii Poznania – bodaj najobszerniejszej ze wszystkich, jakie przygotowaliśmy – zatem jeśli jakiegoś klubu nie ma w poniższym zestawieniu to trzymajcie kciuki, by pojawił się w następnej odsłonie (a takowa będzie!).

Kultowe kluby Poznania, które przestały istnieć.
Część II

Zestawienie to, publikowane w częściach, nie będzie ani chronologiczne, ani obiektywne. Wybór miejsc, o których postanowiliśmy napisać, zależał jedynie od naszej wewnętrznej decyzji. Miłej lektury!

Stara Rzeźnia

Przez wiele lat, Poznań mógł pochwalić się jedną z najbardziej niesamowitych, post-industrialnych przestrzeni, w których odbywały się różnego rodzaju wydarzenia, w tym imprezy elektroniczne. Mury rzeźni znajdującej się na Garbarach, zostały wzniesione jeszcze w XIX wieku. W latach 90. XX wieku zakłady mięsne przeniesiono poza miasto, a sam kompleks został przeznaczony do celów eventowych.

Stara Rzeźnia – fot. dzięki uprzejmości Igora Niemczyka

Odbywały się tu wszelkiej maści targi, imprezy oraz koncerty. Z racji swojej świetnej lokalizacji i faktu, iż terenem zarządzał prywatny inwestor, można było spodziewać się, że wcześniej lub później, Stara Rzeźnia przejdzie metamorfozę i zamiast dawnych, na co dzień pustych budynków, powstanie tu nowoczesny ośrodek biznesowo-mieszkaniowy. Tak też się stało – pod koniec ubiegłej dekady ogłoszono nabycie nieruchomości przez nowego właściciela i przedstawiono plany na kompletną zmianę charakteru tego miejsca. Do tego czasu fani muzyki elektronicznej mogli jednak cieszyć się z niezapomnianych wydarzeń, w ramach których występowały największe nazwiska świata klubowego. Nieodłączonym elementem Starej Rzeźni był również cykl, który na stałe wpisał się w imprezową historię i pozostaje żywy do dziś, odradzając się w różnych innych lokalizacjach. Mowa oczywiście o Circus Inferno.

Stara Rzeźnia – fot. dzięki uprzejmości Igora Niemczyka

W zakresie organizacji imprez masowych, kuratorami Starej Rzeźni byli ludzie związani z opisywanym w poprzedniej części klubem SQ. Podobnie jak poprzednim razem, postanowiłem oddać głos najbardziej właściciwej osobie. Przed Wami nie kto inny, jak Igor Niemczyk.

Stara Rzeźnia – fot. dzięki uprzejmości Igora Niemczyka

Stara Rzeźnia. Początki i goście

Igor Niemczyk: Starą Rzeźnię klub SQ odkrył dla poznaniaków na nowo w 2009 roku, gdy zaprosił na wyjątkowy koncert Miss Kittin i The Hacker. Ceglane wnętrza idealnie skomponowały się z mocnym beatem i ciekawymi pokazami wizualnymi. Organizatorzy dostrzegli potencjał tej zapomnianej lokalizacji – surowości murów, oddechu przestrzeni i scenograficznej otwartości – jako idealnej scenerii dla unikatowych wydarzeń.

Stara Rzeźnia – fot. dzięki uprzejmości Igora Niemczyka

To właśnie tu odbyły się niezapomniane występy: topowego teamu Minus z udziałem samego Richiego Hawtina, w towarzystwie Magdy i Marca Houle, zachwycającej gwiazdy – Nicolasa Jaara czy uznanego w świecie tanecznej elektroniki – Vitalica. W 2011 roku wystartował projekt Delikatesy – letni projekt multikulturalny. Północne skrzydło tego oryginalnego obiektu od czerwca do września było punktem spotkań teatralnych, filmowych i muzycznych. Odbyły się też koncerty, jak choćby Hey i Noże Live! W 2012 odbyły się tam imprezy będące kooperacją z berlińskimi klubami – Watergate Night, Berghain Residents Night czy Bar 25 Showcase.

SQ pres. CIRCUS INFERNO:Shamans Dance

Stara Rzeźnia. Circus Inferno

Igor Niemczyk: W 2013 roku imprezą z Franceską Lombardo SQ zainagurowało kultowy już dzisiaj cykl Circus Inferno, który bardzo szybko zyskał rzeszę wiernych fanów, nie tylko z Wielkopolski. To niezwykłe widowisko organizowane przez SQ klub łączy występy światowej klasy gwiazd muzyki elektronicznej z oprawą nieszablonowego miejsca, wizualizacji, choreografii i kostiumów. W jego ramach wystąpili już tacy artyści, jak Tale Of Us, Michael Mayer, Scuba, Francesca Lombardo, Steve Bug, Mind Against, Barem, Scuba, Mano Le Tough czy Tiefschwarz. W 2016 za imprezę z Tale of Us, za którą klub SQ otrzymał nagrodę polskiej sceny klubowej – Munoludy za najlepszy event roku.

SQ 10th Birthday pres. Tale of Us

Stara Rzeźnia. Najbardziej pamiętne imprezy

Igor Niemczyk: Dla mnie zdecydowanie te z naszego autorskiego cyklu Circus Inferno. Każdą kolejną imprezą podnosiliśmy sobie wyżej poprzeczkę, chcieliśmy przebić poprzednią edycję, zaskoczyć publikę i sprawić by Circus był na ustach wszystkich. Zredefiniowaliśmy trochę definicję „imprezy” czyniąc z Circusa niemalże spektakl, dzięki całej otoczce mu towarzyszącej. Circus Inferno było wyjątkowym widowiskiem łączącym występy światowej klasy gwiazd muzyki elektronicznej z oprawą nieszablonowego miejsca, wizualizacji, choreografii i kostiumów. Nie byłoby to możliwe gdyby nie współpracujący z nami fantastyczni ludzie, którzy świetne czuli circusowy klimat – za wizuale/mapping od początku odpowiadał kolektyw .wju, a za stroje Maria Kompf z ekipą.

SQ pres. Vitalic in Wonderland

Stara Rzeźnia. Koniec

Igor Niemczyk: Ostatni Circus Inferno (a zarazem ostatnie wydarzenie organizowane tam przez nas) odbyło się w czerwcu 2017. Powód? Stara Rzeźnia została sprzedana. Jak zapowiadał przedstawiciel nowego dewelopera: „Powstanie tu ogólnodostępna przestrzeń o funkcjach handlowych i artystyczno-wystawienniczych. Pozostała część działki zostanie przeznaczona głównie na funkcje mieszkalne z elementami usług.”

SQ pres. Circus Inferno: Closing!

Stara Rzeźnia wiecznie żywa, czyli Circus Inferno trwa w najlepsze

Zgodnie z tym, o czym wspomniałem półsłowem wcześniej, imprezy spod szyldu Circus Inferno powróciły i mają się znakomicie. Po latach tułaczki, cykl doskonale odnalazł się w przestrzeni poznańskiej Tamy. To tutaj odbędzie się kolejna edycja wydarzenia, której headlinerem będzie Matador.

Szczegóły imprezy znajdziecie tutaj, a bilety na nią kupicie u naszych przyjaciół z Biletomat.pl.


Cafe Mięsna

Pierwszy klub, do którego trafiłem, gdy kilkanaście lat temu na stałe zamieszkałem w Poznaniu. Słyszałem o wielu miejscach, gdzie “się bywa”, w czasach ogólniaka przyjeżdżało się na koncerty do Eskulapu czy Minogi, lecz najwcześniejszy clubbing w stolicy Wielkopolski, jaki pamiętam, zaliczyłem w mieszczącej się już w swojej drugiej (i ostatniej) lokalizacji Mięsnej.

Cafe Mięsna – fot. dzięki uprzejmości Konrada Dobrzykowskiego

Wystrój miejsca przypominał kluby widywane w ówczesnych teledyskach rodem z MTV czy serialach. Klimat lat 70. zderzał się tu z modą przełomu wieków, co w specyficznej, zamkniętej przestrzeni lokalu przy ulicy Mostowej, dało dość nietuzinkowe połączenie. Sam zaliczyłem tam ledwie kilka imprez i koncertów, dlatego o podzielenie się wspomnieniami poprosiłem osobę, która maczała palce w sukcesie Mięsnej, zarówno w czasach jej pierwszej, jak i drugiej inkarnacji.

PsychØDance – Cafe Mięsna, Poznan by TTK Collective

Konrad Dobrzykowski, Cafe Mięsna: Kochaliśmy swoich bywalców, a oni odwzajemniali swoje emocje w zatraceniu

Konrad Dobrzykowski najmocniej zaangażowany był w pierwszą Mięsną, znajdującą się przy ulicy Ratajczaka – był jej pomysłodawcą. Przez długi czas współodpowiadał za klub również po jego przeprowadzce. Oto jak wspomina ten okres.

Hubert Grupa: Jak wyglądały początki Cafe Mięsna? Skąd wziął się pomysł na klub?

Konrad Dobrzykowski: Pracowałem w Kisielicach i jakoś spontanicznie, przy piwnych rozmowach, powstał pomysł na stworzenie alternatywnej miejscówki, która byłaby w stanie zaspokoić wybujałe pomysły zapaleńców z animatorskim zacięciem (miejscówkę założyłem z Adamem, wtedy jeszcze jak ja niedoszłym kulturoznawcą). Nazwę wziąłem z podręcznika o owadach. Natknąłem się w nim na muchę o inspirującej nazwie ścierwica mięsówka/mięsna. „Mięsna” w połączeniu z „cafe” dawały w moim przekonaniu fikuśny kontrast, umożliwiający szerokie pole do różnych interpretacji. Natomiast skojarzenie z mięsem było najmniej oczekiwane, bo Mięsna sympatyzowała z niejedzeniem mięsa.

Jak wspominasz sam lokal przy ulicy Ratajczaka, jego wnętrze, wystrój?

Lokal na Ratajczaka to loftowa przestrzeń manufaktury z okresu rewolucji przemysłowej, z charakterystycznymi stalowymi schodami zewnętrznymi i wszechobecną czerwoną cegłą na elewacji. W środku klub miał tworzyć dekadencko-artowy look. Eklektyczny wystrój z rozpoznawalnymi retro-tapetami na ścianach, unikatowymi glamowi lampami i robionymi na zamówienie czerwonymi i różowymi sofami. Całość sprawiała wrażenie dizajnerskiej miejscówki DIY.

fot. dzięki uprzejmości Konrada Dobrzykowskiego

Jakie brzmienia tam dominowały za „Twoich czasów” w Mięsnej? Jak wspominasz ludzi, którzy tam przychodzili?

Ja sam parłem trochę w eksperymenty i post-punk, ale w weekendy zawsze było coś na nóżkę: berlińskie techno, disco house, electro czy np. coś z DFA Records. Klienci byli szaleni i gotowi na wyzwania. Wielu z nich traktowało Mięsną jak drugi dom. Widok sterty pozostawionej garderoby po weekendzie był normalką. Kochaliśmy swoich bywalców, a oni odwzajemniali swoje emocje w zatraceniu.

Kto z polskiej i zagranicznej sceny miał okazję zagrać w pierwszej Mięsnej i zrobić na Tobie największe wrażenie?

Imprez było dużo. Czasem kilka w tygodniu. Gościliśmy sporo niezależnych zespołów europejskich i światowych, sporo rzeczy z Berlina. Pierwszy koncert w Polsce Tres B., pierwszy występ Kamp!, pierwszy raz w Polsce No More, unikalny występ nieodżałowanego Zbigniewa Krakowskiego, przeżyliśmy szalone noce z Dick4Dick, Milkrowafle, Procesorem plus. Sporo promowalismy kulturę didżejską. Wielu didżejów lokalnych i ze świata. W starej Mięsnej pamiętam, że grał np. Ryan Crosson.

Najbardziej pamiętne imprezy? Najlepsze wspomnienia?

Mięsna współpracowała prawie z wszystkimi. Z kolektywami muzycznymi, około muzycznymi, organizatorskimi. Swoje początki mieli tu Kamp!, An on Bast, Wosk, Selvy… Dużym zainteresowaniem cieszyły się organizowane przez Killout i Michała (Maki Polne), niedzielne aftery, trwające przez cały boży dzień.

W nowym miejscu bardzo epicka była też impreza w pianie. Wigoru nabierały również imprezy z lokalną legendą Zenkiem – dziadkiem z Mięsnej, który nie raz potrafił przejmować parkiet… Przez CM przewinęła się światowa didżejska śmietanka klubowa: 1/2 składu Lazer Sword, duet Mustard Pimps, French Fries, Pushkarev,… Z lokalnych składow didżejskich niejednokrotnie przewijali się dj Patronella, Psychotronik, Slam Dunk, Kukabara Sound System, Micromission, Killout , Hungry Hungry Models, GSTQ, Bardzo miło wspominam też koncerty Death Sentence Panda, Genewa Jacuzzi, Indian Jewelry, Lightning Bolt, Enon, Blevin Blectum, Troy Bruno von Balthazar, CKOD…

Pamiętam, jak na prośbę delegacji z Berlina dzwoniono do mnie z Urzędu Miasta z informacją, że według wyżej wymienionych jesteśmy absolutnie najlepszą miejscówką w mieście i koniecznie musimy przesłać do UM zdjęcia klubu.

Cafe Mięsna – fot. dzięki uprzejmości Konrada Dobrzykowskiego

Co spowodowało koniec funkcjonowania klubu w jego pierwszej lokalizacji? Jak wspominasz drugie wcielenie Mięsnej?

Z pierwszej lokalizacji nas wykurzono, bo właścicielka sprzedała nieruchomość. Nowym właścicielem został Sąd Administracyjny, z którym poszliśmy na ustną ugodę, że lokal zostanie zdany kilka dni po wskazanym terminie. Oczywiście chodziło nam o możliwie gładkie zamknięcie naszego eventowego kalendarza. Wieść o zamknięciu jednak rozbudziła u niektórych zew rebelii i po pierwszej „imprezie zakończeniowej”powstała przed wejściem na teren nieruchomości blokada, która skutkowała zerwaniem ustnej umowy i nieprzedłużeniu terminu zdania lokalu.

Drugie wcielenie Mięsnej to więcej, lepiej i głośniej. Większa przestrzeń, lepsze nagłośnienie, poważniejsze eventy. Więcej akcji artystycznych – pokazy mody, warsztaty, akcje charytatywne, didżejskie imprezy w weekend, bardziej artowo w tygodniu. Stworzenie przyklubowej galerii sztuki – Galerii Niewielkiej, patronowanej przez UAP. Tzw. „nowa Mięsna” to kolejny, owocny rozdział historii klubu z imprezami i ekscesami…

Szajse Records pres. PUSHKAREV – Cafe Miesna | 18.10.2008

Feelaz o Mięsnej: Pełen wachlarz undergroundowej muzyki elektronicznej

O wspomnienia związane z Mięsną zapytałem weterana poznańskich klubów, żywą legendę tutejszej sceny, a przy okazji mojego serdecznego kolegę i merytorycznego konsultanta przy przygotowywaniu tego tekstu. Filip Weymann aka Feelaz:

Hubert Grupa: Jak trafiłeś do Cafe Mięsna?

Feelaz: Jeśli mówimy o pierwszej lokalizacji klubu to podejrzewam, że poszedłem tam z czystej ciekawości, ponieważ bywałem, a nawet grywałem w klubach funkcjonujących wcześniej w owym lokalu przy ulicy Ratajczaka. Jeśli chodzi o „Nową Mięsną”, to research internetowy podpowiedział mi, że prawdopodobnie po raz pierwszy mogłem zawitać tam w grudniu 2007 roku na zaproszenie ekipy Micromission. Pamiętam, że od razu wiedziałem, że chcę nawiązać z tym miejscem współpracę i tak też się stało.

Cafe Mięsna – fot. dzięki uprzejmości Konrada Dobrzykowskiego

Jak wspominasz dominujące tam brzmienia?

Wydaje mi się, że muzycznie był pełen wachlarz undergroundowej muzyki elektronicznej. „Mięsna” współpracowała z bardzo wieloma promotorami działającymi na scenie, także przekrój muzyczny był spory, ale nie przeszkadzało to kompletnie w zachowaniu tożsamości klubu. Na parterze mieścił się słynny bar, który zawsze stanowił serce imprezy, a dolny/górny/oba dancefloor(y) to była zawsze trochę osobna bajka.

Które imprezy najmocniej i najlepiej zapadły Ci w pamięć?

Z tych, co nie organizowałem to najbardziej pamiętam Drum Obsession z Dbridge’m i wizytę Lando Kala. Natomiast tych, które organizowałem było sporo, stąd trudno wybrać choćby kilka… Na pewno cykl In Bass We Trust, który robiliśmy wspólnie z Mizem & Mentalcutem oraz imprezy pod szyldem „Extension”, na których gościli m.in. Titonton Duvante, Falko Brocksieper, Marek Bois i wielu innych.

Cafe Mięsna – fot. archiwum własne autora tekstu

Jak wspominasz koniec Mięsnej?

Wydaje mi się, że był to nieuchronny proces. Zespół stojący za klubem znacząco się pomniejszył, klub przestał się rozwijać. Nieopodal otworzyło się 8 Bitów, które tchnęło wówczas sporo świeżości w światek klubowy. I tak „Mięsna” zakończyła swoją działalność, a na „żałobę” nie było specjalnie czasu….

BASSTRONOMY: FOKUS vs DUBSTEP & DNB / Poznań / Cafe Mięsna – Fuuck’YA


WOSK

Klub-legenda, klub-enigma, klub-fenomen. Niewielki lokal przy ulicy Garncarskiej funkcjonował krótko, lecz osiągnął coś, czego wszystkim pozostałym – w tym największym i najbardziej uznanym miejscom – się nie udało. To tutaj odbyła się pierwsza i jedyna jak dotąd poznańska edycja słynnego cyklu Boiler Room pod kuratelą wytwórni The Very Polish Cut Outs. Zobaczcie tylko ten skład!

Sam miałem przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu i jeśli wspólnie ze mną chcecie powspominać, a przy okazji zobaczyć, jak wyglądało wnętrze klubu WOSK, to zapraszam Was do obejrzenia zapisu tego wydarzenia. Na YT znajdziecie wszystkie występu, które miały miejsce tego wieczoru w lokalu przy Garncarskiej.

Zambon Boiler Room Poznan DJ Set

To, co jednak ważniejsze od tej jednej, acz wyjątkowej imprezy, to klimat miejsca i jego renoma wśród zajawkowiczów i nie tylko. Klub słynął z ogromnej dbałości o bookingi grającychtu artystów. Sporo uwagi poświęcano także warsztatowi samych didżejów – skupiano się głównie na entuzjastach winylowych setów. Wartym podkreślenia atutem był wspaniały soundsystem i znajdujące się tu „w standardzie” miksery typu rotary. I pomyśleć, że to wszystko znajdowało się w tak niewielkiej przestrzeni…

WOSK zdecydowanie nie był „imprezownią” jakich wiele było wtedy i jakich wiele funkcjonuje także dziś.

WOSK – fot. K Pictures / facebook.com/wosksoundsystem/

WOSK – historia. Opowiadają Pudel i Sąsiad

O miejscu tym najlepiej opowiedzą sprawcy całego zamieszania. Pudel i Sąsiad aka WOSK Soundsystem aka Chłopaki z Sąsiedztwa, doskonale znani na krajowym podwórku didżeje, dzielą się wspomnieniami związanymi z miejscem, którego duch wciąż unosi się nad stolicą Wielkopolski.

Hubert Grupa: Jak wyglądały początki Wosku? Skąd wziął się pomysł na to miejsce?

Pudel i Sąsiad: Pomysł chodził nam po głowie od pewnego czasu. Po zamknięciu oryginalnych 8bitów brakowało nam miejsca, gdzie mogliśmy w pełni dać upust swoim muzycznym fascynacjom. Dopiero kiedy Strut (Michał) przyszedł z konkretnym miejscem na klub, idea mogła się zmaterializować na ulicy Garncarskiej 7. Dzięki pomocy przyjaciół, w krótkim czasie udało się wyremontować i przygotować miejsce pod mały klub.

Klub Wosk Poznań

Jak wspominacie sam lokal, jego wnętrze, wystrój?

Lokal na planie prostokąta był podzielony na dwie strefy – bar i dancefloor. Lokal nie był specjalnie „odpicowany” Długi bar wykończony elementami z drewna i jakieś dodatki. Minimalistyczny w wystroju dancefloor z „drewnianymi panelami na podłodze”, dyskotekowa kula i solidna djka. Dj booth był specjalnie przygotowany pod granie z płyt winylowych (betonowy stół, wygłuszenie etc.), przyzwoity sound system zapewnił mój brat (Paweł) oraz Wicked Sound System (Krzysiu i Łobuz). To dzięki nim WOSK zapewniał dobry odbiór muzyk… Wicked SS do dziś prężnie działa i nagłaśnia wiele klubów Poznaniu.

Jakie brzmienia dominowały? Jakie mieliście założenia przy budowaniu charakteru tego miejsca?

Dominował undergroundowy house / disco / edity w przeróżnych odmianach, ale byliśmy otwarci również na techno / electro i bardziej eksperymentalną elektronikę…

Chłopak Z Sąsiedztwa Boiler Room Poznan DJ Set

Kto z polskiej i zagranicznej sceny miał okazję zagrać w Wosku? Kto zrobił na Was największe wrażenie? Kogo kariera – można by rzec – zaczęła się w Wosku?

Z zagranicznych gości w Wosku pojawili się: Daniel Wang / Justin Van Der Volgen / Red Rack’Em / LEE DOUGLAS / Eddie C / TELONIUS / MAX GRAEF / JACK J (Pender Street Steppers ) / MR BEATNICK/ Soft Rocks / BRADLEY ZERO / Florian Kupfer / PLO MAN / Voisky i inni…

Z polskiej sceny gościliśmy m.in. Jacka Sienkiewicza, Eltrona, Ptaki, RADAR (Olivia, Chino, Kinzo), DJ Mo, Maciek Sienkiewicz, WWW, Jealo, Grobel, Dook, Risky, Hadrian, Mitura, Bejnar, AKME Artur8, MoName, Radek Cyman, Michael Modoolar, Hory, Bumi Phillips, Lutto Lento… oraz oczywiście crème de la crème poznańskiej sceny: Feelaz, Sin, Migano, Mental i Zisa (Kukabara), Petter Von Coil, MUFOT, RAFF, LUK oraz ekipy: I’m So Addicted (Selvy, Elvira, MARFA, DISORDERED, Hania, Kokos, Loba, Józef, Freux…) KARWANA (Rain, Vladimir Kozakov, Julia ,Stinsøn…) oraz oczywiście HRABIOZA!!!

Na pewno kogoś pominęliśmy, za co serdecznie przepraszamy. To właśnie dzięki wysiłkom lokalnych djów udało nam się zorganizować wiele wspaniałych imprez! Oczywiście wielokrotnie odwiedzał nas Zambon z The Very Polish Cut Outs/Transatlantyk -i to również dzięki jego pomocy udało nam się zorganizować parę fajnych zagranicznych bookingów np.: minicykl “FALA”.

Kacper Kapsa Boiler Room Poznan DJ Set

Najbardziej pamiętne imprezy? Najlepsze wspomnienia?

Boiler Room, Sort Rocks (UK) dwudniowy maraton z diggerami z UK, występy Jacka Sienkiewicza, niekończący się sylwester… oraz spontaniczne aftery po pewnym festiwalu filmowym, na które udało nam się namówić Rebolledo & Matias Aguayo!!!

Jak wyglądały kulisy legendarnego już Boiler Roomu w Wosku? Jak do tego doszło?

Boiler Room udało się zorganizować dzięki Rafałowi Groblowi, który w tamtym czasie pracował przy BR Polska oraz Maciejowi Zambonowi z TVPCO. Wszyscy znaliśmy się już wcześniej, a jako, że z TVPCO w zasadzie zawsze byliśmy blisko i “matecznikiem” labelu był Poznań, wybór miejsca był chyba prosty… Było to dość wariackie przedsięwzięcie, ale zakończyło się sukcesem pomimo tego, że transmisja szła przez zwykły modem z kartą SIM.

Jak wyglądał koniec Wosku? Co było jego powodem?

Na zakończenie działalności złożyło się parę czynników ale tym co przelało czarę goryczy były ciągłe kłopoty z sąsiadami ,którzy notorycznie donosili na Policę a ta systematycznie wlepiała nam mandaty za zakłócanie ciszy nocnej…

WOSK – fot. K Pictures / facebook.com/wosksoundsystem/

Zambon o WOSKU: Granie na woskowym soundsystemie było zawsze dużą przyjemnością.

Wytwórnia The Very Polish Cut Outs pojawiła się już wcześniej przy okazji wspomnienia o imprezie z cyklu Boiler Room. Maciej Zambon, głównodowodzący labelem, był mocno związany z Woskiem, o czym opowiedział w paru słowach.

Hubert Grupa: Zdaje się, że WOSK stał się bliskim Ci miejscem. Z jakiego powodu? Co przekonało Cię do tego klubu najmocniej?

Maciej Zambon: Powód był prosty. WOSK otworzyło trzech moich przyjaciół, więc z miejsca wiedziałem, że będzie to miejsce, które będzie miało dobry soundsystem i świetny muzyczny program.

WOSK miał opinię klubu, gdzie stawiało się na jakościowe, winylowe granie. Jak sam określiłbyś klimat tego miejsca, imprez i specyfikę grania w nim?

W pewien sposób WOSK był dla mnie duchowym następcą KUKABARY. Klub był mały, przyciągał fajnych i otwartych ludzi, stawiał na niszową taneczną muzykę elektroniczną. Był jedynym miejsce w Polsce, gdzie na stałe grało się z rotary mikserów i płyt winylowych (jedyny wyjątek chłopaki zrobiły chyba 2-3 razy dla gości, że wystawili CDJ). Granie na woskowym soundsystemie było zawsze dużą przyjemnością.

Niemoc Boiler Room Poznan Live Set

Do dziś WOSK pozostaje jedynym poznańskim klubem, w którym odbył się legendarny cykl BOILER ROOM. Które imprezy – Twoim zdaniem – zasługują na szczególną pamięć? Kto z gości WOSKU zrobił na Tobie największe wrażenie?

W WOSKU przez te niecałe dwa lata istnienia przewinęło się mnóstwo niesamowitych didżejów z zagranicy i polski – kolektyw Soft Rocks, Justin Vandervogelen, Lee Douiglas, Max Graf, Red Rackem, Daniel Wang, Eddie C i wielu innych. Mi w głowie chyba najbardziej zapadli dżentelmeneni z Soft Rocks (którzy grali dwa dni z rzędu) i niesamowity dj set i energia Daniela Wanga.

Żywot WOSKU był krótki, a sam koniec – nagły. Czy obecnie w Polsce brakuje tego typu miejsc? Jeśli tak, to dlaczego?

Uważam, że brakuje na maxa. W Polsce praktycznie nie ma żadnych małych klubów, które stawiają na bardziej niszowe gatunki tanecznej muzyki elektronicznej i które regularnie robią różne ciekawe autorskie bookingi. Po prostu z ekonomicznego punktu widzenia, czas takich miejsc dobiegł końca. Jakościowy house/disco i pokrewne gatunki są całkowicie w odwrocie i w Polsce takiej muzyki słucha garstka osób.

Mental Boiler Room Poznan Live Set

Feelaz o WOSKU: Ciepły soundsystem i rodzinna atmosfera

W bliskim sąsiedztwie WOSKU znajduje się jednej z najbardziej uznanych sklepów z winylami w Polsce – kultowy dziś Vinylgate, prowadzony przez żywą legendę poznańskiej sceny klubowej – Feelaza – którego słowa mogliście przeczytać już kilka akapitów wcześniej w kontekście Cafe Mięsnej. Filip także podzielił się z nami kilkoma wspomnieniami z sąsiadującego z jego lokalem klubu.

Hubert Grupa: Jak trafiłeś do Wosku?

Feelaz: Do Wosku trafiłem… wracając z Poczty. Klub Wosk mieścił się rzut beretem od lokalu, w którym od 2012 prowadzę sklep płytowy Vinylgate, w związku z czym już na dość wczesnym etapie zauważyłem remonty jakie się tam zaczęły dziać. Któregoś dnia poszedłem nadać przesyłki i wracając zobaczyłem znajome mordeczki kręcące się przed lokalem – byli to Pudel i Sąsiad aka (dzisiejszy) Wosk Soundsystem.

Jakie brzmienia tam dominowały w danym miejscu? Co je charakteryzowało?

Muzycznie zarówno klub, jak i publiczność, były bardzo otwarte na różne brzmienia. Wspólnym mianownikiem była jakość i brak „łupania”, co w takiej przestrzeni jak Wosk rozumiało się samo przez się. Wosk wyróżniał na pewno cieplutki soundsystem, rodzinna atmosfera i sama kubatura pomieszczeń, bo w Wosku czasem wystarczyło dosłownie 20-30 osób żeby przebalować noc w super atmosferze!

Co wyróżniało to miejsce na tle innych?

Najbardziej pamiętna impreza to chyba będzie równocześnie ostatnia impreza w tych murach. Jacek Sienkiewicz, po wizycie z Jurkiem Przeździeckim jako Tumult Hands, był tak zauroczony klubem, że od razu zgłosił ogromną chęć powrotu solo… Jako, że terminów było już niewiele, padło na zamknięcie i Drfting LP release party. Niesamowite party zakończone przezabawną przedpołudniową interakcją z autochtonami na ulicy Garncarskiej. Kto był ten wie!

Jak wspominasz koniec Wosku?

W zasadzie wszystko zostało powiedziane kilka linijek wyżej, ale dodam jeszcze, że z wielkim sentymentem wspominam te 1,5 roku funkcjonowania Wosku. Ulica Garncarska już nigdy nie tętniła tak życiem, a lokal po klubie właśnie rozpoczyna 9 rok smutnego żywotu jako pustostan…

Selvy Boiler Room Poznan DJ Set


Opcja

Jeszcze kilka lat temu ulica Półwiejska była tętniącą życiem arterią Poznania. Znajdujące się tu sklepy i restauracje, a także Stary Browar, w którym funkcjonowało m.in. opisywane w pierwszej części SQ, były magnesem przyciągającym tłumy, które na moment zapomniały o Świętym Marcinie, Starym Rynku czy ulicy Wrocławskiej.

Klub Opcja – fot. dzięki uprzejmości Marcina Wróblewskiego

Czasy świetności tej ulicy nierozerwalnie łączą się z klubem, który przy niej prosperował i przez lata był czołowym imprezowo-towarzyskim tyglem stolicy Wielkopolski.

Mieszczący się aż na trzech poziomach klub Opcja przez lata wypełniał się każdego weekendu różnorodną muzyką i przede wszystkim tłumami, które uwielbiały tu przychodzić. Mieszały się gatunki, mieszały się środowiska, a to wszystko w przestrzeni potężnego budynku, w którym można było spędzić całą noc i zaskakiwać się stylistycznym wachlarzem wybrzmiewających tu dźwięków oraz wystrojem każdego z pięter.

Klub Opcja – fot. dzięki uprzejmości Marcina Wróblewskiego

O fenomenie tego miejsca opowiedział mi człowiek będący współautorem jego sukcesu. Człowiek, który od wielu lat pozostaje aktywny na poznańskiej scenie klubowej, w obrębie której opiekował i nadal opiekuje się rozmaitymi lokalami. Specjalnie dla Muno.pl – Marcin Wróblewski.

Opcja. Początki

Marcin Wróblewski: Klub Opcja wystartował 1 października 2010 roku w Międzynarodowy Dzień Muzyki i to z pasji do niej powstał. Na starcie tworzyło go trio: Krzysztof Bendowski, Marcin Kaniewski i ja. Główną ideą było powołanie do życia przestrzeni, w której będą spotykać się różne odmiany muzyki elektronicznej. Znaleźliśmy lokal, który miał trzy poziomy i wtedy już wiedzieliśmy, że chcemy stworzyć tam trzy sceny – każda będzie się charakteryzowała innym podejściem do szeroko rozumianej elektroniki. Po dość mocnym otwarciu, szybko okazało się, że w Poznaniu – jeszcze wtedy – nie było wystarczającej ilości odbiorców tego typu dźwięków i klub po prostu okazał się na to za duży.

Od połowy 2011 roku klub zaczął skręcać w stronę funky disco i hip hopu i było to najlepsze. co mogło się zdarzyć. W roku 2012 klub był już na absolutnym poznańskim topie i nie wypadało w nim nie bywać.

SZPAGARTY 20

Opcja. Przestrzeń

Marcin Wróblewski: Opcja miała trzy poziomy i dość często zmieniała swój wystrój. Autorką każdej odsłony Opcji była współpracująca z nami poznańska fotografka, Monika Lisiecka.

Każda z odsłon była – nie boję się tego powiedzieć – dziełem sztuki której pierwszym zadaniem było opowiadać historię, a dopiero drugim się podobać. Zresztą sztuki plastyczne zajmowały w Opcji miejsce niemniej ważne niż muzyka. Przestrzeń Opcji to ogromne fotografie, kolaże z manekinami, specjalnie wykonane tapety stworzone z przefotografowanych kadrów filmowych, czy też po prostu malowane komiksowe grafiki. Było tego dużo, większość jednak pewnie pamięta słup na środku klatki schodowej, obklejony plakatami z imprez. Ten element wystroju był niezmienny, a cel jego powstania banalny. Chodziło o to, by nikt nie spadł z góry, co pod wpływem alkoholu pewnie mogło by się zdarzyć.

SZPAGARTY 21

Opcja. Brzmienia

Marcin Wróblewski: Opcja była zróżnicowaną dyskoteką z szerokim wachlarzem gatunkowym – od przyjemnych, elektronicznych beatów, do funky, disco, r’n’b i hip-hopu. Obowiązywała jedna podstawowa zasada – byle było tanecznie. Nie wchodziliśmy w obszary około techno czy drum’n’bass, bo to nigdy nie była nasza bajka, choć pewnie pojedyncze tego typu bookingi się zdarzały.

Klub Opcja – fot. dzięki uprzejmości Marcina Wróblewskiego

Opcja. Goście

Marcin Wróblewski: Jeśli chodzi o zagraniczną scenę to najbardziej utkwił mi w pamięci Georg Levin, w sumie głównie dlatego, że mi bardzo na tym zależało, a jak się jest właścicielem klubu i fanem DJa to nawet cyferki nie muszą się zgadzać. Jeśli chodzi o polskich artystów to na pewno nadal nieodżałowany Maceo Wyro, oczywiście z Enveem, kolektyw Beats Friendly, Chikitas Brothers, Kamp! z DJ setem, Mike Polarny, Twister, Warson, Praktyczna Pani, Mixtee i wszyscy lokalsi, których nie sposób tu wymienić.

OPCJA – HIGHLIGHTS

Opcja. Highlighty

Marcin Wróblewski: Najlepsze wspomnienia jeśli chodzi o imprezy to w zasadzie cztery wydarzenia, a może lepiej: jedno wydarzenie, które dla mnie osobiście było ważne, i trzy cykle, które zdefiniowały ten klub.

Zaczynając od cykli to oczywiście nie byłoby Opcji bez Szpagartów, legendarnej już inicjatywy Noriakiego, która wpisała Opcję na mapę polskiego street artu. Oo tym cyklu mógłby powstać osobny artykuł. Drugi cykl to oczywiscie Tańcz Bez Wstydu i jego gospodarz, który zaczynał jako spokojny, wesoły chłopak z Winampem, by później stać się dość szybko najbardziej rozchwytywanym imprezowym DJem w kraju, z diabelsko dobrym czuciem parkietu. To właśnie sety Rubina powodowały, że ludzie potrafili godzinę stać w kolejce do klubu, bez względu na pogodę. Trzeci cykl to też Artur i tutaj razem ze mną, czyli „Hity z Satelity”, takie guilty pleasure z muzyką z lat 90., na długo przed tym, zanim stało się to modne. Zawsze przebranie, zawsze mocny temat przewodni z tamtych czasów zawsze niezbyt trzeźwi, zawsze doskonale się bawiący. Nie pamiętam byśmy kiedykolwiek skończyli „Hity” przed 6 rano.

Natomiat impreza, która najbardziej zapadła mi w pamięć to „No Women No Party” w ramach festiwalu sztuki kobiet No Women No Art. Na parterze i ogródku wystawy, na środku i górze za konsoletami DJki i twórczynie, a do tego projektantki mody z pokazami. Chyba wtedy najbardziej poczułem, że klub może być wspaniałą przestrzenią do robienia rzeczy ważnych. Zdecydowanie inicjatywa Joanny Stankiewicz to był mój ulubiony poznański festiwal, stąd pewnie duży sentyment do tego, że mogliśmy być jego częścią.

Tańcz Bez Wstydu: Hen / Krane / Maqoo

Opcja. Koniec

Marcin Wróblewski: Koniec Opcji wyglądał smutno, końce często tak już mają. Myślę, że my się mocno programowo wypaliliśmy – ludzie, którzy do nas przez 7 lat chodzili tłumnie, pokończyli studia i poszli w życia z rodzaju tych poważnych i rodzinnych. Nowy odbiorca był już mocno cyfrowy, my natomiast bardziej analogowi i w te sociale media to jakoś nie bardzo umieliśmy.

Na pewno nie jest to do końca prawda, ale mam takie wrażenie, że Opcja była takim ostatnim analogowym klubem. Nastąpiła zmiana pokoleniowa, za którą nie nadążylismy. No ale tak generalnie to fajnie było. Dużo przyjaźni i związków w tym klubie powstało i nawet przetrwało, także warto było.


Eskulap, 8 Bitów, Terytorium…

…o tych i innych miejscach przeczytacie w kolejnych odsłonach naszego cyklu. Część trzecia już wkrótce! Tymczasem zapraszam Was do zapoznania się z podobnymi seriami dedykowanymi innym miastom – Warszawie, Wrocławiowi i Krakowowi. Miłej lektury!



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →