Tu bawił się Poznań. Kultowe kluby stolicy Wielkopolski, które zostały zamknięte – cz. I
Nasz wspominkowy cykl dotyczący kultowych miejsc, które budowały scenę klubową w Polsce, a które dziś żyją głównie we wspomnieniach ich bywalców, powoli zmierza do końca. Ostatnia stacja na rozkładzie jazdy nostalgicznego pociągu nie mogła być inna. Kończymy tam, gdzie sami zaczynaliśmy przygodę z clubbingiem - w mateczniku redakcji Muno, czyli w Poznaniu. Zapraszamy Was do pierwszej części zestawienia poświęconego legedarnym, zamkniętym już klubom stolicy Wielkopolski.
Uczestnicząc aktywnie w życiu kulturalnym od blisko dwóch dekad, w tym jeżdżąc na imprezy, koncerty czy festiwale po całej Polsce, wielokrotnie słyszałem od znajomych z różnych krańców kraju, że “Poznań jest elektroniczny”. Niezależnie czy to zdanie wypowiadali ludzie z Krakowa, Warszawy czy Trójmiasta, stolica Wielkopolski miała w ich oczach (i uszach) podobny odbiór. Czy tak faktycznie było? Czy tak nadal jest? Jako rodowitemu mieszkańcowi Pyrlandii trudno mi o obiektywną ocenę, lecz jedno mogę przyznać bez cienia wątpliwości – odkąd pamiętam, w Poznaniu nigdy nie brakowało miejsc z muzyką elektroniczną. Dziś jest podobnie, a obecnie funkcjonujące kluby nierzadko nawiązują, a nawet wprost czerpią z dorobku miejscówek, które zbudowały muzyczną tożsamość miasta nad Wartą.
Elektroniczna historia Poznania – podobnie jak wspomniana rzeka – płynie dalej i choć cykl ten poświęcimy punktom, które już nie istnieją, to jednak ich wpływ na kształt lokalnej sceny, wspomnienia ich bywalców oraz echa imprez, które się w nich odbywały, są żywe do dziś.
Kluby, które przestały istnieć
Podobnie jak moi koledzy z redakcji, którzy napisali podobne teksty o klubach m.in. z Warszawy, Krakowa i Wrocławia, skupiłem się na wybranych miejscówkach – celem tego cyklu nie jest katalogowanie wszystkich punktów w historii danego miasta, w których grana była muzyka elektroniczna. Wybór jest zatem subiektywny, lecz podparty wiedzą i wspomnieniami osób, które były uczestnikami wydarzeń odbywających się w wymienionych miejscach.
Wspomnienia, które wciąż żyją
Już teraz uspokajam najbardziej niecierpliwych i nienasyconych czytelników – to dopiero pierwsza część klubowej antologii Poznania – bodaj najobszerniejszej ze wszystkich, jakie przygotowaliśmy – zatem jeśli jakiegoś klubu nie ma w poniższym zestawieniu to trzymajcie kciuki, by pojawił się w następnej odsłonie.
„A gdzie klub…”
Na koniec uwaga – zestawienie to, publikowane w częściach, nie będzie ani chronologiczne, ani obiektywne. Wybór miejsc, o których postanowiliśmy napisać, zależał jedynie od naszej wewnętrznej decyzji. Dodam także, że nie wszystkie „ciężkie działa” zostały wytoczone na początek – o wielu miejscach, uważanych za czołówkę kultowych klubów Poznania, przeczytacie w kolejnych częściach, zatem bądźcie cierpliwi i uważni. Tymczasem miłej lektury!
Kultowe kluby Poznania, które przestały istnieć.
Część I
Post Dali (I)
Miejsce-legenda. Obok Eskulapu uważane za jedno z kluczowych dla budowy całego środowiska klubowego w Poznaniu i nie tylko. Wpływ Post Dali był odczuwalny w innych miastach Polski.
O fenomenie tego miejsca, jego burzliwej historii i spuściźnie opowiedział mi człowiek, którego można śmiało nazwać ojcem chrzestnym poznańskiego clubbingu. Przed Wami Łukasz „Wookie” Leśniewicz, współodpowiedzialny za sukces Post Dali i wielu innych kultowych lokali (o których jeszcze przeczytacie w tym cyklu).
Post Dali. Początki
DJ Wookie: Rok 1998. Post Dali to była początkowo mała kawiarenka w jednym z podwórek przy ulicy Wrocławskiej. Konkretnie pierwszym podwórku po prawej stronie, wjeżdżając w ulicę od strony nieistniejącego jeszcze wtedy Kupca. Na wybrukowanym podwórku można było wtedy parkować auta. W Post Dali bywało się, ale bardziej na kawę, piwo, randkę w tygodniu. Lokal był bardzo mały, mieścił 6-7 stolików, z tego, co pamiętam, pomalowanych w przekrojony plaster pomarańczy czy innych cytrusów. Dwie małe salki, w jednej bar i dwa stoliki, w drugiej reszta. W takiej formie lokal mógł obsłużyć, powiedzmy, dwudziestu klientów w jednym momencie, ale nigdy tylu na raz tam nie przebywało. Jako pierwszy z propozycją zrobienia tam małej kameralnej imprezy wyszedł chyba Tim (DJ Haze). Impreza całkiem się udała, ale właścicielka, Pani V. chyba trochę się przeraziła liczbą gości i niespecjalnie była chętna na powtórki.
Musieliśmy ją długo namawiać na odpalenie kolejnych, winylowych imprez. W końcu daliśmy radę, myślę, że jednak aspekt finansowy wygrał z lękiem o opanowanie mas w lokalu.
I tak zaczęły się złote lata tego miejsca, miejsca które stało się legendą nie tylko w Poznaniu, ale w całej „house’owej” Polsce.
Post Dali. Ekipa
DJ Wookie: Wielka czwórka dbająca o muzyczne zamieszanie to wspomniany już DJ Haze – Walijczyk, na stałe mieszkający w Poznaniu, DJ Mental, DJ Shamut i ja, DJ Wookie. Od tej pory co środę odbywał się cykl Tima Funky Chilly, a w piątki i soboty „hausior”y zawsze z dwoma, rotującymi rezydentami z wymienionej czwórki. W czwartki też coś działało, ale nie pamiętam dokładnie co – była to raczej cisza po środowej burzy przed weekendową zawieruchą.
Post Dali. Imprezy
DJ Wookie: Myślę, że należy wspomnieć, że był to specyficzny okres w klubowo-elektronicznym Poznaniu. Rok 1999 był dla hausiarzy dramatyczną posuchą. Chwilowo przestał działać stary Eskulap, gdzie wcześniej co weekend kręciliśmy techno/house’owe imprezy co weekend. A kiedy ruszył, odbywały się tam już tylko imprezy techno z Tresorami na czele. Właściwie jedynymi słusznymi house’owymi imprezami były organizowane mniej więcej raz na dwa miesiące imprezy „House In” w kawiarni Starlight Cafe, mieszczącej się na piętrze w pierwszym poznańskim Multikinie – Multikino 51.
Coś tam próbowali rozkręcać Mental z Fade w Rock and Roll (chyba tak się nazywał ten lokal) w budynku Starego Browaru – tego prawdziwego Starego Browaru na Półwiejskiej, zanim został na nim postawiony nowy, obecny, czyli galeria handlowa. Ale ta rockowa „melina” to nie było właściwe miejsce dla kolorowych ludzi lubiących potańczyć do elektroniki. Były to jeszcze czasy, że miejsca, w których graliśmy – nazywane przez nas klubami – były oddzielane grubą kreską od wszechobecnych dyskotek. A zatem to, że w dyskotece Jack co czwartek odbywało się tzw. house party, niewiele obchodziło większość ludzi chodzących do Post Dali, bo na „jackowej dysce” przez całą noc trudno było znaleźć jeden porządny house’owy numer – grano tam raczej tzw. dyskotekowe housy (nie mylić z disco house ). No i przede wszystkim ludzie byli z dyskotek, a podstawową zaletą wszystkich imprez był właśnie brak tego dyskotekowego „elementu” i wszechobecnych zadym.
Także wracając do Post Dali, był to bardzo dobry moment na start takich imprez. Tym samym w lokalu, w którym mieściło się w jednym momencie około 80 osób, na stojąco oczywiście, przewijało się przez noc około 250 osób. Część pulsowała na dancefloorze w środku, a reszta stała na zewnątrz, na dziedzińcu, popijając, paląc i uprawiając gadki-szmatki. To był absolutny fenomen, bo praktycznie co środę i co weekend był tam poznański crème de la crème towarzyski.
Jako, że imprezy wypaliły, zaczęliśmy zapraszać też gości z innych miast w Polsce. Na zagraniczne nazwiska nie było opcji finansowej, ale krajowa czołówka regularnie z nami grywała. I chyba nie było niezadowolonego gościa, bo granie w tak małym miejscu dla rewelacyjnie reagującej publiki, której pierwszy rząd tańczył zresztą jakieś 15 centymetrów grającego, zawsze daje mega satysfakcję i napędza do jeszcze lepszego miksowania. Przyjeżdżali Seb Skalski, Robert Dinn, Glasse (cała trójka prowadziła program „Houserka w Radiostacji), Sixa, Keta, Ricardo, Tenessee, Fresh i wielu innych.
Post Dali. Najlepsze momenty
DJ Wookie: Jeśli chodzi o te najlepsze zapamiętane imprezy, to naprawdę trudne pytanie, bo większość była tam świetna i naprawdę nie jestem w stanie tego ocenić, grając tam tak często.
Imprezy grane w „PiDi”, bo tak się w skrócie mówiło, („idziemy do PiDika”) to oczywiście głównie house i pochodne, aczkolwiek ze względu na dużą popularność gatunku, był tam też grany 2step garage i speed garage. Zwłaszcza przeze mnie, bo byłem fanem gatunku i dostawałem w tamtych czasach sporo „winylowych „promówek” z od Luke’a Coke’a z pewnej agencji z Londynu. Zresztą i Haze i Shamut też lubili złamać beat 2stepem.
Post Dali. Koniec
DJ Wookie: Co do końca, to końców było dla jak mnie kilka. Ten bardziej subiektywny, to koniec współpracy z klubem Shamuta i mnie, co swoją drogą zaowocowało powstaniem PussyDoga. Dla nas te imprezy potem nie były już takie same, choć obiektywnie patrząc nadal się kręciły z kolejnymi djami, ale chyba przez rok, maksymalnie dwa.
A głównym powodem końca był fakt, że właściciele postanowili się rozwijać i najpierw stworzyli Post Dali na Św. Marcinie, jedno piętro a potem drugie. Także mała „klitka” nie była już nikomu potrzebna i umarła śmiercią naturalną. „Nowe” Post Dali się skończyło po otwarciu przez właścicieli klubu BlueBerry na parterze, co było ostateczną ewolucją Post Dali i największym z tych lokali.
SQ
Jedyny polski klub, który regularnie pojawiał się w rankingach Resident Advisor i DJ Mag dla najlepszych klubów na świecie, nie wspominając o wygranych w plebiscycie Munoludy. Im dłużej nie ma go na mapie Poznania, tym trudniej pojąć jak mogło do tego dojść, skoro grali tam tacy giganci jak Carl Craig, Nicolas Jaar, John Digweed, Hernan Cattaneo, Paul Kalkbrenner, Magda, Steve Bug, Jamie Jones, Anja Schneider, Joris Voorn, Pan Pot, Audiofly, Troy Pierce, Soul Clap, Damian Lazarus, Omar S, Guy Gerber, Ltj Bukem, Wolf&Lamb, James Zabiela, Solomun, Cassius, Matthew Herbert, Ellen Allien, Fritz Kalkbrenner, DJ Shadow czy Róisín Murphy… Lista zawierająca równie mocne nazwiska mogłaby być jeszcze kilkukrotnie obszerniejsza. Przez długie lata żaden polski klub nie będzie w stanie pochwalić się podobnym dorobkiem, co SQ.
Skupiając się na tym klubie, głos oddamy wieloletniemu promotorowi tego miejsca, postaci nierozerwalnie łączonej z SQ. Przed Wami Igor Niemczyk.
SQ. Początki
Igor Niemczyk: SQ zostało dostrzeżone również za granicą. W 2008 roku klub zajął 67. miejsce w rankingu prestiżowego portalu Resident Advisor – Worlds Best Club 2008, a w 2009 roku – 97. miejsce w plebiscycie World’s Best Club 2009 według Dj Mag UK.
SQ zainaugurowało swoją działalność we wrześniu 2005 roku. Była to niejako kontynuacja działań włodarzy klubu, którzy odpowiadali do 2004 roku za wydarzenia odbywające się w klubie Eskulap. Od początku stawialiśmy na wysokogatunkową elektronikę, zapraszając co weekend nazwiska z najwyższej światowej półki, co było wtedy ewenementem na polskim rynku klubowym. Klub szybko zdobył uznanie nie tylko publiczności, ale też branżowych mediów, czego dowodem były liczne nagrody w kraju: Klub Roku 2006 według Aktivist, Klub roku 2007 według polskiej edycji DJ Mag czy Klub Roku 2009 według Muzikanova.pl (wcześniejsza nazwa Muno.pl – przyp.red.).
SQ. Lokal
Igor Niemczyk: Klub zlokalizowany był w podziemiach Starego Browaru, stąd kultowe już „widzimy się na minus dwa”. 😉 Wnętrza były minimalistyczne, z charakterystycznym elementem wystroju, czyli kolorowymi kafelkami za dj’ką, które po liftingu klubu (bodajże w 2012 roku) zostały zastąpione przez ekrany LED, które rozciągały się na całej długości main roomu. Wyróżnikiem było chyba najlepsze wtedy w Polsce nagłośnienie. Uzupełnieniem głównej sali była druga, mniejsza, pełniąca funkcję chillroomu.
SQ. Brzmienia
Igor Niemczyk:Od początku istnienia SQ naszym założeniem było prezentowanie szerokiego spektrum muzyki elektronicznej. Mianownik był jeden – jakość. W naszym programie coś dla siebie znaleźli zarówno fani połamanych dźwięków d’n’b i breaks (imprezy Illegalbreaks i Breakbeat Propaganda), fani house (cykle The Backroom, Resume, Welcome. i Decadence), jak i mocniejszych brzmień (cykle Automatik Night i Welcome.)
Oprócz imprez didżejskich mocno stawialismy na muzykę na żywo, głównie poprzez cykl SQ Live. Koncertowo wystąpili u nas m.in.: GusGus, Who Made Who, Matthew Herbert, Jan Blomqvist, M83, Kosheen, Parov Stelar, Little Dragon czy Jamie Lidell.
Z nieukrywaną dumą dodam, ze jako pierwsi w Polsce ściągnęliśmy do nas HVOB, zanim jeszcze stali się sławni (wystąpili u nas potem jeszcze dwa razy) i Nicolasa Jaara.
Nie zapominaliśmy też o polskich „nowych talentach”. Swoje pierwsze koncertowe kroki „|na dużej scenie” stawiała u nas Rosalie. i Bass Astral & Igo.
SQ. Goście
Igor Niemczyk: Chyba łatwiej byłoby wymienić, kto w SQ nie zagrał.
Z zagranicznych artystów warto wylistować name’y takie jak: Solomun, Paul Kalkbrenner, Adriatique, Jamie Jones, Ame, Dixon, Claptone, Booka Shade, Nicolas Jaar, Hernan Cattaneo, John Digweed, Ellen Alien, Tiga, Carl Craig, James Zabiela, Goldie, Miss Kittin, Roni Size, Ltj Bukem & Mc Conrad, Superpitcher, Jimpser czy Guy J.
Wielu artystów wystąpiło w SQ kilkakrotnie na przestrzeni tych 15 lat: Pan-Pot (trzy razy), Michael Mayer (trzy razy), Oliver Koletzki (trzy razy),Damian Lazarus (dwa razy), Anja Schneider (trzy razy), Steve Bug (trzy razy), Kollektiv Turmstrasse (trzy razy).
W tamtym okresie (2005-2015) zaproszeni artyści byli pod ogromnym wrażeniem niesamowitego klimatu imprez, świeżości publiki, co często przekładało się na to, że przedłużali swoje występy. Do historii przeszła impreza z Jorisem Voornem, który zamiast zakontraktowanych 2 godzin zagrał… 8-godzinnego seta. Podobnie wizyta Nica Fanciulli’ego, który swojego seta miał kończyć ok. 2:00, a przedłużył go do… 8:00!
Bez kozery mogę przyznać, że artyści po prostu lubili tutaj wracać.
Polskich artystów długo by wymieniać. Jako ciekawostkę powiem tylko, że nasz fantastyczny eksportowy duet Catz 'n Dogz grywał u nas jeszcze jako 3Channels.
Cassius – SQ Poznań
SQ. Highlighty
Igor Niemczyk: Warto wspomnieć, że SQ to nie tylko imprezy w klubie. Od początku chcieliśmy być czymś więcej, wielkie znaczenie miała dla nas społeczność go tworząca. Dlatego, swoimi działaniami wychodziliśmy poza mury Starego Browaru. Niezapomniane były letnie turnusy SQ na Hellu. kiedy to na kilka dni lipca i sierpnia przejmowaliśmy beach bar na kempingu Solar na Płw. Helskim. Kultowy już stał się coroczny, letni cykl imprez na urokliwym Dziedzińcu Zamku Cesarskiego, czyli SQ na Dziedzińcu. Zimą z kolei zorganizowaliśmy SQ reLAAX – alpejski wyjazd do szwajcarskiego Laax, podczas którego, po dziennych aktywnościach na stoku, wieczorami stery muzyczne przejmowali didżeje związani z klubem. And last but not least – działania zewnętrzne w Starej Rzeźni, ale o tym już w osobnym wątku. 😉
Wracając do pytania: imprez było tyle, że ciężko wybrać tę najlepszą. Na pewno wyróżniłbym imprezy związane z naszymi urodzinami (a każde świętowaliśmy cyklem wydarzeń). Klimat na nich był niepowtarzalny, cytując słowa Toma Middletona (które umieścił na kartkach, które następnie powiesił za dj’ką), było wtedy „czuć ten miłość w ta muzyka”. 😉
Szczególnym sentymentem darzę też imprezowe cykle, których byłem współtwórcą (wraz z duetem Conradq & Juniore z muno.pl), tj. Decadence i Welcome.
Welcome. #3 pres. Âme @ SQ klub [aftermovie]
SQ. Koniec
Igor Niemczyk: SQ miało umowę najmu ze Starym Browarem do lipca 2020 roku, w planach było solidne podsumowanie tych 15 lat działalności, kilka imprez pożegnalnych z zaprzyjaźnionymi z klubem artystami. Niestety pandemia mocno pokrzyżowała plany związane z tzw. closingiem.
Bardzo żałuję, że miejsce, które odcisnęło duże piętno na polskiej scenie i ukształtowało niejeden gust muzyczny nie miało okazji podziękować i godnie się pożegnać. Ale uważam, że dopóki pamięć o SQ trwa, dopóty to nic straconego. 😉
Nicolas Jaar – Muno.pl Launch Party
Conradq i Juniore o SQ
Kilkoma wspomnieniami podzielili się twórcy Muno.pl – Konrad i Alex Kubaczewscy, którzy jako Conradq i Juniore pełnili rolę DJ-ów-rezydentów klubu SQ, a także kształtowali program tego miejsca m.in. za sprawą autorskich cykli czy bookingów.
Uczestniczyliście w życiu klubowym Poznania jeszcze przed rozpoczęciem działalności przez SQ. Pojawienie się takiego klubu było rewolucją na lokalnej scenie?
Conradq & Juniore: Przede wszystkim rewolucją jakościową – w SQ wszystko było tworzone stricte pod miejsce przeznaczone do imprez klubowych – światła, nagłośnienie, bar, dekoracje, stanowisko VJ i przede wszystkim DJ’ka na obu salach, choć to oczywiście ta na głównej spełniała wszystkie mokre sny DJ’ów (XD). Odsłuch na najwyższym poziomie, centralne miejsce w klubie tylko nieznacznie podniesione w stosunku do parkietu, tak by mieć bliski kontakt z publicznością, najnowszy sprzęt zarówno jeśli chodzi o gamofony, CDJ’e czy mikser, nawet zamykane drzwiczki, które czasami powstrzymywały niechcianych gości 😉 Było również miejsce na backstage’u pieszczotliwie nazywane pokoikiem, które pozwalało gwiazdom odwiedzającym klub, przygotować się przed występem. A przewinęło się ich przez SQ całe rzesze – od Johna Digweeda, Hernana Cattaneo, Paula Kalkbrennera, Sebastiana Legera, Jorisa Voorna po kochanych przez poznańską publiczność Toma Middletona, D.Ramireza i innych. Co tydzień grał ktoś wyjątkowy – co tydzień dopisywała frekwencja.
Zjechaliście niemal cały kraj uczestnicząc lub grając na imprezach. Co wyróżniało SQ na tle pozostałych miejscówek funkcjonujących w latach świetności poznańskiego klubu?
Conradq & Juniore: Największym kapitałem tego klubu była publiczność, która w latach 2005-2010 sttanowiła o czołowej pozycji poznańskiego clubbingu na mapie Polski. To był niesamowity czas, również dla nas – przeżyliśmy niesamowite chwile, przygody i poznaliśmy mnóstwo pięknych ludzi.
Sami byliście również odpowiedzialni za program artystyczny SQ – którą z imprez, które organizowaliście, wspominacie najlepiej? Kto z zaproszonych przez Was gości zaprezentował się najmocniej w Waszej opinii?
Conradq & Juniore: Organizowaliśmy wiele imprez w SQ – od weekendowych Muzikanova Night, coroczne Urodziny Muno,pl, Polish Kartel czy Welcome. po kultowe ŚRODingi, które pozwalały zagrać w SQ polskim DJ’om. Co do zagranicznych nazwisk – na pewno fajnie było zaprosić, spędzić czas i zagrać wspólnie z Solomunem, Dixonem czy Tigą. To były niezapomniane noce…
Kukabara
Miejscówka, która funkcjonowała przy znajdującej się w centrum Poznania ulicy Piekary, była absolutnie wyjątkowa, by nie napisać awangardowa, przez co trudna do jednoznacznego skategoryzowania. Choć jej żywot nie należał do najdłuższych, a sam klub nie istnieje już przeszło dekadę, pamięć o nim jest ciągle żywa. O wspomnienia z nim związane postanowiłem zapytać postać, która obok Jacka „Mentala” Brodziaka, założyciela i właściela, jest bodaj najmocniej kojarzoną z tym miejscem – osobę, która angażowała się w niemal wszystkie aspekty życia klubu, pełniąc przede wszystkim rolę DJ-rezydenta i swego rodzaju impresario. Robert Trochimiak, znany jako Zisa, do dziś jest aktywnym artystą grającym w wielu poznańskich klubach, lecz to z Kukabarą jego związek był najmocniejszy. Przekonajcie się o tym czytając jego wspomnienia.
Kukabara. Początki
Zisa: Początki były pustawe. Od otwarcia jesienią 2003 roku do Sylwestra 2003 tłumów nie było (eufemistycznie rzecz ujmując). Mental twierdzi, że sytuacja obróciła się o 180 stopni od imprezy sylwestrowej, na której grałem właśne z nim, Bushą i Kiwi (moją przyjaciółką, która od dawna już nie udziela się didżejsko, ale jej kolekcja płyt nieustająco mnie frapuje). Początkowo Kukabara przyciągnęła środowisko bliskie poznańskiej ASP. Wówczas ci stali bywalcy byli studentami, dziś są wykładowcami, a niektórzy z nich cenionymi artystami. Klub był mega otwarty na różność. Przyciągał otwartością i emanował nowością.
Kukabara. Lokal
Zisa: Klub był na ul. Piekary 12A. Ulokowany w nie za dużej kamienicy. Wchodziło się do niego po kilku stopniach bezpośrednio z ulicy. O ile pamiętam, był na planie zbliżonym do litery L. Wchodząc miało się przed sobą salę ciągnącą się w głąb lokalu, lekko z prawej strony, niemal vis-a-vis wejścia był dość długi bar, a wzdłuż niego parkiet taneczny, z dj-ką ustawiona pod ścianą, chyba w narożniku. Wnętrze klubu nie było podzielone na oddzielne pomieszczenia, była to raczej “zintegrowana” przestrzeń. Te wszystkie moje “chyba” i niepewności wynikają z dużej odległości czasowej. Bo klub Kukabara pojawił się w Poznaniu dokładnie 20 lat temu. Wydaje mi się, że wystartował w październiku 2003 roku.
Jeśli chodzi o sam wystrój, to był raczej “nienachalny”, tzn. nie było tam nic “krzyczącego”, wyzywającego czy jakoś specjalnie wyróżniającego się. Oczywiście to moje zdanie. Kolory ściany były – o ile sobie przypominam – w tonacji zgaszonego/brudnego różu lub w palecie spokrewnionej z różową barwą. Na pewno nie były tak wyraziste jak logo klubu – rozmyta, jaskrawo-różowa kropka.
W “parkietowej” części klubu, pamiętam, że na ścianie (co potwierdzają zdjęcia z imprez) namalowany motyw odcisku palca, linie papilarne zaczerpnięte z plakatu dołączonego do jednej 12” wydanej na francuskim labelu Kill The DJ Records.
Kukabara. Brzmienia
Zisa: Kukabara to był bardzo eklektyczny muzycznie klub. Na pewno przez jakiś czas. Wymienię teraz kilkanaście gatunków, które tam można było usłyszeć. Oczwyście nikt tego tak nie szufladkował. Żeby odpowiedzieć na Twoje pytania, musiałem sobie przypomnieć płyty, które wtedy puszczałem w Kukabara. I te przywołane style muzyczne pochodzą z opisu tych płyt. A więc: Electro House, Electroclash, Electro, Leftfield, Indie Rock, Disco, French House, Deep House, Tech House, Downtempo, Dance-Punk, Punk Funk.
A jak to wyglądało “w praktyce”? Rozmawiałem z Mentalem i Zambonem o tym niedawno, żeby sobie to wszystko przypomnieć. I dzięki ich pomocy mogę teraz Ci to opisać. W środy grał dj Busha. Busha puszczał (i robi to nadal) bardzo organiczne brzmienie. Lubi disco, funk, groove, house i okoliczne klimaty. W środku tygodnia miał swój dzień w Kukabara, kiedy grał takie “miękkie” klimaty. Był to bardzo popularny cykl. W czwartki było mocniej. Wtedy za dj-ką dominował Petter von Coil z popularnego 20 lat temu kolektywu Das Erste Dance. Piotrek serwował wysokiej próby Deep House łamany na Tech House. Wiadomo, że nie było to aptekarskie podejście – pojawiały się też płyty disco, disco-house, techno i wszystko, co lubił. A że muzyczne spektrum miał szerokie – to i różne rzeczy puszczał. Weekendy należały do gości lub rezydentów, czyli Mentala i mnie. Przez jakiś czas na pewno tak było. Oczywiście nie graliśmy w każdy piątek i sobotę, ale rzeczywiście – dość często. My puszczaliśmy podobne płyty, jak inni, ale z czasem zaczęły dominować w naszych case’ach brzmienia spod znaku DFA, Kill The DJ, Tigersushi, Output etc. Skręciliśmy w stronę “preelectrodiscopunk” – dużo punk funk, dużo electroclash, dużo electro. I coraz więcej mroku. Zaczęliśmy grać muzykę, której nikt za bardzo wtedy nie grał w Poznaniu, a może i w Polsce. Czasem zdarzało mi się puścić coś polskiego. Trochę dla “beki”, trochę z przekory – jakiegoś Franka Kimono, Obywatela GC (typu “Paryż-Moskwa 17:15”). Jednak te nagrania nie robiły wtedy furory na parkiecie…
W pewnym momencie pojawił się Zambon. Przyszedł któregoś razu i zapytał Mentala, czy może pograć w Kukabara, bo ma trochę płyt. Dostał wtorki do dyspozycji. Można śmiało powiedzieć, że przy ul. Piekary 12A przez jakiś czas imprezy kręciły się od wtorku do soboty.
Kukabara. Goście
Zisa: Żeby odpowiedzieć na to pytanie, znowu musiałem posiłkować się konsultacjami z Mentalem i Zambonem. Z tego co “ustaliłem”, mogę wymienić trochę zapraszanych postaci. Polska: WWW (SideOne), Artur8, Soul Service, Rebus, No 107. To Dj-e. Ale były też koncerty: Dick 4 Dick, Bajzel, Mitch & Mitch, Muchy, The Car Is On Fire, Miloopa. Zagranica: Seelenluft, Desney Bailey, Hwa Young, Wolfram (chyba).
Kukabara. Highlighty
Zisa: To bardzo trudne pytanie. Bo przez prawie 3 lata sporo setów tam zagrałem/zagraliśmy. Jednak chyba najbardziej utkwiła mi w pamięci impreza pod szyldem Tequila Sound Rise (może dlatego też, że jest dość dobrze udokumentowana fotograficznie). Tutaj należy się krótkie wyjaśnienie nazwy i “idei” tego wydarzenia. W tamtym okresie pracowałem w agencji reklamowej, której nazwa była identyczna z nazwą popularnego alkoholu. Było tam jeszcze 3 kolegów, którzy też puszczali płyty: Dj Discobart (Das Erste Dance), Dj JULL i Dj Sofa. Pojawił się pomysł, żeby wykorzystać zbieżność nazw i zrobić imprezy pod tym szyldem. Udało zdobyć się “sponsora”, który zapewnił sporą ilość wspomnianego alkoholu. Wymyśliłem “promocję”, która polegała na tym, że tequila będzie za darmo dla każdego, kto zdecyduje się wypić tzw. “body shota”.
Co się wydarzyło podczas tej imprezy, przeszło największe wyobrażenia o tym, co może się wydarzyć. Widział to kukabarowy bar, na którym kładły się osoby do body shotów i pewnie nieliczni, którzy cokolwiek pamiętali z tego wieczoru.
Kukabara. Koniec
Zisa: Powodów było pewnie kilka. Być może nakładały się na siebie. Albo “uzupełniały”. Główny był prawdopodbnie związany z tym, że właściciel nieruchomości przy ul. Piekary 12A planował zrobić generalny remont budynku i nie był zainteresowany dalszym wynajmowaniem lokalu pod klub muzyczny. Pewnie nie bez znaczenia było też swego rodzaju “wypalenie/przepalenie”.
Kukabara we wspomnieniach Zambona
O parę słów poprosiłem także osobę, która – można rzec – w Kukabarze rozwinęła swoje skrzydła. O kim mowa? Przed Wami Maciej Zambon.
Jak trafiłeś do Kukabary? Co sprawiło, że zacząłeś regularnie wpadać do tego miejsca?
Zambon: Do Kukabary trafiłem jesienią 2003 roku (chyba było to otwarcie lub zaraz po) za sprawą mojej bardzo dobrej koleżanki, którą dostała tam pracę za barem. Klimat, ludzie, a przede wszystkim muzyka sprawiya, że zacząłem bywać tam regularnie. Klub z miejsca zastąpił Post Dali (wtedy na Wrocławskiej) jako moje ulubione miejsca na mapie Poznania.
Angażowałeś się w życie lokalu, bywałeś i grałeś na wielu imprezach. Które wspominasz najlepiej? Kto zrobił na Tobie największe wrażenie?
Zambon: W 2004 roku zacząłem tam grać regularnie i bywałem tam praktycznie co najmniej raz w tygodniu. Najlepiej chyba wspominam te, na których sam grałem – najczęściej razem z Metalem i Zisą (którzy na początku mojej didżejskiej “kariery” byli dla mnie swego rodzaju mentorami). Pamiętam też ż e duże wrażenie robiły na mnie sety Rebusa i No.107, Seelenlufta czy kolektywu Das Erste Dance lub koncert Dick4Dick.
Czym wyróżniała się Kukabara na tle ówczesnych i dzisiejszych klubów?
Zambon: Kukabara zdecydowanie wyróżniała się na ówczesne czasy w Poznaniu (gdzie królował tech house i vocal house) nieoczywistą muzyką, którą grali tam zapraszani didżeje. Można było tam posłuchać electro, French touch, disco, punk funku i wielu innych gatunków, które w innych miejscach pojawiały się sporadycznie albo wcale. Dodatkowo miejsce miało siłę kreować swoje własne muzyczne “hity”, które znali wszyscy bywalcy. Mental był bardzo otwarty na nowych didżejów i ciągle szukał młodych talentów (zresztą w ten sposób ja tam dostałem szansę zagrania) – zawsze przesłuchiwał demówki, które dostawał od ludzi. W dzisiejszych czasach, gdzie liczą się zasięgi na Instagramie i znajomości, wydaje mi się to całkowicie nie do pomyślenia. Dodatkowo Kukabara była przystanią dużej części środowiska poznańskiego ASP i ogólnie ludzi, którzy lubili nieoczywistą muzykę – to tworzyło tam świetny i wręcz rodzinny klimat.
Strefa Kultywator
Na koniec tej części pozycja mniej oczywista. Tu pozwolę sobie na prywatę. Strefa Kultywator była miejscem, które do dziś sam darzę wielkim sentymentem. Nie bez powodu.
Trafiłem tu przypadkowo, za namową znajomych, jakoś w okolicy roku 2013. Oszczędna przestrzeń lokalu, mocno w duchu DIY, sprawiała wrażenie przytulnej i otwartej do aranżowania na różnego rodzaju okazje. Z czasem zacząłem wpadać coraz częściej, a gdy przeprowadziłem się zaledwie dwie ulice od samego lokalu – stałem się jego regularnym bywalcem. Właścicielka klubu, Joanna, wiedząc o dziennikarskiej zajawce mojej i Przemka Budnika, zaproponowała abyśmy wraz z redakcją Brand New Anthem, którą wówczas współtworzyliśmy, zaczęli razem organizować koncerty młodych polskich artystów, których wspólnie uznaliśmy za wartych zaproszenia. W ten sposób swoje pierwsze występy w Poznaniu zaliczyli m.in. raczkujący The Dumplings czy xxanaxx, a solowo w stolicy Wielkopolski zadebiutował Król. Wspólnie tworzonych wydarzeń było znacznie więcej, lecz nie w tym rzecz.
Uznałem, że Strefa Kultywator jest miejscem wartym przypomnienia przede wszystkim dzięki swojej otwartości na współpracę z innymi osobami i podmiotami – dziennikarzami, animatorami i kuratorami, kolektywami, redakcjami, itd. Każdy mógł czuć się tu swobodnie, a włodarze tego miejsca, wraz ze znakomitą ekipą barmańską, dokładami wszelkich starań, by razem tworzyć tu rzeczy szczególne. Dziś tego typu przestrzeni ogromnie brakuje, nie tylko w Poznaniu.
Strefa Kultywator we wspomieniach Łukasz Kowalki
O wspomnienia postanowiłem poprosić osobę, która była mocno zaangażowana w życie Strefy Kultywator i która jest przykładem postaci, z którą to miejsce połączyło siły, by dać miastu coś wyjątkowego. Łukasz Kowalka, DJ i dziennikarz znany Wam m.in. współprowadzenia cyklu Munocast, wspótwórca Dusznego Grania oraz dyrektor artystyczny innego poznańskiego klubu, a mianowicie Rewirów, tak zapamiętał miejsce zlokalizowane przy ulicy Zielonej.
Jak trafiłeś do Strefy Kultywator? Co sprawiło, że zacząłeś regularnie wpadać do tego miejsca?
Łukasz Kowalka: Pamiętam, że o Strefie Kultywator pierwszy raz usłyszałem ze względu na koncerty. To było miejsce, w którym grała raczkująca scena indie-elektroniki w Polsce, m.in. The Dumplings, xxanaxx. Potem przyszły bookingi dj’skie, takie jak Kixnare, Flirtini, ekipa U Know Me records. Miejsce kupiło mnie mieszanką hip-hopu i elektroniki. Sam wtedy z twardego fana rapu, bardzo mocno wchodziłem w brzmienia elektroniczne. Klub tez miał super ekipe na barze. Bardzo szybko poczułem się tam jak w domu.
Angażowałeś się w życie lokalu, organizowałeś w nim swoje imprezy. Jak je wspominasz? Kogo udało Ci się zaprosić na nie?
Łukasz Kowalka: W Strefie Kultywator pierwszy raz wystąpiłem w roli dj’a, pierwszy raz tez zorganizowałem imprezę (J Dilla Tribute z koncertem Night Marks Electric Trio). Tam tez odbyły się pierwsze urodziny audycji Duszne Granie. Mam wielki sentyment do tych wydarzeń. Na pewno to było miejsce, w którym mogłem się sprawdzić i oprócz organizacji imprez beatbattle.poznan z Hubertem Tasem, dało najwięcej szans na starcie.
J Dilla Tribute – Strefa Kultywator
Oprócz własnych imprez, które eventy wspominasz najlepiej?
Łukasz Kowalka: Najlepiej wspominam imprezę z Kixnarem, który był tuż po premierze piosenki Gucci Dough. Jest nawet dość zabawny filmik na YouTube z tej imprezy. Widać na nim też mnie, w dość optymistycznym usposobieniu. Impreza i czas o tyle szczególne, zż chwile później Kixnare kazał usunąć piosenkę z portali (chyba ze względu na zbyt duży sukces) i później już rzadko słyszałem ten numer.
Czy w jakimś sensie Strefa Kultywator była miejscem unikalnym na mapie Poznania? Wyróżniała się czymś szczególnym?
Łukasz Kowalka: Ciężko powiedzieć. Mój odbiór jest bardzo subiektywny. Tak, jak wspomniałem, zaliczyłem tam wiele pierwszych razy. Program w stu procentach odpowiadał moim zainteresowaniom, świetnie się tam czułem. Spotykałem tam pierwszy raz ludzi, z którymi łapaliśmy wspólny vibe i trwa to do dziś. Nie było świetnego nagłośnienia, wnętrze również nie miało jakichś spektakularnych cech.
xxanaxx – Broken Hope (live at Strefa Kultywator)
Jak wspominasz koniec tego miejsca? Czy brakuje go na mapie Poznania?
Łukasz Kowalka: Bardzo żałuje, ze nie udało się przeciągnąć funkcjonowania klubu jeszcze kilka miesięcy. Lokal zamknął się chwile przed boomem na krajową muzykę alternatywną, pojawiło się dużo nowych zespołów, wystartował festiwal Spring Break. Myśle, że Strefa kultywator była idealna przestrzenią, żeby stać się kultowym miejscem dla ludzi, którzy śledzili lokalna scenę, chodzili na koncerty, a od dyskoteki wymagali trochę więcej niż hitów, które wszyscy znają.
Eskulap, Cafe Mięsna, Stara Rzeźnia, 8 Bitów, Opcja…
…o tych i innych miejscach przeczytacie w kolejnych odsłonach naszego cyklu. Część druga już wkrótce! Tymczasem zapraszam Was do zapoznania się z podobnymi seriami dedykowanymi innym miastom – Warszawie, Wrocławiowi i Krakowowi. Miłej lektury!