Muno TeleGram: VIDNO: „Branża musi bardziej doceniać rodzimych artystów”

Wywiad
VIDNO - MunoTelegram

Czy czeka nas zmiana układu sił na lokalnej scenie? Jakich błędów nie powinni popełniać początkujący producenci? Co zrobić, by zwrócić na siebie uwagę wytwórni? Ile godzin trzeba spędzić w studiu, by odnieść sukces? Czy social media wspierają, czy jednak psują scenę? Jakub Sawicki aka VIDNO podzielił się z nami swoimi doświadczeniami i przemyśleniami związanymi z minionym rokiem, a także udzielił kilku wskazówek, które mogą przydać się wielu osobom, zarówno tym początkującym, jak i doświadczonym. Zapraszamy na kolejny wywiad z cyklu Muno TeleGram.

Jakub Sawicki to postać, która na polskiej scenie klubowej zdecydowanie nie należy do grona anonimowych. To człowiek-instytucja odpowiedzialny za wiele projektów zainaugurowanych na przestrzeni wszystkich lat funkcjonowania na rodzimym podwórku. Swoimi muzycznymi fascynacjami dzieli się jako VIDNO. Pod tym aliasem, Sawicki od lat dostarcza jakościowego brzmienia, które spotyka się z aprobatą w kraju i zagranicą. Płocki producent nie spoczywa na laurach. Jego wydawnicze CV jest coraz obszerniejsze, a kolejne EPki pojawiają się nakładem co bardziej uznanych oficyn. Zwłaszcza ostatnie miesiące były dla Sawickiego niezwykle płodne. Ogrom nagranego materiału trafił już do słuchaczy i spotkał się z pochlebnymi opiniami. Wygląda na to, że to nie koniec. VIDNO wciąż się rozkręca i niezależnie od pandemicznych zawirowań, nie zamierza zwalniać.

Jakub Sawicki aka VIDNO

Jakub Sawicki aka VIDNO – fot. Piotr Terebiński

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

VIDNO. Światowa pasja do lokalnych działań

Mówiąc o Sawickim, nie można pominąć jego wkładu w lokalną scenę, jako jej swego rodzaju animatora. Audiobar czy Dom Muzyki to tylko niektóre marki, za którymi stoi płocki muzyk. O ich kulisach opowiadał nam już niejednokrotnie. Każde spotkanie z Sawickim to kopalnia nowych informacji. Niewiele jest osób, które z równie dużą pasją pochodzą do angażowania się w lokalną scenę. Tutaj warto podkreślić, że ogromna większość działań Sawickiego dotyczy jego rodzinnego Płocka. To m.in. dzięki niemu to miasto może żyć elektroniką nie tylko w czasie Audioriver Festival. Gdyby w każdym mieście podobnych rozmiarów funkcjonowali ludzie z równie sporym zacięciem, wówczas polska scena klubowa rozwijałaby się na znacznie większą skalę niż tylko w kilku najważniejszych miastach kraju.

VIDNO – wywiad

Jakub Sawicki aka VIDNO opowiedział mi o minionym roku, wydawniczym urodzaju i przemyśleniach na temat kondycji rodzimej sceny. Zapraszam do wywiadu!

Hubert Grupa: Za nami wyjątkowy i ciężki rok. Jednak w Twoim wypadku trudno mówić o złapaniu chwili oddechu. Nagrywałeś, wydawałeś, ogółem zajmowałeś się wieloma projektami, w dodatku na różnych płaszczyznach. Co najbardziej pochłonęło Cię w roku 2020?

Jakub Sawicki aka VIDNO: Każdy ma chyba niedosyt klubowo-festiwalowy w tych dziwnych czasach pandemii. To był trudny rok, ale jako producent mogę życzyć sobie podobnego. Łącznie wypuściłem dwadzieścia dwa tracki, oprócz jednego – wszystkie zagranicą. Wydałem cztery EPki, w tym w USA, Rosji czy Belgii. Kilka tracków wypuszczonych na składakach, za free, w postaci remiksów czy editów w UK, Rosji, Belgii i Niemczech… Nagrałem podcasty dla mojego wydawcy Suprematic, dla Deep House Moscow, czy też w kraju dla Dźwiękochłonni…. Chyba mogę powiedzieć, że wydawnictwa były na pierwszej pozycji, ale i do setów przysiadłem.

Czy intensywne działania wydawnicze miały miejsce dlatego, że rok 2020 dał Ci na nie więcej czasu i sił przerobowych? Czy może od początku planowałeś skupić się na publikowaniu swojej muzyki?

Pewnie samo się nasuwa, że skoro tyle wydałem, to dlatego, że miałem na to czas, bo przyszła pandemia i każdy miał więcej czasu, gdyż siedział w domu. U mnie było na odwrót. Większość wydawnictw to wynik mojej pracy z przełomu 2019/2020, a od pierwszego lockdownu właściwie odpoczywałem od studia… Za to intensywnie wróciłem do gry w tenisa ziemnego. Obecnie pracuję nad nowym materiałem, bo mi korty zamknęli. 🙂

VIDNO. Highlighty roku 2020

Odbijmy piłkę w drugą stronę. Czego nie udało Ci się zrealizować w ubiegłym roku przez wiadome zjawiska lub inne, równie niespodziewane sytuacje? Czy miałeś w zanadrzu plany, które muszą jeszcze zaczekać na swój czas?

Chyba nie ma takiej rzeczy, którą nazwałbym, że nie zrealizowałem, bo to się nieustannie realizuje. Pandemia dała więcej oddechu i czasu na skondensowanie pomysłów. Jedyne czego żałuję to to, że dostałem mnóstwo propozycji bookingowych w miejscach/festiwalach/miastach, w których nigdy nie byłem, a pandemia to wszystko pokrzyżowała. Mam nadzieje, że to wszystko wróci i się tam pojawię. Palce skrzyżowane. Za to bardzo dobrze wspominam klub Sixa i Nową Rezydencję – świetne miejsca.

Prócz zajmowania się własną twórczością, ufam, że miałeś czas na poszukiwanie i poznawanie nowych dźwięków. Czy jest coś lub ktoś, kto w szczególności zrobił na Tobie wrażenie?

Nieustannie szukam nowych dźwięków i inspiracji. Surfuję po SoundCloudzie, Bandcampie, YouTube. Czasem ktoś z przyjaciół napisze o czymś, co właśnie wyszło. Praktycznie codziennie odkrywam nowych artystów czy labele, co później pozwala mi określić mój materiał.

Poza elektroniką szukam alternatywy, ale w ostatnim czasie sporo słucham także rapu. Chyba w 2020 najbardziej zapętlił mi się album Włodiego z producentem 1988. Właśnie kupiłem winyl. Dodam tylko, że stara szkoła „daje radę”: Sokół, Pezet, Jwp. 🙂

Jeśli chodzi o elektronikę to wesprę naszą scenę i powiem, że Enigmatic idzie bardzo do przodu jako producent. Jaram się. Jeśli chodzi o DJs to Aksamit i Autronom to mój top! To jest mój gust, jeśli chodzi o klimat stricte techno.

VIDNO: Nadchodzi nowe rozdanie na lokalnej scenie

Ubiegły rok minął pod znakiem wielu dyskusji toczących się wewnątrz polskiego środowiska klubowego, którego też jesteś członkiem i raczej nieanonimową postacią. Pandemiczna sytuacja pozwoliła na to, by głębiej spojrzeć na realia tego środowiska, jego kondycję i kierunek, w którym zmierza. Jakie są Twoje najważniejsze przemyślenia z tym związane?

Z mojej strony dodam, że na początku pandemii ufałem, iż pojawi się większa wola integracji i współpracy. Tymczasem z biegiem kolejnych miesięcy nie dało się nie zauważyć coraz częstszych konfliktów i rozłamów. Finalnie wiele osób zdecydowało się jedynie zadbać o samych siebie.

Myslę, że taka też natura ludzka. Kiedy sprawy są „na ostrzu noża”, każdy walczy o przetrwanie. Niektórzy w grupie, a inni sami sobie radzą, a jeszcze inni po prostu odpuszczają. Bacznie obserwuję i czytam poglądy artystów, promotorów i całej branży. Wszyscy w tym tkwimy. Widzę te rozłamy, widzę też hipokryzję, często płynącą od osób, które z nią walczą. Bardzo ciężkie, trudne i nerwowe czasy.

Uważam jednak, że zgoda buduje, rozmawiajmy. Nadchodzi nowy porządek świata, i a proces zmian trwa też na całym rynku muzycznym. Będzie nowe rozdanie wśród organizatorów, będą nowe rozwiązania, które pozwalą na reanimację naszej elektronicznej kultury, etc. Na pewno o czasach przed pandemią możemy zapomnieć. Być może minie jeszcze kilka lat, zanim będziemy mogli nazwać to normalnością.

Konflikty będą zawsze, wynikające z indywidualnego podejścia do produkcji eventów, różnic cech charakteru. Każdy też ma inne oczekiwania pod względem zarabiania pieniędzy na techno  lub robieniem tego dla funu. Złożona sprawa, jak ten cały lockdown i Covid.

Jesteś już doświadczonym producentem, który nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony różnych wytwórni. Jeśli miałbyś podzielić się dwoma radami – co robić i czego nie robić jeśli chodzi o próbę zwrócenia na siebie uwagi wydawców – to co Twoim zdaniem byłoby najistotniejsze w tym zakresie?

Godziny w studio trzeba wysiedzieć. Muzyka potrzebuje czasu i powietrza. Nie da się pewnych spraw przyśpieszyć. Trzeba pokory przy tym i cierpliwości. Zerkam na poczynania  niektórych (bez personalnych wycieczek) i myślę, że powinni się skupić na produkcji, a nie na PR. Nie
ta kolejność ma miejsce, co powinna.

Tylko to jest trochę jak z udzielaniem rad przez rodziców. Dziecko i tak postąpi po swojemu, a po latach przyzna rację. Sam początek miałem bardzo trudny i po części się przyznaje do błędów. Za bardzo chciałem. Dziś nic nie przepycham. Bez ciśnienia – niech samo płynie. Polecam. 🙂

VIDNO. Sukces? Ciężka praca i odrobina szczęścia

Zapytałem o to nie bez powodu. Dość często spotykam się z pewnego rodzaju postawą ze strony współczesnych twórców. Żyjemy w czasach, gdy dostępność narzędzi do tworzenia muzyki, a następnie do jej dystrybuowania, nigdy nie była większa. Nagrywasz track na laptopie, wrzucasz na Soundcloud i rozsyłasz gdzie się da. Ponadto media społecznościowe umożliwiają łatwe dotarcie do nas labeli czy mediów. Jednak – wnioskując po opinii większości producentów i producentek – odbijają się oni od wytwórni jak od ściany. Latami tworzą i wysyłają swoją muzykę bez skutku. Gdzie leży problem? Czy to faktycznie wina nadprodukcji muzyki? A może, zamiast na siłę próbując zwrócić uwagę wytwórni, pierwszy krok powinien zostać wykonany samodzielnie? Wiesz, metodą DIY – nagranie paru EPek, wrzucenie ich za darmo do sieci i docieranie przede wszystkim do słuchaczy, nie do wydawców.

Nie wiem czy mogę takich rad udzielać, bo nie uważam się za wybitnego, ale mam takie przemyślenia: jest takie motto poznańskiego Vinylgate Recordstore „Don’t go with the flow” (pozdrawiam Feelaza!). Świetnie to oddaje moją wizje.

Wielu producentów idzie drogą utartą i pchają się tam, gdzie takich jak oni są całe tłumy. Zaczynają produkcję i już chcieliby coś wydać, przykładowo u Solomuna, Lee Buridge czy Tale of us. Czasem się tam nie pasuje, a czasem po prostu kontakt jest bardzo utrudniony. Ale próbować trzeba. Zresztą do jednego z tych labeli bardzo możliwe, że zaraz przebije się nasz krajan. Bardzo mocno trzymam za niego kciuki. 😉

Dopasować się do wytwórni to jedno, zdobyć kontakt to dwa, ale jeszcze trzeba się czymś wyróżnić. Stworzyć własny styl, jakość, markę, myśleć „out of the box”. Eksperymentuj, szukaj pomysłu, który pozostanie na lata, a nie będzie jednym z wielu i zostanie zapomniany po tygodniu. Ciężko pracuj. a przy odrobinie szczęścia uważaj, bo marzenia się spełniają. Jeśli coś nie poszło, to nie znaczy, że Cię tam nie chcą, tylko, że za mało zrobiłeś w tym kierunku. To jest cały klucz. 🙂

Ja np. w ogóle nie robię muzyki, żeby gdzieś się dopasowywać, a niektórzy od tego zaczynają. No i raz w roku biorę udział sobie w jakimś konkursie na remix. Nie mam z tym problemu. To poszerza mi horyzonty. Co do wrzucania swojej muzy za free jest bardzo ok, pod warunkiem, że idzie za tym jakość.

VIDNO. Trafić z muzyką do właściwych osób

Żyjemy w erze niezależnych wytwórni, zwłaszcza internetowych. W ubiegłym roku sporo czasu poświęciłem na rozmowy z wydawcami z Polski, zarówno z tymi dopiero zaczynającymi swoją przygodę, jak i z tymi o już ugruntowanej pozycji na rynku. Niemal wszyscy mówili o tym, że nie jest to zajęcie, które można zeskalować na zysk. To bardziej realizacja pasji, próba kreowania gustów, spełnienie marzenia o tym, by promować najbliższą sobie muzykę. Ewentualny zysk jest efektem ubocznym, miłą nagrodą za dobrze wykonaną robotę. Ty zaś – jako twórca, który wydawał w wielu labelach – zapewne zauważasz rzeczy, które mogą przesądzić o sukcesie lub niepowodzeniu danej wytwórni, czy konkretniej wydawnictwa. Co by to było? Sam jako dziennikarz dostrzegam błędy jakie wydawcy popełniają, np. w zakresie promocji muzyki.

Cała pierwsza część pytania jest jak najbardziej trafna. Nikt się nie nastawia na zysk, a jeśli jakikolwiek ma być – to się pojawi, ale bardzo długofalowo i miło o ile w ogóle będzie.

Natomiast jeśli chodzi o sukcesy i niepowodzenia, widzę pewne zjawiska. Zaczną od tego, że niektórzy wcale nie chcą promocji. Jest to swoisty underground, z którego techno się wywodzi. Jestem wychowankiem starej szkoły i zarazem gramofoniarzem, i choć dziś gram z płyt dużo rzadziej, to nadal widzę głównie w tym środowisku brak parcia na promocje. Ci co mają znaleźć tę muzykę, to ją znajdą.

Mam wiele płyt, które są niewiadomego pochodzenia. Jest label, dystrybucja i nic więcej. Nie wiesz kto jest producentem nawet. Etykieta lub okładka jest po prostu czysta. To też jest piękne. Muzyka po pierwsze! Mało tego, często sprzedaż nakładu jest tylko „hand to hand”. Także błędy promocyjne są pojęciem względnym. Jeśli jednak ktoś tej promocji chce, to gołym okiem widać, że niewystarczająco zrobił w tym kierunku, żeby się to udało. To jest mnóstwo pracy, którą trzeba włożyć na długo przed wydawnictwem, żeby nie przeszło to bez echa. Sam pomysł ma bardzo duże znaczenie, social
media, grafika, zajawki, teasery, klipy, merch itd. Tych narzędzi jest dostępny teraz cały wachlarz. Trzeba pomyśleć do kogo chce się trafić i co dalej zrobić po takim wydawnictwie. Chyba, że jest to całkiem eklektyczne, co też jest spoko.

VIDNO. Nowe projekty na horyzoncie

Wygląda na to, że rok 2021 nie będzie różnić się znacząco od swojego poprzednika. Co to oznacza dla Ciebie? Jakie plany i cele założyłeś sobie na rok 2021?

Pierwszy cel to chyba rozwój mojego „nowego dziecka”, jakim jest event Techno Molo, który się pojawił w ubiegłym roku. Przerodzi się to chyba w festiwal. Pracujemy nad tym z przyjaciółmi.

Mam nadzieje, że pandemia w końcu uwolni na tyle możliwość organizacji, że odbędzie się Audioriver Festival. To jest ważne dla mnie, mojego miasta czy też Audiobaru jako naszej imprezy towarzyszącej od 9 lat. Palce skrzyżowane za klub Dom Muzyki, który będę chciał podnieść, jeśli tylko będą zdjęte obostrzenia.

Pojawi się też mój bardzo osobisty projekt, który siedzi mi w głowie od 1,5 roku, ale chciałbym o nim opowiedzieć przy następnej okazji, jeśli będzie sposobność.

VIDNO: Branża musi doceniać swoich

Na koniec pozwólmy sobie pomarzyć. Do czego najbardziej tęsknisz, jeśli chodzi o rzeczy czy zjawiska znane sprzed pandemii? A może jest też coś, co masz nadzieję, że zniknie razem z pandemią – coś, co powinno zniknąć już dużo wcześniej?

Trochę tęsknię za graniem, za 3-godzinnymi warm-upami, za którymi przepadam, jeśli mam supportować. Na pewno za samym przebywaniem z ludźmi, z którymi mogę wymienić poglądy i doświadczenia. Niektórych rok nie widziałem. Kontakt przez social media jest okrojony i sztuczny.

Chciałbym, żeby polska branża doceniała bardziej rodzimych artystów. Pisała o nich, nagłaśniała nasze mniejsze i większe sukcesy, nie tylko
tych znanych, ale i tych maluczkich. Ja wiem, że pewne rzeczy się klikają, ale jeśli mają chcieć nas zagranicą czy chociażby pisać o nas, to musimy zacząć od własnego „ogródka”. Chciałbym, żeby nasza scena wyróżniała się na świecie, coś na kształt rumuńskiego minimalu. Mam taką maksymę, której jestem wierny od czasów, kiedy zaczynałem przygodę z techno jeszcze jako słuchacz – #supportyourlocaldjs.

Na tym zakończę. Bardzo dziękuję za ten wywiad, Hubert. Pozdrawiam wszystkich, którzy we mnie wierzą, podążają ze mną, pomagają mi i po prostu są!


Fot. Piotr Terebiński



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →