Bshosa: Sztuka DJ-ingu to przekazywać ludziom euforię na parkiecie w inteligentny sposób

Bshosa - fot. instagram.com/bshosa.jest.brzozowski
News

Urodziny Michała Brzozowskiego aka bshosa zawsze były grudniowym highlightem w kultowym klubie 1500m2 Do Wynajęcia. Grali na nich m.in. Ben Klock, Midland czy DJ Koze i Robag Wruhme. W złotych czasach warszawskiego clubbingu Michał był niewątpliwie czołową postacią: DJ-em, promotorem, dziennikarzem muzycznym. Współtworzył detroitZDRóJ, który robił legendarnie imprezy w klubie 55, występował w najlepszych klubach i festiwalach. Po latach, wciąż ma wiele do powiedzenia na temat zarówno starych czasów, jak i współczesnej kondycji rodzimej sceny.

Już 9 grudnia, w pięknej, pałacowej przestrzeni przy ulicy Nowy Świat 63 w Warszawie, na dwóch piętrach świętować będziemy urodziny Bshosy. Z tej okazji prezentujemy wam wyjątkowy wywiad, w którym dowiecie się więcej o nowej miejscówce, która dotąd była nazywana „najbardziej prestiżowym pustostanem”. Bshosa zdradził, czemu przestał chadzać na imprezy w stolicy, opowie co jest sexy w zawodzie DJ-a oraz o kopiowaniu trendów muzycznych . Przypomni też czasy, gdy żaden szanujący się klub nie wpuściłby na backstage DJ-a z torebką marki typu high-fashion.

44-te urodziny pod słynnym warszawskim adresem

Artur Wojtczak: 9 grudnia organizujesz swoje 44 urodziny w miejscu, które zaczynasz animować – Nowy Świat. Na początku opowiedz jak to się stało, że ten słynny warszawski adres będzie miejscem działań twoich i twojej ekipy.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Bshosa (Michał Brzozowski): W bardzo prosty sposób! Otóż wygraliśmy przetarg na stworzenie tu domu kultury. To był naprawdę wielowątkowy wniosek – zobowiązaliśmy się do remontu przeprowadzonego pod kuratelą konserwatora miasta stołecznego Warszawy i zobowiązaliśmy się tym samym do realizacji programu artystyczno- kulturalnego, który będzie atrakcją dla mieszkańców Śródmieścia i nie tylko. A w zamian dostaliśmy umowę najmu na preferencyjnych warunkach na kolejnych 10 lat. W tej chwili jesteśmy na etapie modelowania przestrzeni – tworzenia takich zrębów programowych, projektowania architektonicznego, wyszukiwania niestandardowych rozwiązań, by stworzyć takie miejsce – nazwałbym to: miejsce kultury trochę bez precedensu, czyli multimedialne, nowoczesne, a jednocześnie z poszanowaniem tej historycznej tkanki – tej klasycystycznej, pałacowej, która jest w tym budynku. Są to więc duże wyzwania, duża przygoda i jednocześnie duże możliwości. Totalna niestandardowość, czyli coś, co kocham! (śmiech)

Centrum kultury w pałacowych wnętrzach

Tutaj – na ulicy Nowy Świat 63 mieściła się słynna kawiarnia, powstała w 1954 roku, zaprojektowana przez Zygmunta Stępińskiego. Ostatnie lata były dla tego miejsca pechowe – była bez najemcy i nazwana została „najbardziej prestiżowym pustostanem”. Kiedy powstał w twojej głowie pomysł, by powołać fundację i stanąć do konkursu?

Ja się stęskniłem za animowaniem kultury! Do tego ta cholerna tęsknota, by wrócić z czymś nieszablonowym. Wiesz, ja już od dłuższego czasu byłem zmęczony tym, że odszedłem od muzyki i odszedłem od kultury niezależnej i zacząłem bardziej doradzać korporacjom, a tym samym koncentrować się na trochę innych aspektach życia. Nagle ta możliwość, ta idea, by zająć się Nowym Światem – to samo do mnie przyszło! Bo po prostu trafiłem na ten konkurs ogłoszony przez radę dzielnicy Śródmieście. Byłem totalnie uwiedziony tym miejscem. Zresztą pokochałem je już za czasów, gdy był tu lokal Nowy Wspaniały Świat prowadzony przez Krytykę Polityczną – to było za czasów działania klubu 1500m2.

Wszystko to, co się działo w tej miejscówce, było takie niegrzeczne, artystyczne – rzekłbym nawet – artystowskie. Tu się szło na bifor i tam było jakieś takie jedzonko i tam zaczynało wieczór. Połowa mojego staffu ze Sto900 pracowała w Nowym Wspaniałym Świecie i przyszła do nas po jego zamknięciu – tak więc miałem bardzo bliskie związki z tym miejscem – jak zresztą pewnie połowa alternatywnej Warszawy.

W momencie zamknięcia NWŚ, jakby przestały mnie interesować losy tej kamienicy – została pusta i ten fakt jest dużą rysą na pięknym obliczu miasta Warszawy. Natomiast z tego, czego zdążyłem się dowiedzieć w rozmowach z burmistrzami, chodziło tu głównie o problemy legislacyjne, o roszczenia i procesy, które się toczyły o to miejsce. To był taki trochę klincz. A że ten lokal wymaga tak dużych nakładów inwestycyjnych, to żeby je odrobić, najemca musiał mieć zapewnioną bardzo długą umowę najmu. A przez to, że były cały czas procesy wynikające z roszczeń o odzyskanie tego przez byłych czy obecnych spadkobierców czy nawet potomków tychże spadkobierców, to miasto stołeczne Warszawa bało się zaoferować komukolwiek długotrwałej umowy przez lata. Aż pojawił się bezpieczny moment na decyzje o konkursie i ofercie długoterminowej umowy najmu (bo tylko taka potrafi zapewnić mu odpowiednią dbałość o detal i odnowienie, a także program który można budować latami) i ja trafiłem w taki moment kiedy miasto się na to odważyło.

Bshosa – fot. instagram.com/bshosa.jest.brzozowski

Miejsce egalitarne, nie elitarne i wyjątkowe

Jaki masz plan na rozwój tego miejsca?

Muszę koniecznie wspomnieć, że do współpracy zaprosiliśmy architekta – Jarosława Trybusia, który niejako opisał nam całą historię tego miejsca. Przypomniał nam te wszystkie tradycje historyczne: pierwsze pokazy mody w Warszawie, pierwsze wieczory z kabaretem i literaturą. To wszystko powinno mieć znowu swoje miejsce i ten klub będzie poświęcony kulturze. I chciałbym, by było to miejsce egalitarne, a nie elitarne.

Chciałbym, żeby faktycznie stało się takim miejscem, do którego okoliczni mieszkańcy Śródmieścia uczęszczają równie chętnie jak hipsterzy, milionerzy, turyści. By było miejscem, na najwyższym poziomie, takim, która przyciąga, a nie onieśmiela. I niech będzie miejscem wyjątkowym.

Huczne urodziny: dwa poziomy w kamienicy, Function One i czołówka sceny

Najbliższa impreza to twoje huczne urodziny – kilkunastu DJ-ów zagra aż na dwóch poziomach, przy świetnym nagłośnieniu. Czego jeszcze możemy oczekiwać?

Pomysł na to na uruchomienie aż dwóch poziomów tego miejsca wynika z prostej przyczyny: to miejsce ma działać w przyszłości na obu poziomach i podczas imprezy urodzinowej chcemy to trochę sprawdzić. Od czasu wygrania konkursu, czyli gdy podpisaliśmy umowę w maju i pozyskiwaliśmy ekspertyzy, to ja wymyśliłem sobie jakiś koncept działania tego miejsca i funkcjonalności, wiedząc jak ono ma działać (to znaczy wiem gdzie powinna być gastronomia, gdzie powinny być wydarzenia kulturalne, gdzie klubowe. Tymczasem już podczas urodzin chcemy sprawdzić tak naocznie jak ono „zachowuje się wewnętrznie, plastycznie”, jak układa się światło, itd. Wyobraźnia to piękna rzecz, ale może nas tak samo nagradzać jak mylić! (śmiech)

Dodam też, że drugie piętro było wcześniej nieużywane, bo nie było tam mediów, i zobaczymy jak ta przestrzeń „zagra” przy tak dużym soundsystemie. A impreza będzie – mam nadzieję – przypominać te z 1500m2 – będziemy tańczyć jakby miało nie być jutra, z uśmiechami na twarzy.

Przywrócić unikalny vibe klubu 1500m2

Ja przestałem trochę chodzić na imprezy w Warszawie, Na pewno nie chodzę z taką częstotliwością jak kiedyś, ale przychodzi do mnie bardzo dużo osób i mówi, że fajnie się rozwinął ten klubowy klimat Warszawy od czasu jak my się zamknęliśmy, bo jest dużo więcej klubów, dużo więcej publiczności, ale tamten unikalny vibe jakby nie wrócił.
Mamy Jasną 1, Smolną, Pragę Centrum, ale wydaje mi się, że takiego połączenia „loftowo-pałacowo-berlińskiego” brak i musimy je temu miastu przywrócić!

1500m2 / arch.

Czego oczekuję w sobotę? Tysiąca uśmiechniętych mordeczek. Części z nich pewnie od 4 lat nie widziałem. Oczekuję upewnienia się, że wszyscy nasi ludzie, z którymi kończyliśmy 10 lat temu, jeszcze nie jeżdżą na wózkach i nie chodzą o kulach i nadal mogą tańczyć! (śmiech)


A poza tym chciałbym się też przekonać o tym, że to młode pokolenie umie się bawić nie gorzej niż my ja. Jestem totalnie podjarany nie tylko nadchodzącą imprezą, ale zobaczeniem tego, co stało się przez ostatnie pięć lat – od momentu, gdy przestałem organizować imprezy.

1500m2 / fot. arch.

Kultura klubowa łączy się z określonym, niezdrowym lifestyle’em

W ostatnich latach znany byłeś bardziej jako restaurator aniżeli DJ. Co prawda nie zapominałeś o tym skąd przyszedłeś, jakie masz korzenie – tak było np. w przypadku mixtape’ów, jakie były rozdawane w La Lato. Nie brakowało ci przez te lata tych emocji związanych z graniem w klubie?

Ja sobie to trochę inaczej w międzyczasie ułożyłem, m.in. oddałem się w szpony world music i jazzu. A Imprezy zastąpił w moim życiu… surfing, który daje tak samo dużo adrenaliny. Hmmm… pewnie w jakiś sposób mi tego wszystkiego brakowało. Zresztą na początku funkcjonowania Na Lato też robiłem tam imprezy: Catz 'n Dogz mieli tam rezydenturę, grał Prosumer, było trochę takich niczym z Panorama Bar.

Bshosa – fot. instagram.com/bshosa.jest.brzozowski

Natomiast też mnie zmęczyła ta kultura klubowa, bo ona się też łączy z pewnym lifestyle’em – „z chodzeniem późno spać albo niechodzeniem spać” i po prostu to jest dość wyczerpujące fizycznie. Teraz chciałbym w ogóle to wznieść na taki jakiś inny, wyższy poziom.

Rozmawiałem o tym też ostatnio z Jackiem Sienkiewiczem, którego też interesują ostatnio bardziej artystyczne projekty multimedialne aniżeli gra w klubach. To już chyba też następny krok dla mnie, jako że mnie interesuje to daleko bardziej niż impreza techno sensu stricte.

Nie interesuje mnie natomiast na pewno wyścig szczurów muzyki klubowej – ja już tam byłem, a w życiu nie lubię się cofać. Dlatego marzę o mariażu muzyki elektronicznej, abstrakcyjnej czy eksperymentalnej ze sztuką. A przestrzeń przy Nowym Świecie daje ku temu wiele możliwości.

Czy bshosa wraca na dobre za decki?

Czy ta najbliższa impreza może oznaczać twój stopniowy powrót za decki?

Myślę w jakiejś formie pewnie tak, ale już nie dwa razy w tygodniu i bez jeżdżenia po Polsce. Może festiwale? Nie zadawałem sobie tego pytania, więc najlepiej tych rzeczy w pewnym momencie nie planować, tylko zobaczyć co się zadzieje. Lubię, gdy rzeczy i działania dzieją się organicznie. Ta odpowiedź nadejdzie sama. Aha, dzwoniłem ostatnio do Seba Skalskiego, swego partnera produkcyjnego, proponując mu, że musimy niebawem coś nagrać razem. I obaj zajaraliśmy się tym pomysłem.

1500m2 4life!

Byłeś pomysłodawcą i mózgiem stojącym za kultowym klubem 1500m2 do wynajęcia. Jak dziś wspominasz tamte lata grania i działalności promotorskiej?

Najpiękniejszy był ten ciągły rozwój! My ciągle coś wymyślaliśmy! Codziennie przekształcaliśmy przestrzeń w coś innego. Mieliśmy butik modowy, który za 3 miesiące był warsztatem rowerowym. Mieliśmy nie mieć knajp, a zaraz mieliśmy dwie. Pracowaliśmy z jakimiś ambasadami w ogóle tego nie planując takich działań.

Przyjeżdżali do nas artyści, którzy potem wpisywali występ u nas w top 10 najlepszych klubów na świecie! I takie rzeczy dzieją się, gdy masz do czynienia z charakternymi przestrzeniami, niewyremontowanymi, gdy ci się nie śpieszy. Nie masz na głowie jakichś zobowiązań – dla mnie to była absolutnie chyba najwspanialszy czas w Warszawie!

1500 to był przez lata jedyny klub z elektroniką w Warszawie, potem powstała Nowa Jerozolima, Smolna.

Niedzielne klubowanie – Warsaw hustles harder!

Ty pokazywałeś też ludziom, że można tańczyć w niedzielę podczas dziennych imprez „Warsaw Hustles Harder”, a Warszawa ten zwyczaj dopiero niedawno na dobre przyswoiła, czego przykładem jest Splot Słoneczny, Chaos czy Oko

Dokładnie tak było! Natomiast nie wiem, czy jest sens aż tak wspominać – trzeba tworzyć nowe rzeczy i niech będą ciekawsze bądź równie ciekawe, jak te, które wspomniałeś! (śmiech)

Powtarzane trendy w muzyce i torebki Louis Vuitton na backstage’ach

Jaka jest największa różnica pomiędzy klubowaniem z początku lat 2000 i obecnie?

Teraz jest bardziej popowo, bo np. house to jest bardziej muzyka mainstreamowa… House’owy beat jest w każdym nowym kawałku Beyonce… Nie ma porównania z tym, gdzie byliśmy w tym w roku 1998 z tą muzyką, a gdzie jesteśmy teraz – to jest inna epoka.

Z drugiej strony to ja nadal na przykład uważam, że najfajniejszy wypad, to ten w niedzielę rano do Panorama Baru (albo nawet w poniedziałek rano!), gdzie ci ludzie nadal się tak bawią, jak się bawili 10 lat temu. I może to są nawet nadal ci sami ludzie! (śmiech)

Jestem trochę konserwatywny – gdy obserwuję nowe trendy w muzyce, to widzę, jak ona jest po prostu bardzo powtórzona. Jak ja się totalnie wkręcałem w minimal techno w 2004 roku, to Ricardo Villalobos czy Luciano zaczęli być wtedy tacy wielcy grając tę chillijską muzykę na abstrakcyjnych minimalowych bitach. I teraz patrzę na to, co robi Keinemusik, które na takich samych minimalowych bitach puszcza meksykańskie czy afrykańskie refreny – to w zasadzie… jest to samo, tylko minęło 17 czy 19 lat.

Z wyjątkiem faktu, iż wtedy Ricardo czy Luciano odrzucali bycie brandowanym, a tymczasem teraz Adam Port jest twarzą Cartier! To jest ta różnica! Kiedyś DJ z torebką Louis Vuitton nie zostałby wpuszczony na backstage żadnego festiwalu, tymczasem teraz DJ-e potrafią pokazać w social media, jak zapieprzają na pokazy mody Balenciagi

Są to może gwiazdy i grają super muzykę, ale poświęcają tyle samo uwagi na kreowanie swego wizerunku na Instagramie, co tworzeniu muzyki.

Chwała im za to – wiem, że czasy się zmieniły – ale w roku 2000 musiałeś mieć managera, który to wszystko za ciebie robił, bo byłeś tak wystrzelony w kosmos, że nawet nie pozwalałeś sobie robić zdjęć. A teraz chodzisz na imprezy po to, by sobie robić zdjęcia. I to jest podstawowa różnica.

Bshosa – fot. instagram.com/bshosa.jest.brzozowski

DJ-ing jest sexy? To bardzo oszukujący zawód

Jak postrzegasz fakt, że tak wiele osób chce zajmować się DJingiem? Co czyni tę profesję tak sexy?

Łatwość, przystępność, egocentryzm. To karmienie swojego ego, gdyż nawet będąc miernym DJ-em umiesz wzbudzać emocje i kreujesz hype wokół siebie, a ludzie machają łapami. To bardzo oszukujący zawód. Czytałem niedawno wywiad z Craigiem Richardsem.

Twierdził on, że „powinno zabronić się grania muzyki ludziom przed 40. rokiem życia. Gwarancją wpuszczenia kogoś za decki powinna być bowiem najpierw konsumpcja tej muzyki, zaprzyjaźnianie się z nią i nieustanny research, który trwać powinien 20 lat.”

Bo tylko wtedy wygrywasz z własnym ego, jesteś już za stary, by się kłócić o pewne rzeczy, nie obchodzi cię, jak postrzegają cię młode laski na parkiecie, bo robisz to dla muzyki. A jak masz 20 lat to myślisz fi***m.

Ulubione klasyki klubowe bshosy

Jakie 3 klasyki klubowe są twoimi ulubionymi i wciąż – mimo upływu lat – działają na parkiecie?

Na pewno Big Fun Inner City. Jako drugi Show Me Love Robin S. i pewnie Ribcage Dubfire. Dwa house’owe i jeden techno.

Nie ma parkietu na świecie, który nie zareagowałby pozytywnie na tracki Robin S. i hymn Inner City.

Tam jest tyle dobrej energii, że nie da się nie tańczyć. Trzeba by być chyba głuchym by tego nie wychwycić. Do tego dodajmy instant-classic Jeffa Millsa The Bells.

Pamiętajmy też, że sztuka DJ-skiego diggingu polega na tym, by w secie grać rzeczy nieznane, ale to wszystko polega na tym, by ludziom na parkiecie w inteligentny sposób przekazywać euforię. DJ dyskotekowy potrzebuje zagrać 20 hitów w jednym secie, a  dobry DJ klubowy może nie przemycić w ciągu dwóch godzin ani jednego bitu, który znają ludzie, a  mimo to wprowadzi tych ludzi w ekstazę.

Dlatego twoje pytanie o 3 klasyki jest z jednej strony proste, a z drugiej: nie o to chodzi w undergroundowej muzyce elektronicznej.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →