Jak wyglądają zarobki DJów/DJek w Polsce, a jak powinny? [część I]

fot. materiały własne
News

Temat jest o tyle obszerny i skomplikowany, co niewygodny i obgadywany jedynie po kątach. Pieniądze są wciąż sprawą, o której w kontekście polskiej sceny klubowej nie potrafimy otwarcie rozmawiać. Czas to zmienić. Kto i ile zarabia za granie imprez w kraju? Co wpływa na wysokość stawek? Jakie pieniądze oferują kluby? Co w sytuacjach, gdy dochodzi do zgrzytu w negocjacjach? Te i inne pytania zadaliśmy przedstawicielom i przedstawicielkom rodzimej sceny klubowej.

Gdy nie wiadomo o co chodzi, to – wiadomo – chodzi o kasę. W klubowym światku pieniądze wciąż są tematem niewygodnym. Nadal możemy pytać czołowe postacie na temat tego, ile powinni zarabiać polscy didżeje i didżejki. Odpowiedzi udzielił nam m.in. Leon podczas wizyty w jednym z odcinków Munocastu. Możemy pytać artystów i artystki z krajowej czołówki oraz reprezentujących ich agentów i agentki, ale umówmy się – to skromny wycinek całego obrazu i nie może on stanowić reprezentatywnej próby w celu zdiagnozowania szerokiego spektrum problemu. A jak wygląda problem – wszyscy wiemy. Niskie stawki, na które albo się zgodzisz i dostaniesz booking, albo zgodzi się ktoś inny. A to wciąż tylko wierzchołek góry lodowej.

Fot. Marius Serban – Unsplash.com

Czy w ogóle umiemy rozmawiać o pieniądzach?

Postanowiłem zagrać w otwarte karty i zapytać osoby, których najmocniej dotyczy ta kwestia, czyli samych zainteresowanych – didżejów_ki i bookerów_ki – o to, jak naprawdę wygląda rzeczywistość. Celowo nie wybrałem do rozmowy osób reprezentowanych przez agencje, bo o tym, jak wyglądają realia funkcjonowania na scenie klubowej, gdy ktoś w Twoim imieniu negocjuje stawki i dba o interesy, mogliście przeczytać w tekście Damiana Badziąga. Swoje pytania skierowałem do osób działających samodzielnie, co nie znaczy, że mających mniejszy status czy doświadczenie niż postacie ze wspomnianego materiału.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Tutaj zaczyna się cała zabawa.

Przyznam od razu, iż pozwoliłem swoim rozmówcom i rozmówczyniom na zachowanie anonimowości wypowiedzi, jeśli takowej potrzebowali, by wyrazić to, co myślą i co czują. Ogromnie zaskoczyłem się, gdy zdecydowana większość z nich od razu zadeklarowała, że nie zamierza ukrywać swojej tożsamości, gdyż problem jest istotny i trzeba o nim mówić wprost, a mając świadomość swojego nazwiska nadają sprawie autentyczności i rozgłosu. Nie zabrakło jednak osób, które grzecznie odmówiły odpowiedzi, co w pełni rozumiem i szanuję. Wszyscy musimy wiedzieć, co jest najlepsze dla nas – dla naszego imienia, kariery i… portfela.

Zebranych wypowiedzi było tak wiele, że postanowiłem podzielić tekst na dwie części – pierwszą zawierającą stanowiska i obserwacje didżejów i didżejek, drugą opowiadającą o tym, jak sprawa wygląda z perspektywy bookerów i bookerek, a także właścicieli i właścicielek klubów. Zacznijmy od początku.

Fot. Lucas Gallone – Unsplash.com

Ile dostałeś/dostałaś za pierwszą zagraną imprezę?

Każdy z nas zaczyna swoją przygodę z didżejką w innym miejscu i z innej pozycji. Jedni jako kompletni nowicjusze, drudzy jako osoby zafascynowane muzyką i chcące podzielić się tą fascynacją z innymi, trzeci jako producenci, którzy szukają sposobu na to, by ich twórczość wybrzmiała na żywo. Dlatego rozbieżności są tu bardzo duże.

– Na początku grałem za darmo – urodziny, jakieś imprezki dla ekipy, a potem zacząłem regularnie grać w warszawskiej Piekarni – wtedy stawka wynosiła jakieś… 500 PLN. Ale – uwaga – to było ponad 20 lat temu – mówi Norbert Borzym, znany jako DJ Bert. Doświadczony didżej, dziennikarz i producent, członek Holiday 80 i Last Robots, to postać, której nie trzeba bliżej przedstawiać. Mając za sobą tak długi staż, jego spostrzeżenia są wyjątkowo cenne: – Jako rezydent (obok DJ-a Glasse) miałem inną stawkę, ale to wiązało się z wyłącznością – w Warszawie do 2005 roku grałem tylko w Piekarni – opowiada.

DJ Bert – fot. archiwum prywatne

Nieco krótszym stażem może pochwalić się Michał Piwowar, dziś prężnie działający jako DJ i booker, który na starcie spotkał się z innymi warunkami niż przedmówca: – Pierwszego seta zagrałem w INQbatorze w 2014 roku. Stało się to po 4 latach organizowania imprez. Wtedy lokalnie dostawałem 150-300 zł, a gdy już się trafiło ślepej kurze ziarnko i wpadł booking w innym mieście, dochodziło do tego 5-8 dyszek na transport. A czasami nie dostawało się kasy w ogóle.

Michał Piwowar – fot. P23 Katowice

A propos braku kasy – problem ten jest bardziej powszechny, o czym wspomina również m.in. Zariush: – Był to rok 2008 i wtedy cieszyłem się, jak udało się gdzieś pokręcić kilkoma winylami za „piwka na barze”. Potem to już było całe 100 zł, chociaż pamiętam z tamtych dawnych lat jedno rozliczenie w postaci 50 zł + cztery sztuki club mate – wspomina.

Zariush – fot. la_knap

Do wypowiedzi kolegów dołącza się związany z klubem Szpitalna Jakub Kubok, który również zwraca uwagę na korzyść w postaci samej możliwości zagrania: – Pierwszy występ publiczny to dokładnie 14.02.2012 w mieszkaniu w kamienicy na Dietla, gdzie było chyba ze dwadzieścia melanży na całej klatce schodowej, więc można powiedzieć, że było dwadzieścia scen xD To były zupełnie inne czasy, zaczynaliśmy z ziomami za „piwko i chleb”, mieliśmy zajawkę i po prostu jaraliśmy się, że możemy grać. Często dokładaliśmy, żeby zrobić fajny booking. Jak doszło lepsze siano, hotele i opłacone transporty, to po prostu zaczęło mnie być stać na większe inwestycje w rozwój – puentuje.

Kubok – fot. facebook.com/kubokdj

W podobnym duchu wypowiada się najmłodszy w stawce Olek Kaźmierczak aka naked relaxing: – Zaczynałem grać w barach pod koniec 2017 roku. O ile mnie pamięć nie myli, stawka za całą noc wynosiła wtedy zawrotne 150 zł. Kluby pojawiły się na mojej drodze później, stawka urosła wówczas do 300-500 zł za seta, często za całą noc.

naked relaxing – facebook.com/nakedrelaxing

Takie wspomnienia ma za to Anja Kraft: – Było to ponad dekadę temu, moje pierwsze wyjazdowe granie, za które dostałam 250 zł. Do dzisiaj wspominam tę imprezę z uśmiechem na ustach, bo wtedy zakochałam się w poznańskiej publice. <3

Anja Kraft – fot. facebook.com/anja.kraft

Ile dziś bierzesz za dwugodzinny set?

Jak dziś wyglądają stawki? naked relaxing: – Obecnie moja stawka za set to 900 zł ++. Zariush: – W swoim mieście około 400-500 zł, „na wyjeździe” około 1000. Kubok: – Stawka w Polsce to 800 zł ++, zagraniczna 200-300 euro ++. Anja Kraft: – Moja klubowa stawka za 2h waha się między 1000 zł a 1500 zł. Mniej biorę w Warszawie, gdzie mieszkam, więcej przy graniach wyjazdowych, gdyż wtedy ponoszę więcej kosztów (nie mam tu na myśli przejazdu czy hotelu, to są rzeczy zawsze on top).

Stawka powinna być dostosowana do capacity klubu czy festiwalu

Michał Piwowar

Inaczej ma się sprawa w przypadku Berta, który zazwyczaj nie grywa sam: – Te kwestie, z różnych powodów, pozostawię bez odpowiedzi. Długość grania nie ma znaczenia – wolę dłużej grać, za tę samą stawkę. Zdarza się jednak, że dla moich przyjaciół zagram za dużo mniejszą, czasami symboliczną kwotę. Zazwyczaj jednak grywam w duecie i tu stawka mnoży się razy dwa. Podobnie jest u Michała Piwowara: – Obecnie cisnę wyłącznie w duecie z Piotrkiem Ładą jako Penera. Zgarniamy 1200 zł – 1800 zł, przy czym dolna granica wyłącznie w małych miejscówkach lub dla niedużych, niezależnych inicjatyw. Stawka powinna być dostosowana do capacity klubu czy festiwalu. Do tego dojazd i hotel, chyba że uda się wrócić od razu po secie. No i to jest spoko, ale grając we Francji dostaliśmy wraz z kosztami transportu i hotelem około 1000 euro. I nikt nie narzekał, bo do klubów chodzi tam podobna ilość osób, ale… za wejściówki płacą nie 20 zł, a 20 euro. To wszystko wiąże się z koniecznością posiadania „normalnej pracy”, przez co polscy artyści i artystki często nie mogą w pełni poświęcić się muzyce.

Łukasz Kowalka – fot. materiały własne

Do wypowiedzi dołącza Łukasz Kowalka, m.in. didżej i booker, a także człowiek od lat funkcjonujący w różnych rolach i obszarach sceny muzycznej, nie tylko klubowej: – W moim przypadku mówimy o drobnych kwotach rzędu kilku stów, widełki są naprawdę niewielkie. Wynika to głównie z tego, iż spośród wszystkich form mojej aktywności na scenie muzycznej, DJing rozwijam w najmniejszym stopniu, trudno zatem o inne stawki.

Czy jednak w polskich klubach płaci się za rozwój i podnosi stawkę na jego bazie?

Z tym bywa różnie. Z jakimi propozycjami wychodzą kluby i bookerzy? Jak widać po przykładach Łukasza Kowalki, Zariusha, Kuboka czy Michała Piwowara, większość wychodzi z inicjatywą otwartej gry: – Częściej pytają o obecne stawki i warunki, niż sami proponują. naked relaxing twierdzi podobnie i wspomina, że ostatnia propozycja, jaką otrzymał od klubu wynosiła 600 zł ++.

Odpowiedzi innych bohaterów i bohaterek tego tekstu sugerują jednak, że zdarzają się odstępstwa. Anja Kraft: – Obecnie jestem w dość komfortowej pozycji – gram regularnie w kilku miejscach, a przez to, że na koncie mamy wiele wspólnych gigów, to raczej nie ma żadnych finansowych „gaf”. Natomiast kiedyś było bardzo różnie. W mocniejszym tonie wyraża się Bert: – Gdyby to był normalny kraj, z normalnie funkcjonującą sceną klubową, to pytanie powinno być zadane agentowi DJ-a, ale wiemy jak jest. Zazwyczaj przy ustalaniu stawki jesteśmy zgodni, małe ustępstwa nie są dla mnie problemem, zwłaszcza kiedy gram w mniejszych klubach.

Fot. Volodymyr Proskurovskyi – Unsplash.com

Jakie stawki proponują Ci kluby?

Co w sytuacji, gdy dochodzi do zgrzytu, czyli klub proponuje za mało lub didżej chce za dużo? Czy do gry wchodzą negocjacje? Jak one wyglądają? Anja Kraft: Teraz za bardzo nie mam tego problemu. Jeśli jednak stawka jest za niska, nie mam żadnego problemu, by wytłumaczyć dlaczego tak uważam i „co się za nią kryje”. Obecnie spotyka się to ze zrozumieniem. Kiedyś bardzo mocno musiałam negocjować, dzisiaj mam ten komfort, że nie muszę grać wszędzie. Przyjmuję grania tylko tam, gdzie naprawdę chcę zagrać. Wiele osób zwraca uwagę na to, że kluby/bookerzy nie odbijają piłeczki w przypadku różnic w propozycjach stawki, co nie oznacza, że nie zdarzają się pewne trudne do zrozumienia sytuacje, zwłaszcza w kontekście polskich artystów i artystek. naked relaxing: Jak najbardziej jestem w stanie renegocjować kwotę, jeśli chcę się pojawić w którymś miejscu, jest ciekawy line-up lub prywatnie lubię promotorkę/promotora. Koniec końców świat DJski to też interesy, każda strona jest wygrana, bo każda zarabia pieniądze. Ale nie rozumiem jednak faktu, iż niektórzy negocjują do upadłego obniżenie stawki o przysłowiową stówę czy pięć dych. Przy aktualnych cenach na bramce to dwie osoby więcej w klubie. Szczególnie, jeśli za „headlinera” (specjalnie w cudzysłowie, wiemy, że niekoniecznie są to jakościowe bookingi) spoza Polski są w stanie zapłacić 800 euro. To nie powinno odbywać się kosztem reprezentacji krajowej.

Koniec końców świat DJski to też interesy, każda strona jest wygrana, bo każda zarabia pieniądze.

naked relaxing

W niektórych odpowiedziach na to pytanie da się zauważyć pewną „specyfikę” lokalnej sceny. Michał Piwowar: – Zazwyczaj jest luz. My też totalnie rozumiemy, że POLSKA SCENA KLUBOWA, to taki śmieszny, upośledzony zwierzaczek, którego i tak kochamy. To u nas ciągle peryferia rozrywki, traktowane z dystansem przez korporacje, które na mitycznym zachodzie ładują w techno didżejów i didżejki tiry hajsu. Dlatego, jeśli klub ma sensowne argumenty, a my mamy wolną datę, to prawie zawsze się dogadujemy, lekko negocjując stawkę.

Fot. Alfonso Scarpa – Unsplash.com

Sztuka negocjacji czy sztuka kompromisu?

Didżeje i didżejki też chcą i szukają kompromisu. Wszak nie zawsze liczy się wyłącznie kasa. Kubok: – Raczej nikt się nie kłóci, natomiast dla mniejszych klubów, w których pracują moi ludzie i wiem, że ich nie stać choćby ze względu na capacity, to wiadomo, że schodzę ze stawki. To też dobra okazja do odwiedzin i wspólnego balu, c’nie? Łukasz Kowalka: – Zwykle nie negocjuję, ciężko oferować mniej niż proszę. Bert: – Chyba nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją. Dla odmiany – kiedyś rzuciłem ogromną sumę za jakiś czwartek, tak trochę dla jaj i usłyszałem: „OK”. Jeśli o zejście ze stawki proszą zaprzyjaźnieni promotorzy to zazwyczaj tłumaczą dlaczego taka propozycja i nie mam z tym żadnego problemu. Zdarzają się również swego rodzaju anomalie. Bert dodaje: – Ale zdarzyła się kiedyś taka sytuacja, że jakiś czas temu do pewnego warszawskiego klubu przyjechał bardzo znany francuski artysta i pewien warszawski DJ gotowy był… zapłacić… promotorowi za możliwość występu. Nie zagrał.

Ile powinna wynosić stawka dla początkującego didżeja lub didżejki?

Przejdźmy do konkretów, czyli kto i za ile ma grać. Jaka powinna być najniższa stawka za dwugodzinny set dla polskiego didżeja/didżejki, nawet jeśli jest nowicjuszem?

Kubok rzuca krótko: – 300 dla lokalsa, 400 dla przyjezdnego. Podobnie Łukasz Kowalka: W klubie z płatnym wstępem: 300/400 zł. W klubie bez płatnego wstępu: 200 zł. Anja Kraft jest bardziej szczodra niż koledzy: – To zależy od rangi DJa. Myślę, że fajnie byłoby gdyby nowicjusz dostawał 500-600 zł za 2h setu.

Nieco inaczej patrzy na sprawę naked relaxing: – Kontrowersyjnie, ale uważam, ze nie więcej niż 200-300 zł. Sorry, ale trzeba swoje odbębnić, pograć otwarcia, closingi, brać na siebie różne wyzwania, grać sety długie, krótkie, poszerzać horyzonty. Nie powinno być tak, że po pół roku grania ktoś bierze za set powyżej 500 zł, jeśli nie wyróżnia się aż tak. Zariush zwraca uwagę na różnice między miastami: – Myślę, że bardzo trudno to uśrednić na całą Polskę. Każde miasto ma swój ekosystem, każdy klub wychodzi na imprezach trochę inaczej. Różne budżety, frekwencje, sponsorzy lub ich brak. Aktualnie w Labie najniższe stawki jakie mamy to 250 zł. Do podobnych argumentów odwołuje się Michał Piwowar i dodaje co nieco od siebie: – Stawka powinna być dopasowana do pojemności miejscówki i ceny biletów. Wejście za 20-30 zł i 200 osób na imprezie? 3-4 stówki. Capacity ponad 1000 i wlot za 50 zł? Wypadałoby to podwoić. Ale pamiętajmy, że tu liczy się staż, styl, rozpoznawalność, ilość wydawnictw, aktywność na scenie i wieeeele innych czynników. Doświadczone, rozpoznawalne nazwiska warto ‘wyceniać’ indywidualnie.

…trzeba swoje odbębnić, pograć otwarcia, closingi, brać na siebie różne wyzwania, grać sety długie, krótkie, poszerzać horyzonty.

naked relaxing

Bert także zwraca uwagę na ogrom elementów mających wpływ na stawkę: – Wszystko zależy ile godzin grania, jakie miejsce, jak jest duży klub, jaka cena biletów. O to zawsze pytają agenci zagranicznych artystów. Inna kwestia to jak bardzo jesteś popularny. W Polsce jednak o popularności świadczy nie liczba wyprodukowanych utworów, a liczba followersów na Instagramie albo fanpage’u na Facebooku, co w sumie nie powinno dziwić – jest to, chcąc nie chcąc, wyznacznik popularności. Aczkolwiek znam DJ-a, który zmienił nazwę swojego fanpage’a i nagle nikomu nieznany amator stał się DJ-em z kilkudziesięcioma tysiącami fanów. W krajach bardziej rozwiniętych klubowo na palcach jednej ręki można policzyć DJ-ów nie będących producentami – tych którzy odnieśli komercyjny sukces i nagrywali choćby Essential Mix jak np. Jackmaster czy Ben UFO.

Fot. Alex Tormos – Unsplash.com

Co wpływa na atrakcyjność i stawkę didżeja/didżejki?

Skoro padły kwoty i powody, dla których komuś powinno płacić się więcej, a komuś mniej, to przejdźmy do kolejnej kwestii. Co – prócz doświadczenia i umiejętności – wpływa na atrakcyjność danego didżeja/didżejki, nie tylko na jego stawkę? Kubok, ponownie krótko: – Pokora, bezprzypałowość, rozpoznawalność medialna. Zariush: – Atencja, jaką są w stanie wygenerować swoją osobą w sieci, czy podejmują jakieś działania na scenie oprócz swoich występów (produkcje, kolektyw, wytwórnia, seria imprez, etc.) oraz czy bez trudu znajdziemy materiały do promocji tego artysty. naked relaxing zwraca uwagę na jeden z najważniejszych czynników: – Produkcja własnej muzyki. Zupełnie inaczej patrzy się na DJów niż na producentów i DJów-producentów w jednym. Ludzie chcą iść na seta dziewczyny czy chłopaka, których numer słyszeli dzień wcześniej na Spotify czy Soundcloudzie. Poza tym ważna jest interakcja z ludźmi w social media, ale – na szczęście- nie AŻ TAK ważna jak na Zachodzie. Ale na pewno to do nas przyjdzie, zatem „brace yourselves”. Żeby nie było – uważam, że social media są super, tylko treścią artysty powinna być muzyka. Wygląd i social media powinny być odzwierciedleniem artysty, a nie tylko ładnym opakowaniem bez większej treści w środku. Jak ciastko, które niczym nie zaskakuje, a jest po prostu słodkie. Niby super, ale czegoś jednak brakuje.

…uważam, ze SM są super, tylko treścią artysty powinna być muzyka. Wygląd i social media powinny być odzwierciedleniem artysty, a nie tylko ładnym opakowaniem bez większej treści w środku.

naked relaxing

Anja Kraft:W oczach aktualnych bookerów (raczej nie liczy się już cyferka z ilością followersów na Instagramie) ale to jaki realny impakt ma artysta – czy to za DJką, czy w sieci. Łukasz Kowalka rozkłada pytanie na czynniki pierwsze i proponuje następujące odpowiedzi: – Umiejętności mixu, umiejętność dostosowania selekcji do dynamiki imprezy: warm-up / peak time / closing, relacje towarzyskie, pozytywne nastawienie do współpracy, empatia, wizerunek w social media – to bardzo ważny czynnik wpływający na to, czy dany DJ potrafi wygenerować zainteresowanie imprezą. Czy booking ma przełożenie na liczbę osób, które dowiedzą się o wydarzeniu? Nie chodzi o to, ile osób dzięki temu przyjdzie, ale ile osób dowie się o wydarzeniu. Z kolei o pewnym niemile widzianym zjawisku, a może raczej postawie, wspomina Michał Piwowar: – Zaangażowanie w budowanie sceny, jakościowe produkcje muzyczne, pomysł na siebie, dobre podcasty, ogólna wiedza o muzyce klubowej i jej historii. Warto również nie męczyć dupy bookerom i nie oczekiwać ‘wymianek’. Nic bardziej nie wkurza, trust me.

Kluby - Fot. Alexander Popov
Fot. Alexander Popov – Unsplash.com

Promocja równie ważna co umiejętności?

DJ powinien zajmować się muzyką, a nie Instagramem – czytaliśmy to zdanie setki razy i – jak pokazały choćby rozmowy w ramach Munocastu – obecność w social mediach, a tym samym zaangażowanie w promocję wydarzenia, na którym się gra, jest niemałym problemem dla polskich didżejów i didżejek, o budowaniu własnego wizerunku nie wspominając. Czy jednak w obecnych czasach zaangażowanie w promowanie imprezy ze swoim udziałem jest takim samym obowiązkiem dla didżeja/didżejk, co wzięcie ze sobą słuchawek czy po prostu zagranie dobrego setu? Michał Piwowar:Tak! Pieprzonym obowiązkiem. Łukasz Kowalka idzie o krok dalej: – Bezwzględnie. Jest to równie ważna wartość, co skill dj’ski – mixowanie i kontrolowanie dynamiki seta. Stawka powinna być zależna od tego ile – jako DJ – jestem w stanie dać imprezie. Przed: angażując się w promocję wydarzenia poprzez konsekwentną publikację zapowiedzi, w trakcie – grając, po – przedstawiając relacje i pokazując zalety wydarzenia (dzięki temu inni zachęceni materiałami przyjdą następnym razem). Kubok zwraca uwagę na to, że nie ma mowy o wymówkach: – Oczywiście, póki nie jestem Dax J i nie gram 60 razy w miesiącu to mam czas na to, zby zapostować event czy wrzucić relację. Wszyscy chcemy, zby imprezka wypaliła, nie? Wtóruje mu Zariush: – Tak, jest to przecież obupólna korzyść, żaden klub i DJ nie chce mieć pustego parkietu.

Stawka powinna być zależna od tego, ile – jako DJ – jestem w stanie dać imprezie.

Łukasz Kowalka

W swojej wypowiedzi naked relaxing wskazuje na to, jak ważne – obok zaangażowania – jest zachowanie równowagi po obu stronach: – Komunikacja i promocja wydarzenia jest totalnym obowiązkiem DJki i DJa! Druga strona medalu to formy promocji wprost narzucane przez promotora, które wchodzą zbyt mocno w feed i działania artysty lub pochłaniają jego czas. Przykładem jest akceptacja wspólnych postów na Instagramie, zaproszenie 200 osób na event czy wymuszanie nagrania mówionego instastory – to zdecydowanie za dużo.

Ustalamy deal na set, a nie set + promocję…

Anja Kraft

Anja Kraft prezentuje nieco inne stanowisko: – Uważam, że DJe nie powinni czuć presji związanej z promocją wydarzenia, na którym grają. Ustalamy deal na set, a nie set + promocję. Natomiast zgodzę się z tym, że dobrą praktyką jest zaanonsowanie swoim fanom, że niedługo będzie się grać tu czy tam.

A jak to widzi Bert, najdłużej funkcjonujący na scenie spośród moich rozmówców i rozmówczyń? – Decydującym czynnikiem jest popularność czy – jak kto woli – hajp. Co jakiś czas pojawiają się nowe twarze i nagle robi się wokół nich szum. Obserwuję z dużą uwagą te procesy budowania popularności – niestety, często nie jest to poparte jakością. Ale pojawiają się też młodzi artyści, zwłaszcza ci, którzy tworzą muzykę, zasługujący na większą uwagę. Są też inne czynniki. Jeśli booker jest DJ-em, a często tak bywa, to o atrakcyjności świadczy to, co możesz zaoferować w zamian. Jeśli jesteś też bookerem, prowadzisz własny klub, wtedy dochodzi do tak zwanej wymianki. Ty mi dasz granie, ja ci dam granie. Prosty deal. Czy doświadczenie i wiedza mają znaczenie? Dużo mniejsze niż powinny. Przede wszystkim liczy się to, ile osób przychodzi na twoje imprezy, ilu masz znajomych, którzy chcą cię słuchać.

Kluby - Fot. M.G. Baptiste
Fot. M.G. Baptiste – Unsplash.com

Didżeju, zajmij się muzy… Instagramem!

Kuba Sojka wspomniał w Munocaście, że gdyby 10 proc. czasu spędzanego w studiu przeznaczył na promocję swojej muzyki i siebie samego, wówczas mógłby być artystą o światowej rozpoznawalności. Czy jednak – chcąc nie chcąc – należy zadbać o swój wizerunek w mediach społecznościowych, jeśli mamy zamiar liczyć na uwagę bookerów i sprawiedliwe stawki? Zariush stawia sprawę jasno: – Oczywiście, że tak. Ludzie w jakiś sposób muszą dowiedzieć się, że robisz coś ciekawego. Trzeba wyjść ze swoją „marką” do świata, świat sam do Ciebie nie przyjdzie i jeszcze zaoferuje więcej hajsu. Z kolei Bert znów wskazuje na specyfikę naszego lokalnego podwórka: – Im więcej followersów (czytaj: większa popularność) tym potencjalnie wyższe stawki. Aczkolwiek coraz częściej słychać o DJ-ach, którzy parę miesięcy temu kupili konsolę, nie mają nawet własnego Soundclouda, a już są zapraszani do grania przez klubowych promotorów. Niektórzy budują swoją markę w dość zaskakujący sposób – pewien polski DJ przyjął pseudonim podobny do pewnego, bardzo znanego i wciąż aktywnego rodzimego artysty. Ich nazwy różnią się zaledwie jedną literą. Tyle, że jeden z nich gra ponad 20 lat, a drugi może ze trzy. Skąd ta „kreatywność”? A może to totalna ignorancja? A może to sprytne budowanie własnej marki na czyjejś renomie? Ta sprawa zresztą bulwersuje nasze środowisko. O kim mówię? Zgadnijcie. Obserwując to wszystko dochodzę do konkluzji, że w tym kraju nie ma żadnych reguł i nic mnie już nie zaskoczy.

Ludzie w jakiś sposób muszą dowiedzieć się, że robisz coś ciekawego. Trzeba wyjść ze swoją „marką” do świata, świat sam do Ciebie nie przyjdzie i jeszcze zaoferuje więcej hajsu.

Zariush

W swojej wypowiedzi Anja Kraft odnosi się przede wszystkim do siebie, lecz przekazuje także kilka podpowiedzi: – Jako „starsza gwardia” (myślę, że już czas tak na siebie spojrzeć) mam ten komfort, że jako Anja Kraft niczego już nie muszę. Natomiast z perspektywy czasu wiem, że dobrze jest nagrywać podcasty dla fajnych stajni, które są na topie, dobrze jest udzielać wywiadów w poczytnych miejscach, a także dbać o komunikację w social media. Do poruszonego w wypowiedzi Berta wątku nawiązuje Łukasz Kowalka i dzieli się cenną obserwacją: – Zdecydowanie tak. Uważam, że moje stawki są stosunkowo niskie ze względu na to, że moje dj’owanie to tylko część moich aktywności, na którą mam zbyt mało czasu, ale wiem, że same zaproszenia do grania często biorą się z faktu, że odpowiednio prezentuję moje granie w social mediach. Najlepszym przykładem jest to, że w dniu odpowiedzi na to pytanie, w internecie nie można znaleźć praktycznie żadnego mojego setu. Bookerzy zapraszają mnie na podstawie tego, co przedstawiam w social mediach.

Z kolei do wcześniejszych wypowiedzi Anji Kraft i Kuboka odnoszą się słowa naked relaxing: – Zdecydowanie ma wpływ, ale zdziwię Cię – im więcej zaproszeń, tym mniej dbania o własny wizerunek w sposób inny niż po prostu zagranie dobrego seta. Dzieje się to głównie przez brak czasu, podróże i wysoką intensywność życia. Jednak kiedy zaproszeń jest mniej, warto poświecić kilka godzin na zadbanie o swoje social media. Co do wysokości stawek – wiadomo, że im więcej płacą nam za działalność artystyczną, tym się bardziej chce. Do czasu. Moim zdaniem prawdziwym profesjonalizmem jest dbanie o to niezależnie od bookingów i stawek. Chcąc nie chcąc, DJ to poniekąd osoba publiczna – planowanie postów, myślenie nad niesztampowymi formami zaprezentowania się i otwieranie ludziom głów to nasze zadania. Wspomniany Kubok na kwestię budowania wizerunku i jego wpływu na bookingi/stawki patrzy następująco: – Czasy są jakie są i przyciągamy ludzi na eventy także swoją rozpoznawalnością, nie tylko skillem i jakością. Jeśli dzięki bookowaniu nas klub więcej zarobi, to naturalna zależność. Są oczywiście tak wielkie nazwiska, których sama obecność w line-upie już przyciąga tłumy, ale tak szczerze to mi sprawia przyjemność robienie sobie z siebie jaj w sieci i wrzucaniem farmazonów, bo się świetnie przy tym bawię. Pracuję też w social media, więc przychodzi mi to całkiem naturalnie. Po środku sprawę stawia Michał Piwowar: – Uważam, że budowanie wizerunku oraz doświadczenie i umiejętności to dwie sprawy, które się wcale nie łączą. Niektórzy lubią wrzucać piętnaście relacji dziennie, budując swoje zasięgi, a niektórzy siedzą cicho i ograniczają się do minimum – jednak to – moim zdaniem – nie jest sprzężone z posiadanym skillem i wartością jako artysty. Nie zmienia to natomiast faktu, że na pewno są tacy, którzy aktywnością w social mediach próbują nadrobić swoje braki w innych obszarach.

Fot. Italo Almeida – Unsplash.com

Posłowie

Podobnie jak moi rozmówcy i rozmówczyni (od razu dodam – pań zaproszonych do udziału w materiale było kilka; z różnych powodów odmawiały one wypowiedzi lub, mimo próśb, ostatecznie ich nie wysłały), uważam, że powyższe wypowiedzi, jak i sam artykuł, nie mogą i nie są w stanie oddać całkowitego obrazu związanego z relacją „didżeje-pieniądze” na polskiej scenie klubowej, oscylującej wokół ciut bardziej niszowych gatunków. Zwróćcie jednak uwagę, iż jest to pierwsza część materiału. W kolejnej części, kilkoro z tych osób oraz paru nowych rozmówców i rozmówczyń wypowie się na podobne tematy z punktu widzenia tej drugiej strony – bookerów_ek i właścicieli_ek klubów. Już dziś mogę napisać, iż zaskoczeń nie zabraknie, być może nawet kontrowersji. Bądźcie cierpliwi.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →