Selekcja: Kubok dla Muno.pl: „Kocham happy hardcore’owe wokale i pianinka”

Wywiad
Kubok, Selekcja

Poprosiliśmy go o krótką wypowiedź przed publikacją tekstu, jednak wyszedł wpis na miarę słynnej pasty z JP2. W przeciwieństwie do podmiotu lirycznego, do którego skierowana była treść kultowej „wiadomości", najnowszego bohatera cyklu Selekcja cechują rozum i godność człowieka. Skąd te daleko idące wnioski? Cóż, to po prostu Kubok. I wszystko jasne.

Kubok. Romantyczny początek

Wychowywał się na dziewiątym piętrze bloku znajdującego się na jednej z bardziej niebezpiecznych dzielnic Bielska-Białej. Podobnie, jak wielu swoich rówieśników, miał ogoloną głowę, nosił szerokie spodnie i słuchał hip-hopu. Zafascynowany koszulką z Iron Maiden jednego z bohaterów maniakalnie oglądanego pierwszego sezonu Big Brothera, odkrył cięższą muzykę gitarową, którą szybko się zafascynował. Dzięki ówczesnemu przyjacielowi, na przełomie liceum i studiów, zaczął katować Joy Division, dzięki czemu szybko przerzucił się na zakładanie zespołów post punkowych. Silna potrzeba tworzenia muzyki i problemy z ugruntowaniem swojej pozycji na polu członka nowo powstałych kapel, zaprowadziły Kuboka na ścieżkę DJ-a.

Pierwszy mój publiczny set romantycznie miał miejsce czternastego lutego 2012 roku w mieszkaniu w legendarnej kamienicy na Dietla 44. Byłem wtedy członkiem kolektywu Third Wave Romantics, graliśmy głównie holenderskie electro, mocno syntezatorowo i melodycznie ze słyszalnymi wpływami post-punkowymi. Pojeździłem potem troszkę po Polsce, potem przyszedł czas na Veni Vidi Techno z którym jeszcze więcej pojeździłem, organizując eventy w całej Polsce o przeróżnej randze.

Kolejne kilka lat grania i zbieranie doświadczenia okraszonych lawirowaniem między różnymi stylami, zebrały żniwa w postaci projektu VIELD. Producencko live-actowy duet nie przetrwał jednak próby czasu, rozwiązując się w 2020. Niełatwa dla Jakuba decyzja okazała się jednak impulsem do skupienia się na solowym projekcie.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Kubok, Selekcja
Kubok/ fot. ASID

Kubok. Pełne spełnienie

Zaniedbana w poprzednich latach DJ-ka z powodu grania głównie live-actów powróciła do łask Kuboka z podwójną siłą. Czasy okołopandemiczne dały managerowi artystycznemu krakowskiego klubu Szpitalna 1 kopa, pchając go ponownie w ramiona sztuki miksowania. Muzyka, która w ostatnich latach znacznie przyspieszyła, nasiąkła „rejwem”, okazała się dla niego ziemią obiecaną. Jakub mógł od teraz całkowicie odpłynąć, grać swoje, nie musieć się hamować. Grać ukochane numery.

Tuż po którejśtam fali kowidowej trafiłem do szpitalnianej rodziny i od tego czasu jestem totalnie szczęśliwy. W sierpniu 2021 postanowiłem wszystko postawić na jedną kartę, odszedłem z cieplutkiej i dobrze płatnej pracy w korpo dla nie tak dobrze wtedy płatnej pracy na Sz1 i zacząłem się zajmować muzyką full time. Kasy mam mniej, ale za to pracuję z ogromną radością i bananem na twarzy.

Po objęciu nowego stanowiska jedną z pierwszych decyzji Kuboka było stawianie głównie na rodzimą selekcję imprezową i traktowanie wszystkich równo. Stąd towarzysząca wydarzeniom klubu nazwa #noheadlinerpolicy, czyli wszyscy artyści, niezależnie od rangi, wypisani są alfabetycznie tą samą czcionką. Początkowo bywało różnie, bo jak sam stwierdza Kubok: „bez wytłuszczonego headlinera na bannerze ciężko promować event”. Ryzykowana decyzja zaczęła przynosić z czasem zadowalające efekty, czego cotygodniowym dowodem są przychodzący do kluby ludzie świadomi jakości i „dobrej muzy” – niezależnie od tego, kto gra.

Moje granie też idzie całkiem git, więc totalnie uważam, że do odważnych świat należy i cieszę się, że nie bałem się zaryzykować w zeszłym roku odejścia z pracy „dla dorosłych ludzi” na rzecz muzyki i piwnicy przy ul. Szpitalnej 1.

SYNOID BROADCAST 014 // KUBOK

Kubok – Selekcja dla Muno.pl

Ostatni utwór/album, który kupiłeś: 

INNERGATE | Various Artists | OBSCURITY VA | CHAPTER 1

Jak zazwyczaj przed ważną imprezką, buszując pomiędzy soundcloudem i bandcampem, trafiłem na wałek GUS & JORGRavers On The Loose. No, w dzisiejszych czasach słowo rave ma już swoją grawitację, więc odpaliłem i się nie zawiodłem. Dodając do tego argument obecności Diazepin i Aahana na tej składance oraz możliwość pre-orderu, który jest zawsze tańszy niż album po premierze, jako Polak dałem się namówić. No poza tym to Innergate. No i premierę ma dzień po mojej 10. rocznicy robienia przypału za DJką. / po walentynkach

Pierwszy utwór/album, który kupiłeś: 

Jamie Principle – Your Love

To był bodajże space hall w Berlinie podczas jednej z wycieczek na płyty, które również były dobrą wymówką na zwiedzanie nocnego życia stolicy Reichu. Na początku w ogóle zbierałem tylko płyty house’owe, głównie klasyki Chicago, a Your Love, bo ten numer taki piękny, a ja taki romantyczny. Dopiero jak w Warszawie po imprezie w nieistniejącym już klubie na ulicy Parkingowej skradziono mi kejsa pełnego winyli, stwierdziłem, że to siła wyższa nakazuje mi iść w techno. No i poszedłem. Taka ciekawostka.

Utwór, który nigdy nie opuszcza Twojej torby z płytami/pendrive’a: 

SWART – Power Lust Greed Fame

To jest czyste złoto, co najmniej 2137 karatów – tęga stopa, potężny wokal i wściekły acid. Czego chcieć więcej? Na przykład BPMów troszkę, by mógł mieć więcej, ale to się naprawia na żywca ze wciśniętym MT. Poza tym treść merytoryczna wokalu odzwierciedla chyba upodobania i niesuche sny każdego DJa, nie? Trochę żartuję oczywiście.

Ulubiony utwór grany na znudzenia na początku kariery:

Drax – Amphetamine

Mam nadzieję, że prawa cenzura, lub jakaś inna sprawiedliwa komisja nie wytnie tego tracka ze względu na tytuł, ale od początku byłem psychofanem Heckmanna i wszystkich jego wcieleń. Jak tylko trafiłem w sklepie na jakieś jego wydawnictwo, to kupowałem w ciemno. Nie miałem co prawda zbyt wiele okazji, żeby go grać, bo to były czasy, kiedy 135 to było szybko, ale mi się zawsze spieszyło troszkę. Mógłbym tu jeszcze wrzucić Age Of Love – Age Of Love (Jam & Spoon Watch Out For Stella Mix), które również katowałem, jak udało mi się je dostać, ale od kiedy moja miłość Charlotte, wraz z Henrykiem zbezcześcili ten numer nierewelacyjnym remixem, mam do niego awersje.

Utwór, który jest w stanie poderwać najbardziej oporny tłum:

Face The Bass – Dominate (X-Tended) 

To jest numer z melodią tak epicką, jak obrona Westerplatte, serio. Jest gruwik, jest tempo, jest całkiem śmieszny wokal, pulsujący basik i do tego ten lead, słyszałem go już milion razy, a i tak za każdym razem na głównym breakdownie podnoszę ręce i wstaję tańczyć. Czasem już na tym wcześniejszym też. Możecie się śmiać, że cheesy, ale moment, w którym ta melodia się rozwija, jest po prostu legendarny. Niezależnie od tego, jakiej muzyki słuchasz – nie tańczysz do Dominate – nie idę z Tobą do…

P.S. Złamię prawo i dodam jeszcze…

DYEN – Gotta Let You Go

… bo ten numer nie raz uratował mi tyłek, jak publika była nieruchawa i nie wiedziałem co grać. Zaczyna się jak normalny track, wkręca elegancko, a jak wjeżdża przaśny wokal, to już za późno, po prostu się bawisz jeszcze mocniej.

Ulubiony utwór, który grasz w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy: 

Roman Gehrecke – Nie Geliebt

Bez kitu, na każdym secie (chyba, że to warm up, ale to się często nie zdarza) próbuję tego nie zagrać – rzadko wychodzi. Jak wjeżdża główny drop, to nie wiadomo z której strony Cię klepło. Mógłbym dalej opisywać, ale lepiej sobie go puścić (salesman talk).

Utwór ulubionego producenta: 

Legowelt – Dance Of The Moonbird

Danny jest przykładem artysty przez wielkie „A” – zero parcia na szkło, kosmiczna zajawka i totalne nerdowstwo, a przy tym niesamowity talent. Gość siada i po dziesięciu minutach masz banger. Ile miał aliasów, to najstarsi Indianie nawet nie wiedzą, a ile synthów, to pewnie i on sam. Ten traczek grywałem bardzo często parę lat temu, teraz raczej puszczam sobie w domu, bo średnio brzmi w tempie 147.

Ulubiony utwór na otwarcie setu: 

Nostrum – Brainchild

Epickość, podniosłość, chwała, romantyzm, niepokój, odrobina refleksji, ale i nadzieja na lepsze jutro i fajny kwasik. No i oldschool. Czyli całkiem dobry wstęp do tego, co grywam zazwyczaj. A jak się czuję odważny, to miksuję wstęp ze wspaniałą, pokrzepiającą serca wypowiedzą Wielkiego Polaka z 1979 r.

Ulubiony utwór na zamknięcie setu: 

Kim Wilde – Keep me hangin’ on

Kiedy pierwszy raz zagrałem ten numer na BISa, to ludzie oszaleli; mało się wtedy nie popłakałem ze wzruszenia – true story. Wszyscy śpiewali, ręce w górze, światło było już zapalone, jak w finale cheesy musicalu albo bajki Disneya. Muszę też powiedzieć, że jest to bardzo ważny dla mnie numer, nie tylko ze względów osobistych, odnoszących się do sytuacji, w jakiej się wtedy znajdowałem (CRINGE WIEM), ale od tego czasu ludzie zaczęli czekać na moje closingi, bo zawsze starałem się skończyć niesztampowo i wszystkich zaskoczyć. To wydarzenie miało miejsce oczywiście w moim drugim domu, na Szpitalnej 1 i od tego momentu zawsze tam testuje swoje najdurniejsze pomysły zanim przeniosę je gdzieś, gdzie jestem w gościach. No i tak rozpoczęła się moja profesura w Polskiej Najwyższej Szkole Zamykania Imprez. 

Utwór na powrót z imprezy nad ranem:

John Denver – Country Roads Take Me Home

Zostałem poproszony o napisanie 1-5 zdań na temat każdego utworu, ale czy tutaj potrzebny jest jakiś komentarz????!!!!

Utwór celebrujący poranek bez kaca:

The Stone Roses – I am the resurrection

Jestem starym post-punkowcem i kocham The Stone Roses. Melodia jest co prawda uplifting, ale tekst w ogóle nie jest wesoły, au contraire. Wytnijcie sobie „I am the ressurection and I am the light” i pyk, macie poranek bez kaca. Słuchałem go też często, jak mi było smutno, a bez kaca czasem przecież jest niewesoło, nie? 

Utwór, na którego prośbę o zagranie akurat się zgodziłeś:

VTSS – Atlantyda

To był ten moment, kiedy numer Martynki – z całym szacuneczkiem – był tak popularny, że nawet czasem nie wypadało go grać. Podeszła jakaś kobieta do DJ-ki i poprosiła o zagranie go z banknotem 50zł w ręku… No nie siedział mi akurat wtedy, więc powiedziałem „thank you, no thank you”. Godzinę później zagrałem go za darmo.
Nie wiem, czy to się w stu procentach mieści w ramach odpowiedzi na to pytanie, ale zabawna historia.

Guilty pleasure, którego nie masz oporów, by grać: 

2 Brothers on the 4th Floor – Come Take My Hand

Przyznaję się bez bicia, kocham happy hardcore’owe wokale i pianinka. Chyba zresztą stąd wzięła się moja miłość do epickich i romantycznych melodii, których szukam w dzisiejszej muzyce. Poza tym posłuchajcie sobie tekstu, no to jest gruby trip. PS grywałem też na WIXAPOLach.

Trzy utwory, które definiują moją selekcję: 


Champas – Riktor (O.B.I. Remix)

Rorschack – Desalination


RIOT CODE – Midnight Indigo

To jest chyba najcięższe pytanie – serio – jak to zmieścić w trzech trackach? No ale próbując: Champas – mocny i romantyczny track z pięknym leadem, więc tu chyba nie trzeba dalej rozwijać. Rorschack to tęgi numer od zadań specjalnych, na potężnym basowym arpeggio i mocną melodią, ogólnie robi robotę. Dzięki niemu też zaprosiłem tegoż jegomościa na Szpitalną i okazało się, że oprócz bycia świetnym DJ-em i producentem, jest najsztywniejszą mordą. Riot Code katowałem w mojej „nowej” postpandemicznej odsłonie od samego początku, lekka sieczka z oldskulowymi epickimi synthami – to, co się dzieje w 3. minucie to jest BAJKA.

Album, który lubisz, a który nie ma nic wspólnego z tym, co grasz lub tworzysz:

Molesta Ewenement – Skandal

Co prawda nie wychowałem się na Ursynowie, tylko na Beskidzkim w Bielsku-Białej, ale osiedlowe akcje wszędzie podobne. Album jest genialny, prosty i szczery, kocham te teksty, a „28.09.97” to w ogóle jest majsterszyk – must have każdego afteru, kiedy udaję, że potrafie nawijać. Człowiek z dresu wyjdzie, ale dres z człowieka nigdy.

Kubok – playlista dla Muno.pl



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →