„Dzika, brudna energia” – relacja z festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022

Fot. Zofia Paśnik
Artykuł
Tauron Nowa Muzyka 2022 - relacja

Jedni na letnie weekendy lubią jeździć w góry, inni nad jezioro, a w naszej redakcji najbardziej cenimy sobie wypady na festiwale muzyczne. Cóż, w życiu trzeba mieć przecież jakieś hobby, prawda? Dlatego też nie mogło nas zabraknąć w dniach 21-24 lipca w Katowicach na festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022.

Tauron Nowa Muzyka 2022

Tauron Nowa Muzyka przyzwyczaił nas do tego, że jest festiwalem kompletnym, czyli takim, który nie zawodzi na żadnej linii. Jest też eventem z własnym unikalnym charakterem, który wyznacza standardy dla innego tego typu imprez w Polsce. To wszystko sprawia, że nasi redaktorzy rokrocznie przyjeżdżają do Katowic z wielkimi oczekiwaniami, które do tej pory były zawsze w pełni zaspakajane. Czy w tym roku było podobnie? Przeczytajcie naszą relację z festiwalu, którą przygotowali dla Was Paweł Chałupa i Kamil Downarowicz.

Tauron Nowa Muzyka 2022 – relacja

Paweł Chałupa: To był mocny festiwalowy weekend w naszym kraju. Północ miała Summer Contrast, my mieliśmy Tauron Nowa Muzyka. Co zadecydowało, że postanowiłeś wybrać się do Katowic?

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Kamil Downarowicz: Na Tauron jeżdżę w miarę regularnie od 2009 roku, więc Katowice prawie zawsze pojawiają się w moich wakacyjnych planach festiwalowych. Nie inaczej było i w tym roku. Bardzo ciekawiło mnie to, w jakiej formie i formule festiwal powróci po pandemicznej, zdecydowanie zbyt długiej przerwie. No i przyciągnął mnie, oczywiście, bardzo solidny line-up: Moderat, Lorenzo Raganzini, Rival Consoles, Andy Stott – ci wykonawcy podziałali na mnie jak lasagne na Garfielda. Przyjechałem więc do stolicy Śląska zwabiony prawdziwą muzyczną ucztą. I od razu zapytam, jak ma się Twoim zdaniem Tauron popandemiczny do tego sprzed 2020 roku? Co się według Ciebie zmieniło, a co pozostało bez zmian?

"Dzika, brudna energia" - relacja z festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022
Fot. Zofia Paśnik

Paweł: Jeśli pytasz mnie, czy podobała mi się tegoroczna edycja, odpowiem, że bardzo. Jak dopytasz, czy był to najlepszy rok w historii Taurona, dorzucę, że na pewno nie. Nowa Muzyka zawsze kojarzyła mi się z obłędnym line-upem, zresztą sami organizatorzy postawili sobie wiele lat temu poprzeczkę na ekstremalnie wysokim poziomie. Pamiętam czasy, gdy Tauron regularnie pojawiał się w top 5 najlepszych lipcowych festiwali na świecie według Resident Advisor.

W tym ponownie skompletowano arcyciekawy skład, ale jak patrzę na poprzednie roczniki, to w mojej opinii było zwyczajnie średnio. Na szczęście artyści, którzy nie dojechali, a było ich kilku – z tego, co wiem, dla niektórych nawet mocno kluczowi – nie byli na moim radarze zainteresowań. Tyle w kwestii „zmian” na tegorocznej edycji w mojej opinii. Reszta miód malinka, jak zwykle! Jak Ty widzisz Tauron sprzed tygodnia a z poprzednich lat?

Kamil: Najbardziej uderzyła mnie średnia wieku uczestników festiwalu. Oscyluje ona nawet nie w przedziale 30+, a 35+. Widać, że ten event ma swoją wierną publiczność, która zjeżdża się co roku do Katowic. Pytanie tylko, dlaczego na imprezie nie pojawiają się młodzi ludzie? Jeżeli jest to świadoma decyzja organizatorów, żeby przygotować imprezę dla starszaków, to w porządku. Jeżeli natomiast tak nie jest, to osoby przygotowujące Tauron muszą zadać sobie pytanie, dlaczego młodzi olewają ich event, w jakim miejscu znajduje się obecnie festiwal i w którą stronę powinien on – lub nie powinien – skręcić.

"Dzika, brudna energia" - relacja z festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022
Fot. Zofia Paśnik

Paweł: Zgadzam się z Tobą. Na Tauronie, jak na żadnym innym festiwalu z muzyką elektroniczną, zauważalna jest dojrzała publiczność. Wyedukowana, świadoma, wiedząca, po co i dla kogo przyjechała. Wydaje mi się, że ma to duży związek z „odwagą programową”. Nie oszukujmy się, nie każdy 18-latek wie, kim jest Andy Stott lub Rival Consoles. Czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie. Dzięki dojrzałemu, „zaawansowanemu” line-upowi mogę być pewien, że na festiwalu znajdą się właściwi odbiorcy. Uwielbiam to w Tauronie. Bywają magiczne momenty na parkiecie, że czuję fizycznie pod skórą, że wszyscy znają utwór, który właśnie jest grany. Znajomość dyskografii, muzyki skompletowanych artystów – to nie jest częsty przypadek w Polsce.

Kamil: Wspomniałeś o Rival Consoles – ależ to było dobre! Ryan pokazał, co to znaczy umiejętnie łączyć atmosferyczne granie z tanecznym pulsem. Zdecydowanie ten występ znalazł się w mojej osobistej topce tegorocznej edycji festiwalu. Nie zawiódł również Moderat – było czuć, że na scenie przebywali profesjonaliści, którzy poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodzą. Kawałki z nowej płyty fantastycznie  sprawdziły się w wersji na żywo, dostały dodatkowego zastrzyku energii. Kapitalne wrażenie zrobił też na mnie Lorenzo Raganzini. Co to był w ogóle za set! Dzika, brudna energia, bezkompromisowość, interakcja z rozszalałym tłumem – dla takich występów warto żyć. A jacy są Twoi osobiści zwycięzcy festiwalu?

Paweł: Król mógł być tylko jeden. Na spotkanie z Donato Dozzy czekałem dobre kilka, jak nie kilkanaście lat. Włoch w naszym kraju to prawdziwy rarytas (ostatnio pojawił się na Instytucie, gdzie na parkiecie było 15 osób, reszta wybrała Richiego Hawtina). W ogóle trafić na Donato to jest niezła sztuka, bo występuje rzadko, a jeśli już, to w sprawdzonych miejscach, nie zawsze w tej części Europy. Nie bez przyczyny jest rezydentem kultowego festiwalu The Labirynth w Japonii. Ale wracając do meritum – to była absolutna profesura! Przewidzenie, w jakim kierunku pójdzie ze swoim setem Dozzy, jest trochę wróżeniem z fusów, na szczęście obrał klimat mocno techniczny, co mnie bardzo ucieszyło. Hipnotyczne loopy, tym razem muzyka pozbawiona znanej u niego dubowej mistyki, rozpędzona w jego własnym, unikalnym tempie. Cieszyłem się jak głupi i dziękowałem, że mam okazję doświadczać na żywo muzyki takich artystów w swoim życiu.

Uwaga, kontrowersja – w ostatniej chwili zdecydowałem się, iż rezygnuje z Moderat na rzecz Vril (ułożenie ich w jednym czasie było mocno bolesne). Już po intrze przestałem zastanawiać się, czy podjąłem dobrą decyzję. Boże, jakie to było dobre. Czułem się, jakbym został wciągnięty wewnątrz Ziemi (i to bez żadnych psychodelików). Vril potrafi stworzyć cuda. Jest wybitnym artystą, którego trzeba choć raz w życiu usłyszeć. To muzyka z miażdżącym ciepłem, ekscytująca, ognista, momentami czułem, jakbym tańczył na rozżarzonych węglach. Wielki występ Niemca.

"Dzika, brudna energia" - relacja z festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022
Fot. Zofia Paśnik

Kamil: Tak, reprezentacja Włoch była w Katowicach naprawdę silna, należy jej się z pewnością złoty medal. Takiego powera może im pozazdrościć piłkarska reprezentacja Italii, która nie awansowała na Mistrzostwa Świata. Może gdyby piłkarze przed meczami słuchali Donato lub Lorenzo, to jesień spędziliby w Katarze…

Ale nie byłbym sobą, gdybym jednak nieco nie ponarzekał. Andy Stott… no nie był to dobry występ. Byłeś na nim?

Paweł: Byłem i zgadzam się – pomimo naprawdę ciekawych momentów to nie był równy występ. Na pewno nie zaliczę go do najlepszych w życiu.

Miałeś jakieś zaskoczenia w tym roku? Ja przyznam, że pojawienie się Butcha zamiast Kollektiv Turmstrasse (ile można ich bookowac u nas?) przyjąłem z radością. Uwielbiam tego wariata w wąsiku, jest Butch – jest impreza. Bardzo klawo rozhulał ostatnie chwile na Tauronie. Podobnie jak Red Axes przed nim, no ale to było do przewidzenia.

Kamil: Może Cię teraz zaskoczę, bo zaskoczyłem tym sam siebie, ale bardzo spodobał mi się koncert… Ralpha Kaminskiego. To był artystyczny, choreograficzny majstersztyk. Gdyby nie TNM, to w życiu bym nie trafił na występ tego polskiego artysty. Ale za to właśnie kocham festiwale – mogę ruszyć tyłeczek ze swojej muzycznej strefy komfortu i zasmakować w czymś zupełnie innym, nowym.

"Dzika, brudna energia" - relacja z festiwalu Tauron Nowa Muzyka 2022
Fot. Zofia Paśnik

No to na koniec spytam Cię jeszcze o trzy plusy i trzy minusy tegorocznej edycji festiwalu. W takim SMS-owym skrócie.

Paweł: Plusy – teren festiwalu. Katowicka Strefa Kultury to unikat na skalę światową. Jak przychodzi noc i całe miasteczko się rozświetla, to naprawdę można pomyśleć, że jest się na innej planecie. Ludzie. Nie spotkamy tutaj szamanów w brokacie i szarawarach tańczących z totemem – zamiast tego zobaczymy mocno sprofilowaną muzycznie publikę. After – niedzielny Jazbar to była wisienka na torcie, szczególnie sety od Ricardo i Sound w/ Friends na postawionych Funcktion One’ach (!) wybrzmiały wyśmienicie. O muzyce już napisałem. Minusy? Okrojony line-up, wciąż dobry, ale nie taki do którego się przyzwyczaiłem. Soundsystemy. Kurczę, nie wiem, czy to u mnie z upływem lat coraz gorzej ze słuchem, no ale lepiej to brzmiało w latach poprzednich. No i brak finału z prawdziwego zdarzenia w stylu Jeffa Millsa ze Śląską Orkiestra Symfoniczną. Podsumowując – wracam za rok, bo tu wszystko się zgadza.

Kamil: Wraca(my), wraca(my), Pawle. I za rok piszemy kolejną wspólną relację!



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →