Peggy Gou ratuje planetę, czyli kilka słów o insta-ekologii

Felieton

Początek lat 20. XXI wieku upływa nam pod znakiem globalnej dyskusji nad kwestiami klimatycznymi. Tematyka rzutuje na niemalże każdą płaszczyznę naszego życia - także muzyczną. Zainspirowany niezwykle ciekawym i zarazem ostrym w swoim przekazie tekstem Pawła Klimczaka, który możecie znaleźć pod tym adresem, postanowiłem napisać kilka słów o proponowanym przeze mnie podejściu do ekologii. Na przykładzie Peggy Gou.

Peggy Gou uczy nas dbać o środowisko

Peggy Gou to jedna z najbardziej znanych DJ-ek i producentek na świecie. Ciężko współcześnie interesować się muzyką elektroniczną i nie słyszeć o tej pani. Wydawnictwa w Ninja Tune i Phonice, wzorcowa kariera – od korespondentki Harper’s Bazar z klasycznym wykształceniem muzycznym, po ikonę koreańskiego house’u.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Ostatnimi czasy zrobiło się o niej niezwykle głośno za sprawą filmiku na Instagramie. Widzimy na nim, jak artystka zbiera śmieci z jednej z wielu plaż, które odwiedza prowadząc swoje wystawne życie.

W geście nie byłoby nic kontrowersyjnego, gdyby nie fakt, że Gou znana jest ze swych podróży prywatnym samolotem. Internet zawrzał. Sieć zalała fala krytyki pod adresem artystki. Oskarżano ją o rażącą hipokryzję i kreowanie sztucznego wizerunku. „Bo jak to tak? Zbierać śmieci na plaży, a zarazem zanieczyszczać środowisko prywatnymi lotami?” W ruch poszło najgroźniejsze narzędzie w rękach internautów – memy.

Peggy Gou

Akcja Peggy Gou spowodowała falę internetowych reakcji branży muzycznej. Do misji ratowania planety ruszyły zastępy muzyków. Z workiem na śmieci dał się sfotografować Adam Beyer, a Lily Palmer wysprzątała kolejną plażę, że aż miło patrzeć.

Insta-ekologia, czyli jak to jest z tą troską o środowisko

Nie ukrywajmy. W dobie globalizacji i wszechobecnych social mediów ciężko wypromować swoją osobę – a co za tym idzie, również twórczość – bez obecności na portalach społecznościowych. Jestem przekonany, że wielu świetnych artystów nigdy nie otrzyma zasłużonej atencji słuchaczy z powodu swojej insta-ułomności czy facebooko-nieporadności. Obecność na tych portalach to współcześnie mus, a nie zapominajmy, że lubią się one rządzić swoimi prawami. Jednym z nich jest właśnie spora podatność na globalne trendy, a takim na naszych oczach (absolutnie zasłużenie) staje się ekologia.

Mechanizm jest dość prosty. Światowe nurty szybko urastają do rangi narracji – szkieł, przez pryzmat których zaczynamy patrzeć na rzeczywistość. Niestety często tylko tą wirtualną. Większość z nich ma podłoże etyczne i związana jest z jakimś altruistycznym odruchem. Różnica między prawdziwie troskliwymi odruchami, a tymi na pokaz, tkwi w warstwie celowościowej działania. Jeśli jest ono podbudowane wewnętrznym obowiązkiem, który odczuwamy, a nie chęcią chwilowego przebłysku internetowej popularności, to narracja zdaje egzamin.

Co z tą Peggy?

Jak zatem patrzeć na działanie Peggy Gou? Uważam, że nie powinniśmy od razu wylewać na nią kubłów pomyj. Jest to po prostu działanie wpisujące się w trend. Na pewno ciąży na niej presja, by dorzucić swoją cegiełkę do wszechobecnej akcji ratowania planety i zrobiła to w jedyny dostępny jej sposób. Nie oczekujmy od wszystkich artystów, że będą brać przykład z Moby’ego, a od większych zespołów zachowań pokroju Massive Attack. Nie wymagajmy od topowych artystów, że na występy zaczną pływać tratwami.

Nigdy nie byłem fanem wielkich narracji. Zawsze uważałem, że o ile mus tworzenia takowych wynika z pewnej konieczności dziejowej, to nie służą one niczemu dobremu na poziomie dyskursu społecznego. A wręcz przeciwnie – przyczyniają się, jak pokazuje przykład Peggy Gou, do utraty realnego desygnatu w postaci szczerej motywacji do działania.

Dlatego też uważam, że warto zarzucić używania ekologii jako bicza do wymierzania internetowych razów muzykom i zacząć myśleć o niej w sposób pozytywny. Jako o czynniku, który pchać ma nas do zmian własnego zachowania. Na każdym poziomie. Mój postulat zawrzeć można byłoby w słowach „przekształćmy wielką, globalną narrację, jaką stała się ekologia, w naszą powszednią, małą troskę o środowisko”.

I gdyby stało się tak, jak mi się marzy, właściciel klubu pomyślałby nad plastikowymi kubkami i słomkami w swoim lokalu, a każdy z nas nad wzięciem kolejnej foliowej torby przy wizycie w sklepie przed imprezą. Oczywiście to tylko pewne egzemplifikacje tego, co możemy zrobić dla środowiska. Chodzi o proces drobnych, kroków, małych działań, które mogą doprowadzić do wielkich rezultatów dla naszej planety.

Peggy Gou



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →