Słowo na piąteczek 4 FELIETON

Felieton

W dzisiejszym felietonie, nasz autor pastwi się nad regulaminem klubowym. Zwłaszcza nad jednym z jego punktów...

Nieregularny Felieton Weekendowy

Baśń z tysiąca i jednej nocy

Jakiś czas temu pastwiłem się nad poznańską Pachą, która chyba nie wierzy w kindersztubę swoich ekskluzywnych gości, kategorycznie zakazując im używania gum do żucia na terenie klubu. Przyznałem też jednak, że Pacha ma coś, czego nie mają estetycznie bliższe mi i wam kluby. To „coś” to regulamin. Pewnie żachniecie się, bo po co kolejne nakazy i zakazy w miejscach, które przez te kilkanaście godzin w tygodniu mają być dla nas oazami wolności, szczęścia i przyjemności? Czy nie wystarczą obrazkowe zakazy palenia, bo przecież podstawowe przepisy klubowego kodeksu prawie wszyscy nie tylko znają, ale niektóre z nich z pełną premedytacją i największą przyjemnością łamią?

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Wielkiego problemu z powodu braku regulaminów faktycznie nie ma, ale przeczytajcie tę bajeczkę: pewnej pięknej nocy zza siedmiu mórz i siedmiu wzgórz do Lechistanu, słynącego z urody dziewcząt i chłopców oraz uciech wszelakich przybył zamożny emir o imieniu Emil. Emir Emil uwielbiał zabawy, ale w swoim rodzinnym księstwie pohulać nie mógł, bo srogi ojciec szejk Quejk pilnował go bezustannie, bowiem prawo w księstwie panowało surowe, a emir Emil już od 2 roku życia był narzeczonym urodziwej i posażnej w naftowe szyby księżniczki Mahabibki. Gdyby emir Emil zaszalał, to nie tylko z małżeństwa, ale i z zapisanych w posagu roponośnych odwiertów byłyby nici.

Czasami żądze jednak brały górę i emir Emil szedł w długą podczas zagranicznych wojaży. Owego razu, gdy przybył do Lechistanu, w jednym z klubów został poczęstowany niesamowitą w smaku przyprawą. Emir Emil przyprawy spróbował i… TO BYŁA TA NOC!!! Mniejsza o szczegóły, których emir Emil i tak nie pamiętał – klub tak był zachwycony niecodziennym balem,  że czym prędzej wrzucił na fejsa foty zrobione przez klubowego fotografa. Ach, co to będzie za promocja! Emir Emil we własnej osobie w naszych progach! I w takich pozach!

Kiedy emir Emil dochodził do siebie po upojnej nocy, fotki zaczęły obiegać świat lotem błyskawicy, więc szybko dotarły również do księżniczki Mahabibki. Trwające 20 lat zaręczyny oczywiście jasny szlag trafił, bo księżniczka Mahabibka mogłaby jeszcze wybaczyć zabawy z hurysami, ale pocałunki z lechistańskimi chłopcami to już inna para wielbłądów. Ślub odwołany! Szyby naftowe stracone! Szejk Quejk, gdy tylko się o tym dowiedział, wpadł w wielki gniew, wynajął najlepszych prawników i klub puścił z torbami, bo nie miał on ustalonych zasad dotyczących udostępniania wizerunków imprezowiczów. Koniec bajki.

Gdyby emir Emil zabawił się w Pachy, to szejk Quejk mógłby co najwyżej wynająć Ali Babę i czterdziestu rozbójników, ale nie kancelarię prawną, ponieważ w regulaminie stoi jak wół: „Osoby biorące udział w imprezie wyrażają zgodę na nieodpłatne rozpowszechnianie ich wizerunku, zarejestrowanego podczas imprezy przez klub Pacha dla celów marketingowych.” Sprawa jest jasna i między innymi dlatego do Pachy nie pójdę. Ale pójdę do innego poznańskiego klubu, SQ, bo co prawda klub też zastrzega, że będzie promował się naszymi mordkami, ale „Osoby, które nie wyrażają zgody na wykorzystanie swojego wizerunku dla powyższych celów proszone są o zgłoszenie do obsługi klubu podczas imprezy”. I OK.

Wracając do bajkowego lechistańskiego klubu – bronił się on przed sądem, że co prawda regulaminu nie miał, ale przecież wszystkie kluby wrzucają imprezowe fotki na fejsa i nikt nigdy afery nie robił. Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak dorozumiana zgoda na wykorzystywanie mojego wizerunku tylko dlatego, że wchodzę do klubu, który stale publikuje zdjęcia imprezowiczów. To klub musi zapytać mnie o zgodę albo zastrzec to w tym nieszczęsnym regulaminie. Lechistański klub bronił się także, że gdy szejk Quejk wpadł w gniew, to od razu fotki z emirem Emilem zostały usunięte z sieci. Ale na nic to się nie zdało, bo fejsowy profil klubu był publiczny, a gorące fotki z emirem Emilem zostały udostępnione przez wiele osób. Drodzy klubowi menedżerowie, jeśli chcecie wiedzieć co w takiej sytuacji dzieje się z prawami autorskimi, to „better call Saul Goodman”.

Nie mam złudzeń, że obowiązująca w berlińskich klubach zasada „Taking photos is not allowed!”, najbardziej dobitnie, bo aż w czterech językach zapisana w Berghain na tablicy tuż przy wejściu, będzie wprowadzana w naszym Lechistanie. Zdaję sobie sprawę, że imprezowe słitfocie nie znikną z naszej klubowej rzeczywistości, bo pomagają promować kluby i marki alkoholowe, a te z kolei dzięki temu dokładają się do imprez. Nie znikną tym bardziej, że – co dziwi mnie niezmiernie – ogromna większość imprezowiczów je wprost uwielbia, o czym świadczą fejsowe lajki. Ja osobiście tych fot nie cierpię i nie tylko z powodu, że los oszczędził mi urody fotomodela. Po prostu oglądanie swojej własnej facjaty w stanach mocno wskazujących na spożycie nie jest moim ulubionym zajęciem i jeśli przeglądam fejsbukowe galerie, to tylko po to, żeby sprawdzić, czy mnie tam nie ma.

Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →