Słowo na piąteczek 12 FELIETON

Felieton

"Muno.pl postanowiło wejść w lajfstajl. Nie wiem, czy to do końca dobry pomysł, bo przecież dla niektórych z nas muzyka, kluby i imprezowanie to jedyny lajfstajl i całe życie zarazem." - pisze o swych rozterkach nasz felietonista...

Nieregularny Felieton Weekendowy

ILUSTRUJE: Agnieszka Diesing

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Na kloszarda

Muno postanowiło wejść w lajfstajl. Nie wiem, czy to do końca dobry pomysł, bo przecież dla niektórych z nas muzyka, kluby i imprezowanie to jedyny lajfstajl i całe życie zarazem. Są tacy, którzy nie tylko weekendowe wyjazdy do innego miasta, czy wakacje potrafią obmyślać pod kątem clubbingu. Oni już na początku roku mają rozplanowane wszystkie urlopy na festiwale i to do ostatniego należnego wolnego dnia. Najbliżsi albo mogą się z tym pogodzić albo jechać na wakacje samemu. I podczas nich zacząć zastanawiać się, czy faktycznie są „najbliższymi”. Z drugiej strony takich techno-hardkorów nie jest wcale aż tak wielu, więc przyjmijmy, że pomysł z tematyką lajfstajlową był przemyślany.

Dobrze, to tym razem będzie lajfstajlowo, a konkretnie o modzie. Ale ani o tej z wybiegów, ani z klubowych parkietów. Nawet domorosłe fashionistki nie chcą się zajmować tą dziedziną mody, słusznie wychodząc z założenia, że na takich stylizacjach nie da się zarobić, a splendor żaden. Co prawda temat od czasu do czasu podejmowali autorzy fanpejdża Make Life Harder, ale robili to tylko dla beki i darli ze sprawy łacha na całego (mają prawo, w końcu piszą felietony satyryczne), a rzecz przecież jest śmiertelnie poważna, bo dotyczy jednej z najistotniejszych sfer naszego życia – naszej domowej stylówy.

To są ciuchy najbardziej prywatne, wręcz intymne. To są ubrania, w których mają prawo widzieć nas tylko najbliżsi, ponieważ pokazanie się w nich stanowi dowód najwyższego zaufania. Przykład? Uprawianie seksu z nowo poznaną osobą raczej trudno nazwać oznaką zaufania (oczywiście mowa o uprawianiu seksu z zabezpieczeniem, bo uprawianie „bez”, jak powszechnie wiadomo nie jest dowodem zaufania, tylko czystą głupotą). Już pewnego rodzaju zaufaniem jest uprawiane seksu z nowo poznaną osobą we własnym łóżku. Za to pokazanie się nowemu obiektowi zauroczenia w ulubionym domowym zestawie może przebić tylko podanie PIN-u do własnej karty. To prawdziwy kamień milowy w każdym związku. Możesz znać ulubione pozycje i skrywane fetysze drugiej strony, ale dopóki nie wiesz, jak wygląda jej codzienny prywatny outfit, to tak naprawdę nie wiesz jeszcze nic.

Ilustracja: Agnieszka Diesing

Znaczenie domowego ubioru dostrzega również literatura, i to ta z wysokiej półki:

„[…] działałem logicznie, w moim szaleństwie była lodowata metoda, szaleńcza była szybkość wszystkich moich ruchów, w szaleńczym tempie, choć dalej ze skrupulatną ostrożnością, stawiałem torbę na biurku, otwierałem ją i wyjmowałem to, co było w środku, szykowałem szklanki, popielniczkę, błyskawicznie przebierałem się w wygodny i ciepły dres […]”.

I dalej:

„[…] gdybym nie daj Boże obie kupione w całonocnym sklepie butelki wylał do zlewu albo wyrzucił przez okno, jaki rezultat bym swym nieprawym i faryzejskim uczynkiem osiągnął? Żaden. Musiałbym zdejmować wygodny i ciepły dres, musiałbym się na nowo ubierać, na nowo wkładać buty i wyjściowe ubranie […]”.

/Jerzy Pilch, „Pod Mocnym Aniołem”/

Bohater cytowanej książki co prawda osiągnął absolutne mistrzostwo w pewnej dziedzinie życia (ci, którzy jeszcze nie czytali, niech sami sprawdzą w jakiej), ale w kwestii domowej stylówy nadal wiążą go konwenanse. W pewnym stopniu jest to zrozumiałe, ponieważ trzeba mieć dużo samozaparcia i przede wszystkim wysokie poczucie własnej godności (tym większe, im większy poziom zeszmacenia prywatnego outfitu), by bez żadnego wstydu iść wyrzucić śmieci, czy wyprowadzić psa bez przebierania się w „normalne” ubrania. By notorycznie lekceważyć obawy z cyklu „a co sąsiedzi powiedzą?” A nawet by zaryzykować zaprzepaszczenie jakichkolwiek szans u tej blondyny z piątego („przecież jak mnie w tym zobaczy, to nawet pomarzyć nie będzie można… no bo jak? z taką fleją?!”).

Rozumiem doskonale takie rozterki, bo sam nie jestem całkowicie nich pozbawiony, ale jakie mają one znaczenie, gdy w niedzielę w pobliskim sklepie w szmatach wołających o pomstę do nieba uzupełniam zapasy w barku i napotykam falę odświętnie wystrojonych mieszczan powracających z cotygodniowego obowiązku. Widok ich min i wyrazu twarzy ekspedientek, gdy widzą lumpa zostawiającego na alkoholowym co najmniej stówę za dwie, czy trzy butelki wina albo inny trunek przekraczający ich możliwości poznawcze wart jest dużo większych pieniędzy.

Tylko dlaczego poruszam temat domowych łachów? Bo nie tylko w nich jemy codzienne kolacje, oglądamy seriale, oblewamy się piwem w trakcie meczów. W tych ciuchach również tańczymy. Najczęściej późno wieczorem, czasami też zamiast porannej gimnastyki albo w ramach przerwy od ślęczenia przy kompie. Samotnie, systematycznie, kilka razy w tygodniu, niektórzy dzień w dzień, wieczór w wieczór, tańczymy. O czym niebawem.

Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”

PS. W dowód zaufania do czytelniczek i czytelników Muno stylizacja, w której autor męczył się nad powyższym tekstem: przydługawe, pamiętające co najmniej kilka zakrętów życiowych  portki, od wieków gustownie ozdobione kilkoma kroplami kleju super glue, 7-letni t-shirt (obszycie lamówki w stanie krytycznym), pochodzący mniej więcej z tego samego okresu kardigan – jakieś trzy lata temu trwale poplamiony sokiem pomarańczowym, skarpety i kapcie „w miarę” nowe; bielizna na szczęście w żaden sposób nie spełnia powyższych kryteriów, więc została pominięta w stylizacji.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →