Słowo na piąteczek 10 FELIETON

Artykuł

Pozostając jeszcze przez chwilę w temacie Audioriver, nasz niezawodny felietonista zmierza się z niezwykle trudnym zjawiskiem zaobserwowanym podczas płockiego festiwalu...

Nieregularny Felieton Weekendowy

Polaki cebulaki

Prawdopodobnie nie jestem patriotą, ponieważ nie mam poczucia, że my, Polacy, pod jakimś szczególnym względem jesteśmy lepsi np. od Czechów, Ukraińców, Słowaków lub Rumunów. Ani od jakiejkolwiek innej nacji. Częściej jestem raczej zażenowany naszymi typowymi cechami – jeśli danej narodowości w ogóle można takowe przypisać. Czasami tak bardzo, że bywając „zagranico” i widząc grupy rodaków, omijam je z daleka i staram się udawać Greka. Albo – co przychodzi trochę łatwiej – Anglika.
Najbardziej mierzi mnie nie jedna przykra cecha, ale raczej ich zbiór, określany mianem tzw. „polactwa”. „Polactwo” objawia się na przykład wtedy, kiedy organizatorzy festiwalu z powodu trudnych warunków atmosferycznych przerywają event, a mimo to niektórzy uczestnicy imprezy nie mogą zrozumieć, że ta niemiła w końcu dla wszystkich decyzja została podjęta w trosce o ich bezpieczeństwo. I nie mogą im tego wybaczyć. Ich zdaniem nagłe załamanie pogody można było przewidzieć, a tak w ogóle to namiot został źle postawiony. Oczywiście oni potrafiliby to zrobić lepiej, bo przecież byli kiedyś harcerzami i mogą pochwalić się zdobytymi sprawnościami „przyrodnika” i „sobieradka obozowego”. Biorąc pod uwagę zapał do dokonywania „naukowych” analiz, który ostatnimi laty ujawnił się w naszym narodzie, aż dziw bierze, że domorośli naukowcy nie przeprowadzili eksperymentów z użyciem puszek po napojach i parówkach, które dowodziłyby, że jednak dach namiotu spokojnie wytrzymałby nawet dwa razy większy napór wody, a co za tym idzie odwołanie występów Dom & Roland i S.P.Y to po prostu niecny i nikczemny spisek wymierzony w ich fanów.
Inni z kolei nie mieli żadnych wątpliwości, że usprawiedliwienie Loco Dice w postaci uszkodzonego samolotu, to tylko zwykła ściema, bowiem odkryli, że w tym samym czasie Loco zagrał na innym europejskim, dużo bardziej komercyjnym (ergo – bardziej intratnym finansowo dla Dice) festiwalu, zaś polską publikę zwyczajnie zlekceważył i suchej nitki nie zostawili na dj-u. Szkopuł tylko w tym, że nie sprawdzili dokładnie dat w kalendarzu.
Odwołane występy Loco Dice i Audio były również dla niektórych pretekstem publicznie wyrażonego żądania zwrotu pieniędzy za bilety, bo przecież całą noc jechali z drugiego końca Polski specjalnie dla tych dwóch artystów, a oni nie wystąpili! I co ci biedni festiwalowicze mają teraz zrobić?! Polecam te osoby head hunterom rekrutującym specjalistów do działu szacowania ryzyka w najlepszych towarzystwach ubezpieczeniowych. Kupić bilet na imprezę tylko dla dwóch wykonawców wybranych z dwudziestu trzech, którzy mają tego dnia wystąpić, i trafić akurat na tych dwóch, którzy z mniej lub bardziej losowych powodów odwołają występy, to umiejętność zahaczająca o metafizykę. Ci niczego nieświadomi festiwalowicze nawet nie wiedzą, że znajomość teorii chaosu mają w małym palcu.
Przypadek Hot Since 82 to całkiem inna para kaloszy – to zmora, która spędza sen z powiek wszystkim organizatorom imprez. Młody, modny, utalentowany, ale niesubordynowany. Podobnym przypadkiem dwa-trzy lata temu był niejaki SebastiAn z francuskiej wytwórni Ed Banger. Taki sam numer wyciął nie tylko organizatorom naszego Selectora, ale i Pukkelpop, Liquid Sunday, SonneMondSterne Festival, a nawet Melt! W ostatniej chwili odwoływał występy i zawsze z tego samego powodu – „nagłe problemy zdrowotne” (o dziwo, dwa lata temu na Audioriver nie tylko udało mu się dotrzeć i wystąpić, ale i szaleć do rana wśród publiki w Circus). I co zrobisz takiemu typowi jak Hot Since 82? Ma około 30-tki, każdy weekend zabukowany po największych festiwalach, gra na Ibizie razem z Hawtinem, panny z łóżka musi wyganiać, żeby się wyspać, więc jeden festiwal wte, czy we wte…

Hot Since 82 – fotografia z dnia 21.07.2014
Rok temu, patrząc na przewalające się po płockiej skarpie tłumy przybyłe w dużej mierze na Kalkbrennera, z lekką obawą myślałem że Audioriver dobił do ściany sukcesu. Tydzień temu miło rozczarowałem się, bo chociaż uczestników podobno było jeszcze więcej, to w najbardziej newralgicznym punkcie każdej masowej imprezy (czyt. „toi-toie”) na szczęście tego nie odczułem. I nie przeszkadzały mi ani koniki bezskutecznie wciskające przechodniom na Grodzkiej 3-dniowe karnety, ani opinie przypadkowych uczestników w stylu:
Czy na tym festiwalu zawsze jest tyle dresów i niewyszukanej łupanki? Oprócz chamskich dresów raziła przechamska muzyka, bez polotu, bez fantazji, przekoszmar. O Audioriverze nasłuchałam się samych „och’ów i ach’ów”, ten festiwal jest już owiany legendą, więc pojechałam „w ciemno” nie sprawdzając dokładnie line up’u, zawierzając „renomie” festiwalu (znałam tylko bardzo dobre Little Dragon).
Bo to jest właśnie, co prawda trochę gorzki, ale jednak dowód sukcesu…
Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”
PS. Audioriver 2014 zapamiętam nie tylko z powodu najnudniejszego setu, jaki słyszałem w życiu (kto nie był, niech pyta o piątkową noc w Circusie – jeszcze nigdy nie spotkałem się z faktem, żeby opinie były tak zgodne); na szczęście była też sobota, była An On Bast, byli pełni groove Dense & Pika, był nonszalancko miksujący Koze, a na Wide Stage co chwilę zaskakujący Zeitgeber… Nie spodziewałem się, że wracając po krótkiej przerwie na występ ww. duetu niemalże bezwolnie skręcę do Circusa i będę tańczył do muzyki granej przez Digweeda; że Maetrik po ponad półgodzinnym bonusie zakończy swój występ remiksem „Nightcall” Kavinsky’ego… i że niedziela z Kinkiem, Lazarusem, Mano Le Tough i mnóstwem bliższych i dalszych znajomych będzie tak cudownie rozkoszna


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →