Słowo (tym razem) na środunię 13 FELIETON

Felieton

Dziś żegnamy 2014 rok, pełen klubowych wrażeń i muzycznych uniesień. Nasze "Słowo na piąteczek" tym razem w środę, poświęcone będzie mijającemu czasowi.

Przekleństwo ładnych godzin
Nieregularny Felieton Weekendowy

Mam jeden, nieco dziwny, klubowy nawyk. Kiedy witając ochronę jak zwykle roześmianym spojrzeniem przejdę już przez klubową lub festiwalową bramkę, kiedy „obwącham” teren (w przypadku wcześniej nieznanych miejsc robiąc to szczególnie dokładnie), kiedy przywitam się ze znajomymi (albo i nie, bo zazwyczaj zdecydowana większość jeszcze wtedy biforuje w najlepsze), kiedy odwiedzę bar i inne miejsca, do których później mogą być przekraczające wszelką cierpliwość kolejki (swoją drogą tak jak w niemieckich klubach obowiązuje norma regulująca dopuszczalny poziom decybeli, tak w polskich powinny być specjalne regulacje dotyczące odpowiedniej ilości zamykanych toalet – rozumiem tzw. trudności lokalowe i jasna sprawa, że na nowy sound system kasy brakuje i brakować będzie przez kolejną dekadę, ale na zwykły skobelek w drzwiach, czy inne tanie skutecznie zamykające ustrojstwo powinno stać nawet najgorszą tancbudę), kiedy więc odbębnię ten swój cały klubowy rytuał wejścia i zaopatrzony w jakiś napitek zacznę na parkiecie wczuwać się w klimat, wtedy zawsze muszę spojrzeć na zegarek.

Nawyk w sumie niewinny. Owszem, zastanawiałem się, czy czasem nie jest to już natręctwo – dokonałem jednak gruntownej samooceny i doszedłem do wniosku, że do klasycznych objawów związanych z typowym zaburzeniem obsesyjno-kompulsywnym jeszcze trochę mi brakuje. Na razie. Gorzej, że ostatnio to moje klubowe przyzwyczajenie miało zastanawiający skutek. Na zegarku bowiem widniała zawsze jakaś ładna godzina. A to 23:32, a to 12:21, a na zegarku ustawionym w systemie „pm” trafiła się i 10:01 (wątpiącym w wyżej opisany rytuał wejścia od razu wyjaśniam – to był festiwal z otwarciem bramek już od 21-ej, więc do 22-giej na wszystko czasu było aż nadto). Zauważcie, że nie są to banalne „imieniny godziny” w stylu „22:22”, czy „23:23”. W dodatku urok ładnych godzin można dostrzec korzystając tylko z zegarków numerycznych, bo na klasycznym cyferblacie chociażby taka 20:02, to nic specjalnego. Zwyczajne „dwie po ósmej”.

Sprawdzam dokładną godzinę, żeby chociaż na początku imprezowej nocy mieć poczucie czasu, bo dobrze wiem, że zazwyczaj za kilka chwil mogę je bardzo łatwo stracić. Czasoprzestrzeń zakrzywi się i coś , co normalnie trwa raczej krótko, będzie trwało o wiele za długo, a innym razem okaże się, że niecały kwadrans trwał ponad dwie godziny. Jest mi z tym całkiem dobrze i nie mam o to do nikogo żadnych pretensji. Często za to ma je moja konkubina, która tego frapującego, lecz w sumie powszechnie doświadczanego przez klubowiczów zjawiska do dziś nie może zrozumieć.
Z kolei ja o ile jeszcze jestem w stanie pojąć sylwestrową obsesję na punkcie czasu (chociaż w mediach od rana odliczanie, jakby nie rok, a cała epoka miała się skończyć), bo to przełom jakby nie było o dużym znaczeniu symbolicznym, to nie za bardzo rozumiem ogólnego ciśnienia na zabawę. Oczywiście obowiązkowo w „szampańskim stylu” i w „wystrzałowych kreacjach”. Tym bardziej, że najczęściej ta „jedyna i niepowtarzalna noc” pod względem imprezowym okazuje się najgorszą ze wszystkich – zarówno w mijającym, jak i nadchodzącym roku. Przekleństwo godziny „00:00” – wyjątkowo ładnej, to prawda – ma jednak akurat w tym dniu ogromną moc i trudno mu nie ulec. Można sobie jednak łatwo z nim poradzić, nawet w całkiem miły i przyjemny sposób.
Niestety żadne zaklinania mogą nie pomóc w uniknięciu brzydkich godzin. Kiedy w normalnym tygodniu, noc w noc, dwa razy pod rząd, zupełnie bez powodu budzicie się sami z siebie dokładnie o 4:19 i później nie możecie zasnąć, w dodatku budzicie się z cholernie przykrą świadomością istnienia nastawionego na 7:00 rano budzika, to ta nieszczęsna „4:19” jest właśnie stuprocentową brzydką godziną. I takich godzin w nadchodzącym Nowym Roku z całego serca Wam nie życzę.
tekst: Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”
grafika główna: La persistencia de la memoria – Salvador Dali


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →