„Nigdy nie lubiłem definiować muzyki poprzez tempo” – Chris Liebing

Wywiad

Zanim pojawi się na stadionie we Wrocławiu, postanowiliśmy zadać kilka pytań żyjącej legendzie muzyki techno. Chris Liebing o najnowszym krążku, stosunku do CLR, definiowaniu tempa, pracy ze Speedy J i wielu innych... Zapraszamy do lektury.

Muno.pl: Twój najnowszy krążek Burn Slow, na który czekaliśmy blisko 8 lat, to propozycja stojąca w opozycji do obecnego hype’u na wszechobecne, szaleńcze tempo. W mojej opinii to muzyka nadająca się przede wszystkim do odsłuchu w kameralnych warunkach, czuć w niej wielką dojrzałość oraz naleciałości zaproszonych gości. Skąd pomysł na taki właśnie longplay ?

Chris Liebing: Miałem pomysł na wydanie nowego albumu już od dłuższego czasu i wiedziałem, że nie chcę tylko zebrać razem dziesięciu klubowych tracków i wydać go jako album z oczywistym electro/ambient utworem w środku, aby brzmiał jak LP. Mój pomysł był dość samolubny. Chciałem stworzyć krążek, którego chciałbym słuchać, kiedy podróżuję samolotem. A więc masz rację, ten album przede wszystkim jest przeznaczony do słuchania w takich warunkach, ale moje podejście było takie samo, jak cała idea albumu, a mianowicie żyć chwilą i tworzyć coś z chwili. Więc kiedy poszedłem do studia, nie miałem wtedy jeszcze w głowie dużego planu. Raczej zrobiłem coś, co było dobre w danym momencie, gdy byłem w studiu i wiedziałem, że będę chciał słuchać w kółko tej propozycji lecąc na kolejny występ.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Chciałbym zapytać Cię o Twoje obecne inspiracje i wszystko to, co możemy usłyszeć w Twoich setach. Ciężko nie zauważyć, że Twoja muzyka zwolniła – czy możemy szukać tutaj związku z tym, że Twoje życie jest o wiele szybsze niż kiedyś i szukasz pewnego rodzaju zwolnienia właśnie poprzez muzykę? Czy powody są stricte muzyczne i zwyczajnie taka muzyka jest Ci obecnie bliższa?

Ciężko mi się z Tobą zgodzić. Dla niektórych osób, które znają mnie z końca lat 90., owszem – muzyka była naprawdę szybka w tamtych czasach, ale była szybka dla wszystkich. Spójrz na Marco Carole lub Adama Beyera – wszyscy graliśmy wtedy w okolicach 140 BPM, czegoś takiego już dzisiaj od nas nie usłyszysz. Muzyka zwolniła na początku lat 2000 wraz z pojawieniem się ruchu minimal, a dla mnie osobiście, ze zrozumieniem, że jeśli zostawię trochę więcej przestrzeni między kickami basowymi, jest więcej miejsca na groove i vibe oraz na stworzenie pewnej energii, która polega nie tylko na szybkim BPM. Otworzyło to znacznie więcej możliwości w produkcji i świecie DJ-ów. Właściwie grałem w okolicach 125-126 BPM w tamtych latach, ale teraz, w 2019 roku, muszę powiedzieć, że gram wszystko co lubię, co wydaje mi się odpowiednie dla danej sytuacji. Na przykład w ostatni weekend na Time Warp grałem w set w okolicach 132 BPM. Tydzień wcześniej, gdy grałem w Miami na różnych imprezach, wahałem się od 121 do 125 BPM i to jest właśnie to piękno. Nie chodzi o to, że moja muzyka zwolniła, tylko o to, że gram o wiele przyjemniejszą odmianę muzyki i czuję się komfortowo gdy ją gram. Mówię o tym z uwagi na fakt, że będąc DJ-em przez te wszystkie lata, doświadczenie i wiedza na temat muzyki rosła, uzyskuje się pewność, że dostarczasz różne style różnym odbiorcom. Myślę, że żaden DJ nie musi mieć określonego tempa. Sądzę, że DJ-e, którzy ograniczają się do pewnych temp, ograniczają się. Ograniczanie się nie zawsze jest złą rzeczą, ale jeśli chodzi o tempa… Nigdy nie lubiłem definicji poprzez tempo, jeśli chodzi o set djski. Istnieją DJ sety, które są bardziej miękkie, a są sety, które są twardsze, mocniejsze, szybki set może być zagrany w miękki sposób, w zależności od muzyki, jak i odwrotnie.

Aby odpowiedzieć na drugą część Twojego pytania, moje życie jest w rzeczywiście szybsze niż było kiedyś. Intensywność tras koncertowych jest wyższa niż kiedykolwiek wcześniej, a dodatkowo mam dwoje małych dzieci, które wymagają dużo mojej uwagi. Oznacza to, że czas, który kiedyś zwykło się marnować na leżakowaniu, teraz jest bardziej produktywny. Zastanawiasz się nad tym, co robisz i jakie kroki podejmujesz. A powody nie są tak naprawdę muzyczne, czy jakiekolwiek bliższe mnie, to po prostu idzie z prądem. Przez ostatnie 25 lat po prostu robiłem to, co lubię i nigdy nie myślałem, że muszę grać teraz szybciej lub wolniej. Chodzi o to, jak czujesz muzykę. W tej chwili można zauważyć, że muzyka znów stała się bardziej techno, co też bardzo mi się podoba, ale jednocześnie lubię wydawać album taki jak Burn Slow. To poniekąd nawet zabawne, jak niektórzy ludzie reagują na to i widzą w tym coś negatywnego, ale myślę, że to kwestia gustu.

Jako obserwator sceny od ponad trzech dekad oraz głos, z którym liczą się kolejne pokolenia, chciałbym zapytać Cię o Twoją ocenę obecnej kondycji całej sceny techno. Jak się w niej odnajdujesz? Wiele osób wspomina zeszłe lata z wypiekami na twarzy jako najlepsze w historii – myślisz w ogóle w takich kategoriach? Może spotyka Cię obecnie coś, czego wcześniej nie mógłbyś doświadczać?

Przede wszystkim myślę, że nigdy nie było tak dużo muzyki – dobrej i złej – jak kiedykolwiek wcześniej. Różnorodność muzyki jest ogromna. Jest tak wiele talentów, co jest absolutnie fantastyczne i niesamowite. Oczywiście zawsze są rzeczy, o które można się spierać, organizatorzy festiwali zawsze bookują tych samych DJ-ów, nie podejmując żadnego ryzyka by eksplorować nowe talenty, ale zawsze tak było. Ludzie muszą zarabiać na tym, co robią, DJ-e muszą zarabiać na tym, co grają, a to zawsze kwestia osobowości i indywidualności i na jak dalekie poświęcenia jest się gotowym, aby odnieść większy sukces, stać się bardziej znanym lub zarobić więcej pieniędzy. Każdy radzi sobie z tym inaczej. Jestem naprawdę zadowolony z tego, jak dawałem sobie z tym radę przez ostatnie trzydzieści lat. Trzeba odnaleźć odpowiednią równowagę między rzeczami, które musisz zrobić, aby przetrwać finansowo, a rzeczami, które lubisz robić. Zdobywasz doświadczenie i zaczynasz rozumieć, że podejmowane przez Ciebie decyzje mają pewne konsekwencje. Jestem zadowolony ze wszystkich decyzji, które podejmowałem w ciągu ostatnich trzydziestu lat będąc DJ-em i wybierając muzykę, którą chcę grać. Powiedziałbym, że faza, w której jesteśmy teraz, pozostawia mi ogrom miejsca na eksperymentowanie i tak wiele miejsca do gry. Moi wieloletni fani ufają mi znacznie bardziej, czuję więź między nimi i to są te momenty, kiedy w trakcie grania robię wyskoki w szalone rejony, sporo wtedy eksperymentuje. Bywają także imprezy, gdzie po prostu musisz zrobić swoją robotę, zadowolić każdego – tam jest dużo mniej przestrzeni by zbadać inne rejony. Myślę, że jest to kwestia doświadczenia i rutyny, które uzyskałem w ciągu ostatnich dziesięcioleci DJ-ingu – naprawdę kocham ten stan rzeczy.

Nigdy nie zapomnę lat, kiedy z przyjaciółmi podróżowaliśmy za showcasem CLR – to był fantastyczny okres, mieliśmy wrażenie, że dotykamy muzycznego nieba. Nie przypominam sobie żadnego oficjalnego stanowiska z Twojej strony, ale wydaje się, że CLR to zamknięty temat w Twoim życiu.

Nie, właściwie nie. Powiedziałbym, że CLR to „zamrożony” temat. Musiałem zrobić trochę więcej przestrzeni, aby znów zacząć pracę nad własną muzyką, dlatego w latach 2014-2015 podjąłem świadomą decyzję, aby w zasadzie powiedzieć wszystkim moim artystom CLR, że powinni znaleźć nowe platformy do wydawania swojej muzyki. Przede wszystkim dlatego, że potrzebowałem więcej czasu, nie tylko dla mojej rodziny i moich dzieci, ale także dla moich własnych produkcji i mojej kariery djskiej. Jeśli prowadzisz wytwórnię to także jesteś odpowiedzialny za artystów i musisz spełniać ich oczekiwania i potrzeby. Wymaga to dużo czasu i energii, a ja w pewnym momencie pomyślałem, że zrobiłem już wystarczająco dużo i potrzebowałem więcej miejsca do bycia kreatywnym. Jednym z rezultatów pośród wielu innych rzeczy, nad którymi pracowałem, jest mój album Burn Slow. Ale to nie znaczy, że nie będzie kolejnego rozdziału CLR, może z tymi samymi artystami lub nowymi nazwiskami, reaktywując się wcześniej lub później. To był niesamowity czas, którego nie chciałbym przegapić, ale jak powiedziałem wcześniej, zawsze starałem się iść za moimi instynktami, a mój instynkt powiedział mi w 2014-2015, że muszę zmienić kierunek tego, co robię i skoncentrować się na własnej muzyce, na mojej własnej podróży i moim własnym djingu.

Pojawiając się w line-upach największych marek na świecie jesteś w bliskim kontakcie ze świeżą krwią, mocno wchodzącą w środowisko. Mógłbyś wymienić kilku artystów, którzy zrobili w ostatnim czasie na Tobie największe wrażenie ?

Pierwsze osoby, które przychodzą mi do głowy to Charlotte de Witte i Amelie Lens, które wkraczają na scenę jak wielkie niszczące kule w cudownym tego słowa znaczeniu. Chodzi mi o to, że patrząc na przykłady tych pań, a mógłbym wymienić wiele innych, którzy utorowali sobie drogę, jak Nina Kraviz, pokazują, że można dać radę na tej scenie, jeśli masz wystarczającą dyscyplinę i wiesz co robisz. Mocno wierzę, że na scenie techno nie przetrwasz dłużej, jeśli udajesz lub nie jesteś autentyczny. Prędzej czy później prawda zawsze wychodzi na jaw. Może niektórym potrzeba więcej czasu, aby zostać zauważonym , ale wspaniałą rzeczą w naszej scenie jest to, że jest niezawodna. Ma bardzo solidną podstawę muzyki, u której podstaw nie leży rozgłos i pozwala Ci rozwijać się i prosperować, nawet jeśli czasami oznacza to, że dojście do celu zajmuje więcej czasu. Ale w przypadku takim jak na przykładzie Charlotte de Witte lub Amelie Lens idzie to znacznie szybciej – i powstaje tak zwana „gwiazda techno”.

Wydaje mi się, że sam możesz mieć problem z policzeniem na ilu koncertach Depeche Mode byłeś w przeciągu kilku ostatnich lat. Co takiego odkrywasz w tej muzyce, że ciągle Ci mało? Jeśli dobrze kojarzę, to przy okazji ich wizyty we Frankfurcie zabrałeś ze sobą swoje dwie córki – jak im zapowiedziałeś ten występ?

Oo tak, Depeche Mode to dla mnie zespół, na którym dorastałem. Moje pierwsze wspomnienie wiąże się z Blasphemous Rumours – słuchałem tego na okrągło w domu mojego przyjaciela mając 14 lat. Dotknęło mnie to bardzo głęboko i na zawsze pozostało ze mną. Depeche Mode to jeden z nielicznych zespołów, którym udało się pozostać aktualnym do dnia dzisiejszego i wciąż przedefiniowywać się, zachowując wierność brzmieniu. Jest to fenomen, bardzo rzadko spotykany w świecie muzyki, a Depeche Mode jest na szczycie ponad nimi wszystkimi. Nawet nad Beatelsami. To, co Depeche Mode osiągnęło w ciągu ostatnich trzydziestu-czterdziestu lat, nie ma absolutnie żadnego porównania w świecie muzyki. Ich ostatnia trasa była największą trasą koncertową w historii. Sprzedają więcej biletów niż Beyoncé i Jay Z, kiedy jeżdżą w trasę. Baza fanów jest ogromna i oczywiście jest ku temu powód. Muzyka jest dostępna nie tylko dla przypadkowych melomanów lub słuchaczy, ale jest też w pewien sposób tak głęboka, że ​​nie możesz mieć jej dość . Masz rację… cóż, właściwie to policzyłem – byłem na jedenastu koncertach podczas ich ostatniej trasy. Faktycznie zabrałem moje córki na cztery z nich. W październiku mieliśmy przyjemność odwiedzić ich w Hollywood Bowl w Los Angeles nawet dwukrotnie. Znają moją obsesję na punkcie Depeche Mode i obie dziewczyny już poznały zespół. Rozumieją ich i wspólnie śpiewają, znają już na pamięć teksty niektórych utworów i myślę, że ich muzyka również je dotyka. Zabawna historia dotyczy Daniela Millera, który odkrył ten zespół – uważam go za dobrego przyjaciela, z którym podpisałem w jego wytwórni Mute kontrakt – tej samej wytwórni, w której Depeche Mode odnosiło największe sukcesy. W ten sposób widać, jak blisko czuję ten rodzaj muzyki , co to dla mnie znaczy i że zawsze starałem się wprowadzić ten klimat do mojego techno. Myślę, że wraz z moim ostatnim albumem zrobiłem pierwszy krok w tym kierunku i nie mogę się doczekać, by to robić jeszcze raz.

Jesteś weganinem, medytujesz, uprawiasz sporty ekstremalne – czym jeszcze zajmuje się Chris Liebing? W jaki sposób udaje Ci się zachować balans między życiem w trasie, a „zwykłą” codziennością?

Cóż, pomińmy „zwykłe” codzienne życie, nie sądzę, że ono naprawdę dzieje się poza tym, że chodzę do supermarketu. Tak jak wspomniałeś w pytaniu, to są właśnie sprawy, dzięki którym udaje mi się przetrwać. Myślę, że większość z pierwszych dwudziestu lat mojego życia uprawiałem sport i nie robiłem tak naprawdę żadnej muzyki. Było trochę djowania na małych imprezach, kiedy miałem 15 lat, ale tylko w ramach zajawki. Główną rzeczą, jaką robiłem, było uprawianie sportu. Chodzę po górach, aby później jeździć na nartach w tych szalonych warunkach, na które czekam – to daje mi trochę równowagi w tym szalonym życiu dja. Wegański styl życia w ciągu ostatnich dziesięciu lat dał mi – szacowałbym – około 30% dodatkowej energii, którą mogę wykorzystać na tournee i sporty, które uprawiam. Medytacja jest czymś, czym nigdy nie zajmiesz się wystarczająco – rozważałbym ją jako jedną z najbardziej niezbędnych rzeczy w życiu, no może na równi z pożywieniem. To naprawdę pomaga zachować równowagę, skupić się, a przede wszystkim zachować pasję do tego, co robisz.

Jako wielki fan projektu Collabs 3000 chciałbym zapytać Cię o Twoje relacje z Jochemem, zarówno na scenie, jak i poza nią. Pamiętasz moment, w którym pomyśleliście, że można byłoby zrobić coś razem? No i najważniejsze – czy możemy w najbliższym czasie spodziewać się kolejnego występu? Za kilkanaście dni po raz pierwszy obydwoje pojawicie się w Berghain…

Musimy wrócić do 2001 roku, kiedy spotkałem Speedy J po raz pierwszy. Był jednym z moich techno bohaterów, którego zabookowałem w tamtych czasach do wspólnego grania we Frankfurcie. Pamiętam, że grał live set, a ja djowałem tuż po nim, wchodząc w jego live set. Wmiksowałem się w jego live’a, na co się zgodził bym zrobił, po czym postanowił zostać na chwilę. Jochem partnerował mi wtedy około 20 minut, ale to był czas, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że może z tego wyjść coś poważniejszego. Wkrótce po tym, jak zaczął swoją serię Collabs na Novamute poprosił mnie, żebym zrobił z nim utwór, ponieważ miał też innych artystów, którzy przychodzili do jego studia, aby produkować numery. To był pierwszy raz, kiedy odwiedziłem Jochema w jego studiu w Rotterdamie około 2002-2003 roku i stworzyliśmy naszą pierwszą EP-kę razem, co zaowocowało kolejnymi koncertami, które zaczęliśmy robić wspólnie. Nazwaliśmy to Collabs, a w 2005 roku zdecydowaliśmy rozpocząć pracę nad albumem. Odwiedzałem go więc bardzo regularnie w jego niesamowitym studiu w Rotterdamie, gdzie wyprodukowaliśmy album Metalism, wydany na Novamute w 2006 roku.

Przez lata nasza więź zawsze była silna. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi ze sceny muzycznej. Nie mówimy o codzienności, czasami nie słyszymy od siebie wieści przez pół roku, ale zawsze będziemy Collabsami. Choćby dwa razy do roku. To, co Ci mogę teraz powiedzieć to fakt, że mniej więcej miesiąc temu byłem z powrotem w studiu z Jochemem w Rotterdamie, w jego „laboratorium”, gdzie mieliśmy czterodniową sesję studyjną, która przerodziła się w sześć lub siedem utworów, które prędzej czy później zostaną wydane w różnych wytwórniach. Obecnie siedzę przy miksie do pierwszego wydania. To było naprawdę ekscytujące móc wrócić z nim do studia, a latem znów mamy kilka występów jako Collabs. Obecnie planujemy również jeden na następny ADE w Amsterdamie. Podczas występu w Berghain nie będziemy grać razem, gramy osobne sety, ale szczere nie mogę się doczekać tej nocy.

Zapowiedziałeś w tym roku pracę nad nowym albumem – czego możemy się spodziewać?

Zacząłem już pracować nad następnym albumem i można w zasadzie oczekiwać Burn Slow 2. Jak dotąd mam wrażenie, że jest to naprawdę fajna kontynuacja Burn Slow 1. Burn Slow 2 to roboczy tytuł, nie jestem pewien, czy będzie tak nazwany, ale kto wie, może tak pozostanie.

Po tych wszystkich latach spędzonych na występowaniu na scenie, produkowaniu muzyki, prowadzeniu labelu, wypuszczając kilkaset radiowych podcastów, kolaborując z najlepszymi artystami na świecie – czy jest jakiś obszar w muzyce, którego jeszcze nie doświadczyłeś? Czy masz ciągle jakieś marzenia, cele związane ze swoim zawodem ?

Owszem, mam, a większość z nich ma związek z wytwórnią Mute, z którą podpisałem kontrakt. To wytwórnia, która daje mi możliwość i sposobność wyruszenia jeszcze bardziej w tę dziedzinę muzyki, do której niekoniecznie tańczysz, ale chcesz ją słuchać. Daje mi to możliwość współpracy z jeszcze większą liczbą artystów, których podziwiam, w szczególności wokalistów. Więc mój następny album jest w zasadzie moim następnym marzeniem i moim następnym celem, a wraz z nim nadzieja, że ​​fani techno, tak jak ja, zaczną myśleć nie tylko o BPM i funkcjonalności parkietu, ale bardziej w kategoriach przeżyć słuchowych muzyki elektronicznej, czy się do niej tańczy, czy siedzi. Myślę, że to zawsze był mój cel i im dłużej to robię, tym bardziej myślę, że mogę określić, dokąd chcę to zabrać.

Do zobaczenia we Wrocławiu – wielu Twoich fanów odlicza dni do Twojego powrotu do Polski.

Dzięki, do zobaczenia!

 

Rozmawiał: Paweł Chałupa



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →