Orbits Festival w Portugalii – RELACJA

Czas na technoturystykę. Przed wami relacja z malowniczej imprezy organizowanej przez klub Gare Porto.
W Porto, światowej stolicy tego słodkiego trunku, mieści się klub muzyczny Gare Porto. Społeczność związana z tym klubem postawiła sobie za cel przygotowania muzycznego wydarzenia, które będzie mogło wykroczyć poza progi klubu. I tak oto, w przedostatni weekend czerwca zawitaliśmy w region Coimbra, na niewielki kampingu o wdzięcznej nazwie Sao Giao i przygotowany tam festiwal pod nazwą – Orbits. Warto zaznaczyć, iż region ten oraz sąsiadujące z nim inne w 2017 roku został strawiony przez potężne pożary. Do tego tematu powrócimy na sam koniec, trzeba o nim pamiętać tak jak to uczynili organizatorzy.
W czwartkowe popołudnie stawiliśmy się na lizbońskim lotnisku i po zebraniu grupy festiwalowiczów udaliśmy się w czterogodzinną podróż. Wraz z jej końcem przywitała nas burza i intensywny deszcz przez co nie było nam dane usłyszeć lokalnych artystów. Widać, pogoda zaskoczyła nawet samych organizatorów i sprzęt ledwo podołał ulewie.
W piątkowy poranek przyszła poprawa pogody i niebo przywitało nas pełnią błękitu. Wtedy ujrzeliśmy w pełnej krasie kamping i teren festiwalowy. Piękne ulokowane pole namiotowe, w zaciszu drzew i nieopodal płynącej rzeki Alva, malownicza droga do sceny oraz naturalny basen wodny. Czego człowiek pragnący kontaktu z naturą może chcieć więcej? Jeszcze tylko muzyki, a ta zapowiadała się bardzo obiecująco. Drugiej nocy nie zawiedli pewniacy festiwalu, Aurora Halal i Peter van Hoesen. Artyści zaznajomieni już z tego typu festiwalami z lekkością zaprezentowali swoje niedługie sety, co z całą pewnością przyczyniło się do opustoszenia pola namiotowego. Na zakończenie dnia ciężko było sobie zażyczyć lepszą selekcję od tej, którą zaserwował Chris SSG. Pośród perełek down/mid-tempo, szczególną reakcję wzbudziła nowa produkcja Donato Dozziego pod nazwą Cleo.
Po wyczerpującym drugim dniu przyszedł czas na jeszcze bardziej wyczerpujący sobotni późny poranek (wilgotność sięgnęła zenitu) i długi program. Sobota obfitowała w występy na żywo, warto wspomnieć o show Burnta Friedmana, który tradycyjnie dla siebie wystąpił w centralnej części sceny. W luzackim stroju przypominającym piżamę, boso, w relaksującym otoczeniu drzew, śpiewu ptaków, szumu wody i unoszącym się babim lecie jego performance był doskonałym wstępem do tych bardziej tanecznych i intensywnych występów.

Jednak co dobre szybko się kończy i wraz z nastającym porankiem udaliśmy się do namiotów na krótki odpoczynek. W poniedziałek czekały już na nas autobusy powrotne, ale też wiele uśmiechów i podziękowań za wspólnie spędzony czas na Orbits. Co ciekawe, większość z obecnych żegnała się słowami „do zobaczenia za rok”. Czyżby niektórym były już znane plany organizatorów na rok 2019? Czas pokaże!
Jak to często z pierwszymi edycjami wydarzeń bywa obfitują w wiele niedociągnięć i niewiedzy. Jednak na przykładzie festiwalu Orbits tak stwierdzić nie można! Mimo, iż nie był to festiwal z wielkim rozmachem mała społeczność pokazała, że potrafi dopracować wszystko w drobnych szczegółach. Pole namiotowe, sanitariaty, darmowy codzienny shuttlebus z kampingu do pobliskiej miejscowości (przyjeżdżając nieprzygotowanym można budżetowo zakupić namiot i matę), pobliska gastronomia, darmowe wifi (!), sprawdzony system nagłośnienia d&b audiotechnik oraz cudowna lokalizacja sceny uczyniły z Orbits festiwal mocną pozycją w następnych edycjach, co także jest dużą zasługą powstałej zażyłej publiczności. Kluczem było stworzenie integralności odbiorców z wykonawcami, którzy w miarę możliwości wybrali pobyt na całości festiwalu.
Ale też z minionego festiwalu nasuwa się wiele długofalowych obserwacji i przemyśleń, nie tylko tych z obszaru muzycznego. Organizatorzy zdecydowali się na powołanie nowego widowiska wraz z szlachetną prośbą o pomoc dla regionu, który nawiedził wspomniany już wcześniej ogromny pożar. W wielu miejscach umieszczono informacje w formie plakatów dotyczące października 2017 roku. Także opaski festiwalowe posiadały wyhaftowaną informację „jedna osoba – jedno drzewo”, a w punkcie sprzedaży pamiątek festiwalowych można było zasięgnąć informacji, gdzie i jak pomóc finansowo temu okrutnie potraktowane mu przez los regionowi. Przejmujące zdjęcia owiec i ich pasterzy chcąc nie chcąc wywoływały poruszenie i refleksję. Czy w dzisiejszych czasach, gdy każdy jest skupiony na sobie jest czas na pomoc innym? Czy miejsce z góry przeznaczone do zabawy może stać się początkiem współczucia, emaptii czy chęci wsparcia finansowego? Po cichu liczymy na to, że ta kilkudniowa obecność tych kilkuset osób nawet w niewielkim stopniu przyczyniła się do pomocy temu regionowi Portugalii.
Tekst i zdjęcia: Katarzyno Bujno & Kamil Kuczyński