Robert Babicz: Ile sztuczności jesteśmy jeszcze w stanie tolerować? [wywiad]

fot. André M. Hünseler
Wywiad
Robert Babicz

Robert Babicz to kultowy producent i live'actowiec, który występuje również jako Rob Acid i Acid Warrior. Urodzony w Polsce, jako dziecko wyjechał z rodzicami do Niemiec. W piątek 5 stycznia, w swoje urodziny, wystąpił w stołecznym klubie Smolna, gdzie grał... 8 godzin! Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Przed Wami rozmowa z Robertem Babiczem: o fali taniego techno, wspólnej częstotliwości klubowiczów na parkiecie, pracy z Carlem Coxem oraz o tym, że muzyka elektroniczna to niemal świętość.

Robert Babicz – techno pasją i celem życia

Zagrasz dziś 8-godzinny, urodzinowy seta w klubie Smolna. Tymczasem dokładnie 30 lat temu, jako nastolatek wystąpiłeś w TV VIVA jako Rob Acid. Czy będąc tam wtedy czułeś, że kultura techno zdeterminuje Twoje życie?

Miałem to poczucie właściwie już po swoim pierwszym zagranym live’ie – pomyślałem wtedy: „To jest TO, po co pojawiłeś się na Ziemi!”. Bowiem podczas mojego okresu chodzenia do szkoły czułem się jak outsider, czułem dogłębnie, ze wręcz urodziłem się nie na tej planecie, co powinienem.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Czułem wewnętrznie, że jestem inny, że tu nie przynależę. I wtedy pojawiła się muzyka techno, która kompletnie się ze mną zestroiła, zawibrowała w mojej duszy. I po tym pierwszym występie wiedziałem od razu, że to jest to, co kocham i co będę robił całe życie.

Niestety, moi rodzice nie podzielali mojego entuzjazmu i nie rozumieli mojej pasji. Postawili mnie wręcz przed wyborem: albo idziesz na porządne studia, albo nie będziemy cię utrzymywać. Wiesz jak to było, moi rodzice byli polskimi emigrantami w Niemczech, myśleli innymi kategoriami. Ja się na to nie zgodziłem, postawiłem na muzykę i… wyrzucili mnie z domu. Nie miałem niczego, zaczynałem od nowa. Nie miałem żadnego „planu B” , ale głęboko w sercu wierzyłem, że mi się uda.

Robert Babicz: Jako artysta nie możesz myśleć o tym, co inni o tobie i twojej sztuce sądzą

Opublikowałeś właśnie filmik motywujący młodych producentów, by robili to, co kochają i wciąż wierzyli w siebie. Patrząc z mojej dziennikarskiej strony, jak trudno się przebić w nadmiarze muzyki na rynku – zrobiłeś piękny gest!

To był totalnie spontaniczny filmik. Wracałem z kina z synem, spacerowaliśmy plażą. Syn robił jakieś filmiki i wtedy powiedziałem, by sfilmował mnie i zacząłem mówić to, co akurat czułem. Jako artysta nie możesz myśleć o tym, co inni o tobie i twojej sztuce sądzą. To TY masz być największym fanem tego, co robisz, co tworzysz. Musisz kochać swoją twórczość, aby inni ją też pokochali. Cieszę się, że to przesłanie się spodobało!

studio Roberta Babicza / foto własne


Przypomniał mi się też twój post, który stał się wiralem we wrześniu – ze zdjęciami z 1994 roku: gdy zamarzyłeś, by mieć kiedyś studio i stać się artystą tworzącym techno. I podążając za sercem, spełniłeś to marzenie!


Wszystko, co wrzucam w media społecznościowe, jest szczere, płynące z serca, ja nie mam ludzi od marketingu.

Wtedy pomyślałem sobie, że świat tak się zmienił, że techno stało się czymś wielkim, a jednocześnie tak komercyjnym. I miałem poczucie, że czegoś tu brakuje. Mamy mnóstwo muzyki, DJ-e zarabiają dużo, ale… gdzie jest w tym wszystkim miłość? I może ja jestem tą osobą, która ma o tym przypominać.

Cieszę się, że takie posty przemawiają do ludzi, ten wczorajszy obejrzało w dwa dni ponad 60 tysięcy ludzi, a to zwykły post, nie jakiś tam sponsorowany, nie włożyłem w niego ani centa. Techno było zawsze czyste, surowe, to nie jest muzyka uszminkowana, słodka, nie należy do kultury pop.

Kocham muzykę elektroniczną, bo pozwala ci być sobą. Po tylu latach pracy studyjnej nie muszę koncentrować się na technice, moim zadaniem jest wtłoczyć w muzykę uczucia. I mam wrażenie, że w kulturze techno w tym lub następnym roku coś się wydarzy, coś bardzo ważnego.

Robert Babicz / arch.

Robert Babicz o współpracy z Carlem Coxem

Jesteśmy po twojej niedawnej premierze – płyta „Light Of The Universe” ukazała się w listopadzie w labelu Carla Coxa. Jak współpracowało ci się z tym DJ-em, jak grało się na Ibizie?

Pracował ze mną cały zespół Awesome Soundwave, bardzo profesjonalni i mili ludzie. Miałem kompletną wolność, co do materiału, jaki nagram. Chciałem by ta płyta była mocno zorientowana na granie w klubie, by miała referencje zarówno w oldschoolu, jak i teraźniejszości. Występ na Ibizie był moim pierwszym i było znakomicie. I być może wydam kolejny materiał u Carla, natomiast obecnie, na spokojnie, już od dwóch lat pracuję nad zupełnie nowym, ambientowym materiałem. Nikt na ten album nie czeka, nie mam kontraktu, więc pracuję spokojnie nad całością. Ale wyjdzie on na Kelch lub Systematic.

Robert Babicz: Ile sztuczności jeszcze jesteśmy w stanie tolerować?

Jeszcze przed premierą – podczas wizyty w Polsce – mówiłeś mi: Dziś każdy może być DJ-em, nawet moja babcia nauczyłaby się tego w 5 minut! DJ-e grają muzykę tworzoną przez producentów i chcemy ich postawić znowu na pierwszym planie. Muzyka tworzona na scenie i kontakt z publicznością to specjalny rodzaj magii, jaka się podczas takiego występu na żywo wytwarza. To coś innego niż granie po sobie gotowych utworów.

Ideą Carla Coxa było również postawienie producentów znowu w centralnym punkcie. Kocham improwizacje, kocham komponowanie. Występuję grając wyłącznie swoje produkcje. W ubiegły weekend grałem w Hamburgu w klubie Suedpol, dziś też mam trochę tremę przed występem na Smolnej.

Czy nadszedł czas producentów? Jeszcze nie.

Mamy bowiem do czynienia z dużą falą komercyjnego techno polegającego na włożonych pieniądzach, marketingu, wystudiowanym wyglądzie. To się dzieje. Ale co 3-4 lata na scenę wchodzi nowe pokolenie słuchaczy i oni chcą być inni, oprotestowują aktualnie panujące trendy, I ja liczę, że do klubów zaczną chodzić w większości ci, którzy stawiają na prawdziwość. Bowiem ile sztuczności jesteśmy jeszcze w stanie tolerować?

Czy ten rodzaj magii towarzyszy ci podczas występów od 34 lat?

Tak, to niezmienne uczucie.

Robert Babicz: Wyśnij linie basu, wyśnij techno

Nagrałeś setki utworów – nie masz muzycznego wykształcenia, ale polegasz na swoim talencie i intuicji. Wszystko rodzi się w twojej głowie, a ty nawet potrafisz wyśnić muzykę.

Zgadza się! To zdarza mi się dość często, że konkretne motywy i sekwencje przychodzą do mnie we śnie! Na szczęście tuż obok sypialni mam studio nagraniowe, wstaję, robię kawę, karmię kota i… siadam do nagrywania!

Robert Babicz: Na scenie melodyjnego techno każdy kopiuje każdego, to samo hard techno

Wspominałeś mi, że nie czujesz się absolutnie częścią sceny melodic-techno, bo ta stała się maszynką do zarabiania pieniędzy. Bardzo wielu producentom brakuje pomysłów oraz zwykłej przyzwoitości, by robić coś oryginalnego. Stało się więc nagminnym zjawiskiem, że naśladuje się inne utwory. A co będzie następną wielką rzeczą w 2024 roku, jaki trend?

Na scenie melodyjnego techno każdy kopiuje każdego, utwory są bliźniaczo podobne. No i mamy też scenę hard-techno, gdzie również wszystkie tracki brzmią tak samo. Natomiast co będzie nowym trendem? Być może elementy muzyki house w muzyce techno. Używanie podobnych linii basu itd. Raczej nie wokali. Muzyka będzie mniej plastikowa, będzie miała więcej feelingu. Będzie mocna, ale z duszą.

Oprócz wspomnianej płyty dla Awesome Soundwave, wydajesz też kolejne numery w swoim labelu Kelsch (np. Last Disco of The Universe), pojawiły się też doskonałe 3 x 12’ Acid Chronicles. Czy doczekamy się też pełnego albumu jako Rob Acid?

Jest trochę ludzi, którzy czekają na mój album jako Rob Acid! (śmiech) Mam takie plany, ale jeszcze nie wiem, czy je teraz zrealizuję.

Robert Babicz: Muzyka klubowa jako muzyka ciała i jej mistyczny aspekt

W wywiadzie dla Electronic Beats niezwykle sugestywnie opisałeś ten mistyczny, duchowy aspekt tańca: „Naszą muzykę słyszymy nie tylko uszami, ale poprzez całe ciało. Bo muzyka klubowa jest muzyką ciała. Moja muzyka synchronizuje ludzi i tworzy się wtedy magiczny twór połączenia z podświadomością, taka synchroniczność. Ja potrafię wyczuć ten specjalny moment, gdy powstają linie energii na parkiecie i ludzie zaczynają się synchronizować w jedność.” Czy w dzisiejszym świecie, na którym wybuchają wojny – niczym w XX wieku – jesteśmy w stanie wciąż przekonać ludzi, że wszyscy jesteśmy jednością?

Muzyka – zwłaszcza elektroniczna – dlatego jest taka niemal święta – bo pozwala poczuć, że wszyscy przynależymy do siebie, że jesteśmy jednością, jesteśmy rodziną. Dobry występ muzyczny jest niczym dobre kazanie w kościele. Bo wtedy czujemy się częścią społeczności, jednej rodziny. I czujemy muzykę nie tylko uszami, ale całym ciałem, czując wspólne wibracje i częstotliwości.

Legendarny występ Babicza nad Wisłą

Swoimi live actami wprowadzasz ludzi w prawdziwy trans, impreza nad Wisłą dla Warsaw Boulevard jest bez wątpienia jedną z najbardziej kultowych w ostatnim dziesięcioleciu. Jak sam twierdzisz – aby wprowadzić ludzi w inny wymiar potrzeba ci od kwadransa do pół godziny. Czy ta filozofia tak różni cię od świata business techno?

Dla mnie granie na imprezie jest niczym przyjechanie na dworzec, by zabrać z niego pasażerów we wspólną, fascynującą podróż muzyczną. Albo inaczej: gdy gram w klubie to ludzie na parkiecie są niczym załoga mojego statku kosmicznego, którego jestem kapitanem. I naszym wspólnym zadaniem jest uratować świat od zła, od negatywnych postaci. A ja ponoszę odpowiedzialność za moją załogę. Pod koniec seta wspólnie lądujemy i oni, odmienieni, wracają do domu.

Utrata duszy muzyki, zejście do undergroundu

Ty – podobnie jak inni muzycy – cytowałeś niedawno Herbiego Hancocka na temat spadku znaczenia muzyki, utraty jej duszy. Publiczność bardziej interesuje się ludźmi tworzącymi muzykę, aniżeli samą muzyką. Czy te słowa odnoszące się do jazzu, który nie jest częścią sceny pop, a zszedł do undergroundu, można odnieść też do techno / house?

Tak, ten cytat bardzo mi się spodobał, totalnie ze mną rezonował. Sam widzisz, jak to jest: co jest popularne? To, co ładnie wygląda, co jest miło opakowane. Ze światem jest coś nie tak. A ja oraz inni muzycy musimy mieć odwagę, by mówić o tym co jest prawdziwe i inspirujące. Jeśli ja kogoś zainspiruję, to ta osoba zainspiruje kolejne osoby. Ja od czasów pandemii mam sporo studentów, których uczę produkcji muzycznej i również im staram się te wartości przybliżać.

Robert Babicz: Miałem wrażenie, że każdy z Polaków-artystów walczy osobno

Czytając na Progressive Astronaut wywiad z CREAMem, weteranem polskiej sceny progressive house, zauważyłem jak ciepło mówi o swoich kolegach DJ-ach, wymieniając w materiale wielu innych znakomitych polskich producentów. Tymczasem Ty w naszym wywiadzie 4 lata temu poruszyłeś temat mentalności narodowej w kontekście muzyki, uważając Polaków za mało wspierających się nawzajem, by coś wspólnie osiągnąć. Postrzegałeś to za wadę. Czy to możliwe, że na tym polu zaszły zmiany?

To, co właśnie opowiadasz, może być tego dowodem, zmiany zachodzą. Zawsze uważałem, że jeśli ludzie zbierają się dla jakiejś idei wspólnie, mają większe szanse ją zrealizować. Bo wtedy rosną wspólne siły, mnożą się potencjały. Miałem wrażenie, że każdy z Polaków-artystów walczy osobno. A ludzie muszą się wzajemnie wspierać i wtedy przyszłość będzie lepsza. Prawdziwi artyście nie są dla siebie żadną konkurencją, bo każdy jest inny, unikalny. Jestem przekonany, że razem można zawsze więcej zdziałać.

Kiedy usłyszałeś po raz pierwszy Acid Traxx PHUTURE, miałeś łzy w oczach czując, że acid house to muzyka, która zmieni twoje życie. Niedawno editu tego utworu dokonał Paul Van Dyk. Czy lubisz nowe wersje klasyków, czy pewne z nich nie powinny być nigdy remiksowane?

Kocham remiksy, jestem remikserem, również lubię te nowe rekonstrukcje, sam takich dokonuję. Choć są utwory, które są tak doskonałe, że faktycznie nie można z nich zrobić już niczego lepszego. A wersją Paula Van Dyka byłem trochę rozczarowany, bo… nie bardzo rozpoznałem w tym edicie oryginału. A oryginał jest niczym muzyka obcych, z kosmosu, jest abstrakcyjna. Lubiłem klasyczny house za czasów podstawówki, ale jak usłyszałem acid-house, to czułem, że to coś innego, kosmicznego właśnie. Bo to też muzyka improwizacyjna, jak masz fajną sekwencję, to możesz kręcić gałkami godzinami! Nie poczułem wersji Van Dyka, ale jest on artystą, którego lubię i pewnie miał po prostu inną, własną wizję tego kawałka.

Czego możemy ci życzyć w ten wyjątkowy dzień – Twoje urodziny?

Światu życzę pokoju! Żyjemy w chwili, gdy potrzebujemy wszyscy miłości i pokoju. Ja daję te wartości poprzez moją muzykę. Nigdy się nie poddawajmy!



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →