Junior Boys. Od indie elektroniki do spadkobierców Air

Junior Boys - fot. facebook.com/juniorboysmusic
News
Junior Boys

Minęły dwie dekady od ich długogrającego debiutu, a Junior Boys znów są ulubieńcami krytyków. Ubiegłoroczna, znakomita płyta kanadyjskiego duetu potwierdziła świetną formę muzyków i zarazem przedstawiła ich z zupełnie innej strony. Na krążku zatytułowanym Waiting Game, czołowi reprezentanci połączenia emocjonalnego indie i tanecznego electropopu kolejny raz udowodnili, że są mistrzami w tworzeniu nastroju. Jednak droga do tego poziomu wiodła przez wiele innych, wartych uwagi etapów, na których Junior Boys zachwycali dziennikarzy i publiczność. Warto sobie o tym przypomnieć, zanim wybierzemy się z Kanadyjczykami w nostalgiczno-parkietową podróż podczas zbliżających się koncertów w Polsce.

Gdy zaczynali, trafili w idealny czas i miejsce. Muzyczny krajobraz początku lat 00. był przedziwny i szalenie fascynujący zarazem – kompletnie nowa fala gatunków całkowicie pochłonęła słuchaczy i krytyków, m.in. za sprawą powszechnie dostępnego internetu, rozkwitającej blogosfery i raczkujących mediów społecznościowych.

Znajdując się pod powierzchnią mainstreamu, w odmętach MySpace’a, a później wczesnego YouTube’a i SoundClouda, można było natrafić na mnóstwo perełek, którym daleko było do zapatrywania się w doskonale znane wzorce. Taką perełką z całą pewnością był projekt zainicjowany przez dwudziestolatków z kanadyjskiego Hamilton w stanie Ontario – Jeremy’ego Greenspana i Matta Didemusa.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Co prawda, to Johnny Dark – do spółki z Greenspanem – tworzył założycielski tandem, jednak opuścił grupę na początku jej działalności. Tym samym to właśnie Matt Didemus od ponad 20 lat współtworzy duet Junior Boys, bo taką nazwę przyjęła formacja.

By jednak oddać Darkowi to, co mu należne – to on i Greenspan odpowiedzialni byli za powstanie materiału, który następnie trafił na debiutancki album grupy i jednocześnie zdefiniował jej wczesny, doceniany przez krytyków styl. Johnny opuścił zespół zanim wspomniany krążek ujrzał światło dzienne, nie czując do końca chęci by brnąć w artystyczny etos. Sam jednak pozostaje do dziś w dobrej relacji z obecnymi członkami formacji, a nawet wspierał ich na różnych etapach kariery.

Junior Boys – fot. facebook.com/juniorboysmusic

Junior Boys. Trafić we właściwe miejsce, czas i towarzystwo

W roku 2003 młoda kanadyjska scena znajdowała się pod mocnym wpływem formacji alternatywnych, głównie skupionych wokół gitarowego brzmienia, jak miało to miejsce w przypadku Broken Social Scene czy Metric. Szybko do głosu zaczęli dochodzić artyści i artystki elektroniczne, w tym m.in. Dan Snaith, tworzący jako Manitoba, Daphni i… Caribou. Dychotomia ta (obecna również w innych krajach anglosaskich) sprawiła, że po obu stronach Atlantyku, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać formacje łączące te światy. Indie rockowa energia zderzała się z nieznośną do opanowania chęcią do tańca w rytm elektronicznych bitów – Hot Chip, Simian Mobile Disco, LCD Soundsystem, Digitalism, Cut Copy, aż w końcu Junior Boys. Wszystkie te grupy spajał podobny schemat – dbałość o warstwę tekstową i piosenkową strukturę kompozycji oraz dominujący elektroniczny anturaż dźwięków, dzięki czemu formacjom tym łatwo było odnaleźć się zarówno na festiwalowych scenach, jak i w klubowych, niemal dyskotekowych okolicznościach.

Junior Boys – fot. facebook.com/juniorboysmusic

Junior Boys. Dobrze mieć (znanych) znajomych

Swój pierwszy kontrakt Greenspan i Didemus musieli “wychodzić” – wytwórnie nie były zainteresowane ich debiutancką demówką. Dopiero w 2002 roku niewielka, niezależna oficyna KIN Records zdecydowała się dać zielone światło, a to głównie za sprawą remiksu, który znalazł się na wydawnictwie i należał do znacznie bardziej znanego od Kanadyjczyków artysty. Mowa o Christianie Fenneszu, wówczas święcącym triumfy jako czołowy producent z pograniczna alternatywy i elektroniki. To właśnie obecność Austriaka na Birthday/Last Exit stała się stemplem jakości, a może raczej kredytem zaufania dla Junior Boys, którzy skorzystali z popularności swojego gościa i przyciągnęli uwagę mediów.

Idąc za ciosem, na początku roku 2003 Greenspan i Didemus zaprezentowali EPkę High Come Down, na którą ponownie udało się zaprosić cenionego gościa, a mianowicie wspomnianego już Dana Snaitha, występującego tym razem pod aliasem Manitoba. Krytycy ciepło przyjęli wydawnictwo zwracając uwagę na ogromną dbałość o teksty i chwytliwe, taneczne brzmienie. Mając za sobą dwie udane premiery oraz sporo powstałego przy ich okazji materiału, Junior Boys skupili się na pracy w rodzinnym Hamilton, by jeszcze tego samego roku przedstawić światu debiutancki długogrający album.

Junior Boys – In The Morning

Last Exit, czyli Junior Boys wchodzą na scenę

Last Exit, krążek wydany pierwotnie w 2003 roku przez KIN Records, a następnie wznowiony w 2004 roku przez znacznie bardziej znaną wytwórnię Domino, spotkał się z fantastycznym przyjęciem. Zespół chwalony był za niebanalny, głęboki songwriting w stylu Thoma Yorke’a i złożone, wielowarstowe brzmienie, w którym mieszały się elementy ambientu, muzyki klubowej, psychodelii i syntezatorowego sznytu lat 80.

W zawrotnym tempie Greenspan i Didemus urośli do rangi “złotych dzieci kanadyjskiej muzyki”, jakich było pełno w erze boomu sceny indie i MySpace’a. Kanadyjczycy podpisali kontrakt z Domino na kolejne albumy i nie chcąc stracić swoich pięciu minut, przystąpili do nagrywania.

Junior Boys – Like A Child

Junior Boys zapraszają do tańca

Drugi, nieco bardziej kinematograficzny Begone Dull Care (2006) był udaną kontynuacją brzmienia zainicjowanego na Last Exit, lecz jednocześnie przedstawił zespół z nieco innej strony. Chłodne, oszczędniejsze dźwięki tworzyły nastrój koncept-albumu. Krążek został doceniony, lecz bez popadania w takie zachwyty, jakie miały mieć miejsce przy premierze albumu numer trzy.

Wydana w 2009 roku płyta So This Is Goodbye stała sie dla Junior Boys przepustką do wyższej ligi i tras koncertowych na całym świecie. Album zyskał powszechne uznanie najważniejszych magazynów muzycznych. Elektroniczny rodowód płyty i jej parkietowy potencjał został wydobyty w bonusowym wydaniu, na które składały się remiksy popełnione m.in. przez Carla Craiga, Kode9 czy Tensnake. Płyta, choć bardziej sterylna brzmieniowo, zachwycała krytyków songwritingiem Greenspana i taneczną, niemal robotyczną stylistyką, zdradzającą kolejny raz fascynację latami 80.

Junior Boys – Bits and Pieces

Junior Boys. It’s all true (about success)

Następny game changer nadszedł juz dwa lata później. W 2011 roku Junior Boys przedstawili It’s All True, czwarty studyjny album, który umocnił ich pozycję i kontynuował triumfalną passę poprzednika.

Narzekający na współczesną muzykę taneczną i jednocześnie na nowo zakochani w disco i r’n’b Greenspan i Didemus stworzyli zaskakującą mozaikę pełną skrajności – od znacznie bogatszego w stosunku do poprzednich płyt brzmienia co bardziej tanecznych kawałków, aż do odważnych eksperymentów z tempem i strukturą piosenek. Elementami niezmiennymi pozostały rozmarzony głos Jeremy’ego, wyśpiewującego pełne egzystencjalnych rozterek teksty.

Junior Boys kolejny raz mogli świętować sukces, który osiągnęli na własnych zasad. Najlepszym dowodem na słuszność autorskego podejścia Kanadyjczyków do swojej quasi-elektropopowej twórczości niech będzie fakt, iż najpopularniejszym utworem z It’s All True (aż po dziś dzień) stał się 9-minutowy (!), taneczny banger Banana Ripple.

Junior Boys – Banana Ripple

Zachwyty nad It’s All True i zamieszanie, jakie powstało wokół płyty, sprawiły, że Junior Boys najpierw objechali niemal cały świat grajac wyprzedane na pniu koncerty, a następnie… ogłosili przerwę. Członkowie formacji musieli nieco odpocząć od wspólnego projektu i zająć się solowymi karierami, w tym współpracą z innymi artystami.

Do premiery kolejnego albumu upłynęło pięć długich lat – na tyle długich, że można odnieść wrażenie, że publiczność nieco zapomniała o Kanadyjczykach, a sami zainteresowani nie do końca wiedzieli jak się odnaleźć w nowych realiach, w jakich przyszło im wydawać krążek numer pięć.

Junior Boys – Teach Me How To Fight

Junior Boys. Szansa schowana pod wielkim, czarnym płaszczem

5 lutego 2016 roku światło dzienne ujrzał album Big Black Coat, tym razem wydany nakładem niemieckiego labelu, City Slang. Płyta łączyła ze sobą doskonale znane elementy z repertuaru Junior Boys – w brzmieniu krążka odnajdziemy echa post-disco, house’u i synth-popu. Kolejny raz Greenspan i Didemus zaproponowali taneczny materiał pozbawiony banału, lecz niekoniecznie wybrakowany w emocje i dobre teksty, traktujące o frustracji związanej z kondycją współczesnego świata i ludzkich relacji.

W ocenie krytyków, Big Black Coat było więcej niż udanym wydawnictwem, jednak entuzjazm wśród słuchaczy był zdecydowanie bardziej umiarkowany. Junior Boys nie wrócili już na miejsce, które opuszczali w chwili ogłoszenia przerwy. Nie należeli już do czołówki najpopularniejszych zespołów w swojej dziedzinie, lecz jako muzycy, Greenspan i Didemus nigdy nie zdradzali ambicji rywalizowania z kimkolwiek – chcieli tworzyć muzykę na własnych warunkach, bez ograniczana się wyobrażeniami na temat jej oceny przez kogokolwiek.

Junior Boys – Over It

Junior Boys. Gra warta czekania

Po premierze Big Black Coat, duet postanowił ponownie rozejść się na pewny czas. Kolejna przerwa trwała sześć lat. W grudniu 2021 roku zespół reaktywował się i zapowiedział nadejście nowego albumu.

Lata, które minęły między premierami piątego i szóstego krążka, pełne były rozmiatych, w tym tragicznych wydarzeń (pandemia, śmierć ojca Jeremy’ego) i dynamicznego rozwoju kanałów komunikacji. Zainspirowani tym Greenspan i Didemus postanwoili stworzyć przeciwwagę do coraz bardziej przebodźcowanego, wrzeszczącego z każdej strony świata. Zapowiadając nadejście Waiting Game, muzycy określali swoją najnowszą płytę mianem “cichego albumu na głośne czasy”. Wymowny komentarz okazał się najlepszą definicją brzmienia, jakie zastaliśmy na szóstym longplayu Kanadyjczyków.

Już pierwsze single pochodzące z płyty zdradzały, iż Junior Boys powracają do oszczędnych środków z okolic So This Is Goodbye. Jednak zamiast chłodnej, hermetycznie brzmiącej, momentami mechanicznej estetyki, otrzymaliśmy ciepły, rozczulający wręcz ambient.

Waiting Game brzmi jak ścieżka dźwiękowa wniebowstąpienia” – czytamy w jednym z komentarzy na YT. Jasne, oszczędne, nierzadko wręcz zdawkowe dźwięki, całość osnuta senną, pościelową aurą, do tego znów ten nostalgiczny głos Greenspana – Junior Boys zaproponowali coś nowego, co jednak stanowi esencję ich dotychczasowego stylu. Destylując taneczny electropop z automatów perkusyjnych i syntezatorów, Kanadyjczycy uzyskali krystalicznie czyste downtempo, w którym pobłyskują refleksy twórczości Air. Wszystko tu wydaje się być ciepłe, miękkie i… po prostu miłe w odbiorze.

Minimalizm na Waiting Game nie oznacza rezygnacji z chwytliwości, bo ta, za sprawą fantastycznie zbudowanych partii wokalnych oraz umiejętnego oparowania pojedynczymi dźwiękami (jak np. ma to miejsce w Yes II czy Thinking About You Calms Me Down), sprawia, że momentami znów chce się tańczyć.

Junior Boys – Waiting Game

Junior Boys. Piloci dobrej podróży

Choć od samego początku Junior Boys chwaleni byli za spójny i oryginalny charakter swoich kolejnych albumów, to na Waiting Game Kanadyjczycy weszli na nowy poziom wtajemniczenia – w rzeczywistości, w której postępuje hiperszybka, tiktokowa konsumpcja treści, ostatni krążek Jeremy’ego Greenspana i Matta Didemusa sprawia, że nigdzie nam się nie spieszy. To jedno z niewielu wydawnictw, które mnie – oddanego fana anachronicznego już formatu, jakim jest album długogrający – utrzymało w błogim skupieniu i zarazem rozluźnieniu przez całą długość trwania płyty. Przez ponad 36 minut pierwszego odsłuchu nie robiłem nic, prócz delektowania się dźwiękami, jakie dwójka Kanadyjczyków zawarła na swoim szóstym wydawnictwie, zdecydowanie moim ulubionym z całego dorobku, a już na pewno najbardziej zaskakującym i po prostu potrzebnym.

Junior Boys – Samba on Sama

Pochodzący z Hamilton muzycy przebyli długą drogę od chwili debiutu, lecz – jak można wnioskować po ich ostatniej płycie – są z tym procesem w zgodzie, od początku wyznaczając sobie własne tempo i styl podróży. Z kolei słuchaczom podróż ta, trwająca już 24 lata, upływa w arcyprzyjemnym nastroju i mając na uwadze znakomite przyjęcie Waiting Game nie zamierza się prędko zakończyć.

Junior Boys – fot. facebook.com/juniorboysmusic

Junior Boys w Polsce – bilety

Gratką dla wszystkich fanów kanadyjskiego duetu będzie ich ponowna wizyta w Polsce, które mieć miejsce będzie już w sierpniu. Junior Boys przylecą do naszego kraju na zaledwie dwa występy – 26 sierpnia w warszawskich Hybrydach, a dzień później w poznańskim Blue Note. Wnioskując po setliście tegorocznych koncertów duetu, możemy liczyć na emocjonalną przejażdżkę przez wszystkie okresy kariery zespołu, ze szczególnym bonusem w postaci najbardziej znanych numerów, jak i najnowszego materiału. Bilety na te wydarzenia znajdziecie u naszych przyjaciół na Biletomat.pl.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →