Trent Reznor sceptycznie o nowych technologiach w muzyce

fot. I DREAM OF WIRES / YouTube
Felieton News Technologia
Trent Reznor

W opublikowanym pod koniec września wywiadzie z Synth History Trent Reznor z Nine Inch Nails opowiada o instrumentach, które jako pierwsze go zainspirowały. Znany muzyk wypowiedział się również na temat coraz popularniejszej wirtualnej emulacji legendarnych syntezatorów.

Trent Reznor o ograniczeniach i problemie bogactwa

Trent Reznor podczas ostatniej rozmowy z Synth History przyznał, że ograniczenia, które miał na początku swojej muzycznej przygody, sprawiły, że bardziej doceniał tworzenie muzyki:

Mój tata kupił mi pianino elektryczne Wurlitzer oraz pedał MXR Phase 100. Dopiero kilka lat później dostałem od dziadka mój upragniony syntezator – Moog Prodigy. Ten sprzęt mnie rozwalił – po prostu kochałem go. To sprawiło, że ​​doceniałem niedostatek. Można było sobie pozwolić na jedną rzecz i trzeba było nauczyć się każdej możliwej sztuczki i opanować ją. Lata później dostałem E-mu Emaxa, dzięki któremu powstało Pretty Hate Machine. Ten album to był prawie cały E-mu Emax i po prostu wymyślanie wszystkich sposobów na wydojenie interesujących rzeczy z ograniczeń

– oznajmił Reznor.

Nine Inch Nails – Down In It

Wraz z dynamicznym rozwojem komputerów powstało coraz więcej emulatorów klasycznych syntezatorów. Firma Arturia w swojej bogatej kolekcji, o której możecie przeczytać na naszej stronie, umieściła kilka lat temu emulację syntezatora, dzięki któremu Trent Reznor nagrał swoją debiutancką płytę.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Arturia V Collection 8. Emulator 2 V Preset Playthrough.

Odnosząc się głównie do wspomnianej kolekcji wirtualnych instrumentów, lider Nine Inch Nails jest sceptycznie nastawiony do takiego ułatwienia dostępności. Muzyk twierdzi, że pozornie nieograniczona liczba syntezatorów dostępnych dla osób z niewielkim budżetem prowadzi do tego, że „muzyka staje się coraz bardziej nudna” i „brzmi jak gówno”. Według Reznora nadmiar dostępnych opcji powoduje, że nowa muzyka brzmi „sterylnie” i „bez życia”.

Z tymi wszystkimi dostępnymi narzędziami każdy syntezator na świecie dostępny jest zasadniczo za darmo dla każdej osoby. Można by pomyśleć, że muzyka może brzmieć bardziej interesująco, eksperymentalnie, ekscytująco lub branżowo. Ale czy faktycznie tak się stało? Nie chodzi o to, że w ogólne nic fajnego nie powstaje, ale wiele z tych kawałków brzmi dla mnie jak gówno. Myślę, że to świetny czas dla fajnych, kreatywnych typów, aby robić rzeczy, a dla publiczności, by miała do nich tani dostęp, ale​​ moim zdaniem wszystkie są tylko narzędziami. Staram się nie zajmować elitarnej postawy, ale myślę, że musimy spróbować nie poprawiać nadmiernie i nadużywać narzędzi, które mogą stać się sterylnym, zbyt doskonałym dźwiękiem bez życia.

Zbyt duża dostępność – gdzieś już o tym słyszałem..

FOTOGRAFIA | Piątek – the series

Zobacz także: Produkcja muzyki – jak zacząć?

Opinia

Większa dostępność do narzędzi nie jest gwarancją stworzenia czegoś dobrego. Nabywając pakiet wirtualnych instrumentów, stajesz się na początku tylko posiadaczem_ką pakietu wirtualnych instrumentów. Musisz zainwestować naprawdę dużo czasu, aby dobrze poznać brzmienie oraz zastosowanie aplikacji, które nabyłeś_aś. Owszem, problem nie tyczy się tylko komputerowych producentów, ale również hardware’owców. Często poszukiwania odpowiednich dźwięków, ustawień czy syntezatorów itd. zasłaniają to, co najważniejsze, a mianowicie cel. A tym celem jest kończenie projektów, wydanie albumu, wyruszenie w trasę, zarabianie pieniędzy. W pogoni za perfekcją wpada się w zakupoholizm, który w producenckim świecie określa się jako G.A.S. – Gear Acquisition Syndrome.

I stopped buying Synth Hardware – here is why

W historii muzyki rozrywkowej było sporo zespołów, które swoje najlepsze utwory tworzyły na samym początku kariery, mając ograniczone pole manewru, zarówno jeśli chodzi o umiejętności, wiedzę, jak i dostęp do sprzętu. Świetnym przykładem jest chociażby zespół The Jesus & Mary Chain i ich debiutancki Psychocandy. Kiedy w audycji Grzegorza Hoffmanna GH+ w Trójce Artur Rojek ogłaszał ich w line-upie OFF Festivalu 2014, obaj panowie byli zgodni, że kolejne płyty zespołu nie były już tak dobre co debiut, pomimo tego, że w jakiś sposób projekt brzmieniowo się rozwijał. Grający wówczas na perkusji Bobby Gillespie (który później stał się liderem Primal Scream), podobnie jak reszta zespołu, potrafił zagrać tyle melodii, ile możecie policzyć na palcach jednej ręki, góra dwóch. Wiele kawałków z tej płyty brzmi bardzo podobnie… czasem prostota i ograniczenia mogą być walorami, a nie wadami.

The Jesus And Mary Chain – Just Like Honey

Nie tak dawno przytoczyliśmy historię Karla Bartosa, który w wywiadzie z The Guardian przyznał, że klasyczny skład Kraftwerk rozpadł się m.in. przez ogromne możliwości, jakie oferowały komputery, co miało bezpośredni wpływ na to, że zespół wpadł w twórczy letarg.

Kraftwerk – The telephone call

Cały wywiad z Trentem Reznorem możecie znaleźć na stronie Synth History.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →