Love Parade – historie prawdziwe. „Serce płonie na myśl o tych wydarzeniach!”
Tak, tak, tak! Wraca kultowa Love Parade! Co prawda pod nazwą Rave The Planet, jednak wciąż pełna wartości, z którymi od dziesiątek lat jest utożsamiana. W porannym poście na Facebooku poprosiliśmy, abyście podzielili się z nami swoimi historiami i doświadczeniami z Paradą Miłości. Wybrane z nich prezentujmy, powoli sami przygotowując się na najważniejsze wydarzenie kultury klubowej w historii. Z kim widzimy się w Berlinie?
Love Parade. Highlight życia
Paweł (Love Parade 2008, Dortmund): Moja pierwsza i ostatnia „lovka” w życiu. Do Dortmundu przyjechałem autokarem razem z Electrownia.pl. Był to portal o muzyce elektronicznej, który świadczył również usługi przewozowe na największe imprezy w Europie. W autokarze poznałem ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Piękne czasy. W Dortmundzie działy się cuda. Gdy o tym myślę, mam przed oczami flashback, jak wkradamy się na stadion Borussii (obok stała główna scena), aby wziąć prysznic w szatni zawodników.
Na tej edycji Love Parade usłyszałem pierwszy raz w życiu minimal — Dubfire i Richiego Hawtina, którzy przewrócili mój muzyczny świat o 180 stopni. Ostatni utwór tej edycji, Born Slippy od Underworld – absolutny highlight życia. Pamiętam, że kręcił się gruby after obok w Westfalenhalle, w którym odbywa się co roku niemiecka edycja Mayday. Grał tam m.in. Chris Liebing. Jeśli mam być szczery, to wystraszyłem się tych dźwięków i speniałem przed wejściem. Kilka miesięcy później stałem się wieloletnim psychofanem wielkiego mistrza z Frankfurtu. Prosto z Dortmundu pojechałem na Sunrise Festival do Kołobrzegu, żeby usłyszeć Tocadisco. Serce płonie na myśl o tych wydarzeniach!
Love Parade. Na całe życie
Paweł (Love Parade 2001, Berlin): Jechaliśmy ze Śląska, autokarem wynajętym przez kumpla, który zebrał ok. czterdziestu takich samych jak my zapaleńców. Zawiózł nas do Berlina na ok. 9:00-10:00 rano. Prawie na sam start parady. W Berlinie spędziliśmy tylko ten jeden dzień i noc. Powrót zaplanowany był na niedzielę w południe. W sam raz, żeby się zebrać po 24 godzinach rejwowania! Parada ruszyła bodajże o 12:00. Ruszyliśmy w kolorowym tłumie za pierwszy wozem, ale szybko nas wyminął i pojawił się kolejny z nieco innym brzmieniem. Za nim kolejny i kolejny. Godziny mijały.
Ciągle coś się działo. Każda osoba wokół nas była miła, uśmiechnięta, chętna do rozmowy, robienia sobie wspólnych zdjęć i pozowania do naszych (stąd mamy dużo fotek). Było super. Przeżycie na całe życie, którego obaj nigdy nie zapomnimy. Sam już nie pamiętam, ile razy obeszliśmy w koło trasę przejazdu wozów. Po pochodzie byliśmy tak zmęczeni, że dosłownie padaliśmy z nóg i zwiedzanie miasta (obaj w Berlinie byliśmy pierwszy raz) szło mozolnie i ciężko.
Love Parade. Pierwsze dźwięki
Rafał (Love Parade 2006, Berlin): Zdecydowałem się na nią, gdyż impreza w przyszłym roku ma wrócić nad Szprewę w nowej formule. Prowadziłem wtedy agencję bookingową Substanz.art. W agencji zrzeszeni byli tacy artyści jak: Carla Roca, Angelo Mike, Diana D’rouze, Siasia, Alan White i wielu innych. O tym, kto wystąpi podczas tej legendarnej imprezy, decydowali internauci. Zarejestrowaliśmy się i bez większych nadziei oczekiwaliśmy wyników głosowania. To był maj, jako student byłem w drodze na kolejną imprezę juwenaliową, kiedy to zadzwonił do mnie kumpel i powiedział, że wygraliśmy ogólnoświatowe głosowanie, co oznacza tyle, że to właśnie nasz tir otworzy paradę.
Oczywiście w pierwszej chwili nie uwierzyłem, w 2006 nie mogłem tej wiadomości zweryfikować za pośrednictwem swojego telefonu, także czym prędzej podjechałem do najbliższego akademika, zalogowałem się i… to wszystko okazało się prawdą. Cała polska społeczność techno się zjednoczyła i wszyscy głosowali na nas. Dzięki tym głosom zajęliśmy pierwsze miejsce w głosowaniu i faktycznie otwieraliśmy Love Parade 2006. To było fantastyczne przeżycie. Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że staliśmy się właśnie historią ostatniej edycji parady organizowanej w Berlinie. To było coś niesamowitego, kiedy punktualnie o godzinie 14:00 pod aniołkiem na placu Siegessäule wybrzmiały pierwsze dźwięki z naszej ciężarówki. Teraz mało kto o tym pamięta…
Historia Rafała pochodzi z wywiadu przeprowadzonego z Arturem Wojtczakiem 16 marca 2021 roku.
Love Parade. Pęk kluczy
Ciawaros (Love Parade 2006, Berlin): Jesteśmy z Kielc. Przyjechaliśmy w dwie pary. Imprezka kręci się elegancko do czasu, kiedy między kolegą a dziewczyną doszło do sprzeczki. Przyglądając się z boku, nagle słyszę tylko: „… tak, no to patrz” i pęk kluczy włącznie z tymi od auta, pofrunął hen w tłum (śmiech). Lecz po chwili chłop, który dostał kluczami, przyniósł je do nas na ławkę, czym uratował nam życie! Jeśli to czytasz — dzięki koleszko!