Leon: „Kult roli DJ-ów ponad producentami jest lekko kłopotliwy” [wywiad]
„Żyjemy w czasach, gdzie do budowania kariery lepiej nadaje się 30 sekundowy film lub śmieszne zdjęcie niż całe doświadczenie płynące z występu. Nie wspominając o miesiącach spędzonych w studio przez producentów” - opowiada Leon, obchodzący w tym roku 20-lecie działalności muzycznej. Rozmawiałem z nim m.in. o klubach, pozycji polskich artystów w hierarchii imprezowych lokali. Ale i nie tylko.
Przeczytaj również: Subiektywne podsumowanie roku 2020: Leon
fot. Nowa Jerozolima
Leon. Sport, pandemia, Audioriver i wiele więcej – wywiad
Damian Badziąg: Chodzą słuchy, że oprócz bycia fanem dobrej muzyki, od zawsze kibicujesz Diamonds Warszawa. Kontynuacja rodzinnej tradycji, czy jednorazowy wybryk córki?
Leon: Zacznijmy od tego, że chodzi tu o piłkę nożną. Ja przez kilka lat na poważanie trenowałem koszykówkę. Natomiast, jeżeli chodzi o córkę i grę w football, to zaczęło się, kiedy miała pięć lat i po prostu bardzo chciała spróbować. Wtedy traktowaliśmy to jako wybryk, ale po 5 latach to poważna sportowa pasja, czasochłonna także dla rodziców, bo to trzy treningi w tygodniu plus mecze. Z naszej strony jednak bez ciśnienia, dopóki chce, to wspieramy.
Co stanęło na przeszkodzie Twoich dalszych treningów?
Leon: W wieku ok. 19-20 lat albo jesteś wybitny i masz szansę na dorosły sport, albo idziesz w innym kierunku. Z klubu odszedłem pod koniec liceum. W międzyczasie miałem roczny epizod w Stanach. Później grałem jeszcze w AZSie w reprezentacji Uniwersytetu Warszawskiego, jednak powoli zaczynałem interesować się muzyką elektroniczną. Nocne życie w weekendy nie współgrało najlepiej z treningami i weekendowymi zawodami. Poza koszykówką ze sportowych historii miałem jeszcze epizod w lekkiej atletyce – uprawiałem skok w wzwyż i sprint.
Opowiedz coś więcej o epizodzie w Stanach.
Leon: W USA chodziłem przez rok do liceum, do trzeciej klasy. Udało mi się dopisać do ostatniej klasy, mimo, że rocznikowo była przedostatnia. Mieszkałem w Ohio na środku pola kukurydzy i naprawdę, jedyną rozrywką był tam albo sport, albo włóczenie się po okolicy z kumplami. Skończyłem szkołę, zdałem egzaminy na studia, ale nie chciałem zostać. Po moim rocznym pobycie nie stałem się wielkim fanem USA. Plus był taki, że za ten dyplom z liceum plus zdane egzaminy, kuratorium zaliczyło mi maturę i mogłem od razu iść na studia. Wróciłem jednak do czwartej klasy i zdawałem polską maturę tyle, że bez stresu. Moje liceum współorganizowało takie roczne pobyty i sporo znajomych ze szkoły korzystało z tego rozwiązania.
fot. Michał Pawlak
Leon. Brakujące elementy
Podzielasz pasję córy do piłki nożnej? Ograniczasz się wyłącznie do śledzenia jej poczynań, czy oglądasz również mecze chociażby naszej reprezentacji?
Leon: Na reprezentację chodzę, gdy tylko grają w Warszawie. Polską piłkę klubową śledziłem blisko w czasach liceum. Byłem nawet na pamiętnych meczach Legii z Panathinaikosem i Blackburn w Lidze Mistrzów.
Będziesz tęsknił za Jerzym Brzęczkiem?
Leon: Za kim? Nie no, tak na poważnie, to nie. Nasza reprezentacja nie grała nic ciekawego za jego kadencji.
A za czym tęsknisz najbardziej?
Leon: Brakuje mi klubów i możliwości grania. Adrenaliny i przyjemności jaką sprawia mi granie w otoczeniu klubowym. Jestem sfrustrowany tym, że cały czas nie mamy specjalnych wytycznych. Skoro pewne branże działają, to również branża muzyczna mogłaby się otworzyć w nowych, przejściowych ramach. Albo przynajmniej mieć jasność, co się musi wydarzyć, żeby móc myśleć o częściowym odmrożeniu.
Jeden z ostatnich raportów dowiódł, że nawet 80% klubów w Wielkiej Brytanii upadnie do końca lutego, jeśli nie otrzymają stosownej pomocy. Jak myślisz, podobny los może spotkać nasze kluby? Nie zaliczam do nich tych, które obecnie, pomimo wiadomych ograniczeń, nawet dobrze sobie radzą.
Leon: W Wielkiej Brytanii rynek klubowy od wielu lat mierzy się z ogromną presją ze strony branży developerskiej. Czynsze są nieporównywalnie większe, a kluby muzyczne wypychane są z centrum miast. Pandemia pogłębiła tylko to, co od wielu lat mocno uderza w branżę klubową na Wyspach. W dodatku, rynek klubowy jest tam dużo bardziej sprofesjonalizowany co znaczy, że poza czynszem, jest spora ilość dodatkowych kosztów (chociażby zatrudnienia).
Rynek w Polsce, mimo, że przez ostatnie lata się rozwinął, to nadal jesteśmy parę kroków z tyłu. To sprawia, że kluby w Polsce mierzą się jednak z mniejszymi trudnościami niż duże kluby w Anglii. O ile orientuję się w naszym lokalnym ryku, jeżeli wystartujemy na wiosnę lub w lecie, powinniśmy uniknąć aż takich problemów. Powtórzę raz jeszcze i będę powtarzał do znudzenia, że branża muzyczna potrzebuje wytycznych. W tej sprawie niewiele się jednak dzieje ze strony administracji publicznej.
Leon dj set @ Wisłoujście
Leon. Kluby vs pandemia
Leon: Co do tych, które sobie doskonale radzą – nie wydaje mi się, że jest tak, jak mówisz. Myślę, że można powiedzieć, że co najwyżej jakoś sobie radzą. Generalnie prowadzenie klubu z muzyką elektroniczną w Polsce jest misją niemal samobójczą. Ludziom, którzy się na nią decydują, należy się wsparcie. Niektóre z klubów mogły załapać się na jedną lub drugą tarczę, innym się nie udało i muszą sobie radzić. Alternatywą jest zamknięcie. Dla przykładu, dużą przestrzeń eventową lub duży klub można porównać do galerii handlowej, sklepu czy transportu zbiorowego.
Uważam, że spotkanie na większej powierzchni w tzw. reżimie sanitarnym, jest znacznie bezpieczniejsze niż mała impreza, czy spotkanie u kogoś w mieszkaniu. To, jak wiemy, dzieje się na dużą skalę. Zupełnie innym wątkiem jest to, że nasze kluby dość słabo wspierają lub inwestują w karierę polskich artystów. Nie mamy za wielu local heros, którzy są w stanie wyprzedać imprezę. Takie wsparcie od klubów dawałoby obopólną korzyść, zarówno dla artysty, jak i dla klubu. Dla lokali, przede wszystkim korzyść finansową.
Tylko, że nadal mówimy tu o klubach, które, mimo iż nie mogą organizować imprez, to i tak to robią. Takie są fakty. Tylnymi drzwiami, ale organizują. Nie będę rzucał nazw, ale sam doskonale wiesz, o jakie miejsca może chodzić. I jak w pełni rozumiem próbę ratowania swoich biznesów, tak co w takim razie ma powiedzieć reszta, która czeka w blokach startowych na pozwolenie wznowienia działalności? Dlaczego jedni mogą czekać, a drudzy nie? Bo nie mogą? Nie chcą? Boją się? Rozmawiałem ostatnio z jedną z osób dyrygującą klubem X i zrobiło mi się przykro. Mając ofertę organizacji imprezy w innym miejscu, nie jest w stanie jej zaakceptować, ponieważ się boi.
Leon: Nie dotyczy to tylko klubów. Cała gastronomia stoi przed podobnymi wyzwaniami. Część może przetrwać nie działając w ogóle lub w ograniczonym zakresie, inni nie. To, o co ja bym postulował, to jasne wytyczne (wiem, powtarzam do znudzenia). Prace nad planem ponownego otwarcia dla dotkniętych branż, tj. jasne zdefiniowanie, co ma się wydarzyć, żeby dopuścić przynajmniej do częściowego działania. W tej chwili jest tak, że to dzieje się nagle i już: otwieramy kina i kasyna (bez komentarza).
Jeżeli już jest konieczność zamknięcia pewnych branż, to powinna znaleźć się adekwatna pomoc na przetrwanie i utrzymanie biznesu. Niestety, te punkty nie mają miejsca, a nasza administracja publiczna nie wywiązuje się ze wsparcia, którego powinna udzielić. W dodatku legalność wprowadzonych przez rozporządzenia ograniczeń też jest dyskusyjna. Rozumiem solidarność społeczną, ale minął rok, a administracja nadal sprawia wrażenie, że bardziej zgaduje ad hoc, niż ma jakiś plan.
fot. Agnieszka Strzemieczna
Leon. Wsparcie dla branży
Leon: Można przecież pomyśleć o środkach zaradczych, takich jak maseczki i ograniczona liczba osób. To te najprostsze środki również w przypadku wydarzeń muzycznych. Inne, to chociażby przykład eventu organizowanego przez Primaverę, czy stosowanymi w przewozie lotniczym tj. zastosowanie szybkich testów antygenowych. Podobnie przecież działają duże plany filmowe. Uważam, że z punktu widzenia kontroli epidemii, takie rozwiązania miałyby lepsze wyniki aniżeli spychanie życia społecznego do szarej (podziemnej) strefy lub zatłoczonych domówek bez jakiejkolwiek kontroli.
Ludzie nie wytrzymują w zamknięciu i chcą się bawić, nawet za cenę ryzyka bądź zaprzeczenia problemowi. Te nastroje widać w całej Europie. Mówimy przecież już prawie o 12 miesiącach w zamknięciu (z krótką przerwą na lato). Sam nie wiem, co zrobiłbym na miejscu klubu, który nie otrzymał pomocy, aby się utrzymać. Zapewne, szukałbym możliwość działalności, aby przetrwać. Mam nadzieję, że te kluby, które pozostają zamknięte, przetrwają. Szczególnie, że są to akurat te miejsca, w których grałem najczęściej. Myślę również, że temat imprez, w dużej części rozwiąże się ze względu na oferowaną jakość w momencie, gdy kluby i większe wydarzenia wrócą.
Są w Polsce podmioty związane z muzyką elektroniczną, które otrzymały pomoc z Funduszu Wspierania Kultury. Wystarczy wspomnieć chociażby o Alter Art Festival, organizatorze m.in. Open’er Festival oraz Orange Warsaw Festival, Follow The Step (Under City, FEST Festival) czy Jest Akcja!, czyli organizatorze festiwalu Audioriver. Pierwsze wypłaty oficjalnie wstrzymano, z powodów – nazwijmy to – technicznych, a po całym zamieszaniu do dzisiaj nie ogłoszono ich publicznie. Jak sprawa wygląda obecnie w przypadku Audioriver? Jeśli udało się uzyskać pomoc, to czy czujecie, że chociaż w jakimś stopniu zostało Wam to zrekompensowane?
Leon: Za dość przykrą sytuację uważam burzę, którą wywołało całe wsparcie, i która przytrafiła się branży eventowej. Wsparcie to było często mylnie nazywane wsparciem dla artystów. W rzeczywistości było to wsparcie przede wszystkim dla firm działających w branży kulturalnej. Oprócz wymienionych przez ciebie festiwali, pomoc otrzymało również wiele firm, chociażby zapewniających technikę sceniczną i wparcie produkcyjne. To jest niezwykle ważne. Gdyby ta branża upadła, to nie byłoby jak i z kim zrobić wydarzeń w kolejnych latach. Cała burza powstała na skutek głośnych nazwisk, które załapały się na to dofinansowanie. Nie zaglądałem im do wniosków i trudno mi to oceniać.
Jestem przekonany, że wsparcie wypracowane przez branżę i Ministerstwo Kultury bardzo pomogło wielu firmom w przetrwaniu 2020 roku. Pieniądze stanowiły w większości pokrycie kosztów działalności (kosztów kwalifikowanych) poniesionych już w 2020. Roku, w którym nie odnotowaliśmy przychodów. Jeżeli chodzi o rekompensatę, to straconego czasu i braku możliwość spotkania się w Płocku w czasie Audioriver pieniądze nie są w stanie tego załatać.
Audioriver 2019 – official aftermovie
Leon. Przyszłość Audioriver
Zahaczając jeszcze o Audioriver. Już miałem pytać o plany związane z jego organizacją aż nagle (wywiad był przeprowadzany 11.02. – przyp. red.) pojawiło się długo wyczekiwane ogłoszenie. Dlatego zamiast spytać o to, czy odwiedzimy w tym roku płocką plażę, pomówmy o ewentualnej organizacji festiwalu w dobie restrykcji, ograniczeń itp. Czy impreza będzie nie tyle, co miała sens, ale czy odda jej charakter sprzed pandemii, który chyba, jak nigdzie indziej w Polsce, jest tak wyjątkowy. Załóżmy, że jest szansa, ale pod pewnymi warunkami. Chciałbyś takiego Audioriver?
Leon: Przede wszystkim chciałbym, żeby Audioriver odbyło się w jakiejś formie. Nasza w tym głowa, żeby zrobić to najlepiej, jak się da, biorąc pod uwagę dostępne możliwości. Naszym największym problemem w tej chwili jest to, że nie ma trzech możliwych scenariuszy, według których możemy pracować, a jest ich bardzo wiele. Wiemy na przykład, że nie możemy specjalnie liczyć na zespoły ze Stanów. Te, w większości już odwołały plany związane z występami w Europie. Czekamy na… wytyczne i będziemy chcieli wycisnąć, jak najwięcej się da z tego, co będzie możliwe. Liczymy na to, że zarówno zaszczepienie grup ryzyka oraz pogoda pomoże na tyle powstrzymać pandemię, aby myśleć o organizacji bez większych ograniczeń. To jest oczywiście najlepszy z scenariuszy. Niestety nie jedyny, jaki musimy brać pod uwagę.
Jeff Mills powiedział kiedyś, że muzyka straciła swoją polityczną przewagę, przez co mówienie o pewnych ideach, takich jak przemoc, brutalność i rasizm, stało się trudniejsze. Jako Audioriver, we współpracy z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, Fundacją Kultury bez Barier i After Party (Fundacja Edukacji Społecznej) rozpoczęliście w połowie grudnia akcję #audiohome, mającą uświadomić odbiorców, jak ważne w przestrzeni społecznej jest poczucie bezpieczeństwa. Kiedy zrodził się pomysł na projekt i czy jego pokłosiem będzie organizowanie podobnych akcji w przyszłości?
Leon: Nie znam tej wypowiedzi i w związku z tym, nie do końca rozumiem jej kontekst. Artyści, oczywiście, mogą swoją twórczością angażować się w tematy polityczne, ale wcale nie muszą tego robić. Rzeczywiście muzyka była kiedyś bardziej politycznie zaangażowana. Wynika to pewnie z faktu, że ostatnie dekady były czasem względnego spokoju w tzw. zachodnim świecie. Nadal jednak są artyści, również w świecie elektroniki, którzy mocno wyrażają wartości im bliskie w czasie występów – chociażby Massive Attack. Co do #audiohome, to definiujemy Audioriver nie tylko jako festiwal z muzyką. Chcemy komunikować ważne dla nas tematy, jak już wcześniej poruszane ekologia, czy edukacja seksualna, a teraz wszystko, co kryje się pod hasłem #audiohome.
Dostrzegliśmy, że temat bezpieczeństwa i wykluczenia w kontekście wydarzeń masowych, nie był wystarczająco przedyskutowany w naszym środowisku. Chcemy zwrócić uczestnikom festiwalu uwagę na te tematy. Chcemy, aby ludzie uczestnicząc w wydarzeniach elektronicznych mogli doświadczyć wolności w atmosferze bezpieczeństwa. Chcemy również uczulić wszystkich na właściwe zadbanie o siebie, swoje otoczenie i reagowanie w razie potrzeby. Zamierzamy kontynuować szeroko pojęte zagadnienie z tej tematyki. Wkrótce poruszymy również kwestię uczestnictwa osób z niepełnosprawnościami w imprezach masowych. Po pierwsze, chcemy pokazać, że festiwale i wydarzenia powinny być dla wszystkich i porozmawiać o tym, jak to zrobić. Pracujemy nad kolejnymi wątkami. Co do samych warsztatów, planujemy zarówno warsztaty, jaki i specjalną strefę. Mamy nadzieję, że będziemy mogli zrealizować nasze plany w pełni również na festiwalu, a nie tylko w Internecie.
Leon. Marginalizacja polskich artystów
Wspomniałeś już o nienależytym wsparciu dla polskich artystów ze strony klubów, z czym w zupełności się zgodzę. To Twoim zdaniem największy problem, z jakim obecnie zmaga się polska scena?
Leon: Jest kilka trendów, które uważam za szkodliwe, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Rosnąca rola Instagrama i Youtube’a w kształtowaniu wizerunku i wyobrażenia, jak wygląda i powinna wyglądać scena oraz co kreuje artystów i DJ-ów. Mamy do czynienia z czasami, w których do budowania kariery lepiej nadaje się 30 sekundowy film lub śmieszne zdjęcie, niż całe doświadczenie płynące z występu, nie wspominając o miesiącach spędzonych w studio przez producentów. Kult roli DJ-ów ponad producentami jest dla mnie lekko kłopotliwy. Są to jednak trendy globalne.
Co do naszej sceny, to przede wszystkim problem wynika z tego, jak rozumiemy pieniądze w naszym środowisku. Rozmowa o nich jest często niepotrzebnie kłopotliwa. Jeżeli chcemy gonić Berlin czy Londyn, musimy znaleźć sposób, aby dać rozwijać się artystom (mam na myśli przede wszystkim producentów), a to oznacza odpowiednie dla nich wynagrodzenie. Takie wynagrodzenie, które pozwoli utrzymać się i poświęcić więcej czasu i zasobów na twórczość. Tymczasem, stawki na przestrzeni ostatnich 20 lat poza kilkoma wyjątkami w zasadzie się nie zmieniły, a więc realnie mocno spadły. Artyści muszą wiedzieć, że mają szansę utrzymać się z tego, co robią. Inaczej, dla 99% jest to jedynie hobby, a większość ich czasu pochłania praca zawodowa poza rynkiem muzycznym. I tutaj mam na myśli między innymi wsparcie klubów. Rozwój lokalnego artysty może być również korzyścią dla klubów i promotorów.
fot. Me Want Photo
Leon: Nadal spotykam się z praktykami, że polski artysta lub DJ to tylko support i powinien się cieszyć, że w ogóle (o ile) znajdzie się na plakacie, często gdzieś w lewym dolnym rogu. To są bardzo proste i podstawowe sprawy, które nic nie kosztują, a pomagają budować naszą lokalną scenę na bazowym poziomie. Kluby i promotorzy mają możliwość wsparcia artystów i pomocy w rozwoju ich karier. Tymczasem, odnoszę wrażenie, że te dwie ważne grupy dla naszej sceny działają często zupełnie niezależnie i często w opozycji do siebie.
Nie jest tak, że jednak nic się nie zmienia. Mamy u nas coraz więcej eventów opartych jedynie o polski line up. Tutaj widać rzeczywiście poprawę. Jest już kliku artystów w Polsce, którzy są w stanie sprzedać podobną liczbę biletów na swój występ, co artyści zagraniczni. W takim wypadku dobrze, aby pamiętać o właściwym wynagrodzeniu. Rozumiem, że stawka dla lokalnego artysty może być niższa ze względu na częste występy, ale niech będzie to 30-50% stawki porównywalnego artysty zagranicznego. Niestety w propozycja często mówimy o dysproporcjach 1500 złotych vs 1500 euro. Tutaj pola do kreowania korzyści jasno widać, zarówno dla klubu jak i artysty.
A czy to akurat promotorzy, a nie kluby są większym problemem w sprawie o której mówisz? Sam wiem o paru przypadkach, w których promotor celowo obniżał stawkę i wszelkie koszty w wiadomym celu – by jak najmniej wydać. W takich przypadkach artysta gra głównie dla pasji, albo co gorsza, za żetony na barze.
Leon: Takie zachowania, o których piszesz, są złe szczególnie w sytuacji, kiedy wydarzenie jednak się udaje. Rzadko wtedy się zdarza, że po sukcesie klub lub promotor sam z siebie oferuje jakąś premię, chociaż znam i takie nieliczne przypadki. Granie bez pasji jest bez sensu. Granie bez wynagrodzenia podobnie. Propozycje grania za żetony na pewnym poziomie eventu, który sprzedaje bilety, pozostawię bez komentarza. Uważam to za wyraz braku szacunku w stosunku do pracy, jaką DJ i artysta musi wykonać oraz do uczestników wydarzenia.
Radiospacja 01.2021 by Leon / PL
Leon. Brakujący rozdział
Stosunkowo niedawno miała miejsce premiera książki „30 lat polskiej sceny techno”. Nie wiedzieć czemu, ale nie znalazłem w niej rozdziału z Tobą w roli głównej.
Leon: Po prostu nie napisałem swojego rozdziału, mimo, że autorzy zgłosili się do mnie na samym początku, gdy powstał cały pomysł. Po pierwsze, stwierdziłem, że nie mam na to czasu, po drugie nie wiem, o czym szczególnie miałbym pisać. Kolejna sprawa, że wiele historii uważam za zbyt osobiste, aby się nimi dzielić. Zresztą, podobnie jak wiele innych osób, które nie napisały swojego rozdziału. Wiem, jest to trochę usprawiedliwianie się na siłę.
Nawiązując do tego, co mówisz, to pod koniec stycznia ukazał się Twój mix dla Radiospacji (ex Radiostacja), która w Twoich oczach miała szczególne miejsce w historii polskiej sceny (nie tylko) elektronicznej. Jako, że nie miałeś okazji opowiedzieć swojej historii na łamach wspominanej książki, może zrobisz wyjątek dla Muno.pl i zdradzisz chociaż cząstkę tego, co by mogło się w niej znaleźć? Ale nie aż tak osobistego, oczywiście. Leon w pigułce.
Leon: Dla mnie historia opiera się na kilku hasłach i miejscach, które w tamtych czasach były mi bliskie. Każde miejsce miało swoje historie, które działy się każdego weekendu. Dla mnie to były przede wszystkim Parada Równości, Trend, Blue Velvet, H20, Lokomotywa, W5, Instytuty, Piekarnia, Sfinks, Błędne Koło, Prozak oraz Klatka, od której zaczęła się wielka przygoda z Audioriver.
Gdybyś jedną z nich mógł oprawić w ramkę, to była by to…
Leon: Klatka bo tam naprawdę rozwinąłem się jako DJ i promotor. Zawarłem tam wiele przyjaźni, które pielęgnujemy do dzisiaj. No i tam wykiełkowało Audioriver.
Fot. Show The Show
Leon. Glasse i przyszłe produkcje(?)
Twoje 20-lecie na scenie, które obchodzisz w tym roku, to jak wiemy wiele projektów, przedsięwzięć i znajomości. Dzieliłeś scenę z wieloma artystami z całego świata i Polski. Jedną z bliższych relacji scenicznych nawiązałeś z Glasse (którego bardzo serdecznie pozdrawiam). Jak nawiązała się wasza znajomość i późniejsza współpraca dj-ska?
Leon: Granie razem zaczęło się od mojej propozycji, żebyśmy wystąpili wspólnie na jednym z Sun/Day’ów w ramach Audioriver. Za pierwszym razem dość nieśmiało zagraliśmy. Każdy chyba po 45 minut i dopiero ostatnią godzinę w formule b2b. Wyszło na tyle fajnie, że później zagraliśmy już pełne 3h warm upu przed Damianem Lazarusem na Smolnej i wyszło jeszcze lepiej. Teraz, poza Sun/Day, gramy w ten sposób od okazji do okazji. To znaczy, jak ktoś nas zaprosi, ewentualnie w czasie imprez organizowanych przez Audioriver. O ile taka muzyka pasuje to do wydarzenia. Nigdy nie planujemy, co zagramy i nie wiemy, co drugi z nas ma na swoim pendrivie. Mamy jednak dobre czucie, co może i powinno się muzycznie wydarzyć. Nikt na siłę nie prowadzi drugiego w swoją stronę, co wydaje mi się kluczowe przy back to backu.
Z kim chciałbyś, albo chciałeś, jednak z różnych powodów się to nie udawało, wspólnie wystąpić? Czujesz, że jesteś w stanie jeszcze czymś siebie zaskoczyć?
Leon: Kiedyś uważałem granie z dużymi nazwiskami za coś istotnego. Od kliku lat zmieniłem podejście. Nie chodzi o to, że nie mam frajdy z grania z dużymi artystami. Mam ją, ale nie uważam, że to powinien być jakiś szczególny cel do osiągnięcia. Bardzo doceniam fajne wydarzenia z polskim line upem. Takie imprezy potrafią mieć szczególną energię. Na pewno lubię też grać w nowych miejscach. Adrenalina, dreszczyk emocji i niepewność są wtedy nieco większe. Co do zaskakiwania siebie… zaskoczę się, gdy uda mi się wydać jakąś muzykę. To jest ta rzecz, nad którą pracuję i chcę pracować, a na którą przez te lata nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej ilość czasu i samozaparcia.
Bardzo dziękuję za rozmowę, Piotrze. Miejmy nadzieję, że zobaczymy się w Płocku. No i powodzenia z produkcją muzyki.
Leon: Dzięki. Obyło się bez kontrowersji!