W stronę dobrych zmian. Byliśmy na Undercity 2021 i jest lepiej niż myśleliśmy [relacja]

Fot. Artur "Aen" Nowicki
Relacja
Undercity, Undercity 2021, relacja

Na tym świecie pewne są tylko śmierć, podatki i działalność Follow The Step. Nieważne kiedy i w jakich warunkach. Czy w trakcie wojny nuklearnej, czy w środku pandemii. Stołeczny projekt powrócił tej jesieni niczym rzucony boomerang, dokańczając przerwaną przed rokiem organizację Undercity. Trzecia odsłona festiwalu miała nam dać odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Jakie będzie zainteresowanie? Czy równowaga w naturze została zachowana? Czy postawienie dwóch scen Tunnel z identyczną muzyką ma w ogóle sens? Zapraszam.

Tegoroczny sezon festiwalowy pomału dobiegł końca. Po ubiegłorocznej posusze spowodowanej sami wiecie czym, czasy beztroskiej zabawy wróciły tam, gdzie ich miejsce. Dziesiątki odwołanych/przełożonych imprez mogły ponownie zostać wpisane w kalendarze stęsknionych za swoimi ulubionymi organizatorami fanów. Żeby wyjść na bardziej wiarygodnego, postpandemiczną działalność niektórych z nich, bacznie obserwuję od połowy roku. Nie trudno wyjść z założenia, że współorganizowane przez nich imprezy w klubowych przestrzeniach są tłem dla tzw. „mejdżorsów”. Follow The Step, jak mało który eventowy gracz, potrafi z czerwcowej wizyty Borisa Brejchy w Twierdzy Modlin, uczynić wstęp do FEST Festivalu zorganizowanego dwa miesiące później. Rozmach, z jakim po pandemicznej przerwie wróciło FTS, może robić wrażenie. Mając dodatkowo w zapasie zeszłorocznego asa w postaci Undercity, wrażenie to rośnie jeszcze bardziej.

Zobacz także: Undercity 2021 – fotorelacja

Kto mnie zna, ten wie, że nigdy specjalnie nie byłem fanem działalności Follow The Step. Pewnie dlatego moja obecność w trakcie świeżo co zakończonej edycji z góry postrzegana była za nieobiektywną. Idąc naprzeciw głosom niezadowolenia, przygotowałem tę oto gwóźdź do trumny relację. Sam jestem w szoku, że aż tak broniącą FTS w większości omawianych aspektów. Bez względu na sympatie czy animozje, cesarzowi należy oddać, co cesarskie.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Wypijmy za błędy…

Odbywający się od 2018 roku w COS Torwar Undercity, od pierwszych wypuszczonych w świat informacji o swoich działaniach, budzi skrajne opinie. Dla jednych jest to wypchany po brzegi największymi gwiazdami gwarantującymi z założenia najwyższą jakość twór made in west. Drudzy widzą w nim oklepany, pozbawiony świeżości „festyn z muzyką elektroniczną”, trafiający w muzyczne gusta mniej wymagających odbiorców. Czego by nie powiedzieć o Undercity, dwóch rzeczy na pewno nie można im odmówić – rozmachu, o którym wspomnę później, i nauki na własnych błędach. Tutaj pochylę się nieco bardziej, ponieważ jest nad czym.

Ze sporym zaskoczeniem przyjąłem do wiadomości kilka drobnych, rzutujących na ogólny odbiór festiwalu zmian. Pierwszą i chyba najistotniejszą było zlikwidowanie niesprawdzającej się od pierwszej edycji sceny City Hall Stage. Brak odpowiedniej przepustowości, nieustanny ścisk i złe nagłośnienie nie mogły skończyć się inaczej. Zrezygnowanie z drugiej pod względem powierzchni sceny było strzałem w dziesiątkę.

Drugim błędem naprawionym w tym roku była przewyższająca dwie poprzednie odsłony (łącznie!) liczba polskich artystów. Stanowiący blisko 27 procent ze wszystkich 55 nazwisk może być powodem do optymizmu i dobrym prognostykiem przed następnymi odsłonami. Gdy dodamy do tego 14 zupełnie nowych twarzy (wyjątkiem jest Leon, który wystąpił w 2018 roku), wizja Undercity 2022 ma prawo jawić się w jeszcze bardziej biało-czerwonych barwach.

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Nie wszystko złoto, co brzmi

Czym byłby festiwal bez wpadek? Zapewne tworem tak doskonałym, że aż trudno sobie takowy wyobrazić. Undercity nie jest pod w tym względem wyjątkiem, dlatego tak samo jak zaobserwowane mankamenty nie świadczą o klapie festiwalu, tak wymienienie ich nie jest przejawem negatywnego podejścia do tematu. Wręcz przeciwnie – niech posłużą za koleżeńską radę na przyszłość. W końcu gramy do jednej bramki, prawda?

Nagłośnienie – kwestia o tyle sporna, że osób należących do teamów „super nagłośnienie” i „beznadziejne nagłośnienie” było niemalże tyle samo. Od czego to zależy? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Wiem natomiast, że siebie samego umieściłbym gdzieś pomiędzy – w teamie „fatalne nagłośnienie na Metropolis Stage, przy jednoczesnym niehejtowaniu tego, co można było usłyszeć na obu Tunnelach i Disctrict”. Chcąc jak najlepiej zaznajomić się ze sceną, na której występowali Oxia, Len Faki czy Sam Paganini, od początku swoją uwagę skupiłem właśnie na nagłośnieniu.

Już od występu Leona w piątek czułem, że coś jest nie tak. Nie wiem, czy tak finalnie miała brzmieć przestrzeń wypełniona największą ilością festiwalowiczów, jednak wiem, że tak jak brzmiała, nie miała prawa brzmieć. Jak mawia klasyk – „miarka się przebrała”. Czara goryczy się przelała, a odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy obarczam duet Kas:st i ich występ okraszony obrzydliwym basem przeszywającym gardło na żołądku kończąc. W tym momencie wiedziałem, że był to ostatni raz, kiedy dałem się nabrać na metropolisowe nagłośnienie. Każda kolejna wizyta w tym miejscu uwarunkowana była jedynie pobudkami czysto realizatorskimi. Jedno i drugie Instastory na munowego Instagrama i można było jechać dalej – na scenę Disctrict (rzadziej) i oba Tunnele (częściej).

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Od przybytku głowa (nie) boli

Przybytek Przypadek obu Tunneli zasługuje na osobny akapit. Widząc oba skompletowane na kilka dni przed pierwszym dniem festiwalu składy artystów, można było dostać niemałego bólu głowy. Fani szybkiego i bezkompromisowego techno mieli wszelkie podstawy do podwójnego świętowania. Jednak czy aby na pewno? Stef Mendesidis w tym samym czasie co SNTS? 999999999 vs Alignment? Tommy Four Seven vs Antigone? Nie za dużo tego?

Jedno to wpaść na pomysł zdublowania tematyki na obu scenach. Drugie to pomyśleć, że ma to jakikolwiek sens. Już pod koniec zeszłego roku, w momencie ogłoszenia trzeciego Undercity, widać było, w którą stronę pójdzie nowa edycja. Ponad 80 procent ogłoszonych na listopad 2020 artystów i potwierdzonych rok później, swoje muzyczne upodobania kieruje na co dzień w stronę muzyki zdecydowanie szybszej. Jako fan tego typu brzmień od początku czułem lekką konsternację i zdziwienie. Nie dlatego, że miałem trudności z przemieszczaniem się z pierwszego Tunnelu do drugiego, lecz z uwagi na wszechobecną monotematyczność. Fajnie, jak jest w czym wybierać, ale… nie dwa dni z rzędu.

Można było to rozegrać zupełnie inaczej – bez oparcia aż dwóch scen w trakcie dwóch dni na tylu tuzach świata undergroundu. Nie aż tak bardzo na jedno kopyto. Nie wykorzystując do tego artystów o w miarę zbliżonej charakterystyce. Koledzy z Instytutu (pierwsza edycja modlińskiego festiwalu) wiedzą o czym mówię.

Miło było posłuchać DJ setu Headlessa Horsemana (nie live act, jak ma robić to w zwyczaju). Cudownym przeżyciem było doświadczyć na własnej skórze popisu mistrzowskiego kunsztu operowania czterema deckami Stefa Mendisidisa. Ogromną przyjemnością było usłyszeć na żywo Vladimira Dubyshkina wypełniającego scenę Tunnel 1 do ostatniego miejsca (o 21:00!). Jednak ze wszystkich gigów obu nocy najwięcej frajdy sprawiły mi te należące do reprezentantów polskiej ceny. Szalone połączenie HATELOVE’a i Modifera mogło budzić niepokój i pewne obawy z racji odmiennych stylów grania, jednak jak się okazało, panowie z pierwszego wspólnego back to backa wyszli bez szwanku, prezentując bardzo przyjemny dla ucha set w rytmie 140 uderzeń na minutę. Szkoda, że zaledwie… godzinny.

Z mniej „kontrowersyjnych” połączeń warto docenić pozostałe: naked relaxing b2b Daisy Cutter, MKO b2b Spectribe, PAWEŁ b2b Sienn czy inny premierowo zagrany w trakcie tej edycji Undercity – Cranz b2b Rafique.

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Światła, kamera, akcja

Spośród wszystkich rzeczy na najwyższe słowa uznania zasługuje multimedialność całego przedsięwzięcia. Rozmach, o którym wspominam na początku, osobie niezaznajomionej z Undercity na pierwszy rzut oka może skojarzyć się z czymś zupełnie innym, jednak sam line-up czy cztery sceny, nie mogą się równać z tym, co człowiek zastał na miejscu. Z zamontowanymi praktycznie na każdym kroku i w każdym miejscu konstrukcjami techniczno-operatorskimi. Follow The Step jest w tej kwestii nieugięty – ma być widowiskowo i z przytupem. Bez jakichkolwiek półśrodków i stawiania sobie granic.

Setki, jeśli nie tysiące lamp, głowic, ledów, do tego imponujący sześcian zamontowany na wysokości pierwszego piętra, nie mogły nie wprawiać w zachwyt. Kogokolwiek bym nie spotkał, z kimkolwiek bym nie wymienił poglądów, każdy bez wyjątku uważał podobnie jak ja. Oprawa wizualna Undercity z roku na rok reprezentuje coraz to wyższy poziom. Pod tym względem organizatorzy nie mają się czego wstydzić. Chapeau bas, FTS. Chapeau bas, ekipo techniczna.

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Małe, a cieszy

Jak łatwo jest doceniać rzeczy oczywiste, tak trudniej w obliczu skali wydarzenia zwracać uwagę na te z pozoru mało istotne, jednak finalnie rzutujące na jego cały odbiór i ocenę. Nie mogę w tym miejscu nie zacząć od chyba najważniejszego aspektu dla uczestnika festiwalu, czyli chwili wytchnienia. Jakkolwiek bym tego nie nazwał, mam tu na myśli kolokwialną chillerę i złapanie oddechu. Zagospodarowany w tej kwestii COS Torwar spisał się bez zarzutów. Bardzo dużo miejsc siedzących w postaci foteli, sof, leżaków i innych konstrukcji, na których można było sobie przycupnąć, właściwie non stop były oblegane, a i tak nie było większego problemu ze znalezieniem choćby małego skrawka wolnej przestrzeni na odsapnięcie.

Dużą rolę w tym wszystkim odegrała scena District – z uwagi na panujący w niej klimat i charakterystyczną dekorację z tyłu didżejki, nazwana została przeze mnie małym Garbiczem”. Jedyny problem, jaki wynikał z jej obecności, był spowodowany słabym oznaczeniem na mapie, co w wielu przypadkach kończyło się na zapytaniu o jej położenie. Sama scena spełniła swoją funkcję dostarczyciela krótkiego odpoczynku i mniej oczywistych berlińskich dźwięków rodem z KaterBlau czy wspomnianego Garbicza. W takich warunkach nietrudno było o odpoczynek i posłuchanie czegoś z innej bajki.

„Tu nie dworzec PKP – u nas kolejek brak” – mogli przed rozpoczęciem Undercity powiedzieć organizatorzy. I mieliby rację. Przez oba dni nie doświadczyłem większego przestoju w kolejce po alkohol, nie mówiąc o toaletach czy w drodze z jednej sceny na drugą. Z relacji znajomych uczestniczących w edycji z 2019 roku szło wywnioskować, że spowodowane mogło być to przez zdecydowanie mniejszą liczbę uczestników. Z uwagi na moją nieobecność, na temat ten się nie wypowiem. Jeżeli tak mówili, to najwidoczniej musiało tak być.

Skoro zahaczyłem o temat łazienek, to nie wypada nie wyróżnić trudu i zaangażowania ekipy sprzątającej zapewniającej możliwie jak największy komfort z ich korzystania przez cały czas trwania festiwalu. Ktoś powie, że to pierdoły, ale stale zapełnione dozowniki na mydło czy uzupełnione zapasy ręcznika papierowego, cieszą oko bardziej niż może się wydawać. To samo tyczy się pozostałych stref (poza scenami) najczęściej obleganych przez ludzi. W tej materii również duże brawa dla panów i pań z ochrony, ratowników i ratowniczek medycznych i wszystkich tych, którzy bez wyjątków czuwali nad naszym bezpieczeństwem. Tutaj puszczam oczko do panów (i chyba pań) z – poprawcie mnie, jeśli się mylę – Służby Ochrony Obiektu (czy jakoś tak). Ich systematyczne sprawdzenie kabin toaletowych – nie wiem czemu – nie raz sprawiało mi niemały uśmiech na twarzy. Czy stan papieru toaletowego tak bardzo musiał być kontrolowany, że trzeba było aż pukać i chwytać za klamki zamkniętych od środka drzwi? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Undercity, Undercity 2021, relacja

Fot. Artur „Aen” Nowicki

Undercity 2021. Miłe zaskoczenie, lecz…

Jak powszechnie wiadomo, zawsze lepiej jest się miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować. Będąc nastawionym całkowicie ambiwalentnie przed wyprawą do Warszawy, po powrocie z niej, nie czuję większego rozczarowania. Towarzyszące mi w drodze powrotnej do domu pierwsze wrażenia, przywoływały jedynie dobrze wykonaną robotę. Z pewnymi niedociągnięciami i wpadkami, ale któż takowych nigdy nie zaliczył? Gołym okiem widać ogromny progres i wyciąganie wniosków z poprzednich edycji. Widać też chęci zmian, eliminowanie niedoskonałości, reagowanie na zgłaszane problemy (położona wykładzina od drugiej edycji na scenie Tunnel).

Rozumiem w pełni koncepcję festiwalu, bo jak wspomniałem na wstępie – rozmiar w tym przypadku ma znaczenie. I doskonale to widać. Po line-upie, aranżacji, oprawie wizualnej, nawet nagrane z wykorzystaniem dronów teasery, mają w sobie namiastkę efektowności przekładanej nad efektywność. Nie ze wszystkimi rzeczami jestem w stanie się zgodzić, lecz zapewne nie ma dzieła przypadku w tym, że to ja piszę tę relację, a osoby organizujące Undercity robią to, co robią. Skoro tak jest, to najwyraźniej tak ma być. Bo równowaga w naturze też jest przecież ważna, zgadza się?



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →