ones. Jak Burial spotkał BICEP

Foto: soundcloud.com/onmyones / Remix: Hubert Grupa
News
ones. Jak Burial spotkał BICEP

Przyznam, że już dawno nie słyszałem czegoś, o czym mógłbym powiedzieć, że przywodzi mi na myśl skojarzenia z Burialem, Lapaluxem, Nosaj Thing czy Lone. Wiecie, o co chodzi - duszna, sensualna elektronika, od której nie można się uwolnić. Muzyka, od której robi się ciemniej w pokoju, a ściany zaczynają pulsować. No i bang, wystarczył jeden track. Burning. Przepadłem. Zróbcie to samo. Poznajcie ones.

Buriala zostawmy, bo każdy chciałby budzić z nim skojarzenia, a nie każdy może, i o tym pogadamy później. Tymczasem pamiętam doskonale pierwszy odsłuch Lustmore, drugiego longplaya w karierze Stuarta Howarda, znanego jako Lapalux. Krążek ukazał się w 2015 roku nakładem wytwórni Brainfeeder i sprawił, że kompletnie pochłonęła mnie wizja elektroniki, jaką wyznawał Flying Lotus, głównodowodzący labelu.

Taylor McFerrin, potem Teebs, na końcu Ross From Friends, a za nimi całe zastępy podobnych artystów. Szukałem pokrewnych brzmień jak internet długi i szeroki, subskrybowałem niezliczoną liczbę kanałów na YouTube czy SoundCloud, gdzie można było znaleźć muzykę o zbliżonej estetyce, diggowałem jak szalony w kolejnych propozycjach wypluwanych przez Last.fm. Oczywiście, po drodze zasłuchiwałem się w kolejne nagrania Jamesa Blake’a czy Shlohmo, jednak trudno nie było odnieść wrażenia, że jest tego coraz mniej. Albo jest inaczej. Wiecie, coraz mniej wspomnianej duszności czy sensualności. Wszystko stawało się bardziej oczywiste, przejrzyste, może odrobinę banalne i proste? A może to ja bardziej wybredny? Mniejsza z tym.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

ones – blessings feat. just lil

Imprezy przyśpieszają, płyty zwalniają

Ubiegłoroczne albumy Ross From Friends i DJ Seinfelda przywróciły wspomnienia z okolic 2015. Wydawać by się mogło, że oba krążki nigdzie się nie spieszą. Zarówno Felix Clary Weatherall, jak i Armand Jakobsson, postawili na to, by zbudować klimat kosztem dynamiki. I bardzo słusznie. Ich płyty wylądowały w czołówkach rankingów za rok 2021 i rozbudziły nadzieję, że w kolejnym roku podobnych brzmień będzie więcej. Nic bardziej mylnego. Aż do listopada.

Odkrywać czy tłumaczyć?

Parę miesięcy temu, w rozmowie z Anną Gacek, zastanawialiśmy się nad tym, czy misją współczesnego dziennikarza muzycznego nadal powinno być odkrywanie tego, co nieznane, i dzielenie się tym z innymi. W dobie serwisów streamingowych i algorytmów, które znają nas lepiej niż my sami, wydawać się to może czymś zbędnym. Redaktorka Anna przyznała, że nigdy nie czuła potrzeby brnięcia w odmęty internetu i szukania czegoś, co do tej pory nie zostało przez nikogo odkryte. Zamiast tego, zajęła się przybliżaniem konkretnych postaci, zjawisk czy twórczości, przedstawiania kontekstu i okoliczności, w jakich powstawały i zdobywały sławę. Mówiąc krótko – rozpracowywała dany fenomen, pokazując wszystko to, co sprawiło, że tym fenomenem się stał (lub przestał być; w tym miejscu polecam świetną książkę Anny Gacek, Ekstaza. Lata 90. Początek, która ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy. Druga część w drodze!). I okej, takie dziennikarstwo jest ogromnie potrzebne, może bardziej niż kiedykolwiek, gdyż współczesność kreuje trendy, lecz nie tłumaczy, dlaczego coś tym trendem się staje.

Pozwoliłem sobie stanąć w opozycji do koleżanki po fachu – przyznałem, że wciąż kręci mnie odkrywanie nieznanego, przybliżanie, a następnie sprawdzanie, czy – mówiąc slangiem – „zażre czy nie”. Szczęśliwie przez dwanaście lat uprawiania tej profesji udało się zaliczyć tyle pozytywnych prób, iż jestem skłonny próbować dalej. I szukać. Właśnie znalazłem.

ones – precious ft. just lil

Kim jesteś, ones?

O samym twórcy wiadomo niewiele, do tej pory nie doczekał się ani jednej publikacji w internecie. I dobrze, niech mówi muzyka, a ta zaskarbiła sobie sympatię Ministry Of Sound, za sprawą których ukazały się dwa pierwsze single, a także postaci takich jak BICEP, Anja Schneider, Dixon, &ME czy Camelphat. To na oficjalnych playlistach tych gigantów współczesnej elektroniki wylądowały utwory ones. Warto dodać – są to playlisty osobiście tworzone przez wspomnianych artystów i artystki. Kiedyś audycje i miksy, dziś playlisty. Taka kolej rzeczy. Zapytaj siebie samego_ej, kiedy słuchałeś_aś czyjegoś setu w radiu, by wyłapać w nim jakieś nowości. No właśnie.

Wracając do bohatera (a może bohaterki>) tego tekstu. Z zaledwie garstki informacji, jakie można znaleźć tu i ówdzie, dowiadujemy się, że pochodzi z Londynu. Muzyką zaczął dzielić się publicznie dwa lata temu. Nie dzieli się za to swoim wizerunkiem (hehe, Burial, is that you?). Jego profile na Instagramie czy TikToku to głównie memy, za to na SoundCloud czy Bandcamp jakichkolwiek konkretnych informacji brak. Robi się ciekawie.

ones – changes ft. Kehina

Taki stan rzeczy pozwala skupić się wyłącznie na muzyce. Far Too Long, tegoroczna, debiutancka płyta producenta (?) to niespełna 18 minut muzyki, na którą składa się dziewięć kompozycji, z czego jedynie pięć można nazwać pełnoprawnymi utworami. Pozostałe pozycje na krążku to interludia budujące klimat całości, będące jej spoiwem nie tylko pod kątem estetyki. A skoro o estetyce mowa.

ones. Far Too Good

Far Too Long to esencja wspomnianej już dusznej, sensualnej elektroniki spod szyldu Brainfeedera. Skojarzenia z Nosaj Thing czy Lapalux nasuwają się same. W każdym z pięciu numerów, o których była mowa w poprzednim akapicie, pojawia się partia wokalna. Gościniami utworów onesKehina i Just Lil, dwie młode artystki o dość skromnym dorobku, za to z kapitalnymi głosami. Co istotne, maniera ich śpiewów jest zbliżona do siebie – mamy do czynienia z przyjemnymi, soulującymi wokalami, przypominającymi nieco Tei Shi, L’Rain, Kelsey Lu czy Kilo Kish. Trudno zdecydować, które numery wypadają lepiej – wszystkie są do siebie zbliżone stylistyką, lecz nie ma mowy o nudzie. Każda z piosenek zbudowana jest na autorskim pomyśle i szkielecie kompozycyjnym. To, co zbliża je do siebie, to jedynie wachlarz podobnych środków, z jakich korzysta ones. Jak widać (a raczej słychać), umie robić to na tyle sprawnie, że nie sposób zarzucić mu wtórności.

ones – burning feat. just lil

ones. Spotkania na szczycie

Przejdźmy do konkretów. Burning brzmi tak, jakby Kelela weszła do studia razem z Lapaluxem. Nic dziwnego, że taka estetyka przemówiła do duetu BICEP. A skoro już o Irlandczykach mowa. Ciut więcej dynamiki znajdziemy w Changes, gdzie słychać echa Buriala czy BICEP właśnie. Z jednej strony ogromna przestrzeń, z drugiej subtelnie połamane tło, a do tego przejmująca partia wokalna Kehiny. Burialowo robi się także w Blessing, które ociera się o 2step z okolic debiutu Jamesa Blake’a. Precious mogłoby z powodzeniem wylądować na niemal kultowym już debiucie BANKS zatytułowanym Goddess. Album zamyka Home, trip-hopowa ballada, której nie powstydziłaby się Jessie Ware. Aż trudno uwierzyć, że ta podróż trwała nieco ponad 17 minut.

ones – home ft. Kehina

Wszystkie te wielkie słowa, górnolotne porównania (większość z nich użyta zdecydowanie na wyrost, lecz gównie po to, by zbudować horyzont skojarzeń), clickbaitowy tytuł i drzemiąca w każdym akapicie podjarka mają na celu nie tyle wystrzelić ones do gwiazd i na szczyty waszych playlist. Bardziej chodzi o dość kolokwialne, by nie napisać banalne, zwrócenie uwagi na to, że pod warstwami polecanych tu i ówdzie rzeczy, wciąż możecie znaleźć coś, co naprawdę was zachwyci i – co o wiele ważniejsze – zaskoczy. Co więcej, być może zachwyci również Anję Schneider czy Dixona, a stamtąd do wspomnianych gwiazd już niedaleka droga, czego życzę bohaterowi tego tekstu.

ones – Far Too Long

Płytę Far Too Long znajdziecie m.in. w serwisie Bandcamp, a że dziś Bandcamp Friday to… wiecie co tym zrobić. 😉



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →