Matthew Herbert uczy słuchania i tworzenia. Zobaczyliśmy dokument o brytyjskim producencie

Recenzje
symfonia hałasu dokument o matthew herbercie

Dokument Symfonia hałasu to udana próba przybliżenia fenomenu artysty, który potrafi zrobić muzykę ze wszystkiego. Szczęk widelców, kwik prosiaków czy strzępki rozmów – Matthew Herbert wszędzie potrafi dostrzec potencjalne źródło dźwięków.

Frytki jako instrument

Artysta wchodzi do rodzinnej smażalni ryb położonej w głębokiej Anglii. Po krótkiej rozmowie z jej zarządczyniami przystępuje do pracy. Mikrofon rejestruje odgłos maszyn obierających ziemniaki, a następnie krojących je w słupki. Mężczyzna chce jeszcze zarejestrować skwierczenie frytek i filetów na głębokim tłuszczu. Robi też to, czego początkowo nie planował. Gospodynie lokalu na jego prośbę wkładają do oleju niewielką żeliwną trąbkę obtoczoną w panierce z ciasta, a następnie podają ją na talerzu. Cały pejzaż dźwiękowy tej osobliwej operacji zostaje starannie zarchiwizowany. Niedługo potem będzie wykorzystany w jednym z jego projektów, którego motywem przewodnim jest Brexit.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

kadr z filmu „A Symphony of Noise” / materiały prasowe

Takich scen w dokumencie Symfonia hałasu jest znacznie więcej. Jego reżyser, pochodzący z Hiszpanii Enrique Sánchez Lansch, stanął przed nie lada wyzwaniem. Twórca spróbował zakreślić przekrojową sylwetkę jednej z najbardziej nieoczywistych postaci współczesnej sceny elektronicznej. Mowa o człowieku, który jest na niej obecny już od 25 lat, jednak bynajmniej nie należy do grona generycznych DJ–ów puszczających od niechcenia piosenki z pendrive’ów. Odkąd w młodości zaopatrzył się w magnetofon i sampler, Matthew Herbert postawił sobie ambitny cel. Brytyjczyk przyjął, że przełomowy rozwój technologii niesie za sobą nieznany dotąd wymiar komponowania i słuchania muzyki. To dość prosta konstatacja, jednak producent nie potraktował jej jako pustosłowie. Każdy, nawet najmniejszy projekt spod jego rąk stanowi wizytówkę tego osobnego, nowatorskiego podejścia do dźwięków.

Matthew Herbert – wszystko źródłem dźwięku

Symfonia hałasu, która stara się przenieść tę myśl na duży ekran, nie jest wysublimowanym eksperymentem formalnym. Nie ma w nim abstrakcyjnych wizualizacji ani wielominutowych impresji prowadzących donikąd. Zamiast tego Lansch umyślnie usuwa się w cień i oddaje głos swojemu bohaterowi, który podczas realizacji zdjęć pracuje nad książką The Music: A Novel Through Sound. To wyrazisty manifest i próba konceptualizacji własnej metody twórczej. Herbert – kontynuując myśli gigantów pokroju Briana Eno czy Pierre’a Schaeffera – hołduje w pewnym sensie fenomenologii. Według niego źródłem dźwięku nie muszą być jedynie klasyczne instrumenty albo syntezatory. Płyta oparta na brzmieniach zarejestrowanych w kuchni i jadalni? Bardzo proszę, tak powstało Plat du Jour z 2005 roku. Chrapanie, siorbanie i pierdzenie zestawione z melodyjną elektroniką? Wystarczy włączyć Bodily Functions, które w tym roku obchodzi dwudzieste urodziny. Z czułym mikrofonem można dotrzeć nawet do najgłębszych zakamarków warstwy audialnej. 

Reżyser z powodzeniem zwraca uwagę na to, że mimo posiadania olbrzymiej wiedzy i doświadczenia, artysta nie dystansuje się od widowni. Nad jego sztuką nie wisi nimb niedostępności czy hermetycznego zamknięcia. Wielu artystów o podobnych aspiracjach nie potrafi wyjść poza akademickie ramy i ląduje na samym dnie line-upów wydarzeń, gdzie trzydzieści osób stanowi sukces frekwencyjny. Matthew Herbert stoi w opozycji do nich, demokratyzując akt twórczy. Dobrze unaocznia to scena, w której Brytyjczyk organizuje warsztaty z publicznością.

Herbert – See You On Monday 

Matthew Herbert – muzyka na poważnie

Artysta najpierw prosi o sprawdzenie liczby zgonów i narodzin w Berlinie. Szacunkowe dane zebrane wśród widowni ulegają momentalnej transformacji w miarowe dźwięki i melodie. Producent czuwa nad całym procesem, jednak nie patrzy z góry na uczestników eksperymentu. Symbioza między autorem a odbiorcami sięga zenitu – każdy odgrywa dwie role jednocześnie. Bez takiego schematu artysta nie mógłby zrealizować większości swoich projektów. W Plot du Jour wykorzystał choćby nagranie ponad 3,8 tysięcy osób jedzących jabłko w jednym momencie. The State Between Us, w którym zawarto materiał ze wspomnianej smażalni, to z kolei zbiorowy komentarz poświęcony niepokojom Wielkiej Brytanii.

Opis Symfonii hałasu sugeruje, że Herbert to dźwiękowy prestidigitator, którego drugim imieniem jest niczym nieskrępowana zabawa. Lansch podkreśla jednak, że artysta podchodzi do swojego fachu z dużym poświęceniem i zaangażowaniem. Muzyka często bywa dla niego narzędziem politycznym, dzięki któremu może przybliżyć dany problem społeczny z innej, nieoczywistej perspektywy. Tak stało się w przypadku zwieńczenia trzyczęściowej trylogii One z 2011 roku. Artysta prześledził ze swoim mikrofonem cały cykl życia świni – od narodzin w oborze, przez dorastanie, aż po rytualny ubój i krojenie mięsa. Materiał wywołał wiele emocji i głosów sprzeciwu, płynących zwłaszcza od organizacji działających na rzecz praw zwierząt. Tuż po jego premierze okazało się, że nawet nieznacznie przetworzone nagrania terenowe mogą elektryzować i polaryzować.

Kontrowersje wzbudziły też ukazane w dokumencie prace nad rearanżacją dziesiątej, nieukończonej symfonii Gustawa Mahlera. Matthew Herbert wykonał miniaturową replikę trumny Austriaka, wewnątrz której umieścił odtwarzacz grający jego kompozycję. Ta zaś została wykonana nad grobem wybitnego symfonika. Oba projekty – choć różne w przekazie – łączy wspólny mianownik. To bezkompromisowość w dążeniu do genezy dźwięku, chęć wymknięcia się spod konwenansów tworzenia i słuchania.

kadr z filmu „A Symphony of Noise" / materiały prasowe

kadr z filmu „A Symphony of Noise” / materiały prasowe

Symfonia hałasu – niestandardowo o muzyce

W Symfonii hałasu celowo pominięto wątki dotyczące niektórych aspektów kariery Brytyjczyka. Nie pada ani jedno słowo dotyczące remiksów piosenek Moloko, Björk, The Avalanches czy Quincy’ego Jonesa. Brakuje też informacji o jego związkach ze światem filmu – kultowym Human Traffic z 1999 roku, ale również kooperacji z chilijskim reżyserem Sebastiánem Lelio czy karierze DJ-skiej. Reżyser nie pyta bliskich czy współpracowników Herberta o jego charakter lub upodobania. Pierwsze skrzypce grają tu nie tyle gadające głowy, co sama muzyka i zachęta do uważniejszego pochylenia się nad otaczającymi nas dźwiękami. Symfonia hałasu nie jest wyczerpującym, encyklopedycznym portretem producenta. Oferuje za to dobry punkt wyjścia do refleksji nad statusem elektronicznych artystów. Półtoragodzinny film unaocznia, że za ambientem, house’em czy eksperymentalną melodyką również mogą stać wyraziste komunikaty.

Dokument Lanscha można zobaczyć do 3 października w ramach wirtualnej części festiwalu Millenium Docs Against Gravity. Znalazł się tam w sekcji Muza i wena, gdzie towarzyszy dziełom o Milesie Davisie, Franku Zappie, Foo Fighters i wiedeńskich symfonikach. Herbert wyda zaś swój najnowszy album Musca już 22 października. Podobnie jak w przypadku Bodily Functions i Around the House, dominantą krążka mają być odgłosy przedmiotów codziennego użytku. O tym, że będzie to kolejny poligon walki Brytyjczyka o szukanie dźwięków gdzie tylko się da, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać.

Symfonia hałasu – rewolucja Matthew Herberta – trailer | 18. Millennium Docs Against Gravity



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →