Muno TeleGram: Szymon Weiss: „Stać po stronie umysłu, nie wyrobnictwa i sztampy”
Szymon Weiss - muzyk, instrumentalista i producent stoi za szeregiem przedsięwzięć. Wydaje własne utwory, komponuje do teatru, współtworzy performance'y, szkoli młodych adeptów elektroniki w Instytucie Dźwięku. Umówiliśmy się z nim na wywiad by omówić szereg - również kontrowersyjnych tematów - począwszy od wpływie muzyki tanecznej na politykę, ghostwritingu, nielegalnych imprez aż po produkowanie w czasie pandemii i cechy tzw. WEISS-sound.
Artur Wojtczak: Weszliśmy w pierwszy kwartał 2021 roku, który, póki co, wygląda jak poprzedni: zamknięte są kluby, festiwale są jedną wielką niewiadomą. Jakie są Twoje osobiste przewidywania co do rozwoju sytuacji w branży rozrywkowej?
Weiss: Dziś nie mam przewidywań, bo za mało studiuję dane. Pokornie pozostaje w domu i liczę, że pogłoski o sprzedaży koncertów wypełnionych do 50% się niebawem ziszczą.
Jest tajemnicą poliszynela, że od dawna odbywa się sporo nielegalnych imprez w całej Polsce i – nie ukrywajmy – na świecie. Polscy muzycy i promotorzy dzielą się na zagorzałych przeciwników i zwolenników tych rave’ów. Jakie jest Twoje zdanie i argumenty za / przeciw?
Młodość jest egzaltowana, grzeszna i nieodpowiedzialna. I prawidłowo. Ale dziś bycie imprezowiczem czy organizatorem imprez, jest analogiczne do chłopięcej szybkiej jazdy samochodem. Ekscytujące, ale zabija niewinnych. Ja wcale nie jestem dojrzałym mędrcem, ani nie deklaruję, że do takiego “samochodu” nie wsiadam, ale świadome gromadzenie wygłodniałych ludzi dziś do miejsc schadzek, jest ultracyniczną akcją dla pieniędzy, która może kosztować życia niewinnych postronnych. Kilka dni choćby temu zmarł w męczarniach dyrektor Teatru Szekspirowskiego.
Powszechnie sądzono, że pandemiczny rok 2020 będzie odznaczał się dużą ilością streamów, ale i produkcji, jakie ukażą się potem jako efekt braku bookingów i możliwości poświęcenia większej ilości czasu pracy studyjnej, często inspirowanej nową sytuacja, jak było np.w przypadku albumu Moments Catz ‘N Dogz. Masz jakieś ulubione płyty, które powstały w tym czasie?
O, nierzadko aktywni wykonawcy i producenci musieli wejść na alternatywną drogę zarabiania, więc porzucali działalność twórczą. Innym czynnikiem demotywującym są też do szpiku cyniczne, aroganckie i bezczelne rządy populistów. Zanurzenie się rano w fejsbukową prasówkę, skąd dowiadujesz się, ile kobiet czy osób nieheterycznych policja znów pogazowała i stłukła, rozbija człowieka na atomy i paraliżuje w złości. Ale z drugiej strony są tacy, jak Kajtek Łukomski aka Avtomat z nowym EP, czyli, że da się to przekuć na akt twórczy. No, i wewnątrz polskiej sceny Igor Szulc, jako Rogi Clush, wydał u Requiem Records w czerwcu 2020 album gigant – Even Gods. Sądzę, że to najbardziej niedowartościowany album zeszłego roku. W czerwcu również Human Glory wypuściła Aleksandra Słyż, gdzie ze cztery utwory są wybitne w brzmieniu i dojrzałości. Znakomite pojedyncze utwory wyszły też od Magdy Pasierskiej, czyli MAPA, i zakładam, że za chwilę ona będzie mocnym graczem w polskim popie. Muzykę ma bogatą w treści, a charakter zdeterminowany i ciekawą strategię. Bez zapotrzebowania na famę działa znakomity, bardzo płodny, poznański producent EVF, czyli Przemek Pawlik. Dzięki naszej znajomości, a także dla mojej audycji w Radiu Kampus, mogłem przesłuchać jego kompletną dyskografię i aż dwa albumy z 2020. Ten pierwszy, dedykowany synowi, to downtempowa opowieść przez dźwiękowe pejzaże. Zaawansowane brzmienia, bogata harmonia, generalnie fascynująca podróż. Wierzę, że jakość też trzyma nasza szkolna kompilacja, choć zaangażowanie w proces powstawania mogło zmienić moją percepcję. Podobnie jak nie wiem czy dobry jest mój własny album muzyki dla gry komputerowej, która w całości powstała w kwietniu.
Czy natężenie pracy twórczej innych dało się odczuć w twoim przypadku – czy w swoim studio dokonywałeś masteringu wielu nowych produkcji? Możesz zdradzić jakich?
Naturalnie ghostproducing to tajemnica. Ale poza tym mój lockdown zaczął się jakbym zatrudnił się do fabryki. Marzeń. W marcu produkcją dużej paczki sampli i pętli dla Mind Flux, tak więc dzieciaki kupiwszy to, mogą teraz zrobić kompletne kawałki techno i brzmieć jak Amelie Lens (śmiech). Trudna przeprawa, bo założyciel tej marki jest upierdliwy. Natychmiast potem, pracowałem nad kompletnym udźwiękowieniem gry Danger Scavenger, którą wymagała aż trzynastu utworów. od kompozycji, przez produkcję, udźwiękowienie tła, każdego pojedynczego obiektu w tej przestrzeni wirtualnej, miks ścieżek i finalnie do masteringu. Cudowny czas, wysoka motywacja. Uzmysłowiło mi to, że mógłbym ogromny album publikować w zasadzie co miesiąc. Współpraca z producentami tej gry to bajka. Doświadczony powyższym, dostałem angaż przy wyjątkowej grze Liberated. Zrobiłem tam mixtape oraz mastering. Jakież to dobre wyszło! Mroczne, elektroniczne. Autorem muzyki jest Robert Purzycki. Gra miała duża ekspozycję. Wyróżnienia e Japonii, w USA była w samym finale SXSW. Następnie miksowałem i masterowałem bardzo mocny i ideologiczny film dokumentalny Deadly Charm of Snakes Angeliki Markul, który opowiada o męczarniach i bezcelowej śmierci węży hodowanych dla skór, gdzie holokaustu dokonują uczestniczki konkursu miss piękności. Ludyczny Festiwal ograniczeń umysłowych. Premierowany był jednocześnie w Madrycie i Paryżu, a dziś słuchamy winylowego test pressu. Muzykę zrobił filmowiec Wojtek Puś – swoją drogą autor przepięknego queerowego filmu Endless – the movie, gdzie też już miałem inżynierski wkład w sequel. Powiem przy okazji, że Już zaniechałem pisania manifestów i stosowania krytycznych przemów, ale powtarzam opinię: w naszym kraju postprodukcja dialogów jest niedostateczna. NIEDOSTATECZNA. moja własna perspektywa dźwięku w filmie jest koło odbiorcy. Jakbyśmy siedzieli około siebie zarówno w kinie, jak przed tv. Film z dialogami to komunikacja. Przekaż autora do odbiorcy. Widz musi klarownie słyszeć treści. Inaczej założenia twórcy filmu i jego praca jest nieskuteczna. spartaczona. Wypracowałem, wobec tego (jeszcze przy pracy z reklamą tv) umiejętności wyodrębniania spółgłosek nawet z nagrania choćby z grobu w trakcie budowy osiedla w pobliżu. Ale wracając do pytania. Miksowałem i masterowałem też stypendialne prace dla kilkorga artystów. I np .ostatnie brzmienie Manoida osiągnęliśmy w moim studiu. Podobnie praca z Dariusem, berlińskim twórcą muzyki teatralnej, znanym w kraju z produkcji dla DeSu. Nadal zalegam mu mastering, także lepiej niech tego nie czyta (śmiech). Mnóstwo pracy w Instytucie Dźwięku. Bardzo utalentowani debiutanci: bess, Alek, który już umawia wydawnictwo, Pola (Polowanie).
Największy rozgłos na lokalnym rynku miała praca z brzmieniem Kajtka – Avtomata. On dobrze zna instrumenty i procesory, także chce być świadomym świadkiem każdego ruchu podczas szlifowania brzmienia. Naciskał na surowość i radykalny, garażowy miks, podczas gdy moim standardem są ciepłe, tłuste i nasycone saturacje. Wspólnym żartem został skecz z Walkenem, że dobrze wiemy, że Kajtka miks potrzebuje MORE COWBELL. W efekcie, pod koniec roku moje głośniki nie były zaledwie moimi monitorami. One stały się uszami jakbym podłączył kartę dźwiękową prostu do mózgu. Tak dogłębnie je poznałem, tak się skrystalizowałem, że zaczęli zatrudniać mnie twórcy, niezadowoleni z wcześniejszych miksów i masterów u naprawdę rozpoznawalnych głów z branży. Powtarzam sobie „dziadku, tylko nie z cudzego upadku”, ale gdzieś w głębinach czułem, że wygrywam wyścig, umocniłem podstawę do asertywnych opinii i solidnego serwisu dla znajomych twórców. Widzę też jak stanowię w kwestii brzmienia w poważanej części muzyki elektronicznej w kraju.
W ostatnich miesiącach nie próżnował też Instytut Dźwięku, o którym przed momentem wspomniałeś i którego jesteś członkiem obok Agima i Manoida. Mieliście nowych adeptów, wydaliście pierwsza kompilację…
Prawda. Praca z dorosłymi twórcami to jakościowa debata. Tylko pierwszą grupę cechuje zarówno zróżnicowanie gustu, jak kierunki ambicji, czy poziomy determinacji. Pozwól, że opowiem kilka motywujących historii. Na przykład Alek w przeciągu roku stał się gotowym producentem od zera. Od zera.vNawet nie myślał. Nie planował tworzyć. Namówiłem go, gdy ten jako kierowca bla bla wiózł moje bębny na festiwal. Dziś ma zaadaptowane akustycznie studio, a ostatni jego track (może piąty, bo pierwszy był bardziej jak Alix Perez) to bomba na poziomie Amon Tobin. Druga adeptka – Pola, z tejże grupy, to doświadczona muzyczka i wokalistka. Wyprodukowała solowo wyjątkowe rzeczy. Przyszła do szkoły i postawiła na siebie. teraz zamykamy jej przepiękne i głębokie EP, trochę mocniejsze w stylu od wczesnej Marii Peszek. Aria zaś jest graficzką. Robi cudowny ambient-abstrakt. Nie wnikałem jak bardzo na to stawia, ale, o Jezu, jeśli to to robi „na boku” to klękniemy, gdy zacznie z tym na choć pół etatu. Z Jej dystansu i dojrzałości sam również się uczyłem.
Jacy ludzie zgłaszają się najczęściej na warsztaty produkcyjne w Instytucie Dźwięku?
Na pewno orbitujący wokół muzyki elektronicznej. Ale oprócz tego spektra są szerokie. Elektroniczna muzyka to przecież nie tylko techno, lecz też drum n bass, hip-hop, czy także pop. Tak więc studentami są zarówno dorośli, jak bardzo młodzi. Zarówno artyści koncertujący i nagrywający dla poważnych wydawnictw, jak i aktywni festiwalowicze / klubowicze, którzy chcą zacząć. Aktywni DJ-e, którzy zdecydowali, że już czas na własne produkcje, jak i dorośli postpunkowcy, którzy wracają do marzeń sprzed lat.
Jaki był klucz doboru producentów na tę pierwszą, debiutancką składankę?
Przede wszystkim muzykę dostarczyli uczniowie „gotowi”. Tacy, którzy ukończyli konkretne utwory na tyle, było gotowi na miksy i mastering.
Czy wielka popularność muzyki elektronicznej jest główną przyczyną, że młodzi ludzie chcą komponować muzykę?
Np. w Irlandii, gdzie „wszyscy pochodzą ze wsi”, co drugi dom miał salę prób na poddaszu. Jest tam mnóstwo bardzo dobrego rocka. Jest miejsce i czas by grać zespołowo. Zaś chwila w Berlinie pokazała mi inna kalkulację. Tak nie ma domów, a ludzie gnieżdżą się w apartamentach i kawalerkach, jak tutaj. W takich warunkach w połowie mieszkań może znaleźć się co najwyżej małe, słuchawkowe studio modularne. Stąd też przekrój twórczości siła rzeczy musi być inny. Elektronika poza tym, to twór osobisty. Często pochodzi od tych, co nie umieją grać na żadnym instrumencie, ale zarówno od tych, co nie chcą angażować się w zespół i mają generalną wizję na swoją twórczość. np sam jestem perkusistą i opanowanie syntezatorów i produkcji pozwoliło mi uniezależnić się od kolegów instrumentalistów. A czy popularność muzyki elektronicznej wpływa na twórcze ambicje młodych odbiorców? Na pewno. Zawsze chcemy być jak nasi idole.
Ty obracasz się w kręgu nie tylko klubowej elektroniki, ale i performance’ów, soundtracków, muzyki ilustracyjnej, prowadzisz projekt Weiss Video Orchestra. Jak łączysz te różne mianowniki we wspólny o nazwie Weiss-sound?
Nie tak jakbym sobie życzył, bo pracuję bez impresariatu, i zadania organizacyjnie zabierają mi mnóstwo cennego czasu, w którym tworzyłbym kolejne i kolejne albumy muzyczne. W efekcie nie jestem ekstremalnie płodny twórczo, ale dążę by wspólnym mianownikiem mych dzieł był humanistyczny krytycyzm. kwestionowanie. Gatunków, popularnych fal, głębi muzycznych zjawisk, etc. Weikum dobrze mi to zwerbalizował. „Producenciki kontra muzycy”. Ważne by stać po stronie umysłu, nie wyrobnictwa i sztampy. Video Orchestra zaświtała mi w głowie, gdy ze starych nagrań tub i puzonów zbudowałem pentatoniczny riff okraszony dużym pogłosem. Ten utwór udał się wtedy wyjątkowo dobrze i bez dętych brzmień trudno byłoby osiągnąć taki soniczny kolos. Zdecydowałem, że muszę jak najszybciej zobaczyć to z żywym instrumentarium. Po dwóch latach się udało. Powstały nowe utwory, a pozostałe przearanżowałem z debiutanckiego albumu. Premierę mieliśmy w Teatrze Szekspirowskim. Michał Margański pokazał mi wtedy Carla Craiga oraz powiedział o NOSPRowej infamii Jeffa Millsa, choć nazwisko już znałem. Naturalnie dowiedziałem się też o koncercie coverów Jimka. Dzięki nim wybrałem azymut dla studyjnej postprodukcji swego materiału. Nauczyłem się jak nagrywać i miksować gigant w postaci orkiestr symfonicznych, i zdecydowałem w kierunku swojego brzmienia, że nie będzie konsekwentny. Ze nie ma zasad, a każde kolejne dzieło wymaga osobnego traktowania. W efekcie znów nie ugruntowałem zdefiniowanego „soundu”,a termin „techno-symfonicznie” ukułem na pierwszy koncert dla poznańskiej agencji, by publiczność wiedziała na co w ogóle kupuje bilety. Mam w CV miksy death-metalu z bębnami elektro, a album „33 hours” to opowieść przez różne style we wspólnym tempie. Także chyba nie zdefiniuję Weiss-sound. Kocham jednak gdy łączą się ekstrema, np. Gdy przejmujące harmonie ważą się ze zdewastowanym bitem.
Tamten i obecny rok to mocny związek kultury techno z polityką – jak spostrzegłem – jesteś zwolennikiem tego mariażu. Czy muzyka obali polityczne mury, jak stało się to już kiedyś?
Muzyka od zarania dziejów – nawet ewolucyjnie – nie ma siły sprawczej. I mimo swych koncertów na ekologicznym Szczycie Klimatycznym, czy antynazistowskich giga-spektakli na samym Westerplatte, wiem że oryginalna służba muzyki to spajać społeczności, zgromadzać pod wspólnym sztandarem. Tak i dziś, bo kraje mają hymny, a ruchy społeczne – tzw. protest-songi. Muzyka nie wychodzi z klubów by walczyć z populizmem. Raczej to walczący niejako idą do wspólnego klubu, i weń nadają nadają ruchowi muzyczny symbol. cieszę się że sztuka dźwięku zagrała w duecie że sztuką słowa, bo stanowi to nie lada nośnik. A wyrażać sprzeciw dla populistycznych skurwysynów jest obowiązkiem myślącego człowieka. Jak kto umie i jak tylko może. Myślenie to nie przywilej, tylko obowiązek.
Pod koniec marca w sklepach ląduje trzeci nakład książki „30 Lat Polskiej Sceny Techno” – ty jesteś zwolennikiem bardzo krytycznego – czy wręcz uznawanego za hejterski – kontrowersyjnego tekstu autorstwa Grae Area Underground. Jakie tezy z niego znalazły twą aprobatę?
To prawda. Nie interesuje mnie bynajmniej wylewanie żółci, a ewidentna krytyczna postawa. Powtarzam kartezjański frazes jak jakiś refren, ale Grae Area pokazał nową dla widza perspektywę. Krytyczną. Taką, gdzie publiczność rozpoznaje didżeja od producenta, koncert od DJ-seta. Rozróżnia między „producencikiem a muzykiem” (cytując S. Weikuma), nad techno stawia treściwą muzykę. Jeśli znów wspomnę tzw. „zamknięte koło Weissa”, gdzie obok dziennikarzy i promotorów, najbardziej twórczym i ryzykującym przerwanie tego cyklu ogniwem są artyści, to publiczność, jako z definicji najbierniejszy jego element, zdobywszy się na bardziej świadome spojrzenie, pozwoli tym szybciej ten krąg urozmaicić.
Nagrałeś właśnie specjalny set dla dedykowany książce – jak powstał?
Przede wszystkim bardzo zaangażowała mnie specyficzna selekcja. Chciałem by był to 30-letni przekrój przez zarówno twórczość popularną jak i tę ważną wyłącznie dla mnie. Techno nie traktuję jako DJ-skiego narzędzia z Beatportu, do umilania chwil między reklamami, lecz jako komunikację ze słuchaczem któremu chce przekazać ważną treść. nie uznaję faux pass. Mogę samplować i oklepany Daft Punk jak i Pink Floyd którego z w naszej niszy nikt już nie będzie słuchać. Perła z lamusa sprytnie skompilowana z materiałem kontrastującym, acz konweniującym z dzisiejszym parkietem, obroni te nawiązania. Selekcja muzyki trwała długo. Paradoksalnie nie użyłem ukochanego Autechre. Miksowałem na początku w głowie tak by przy żywym podejściu robić coś na kształt bootlegu. utwory spoza konwencji wyobrażałem sobie z takimi, które sprowadzają całość do parkietu. W praktyce trzeba było je też poprzestrajać. Czułem też obowiązek by wyjść poza rytmika techno. Tym sposobem selekcja składa się z agresywnych poszarpanych perkusji i stojących w zupełniej opozycji ambientów z bogatymi i przestrzennymi brzmieniami, które treściwe są w zmiany harmoniczne, i są w stanie opowiedzieć złożone historie. I tak na przykład zdewastowane, perkusyjne tematy Richarda Divine’a z jego demo paczki wznoszą się w hiperprzestrzeń równolegle z zeszłorocznym dziełem Aleksandry Słyż, a Max Richter nabiera hiperprędkości dzięki posamplowanej perkusji od Westbam. Kilka utworów nie brzmiało jednak wystarczająco nowocześnie, więc zrobiłem remastery lub posztukowałem uderzenia perkusyjne. W rezultacie wprowadziłem już cały kanał własnej perkusji, i ją podczas nagrania wyzwałem przez mpc, a do finalnego nagrania dograłem jeszcze drugie żywe bębny. Ciekawostka może być to, że kilka utworów dostałem od samych autorów. Nie znam autorstwa jednego pliku i nazywa się on „posłuchaj na próbę”, zaś najbardziej jestem dumny że sam Duran Duran Duran udostępnił mi muzykę której nigdy nigdzie nie wydał.