Miazmat: „Ukrywanie się mainstreamu pod płaszczykiem czegoś więcej to zmora dzisiejszego techno” [wywiad]
Pochodzą z różnych środowisk i ekip. Nie gryzą się w język. Ich przekaz momentami jest brutalny. To działa na ich korzyść. Wiedzą, czego chcą. Nieco ponad miesiąc temu wysłali w świat apel: "Skala nie sprzyja jakości, a starając się być dla każdego, finalnie jest się do niczego". Jeden z wielu cytatów ze stołecznej ekipy zostawił otwartą furtkę z resztą pytań: jakie są ich postulaty, czym chcą przekonać do siebie odbiorców oraz co szykują na Sylwestra? Odkrywam karty projektu Miazmat, który - zdaniem osób go tworzących - dopiero się zaczyna...
Miazmat. Nacechowanie emocjonalne
Damian Badziąg: Skąd się wzięliście? Czego wy właściwie od nas chcecie?
Bruno: Skąd się wzięliśmy? No, z ekip, które się porozpadały, bo początkowo moim zdaniem źle dobraliśmy się w składach i każdy wyniósł jakieś swoje doświadczenie. A, że mamy podobne wnioski, to chcemy teraz je wykorzystać pod wspólnym mianownikiem, który nazwaliśmy Miazmat.
Artur: Też chcę powiedzieć, że ja już byłem jedną nogą w grobie – tak to jest w tym wieku – ale panowie złapali mnie na cmentarzu i powiedzieli, żebym nie wchodził do grobu. Mateusz mnie złapał i powiedział: „nie wchodź do grobu, bo potrzebujemy jeszcze dziada do ekipy”.
Mateusz: Ostatnimi czasy wypowiedzenie „słucham techno” rodzi nieciekawe skojarzenia i chcielibyśmy dołożyć się do tego, żeby wypowiedzenie „słucham techno” nie było powodem do wstydu.
Artur: Ja już miałem kiedyś taką misję i bardzo mi odpowiada to podejście. O co w tym wszystkim chodzi i czemu techno może znaczyć tak wiele, a tak często jest tak brutalnie dewaluowane.
W takim razie na czym chcecie oprzeć swoje działania? Jakie macie postulaty?
Wszyscy: WIĘCEJ GROOVE’U KURWA!
Mateusz: I nie możesz pominąć „kurwa”, bo pełni rolę wykrzyknika i podkreśla nacechowanie emocjonalne. Ja i Artur dość długo już się poruszamy w tkance klubowej i wydawało mi się, że ja mimo wszystko wiem co i jak i nadążam z tym, co nowe. Tutaj Bruno i Buchan mnie uświadomili, że bardzo łatwo stracić kontakt z młodymi gniewnymi, a wydaje mi się, że właśnie w młodych gniewnych teraz siła.
Miazmat. Duża odpowiedzialność
Bruno: A „młodzi gniewni” nie mają doświadczeń profesjonalnych i często ciężko im się przebić i czują się zablokowani.
Mateusz: Jak jest rotacja ziomali, którzy się znają, a klubów jest na tyle mało, że na wielu nowych już po prostu nie ma miejsca. I to dziwne, że zazwyczaj jest dużo szumu wokół osób, które niekoniecznie mnie przekonują, a nie słyszę o chłopakach, którzy w domu napierdalają z winyli 10 godzin dzień w dzień. A Bruno i Filip pomagają takich ludzi wyłowić. Tu przykład Matta (Matrix3k) i DJ Anxiousa.
Artur: Ja też sobie myślę, że oprócz tych postulatów to paradoksalnie im ich mniej, tym lepiej. Kiedy Mateusz mnie poznał z chłopakami, to zaczął od tego, że pokazał mi ich sety. Widzę dwie uśmiechnięte buźki, chłopaki grają bardzo fajną muzykę i można pisać 10 stron postulatów, ale czasami lepiej jest po prostu powiedzieć więcej groove’u i wszystko jest jasne.
Mateusz: Mi się wydaje, że powodem, dlaczego jest tyle chujowej muzyki, jest to, że całą wartość imprezy stanowi zaproszone nazwisko. Zazwyczaj to, co jest popularne, jest najbardziej przyswajalne dla mas, a to, co jest najbardziej przyswajalne dla mas, często nie idzie w parze z jakością. Ja uważam, że teraz na cyklach promotorskich i kolektywach ciąży duża odpowiedzialność, bo jeżeli one będą w stanie zebrać wokół siebie jakąś tam uwagę, to będziemy w stanie przemycać rzeczy, które niekoniecznie wpisują się w trendy, a są wartościowe.
Bruno: Jest jeszcze jedna rzecz do dodania, która z mojej perspektywy tj. osoby młodej, niemającej dużo pieniędzy jest dość istotna. Naprawdę dużo ludzi nie ma hajsu na to, żeby pójść do klubu i zostawić tam sporą ilość pieniędzy. Nie chcielibyśmy, żeby ceny wykluczały ludzi z odbioru dobrej muzyki i zależy nam, żeby nasze imprezy były osiągalne dla wszystkich.
Mateusz: Każdy z nas zajmuje się czymś innym zawodowo. My zapierdalamy na etacie i szczerze powiedziawszy, jak te imprezy będą wychodziły na zero, to my będziemy zadowoleni.
Chcecie przyciągnąć młodszą publikę tańszym piwkiem na barze?
Mateusz: Chcemy zrobić tak, że, jak ktoś młodszy będzie chciał w ogóle pójść, to będzie mógł to zrobić, a obecnie zrobić tego nie może.
Bruno: I to jest nasz atut, bo kluby niestety muszą tyle kasować, żeby pozwolić sobie na ciągłe zapraszanie dużych artystów. My właśnie chcemy udowodnić, że nie trzeba tego robić, żeby zrobić zajebisty melanż. Są ludzie, którzy grają w swojej małej kanciapie, a są równie zajebiści.
Uważacie, że to jest czas dla mniejszych kolektywów?
Mateusz: W chuj tak uważamy.
Bruno: Im więcej małych graczy, tym człowiek ma większy wybór, jest większa różnorodność i chyba o to chodzi.
Mateusz: Nie zrobisz imprezy z niszowym gatunkiem w regularnym klubie, bo do klubu musi przyjść dana liczba osób, klub ma stałe koszty i klub nie może sobie po prostu pozwolić na takie eksperymenty. A jak jesteś małym kolektywem, to możesz robić, co chcesz.
Miazmat. Alternatywa dla beznamiętnej jebki
Jak ma to wyglądać muzycznie?
Mateusz: Mamy na tyle dużo szczęścia, że wszyscy jesteśmy muzycznie on the same page i zgadzamy się co do samej selekcji. Ogólnie to jest tak, że Artur – wiadomo – jest totalnym maniakiem UK techno, ja z resztą też. Jednak wydaje mi się, że gatunek techno, który jest dobrą odpowiedzią na potrzeby dzisiejszej publiczności, czyli tanecznie, dosyć szybko i do przodu jest tribal techno.
Artur: Wiadomo, UK techno, Regis – ważna rzecz. Ja dorastając, jakieś 20 lat temu grałem właśnie tribal i on był dokładnie tym, co mnie do szeroko rozumianego techno przyciągnęło. I jak gdzieś tam po latach pojawił się ten techno renesans, to niestety ominął on tribal szerokim łukiem.
Bruno: Tribal w tym renesansie do łask nie wrócił, a ponieważ ja zajarałem się tym stosunkowo niedawno i miałem okazję to sprawdzić na młodej publiczności, to wiem, że siedzi to zajebiście i ludzi nosi, kiedy słuchają takiej muzy. To jest rzecz, która jest po prostu zaraźliwa.
Artur: Fajnie jest usłyszeć młodych ludzi, którzy wsiąkli w podobne brzmienie, którego mi od lat brakowało. Techno poszło w transy, a tribal został gdzieś przegapiony.
Mateusz: Na naszym sylwestrze tego tribalu będzie naprawdę sporo.
À propos sylwestra, bo tu przy nim na pewno trzeba się na chwilę zatrzymać. Od początku stawiacie na jasną komunikację, która jest mocno powiązana z Telegramem. Dlaczego akurat tak?
Mateusz: My nie chcemy nigdy mieć nie wiadomo jakiej skali. Chcemy mieć małą, zgraną społeczność. Uważam, ażeby taką społeczność zbudować Telegram i rzeczy umożliwiające bezpośredni kontakt, są najlepsze. Jesteśmy jeszcze przed Sylwestrem i możemy sobie już gadać z ziomalami na temat nadchodzącej imprezy. I to jest zajebista rzecz.
Bruno: Zamiast pustych liczb chcemy mieć po prostu ludzi, którzy wiedzą, o co chodzi i wiedzą, po co przyszli.
A w jaki sposób chcecie budować tę więź z ludźmi? Czy scena jest gotowa, żeby w taki sposób budować to community? Jakby nie było, jest bardzo mało projektów w Polsce, które stawiają na tak odważną komunikację. Chyba nie zdają sprawy, że Facebook jest….
Buchan: Facebook już trochę umarł. Są ludzie, którzy szukają czegoś innego i są bardziej zaangażowanymi słuchaczami. Uważam że komunikacja przez Telegram jest kierowana do takich osób. Ludzie nie chcą być numerkiem na wydarzeniu na FB.
Mateusz: FB jest dziaderski, a my chcemy, żeby młodsza publika miała alternatywę dla beznamiętnej jebki. W związku z tym trzeba szukać platformy dzięki, której można mieć z nią kontakt.
Miazmat. Sylwestrowy skład
Wspomnieliście, że impreza sylwestrowa to jest wasz oficjalny start. Nie jest to broń boże reklama waszej imprezy sylwestrowej, niemniej chciałbym, żebyście starali się przekazać ludziom i trochę przedstawić artystów, którzy na nim wystąpią.
Artur: Mateusz mnie mega zaskoczył bookingiem. Decka jest bardzo dobrym producentem, mega dobrym DJ-em. W ogóle to było tak, że nie wiedziałem, że go zaprosiliście, bo tak patrzę na plakat i „ale w ogóle skąd?”. Fajny, nieoczywisty wybór.
Mateusz: On także dobrze odwzorowuje schemat: oldschoolowe rzeczy z młodym sznytem. Robi techno w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, ale jest fresh.
Bruno: My z Filipem możemy powiedzieć o tym składzie najmłodszym. Dlaczego ich ściągnęliśmy i dlaczego chcemy ich promować. Edvvin to jest nasz ziomal, który od stosunkowo krótkiego czasu chodzi na produkcję do szkoły we Wrocławiu. Jest absolutnie utalentowany, inspiruje się holenderskim, nowoczesnym hardgroovem i tribalem. Robi to dobrze i są tego efekty. Odezwało się do niego parę wytwórni z Holandii i Niemiec. Chłopak ma dopiero 24 lata.
Artur: A to nawet nie wiedziałem, że to wasz ziomal.
Bruno: My znamy Edwina długo i jeszcze dwa lata temu Edwin na Abletona mówił „pep” i nie wiedział, co to jest i jak działa. Jeśli chodzi o Matrixa i Jachymka (DJ Anxious) to graliśmy z nimi kiedyś na jednej imprezie, podeszli do nas i mówią: „ej chłopaki kurwa, zajebaliście nam połowę selekcji, kim wy jesteście”. Tak zaczęła się nasza znajomość, tylko że oni grają wszystko z winyli i robią to w chuuuuj dobrze.
Artur: Jak odpaliłem ich sety, to myślę „kurwa”, moje sety sprzed 20 lat. Połowa płyt taka sama!
Mateusz: To pokazuje, że taka międzypokoleniowa koalicja ma dużo sensu. Na imprezę mogą przyjść ludzie jak dziadziuś Artur, osoby takie jak jak chłopaki i nie trzeba grać jebki, żeby sprowadzić dwudziestoparolatków, bo jak widać, potrzeba na coś innego jest.
Artur: Private Press to moi ulubieńcy. To było tak, że dostałem od nich numery, które Brocki mi wysłał i jak ja to usłyszałem, to mówię: „wydaję to choćby nie wiem co” i byłem tym tak zajarany od pierwszego odsłuchu, że od tamtej pory jestem olbrzymim fanem ich talentu, ale również ich jako ludzi. Uważam, że trzymają poziom i robią świetne, unikalne rzeczy, które jednocześnie są bardzo przystępne i nieidące pod zapotrzebowanie rynku.
Mateusz: Jedyny ich problem moim zdaniem, że są zboczeńcami mellow padzików, i do wszystkiego by je dodawali.
Buchan: Ale nie zapominajmy o tym, że zrobiliśmy całą drugą scenę, która ma zupełnie inny charakter.
Bruno: Farona poznaliśmy na samym początku naszej przygody jeśli chodzi o rozwijanie undergroundowej muzy w Warszawie i poznaliśmy się na jednej z naszych imprez. Potem zagrał u nas i jakoś to poszło. Bardzo doceniamy jego wkład w kolektyw narocz13 i chęć, aby promować inne, mniej popularne gatunki elektroniki.
Mateusz: I tak, jak my byśmy chcieli, żeby od trance’u odróżniać techno, to Faron stara się, żeby na gatunki inne niż techno nie mówiono tylko „połamane dźwięki”.
Bruno: I przybliża polskiej publiczności – no na razie warszawskiej głównie – muzę basową, breakową, junglową, footworkową.
Mateusz: Glassz to w ogóle jest super typ! Robią jako SPLOT to, co uważam, że wszystkie kolektywy powinny robić. Mają swoją wizję, wszyscy, którzy są w ekipie, rozumieją się muzycznie. Mają swoją serię imprez, gdzie wszystkie decyzje bookingowe są według jednego mianownika i jeszcze do tego mają label, więc są maszynką niezależną, na zasadzie produkujemy, promujemy i jeszcze do tego bawimy na imprezach.
Bruno: Phatrax stoi gdzieś między muzyką niezależną a sceną elektroniczną. Nie zmienia to faktu, że swoją jakością jest w stanie przekonać publikę o tyle szerszą, że naprawdę występuje w dużych miejscach. Na Insta wypatrzył go booker Berghain i go po prostu zabookował.
Mateusz: Podobnie jak u Phatraxa charakter twórczości Goshy Savage znajduje się na granicy sceny alternatywnej i elektronicznej. Królowa wszystkiego, co „post”, której rozstrzał gatunkowy jest zbyt szeroki na ciasne ramy utartych styli. K.i.o.s.k to jest moim zdaniem jeden z najlepiej rokujących producentów w Warszawie i zasługuje na znacznie więcej rozgłosu niż ma, no ale nie gra techno więc każdy wie, jak jest… Jeszcze byłby Artur, ale on już jest dziadem i na Sylwestra nie może, tylko będzie siedział w kapciach.
Miazmat. Mniej przyswajalna muzyka
Buchan: Jeszcze trzeba powiedzieć o wizualach.
Bruno: Ponieważ doceniamy przeżycie imprezy nie tylko jako muzykę, ale chcemy, żeby to było kompletne przeżycie audiowizualne, to uznaliśmy, że muszą być nie tylko DJ-e, ale także skład VJ-ski. Zyvvia robi super grafiki i wizuale i już nie raz współpracowaliśmy z nią nad imprezami. Ufamy jej do tego stopnia, że powierzyliśmy jej cały ekran w sali kinowej.
Mateusz: Cybernakulum to jest laska, która robi rzeczy w totalnie inną stronę. Robiła wcześniej plakaty dla turbo niszowych rzeczy, a moim zdaniem zasługuje, by być poznaną przez większą publikę. To ona zrobiła nam plakat i całą identyfikację graficzną wydarzenia. Fajnie, że będzie robić też wizuale, bo motywy z plakatu, jak np. ten kozioł, który ma symbolizować kuszenie ku złemu, też będzie na wizualach.
No dobra, a nie boicie się, że osoby, które chcecie zgarnąć do swojego community, nie przestraszą się waszej odwagi? Tego, że chcecie stawiać na mniej oczywiste dźwięki, które nie pasują do obecnie panujących realiów?
Mateusz: A po co mamy robić coś, co już jest?
Ja nie mówię, że macie tak robić, tylko pytanie, czy uważacie, że może się wam to odbić czkawką, biorąc pod uwagę, jak obecnie młodzież lubuje się jednak w szybkich i oczywistych rzeczach.
Bruno: To wszystko nam zweryfikuje przyszłość i to się okaże. Natomiast mamy jakiś concept. Jest on przemyślany i jesteśmy w stanie coś o tym powiedzieć i to zaprezentować.
Mateusz: Plus Damian, jak będziemy mieli na imprezie 400 osób, to będziemy najszczęśliwsi na świecie. To jest skala, w którą my celujemy. Jak komuś się nie będziemy podobać, to będzie dla nas komplement, bo to znaczy, że nie jesteśmy „jacyś”.
Bruno: Jak będzie taki moment, że na naszą imprezę przyjdzie 10 osób, z których 5 wyjdzie po godzinie, to wtedy będzie moment, żeby się zastanowić, czy robimy coś źle, ale jeśli nawet przyjdzie 150 osób i wszyscy zostaną do końca, to też coś dla nas znaczy.
Mateusz: Bardziej wartościowa muzyka jest mniej przyswajalna i zawsze będzie gromadzić mniejszą liczbę osób i my jesteśmy z tym ok. Ja już robiłem imprezy, zresztą podobnie Artur na parę tysięcy osób i czy one dawały aż tak dużą satysfakcję?
Miazmat. Dusze nowych słuchaczy
A pamiętasz słynny „Melaaanżyk!!!”? To dawało satysfakcję. Nie gadaj, że nie!
Mateusz: No zajebiście jest widzieć, jak dopierdala ci tyle ludzi, ale potem ci zjeżdża haj, wracasz do domu i zastanawiasz się, czy ja bym się pod tym podpisał rękami i nogami. Często odpowiedź brzmi „no nie” i to nie jest do końca spoko. Każdy ma po prostu inne cele. Mnie się nawet podoba, że jak przyjeżdża Charlotte de Witte, to już jest na tyle wielkie, że wiadomo, że to nie jest część naszej sceny i bliżej jej do takiej Maryli Rodowicz niż do naszego techno i jeżeli już muzyka ma się komercjalizować, to niech się w ten sposób komercjalizuje.
Artur: Ja powiem też tak, odnosząc się jeszcze do Maryli Rodowicz, bo bardzo dobrze, że jest taki trend. Ja nie hejtuje mainstreamu, nie lubię po prostu tego, jak ludzie udają, że to jest underground.
Mateusz: Nas w ogóle nie wkurwia mainstream, bo mainstream musi być i my nie możemy mówić „ej słuchajcie tylko Jamesa Ruskina, bo jak go nie słuchacie, to jesteście petami”, ale problemem jest, że dużo ludzi, dużo producentów i dużo artystów nie idzie na kompromisy, przez to ma ciężką dróżkę i potem ludzie podszywają się pod takie płaszczyki i to jest chujowe. Moim zdaniem to powinno być obnażone z szacunku do prawdziwych artystów, którzy nie mają kurwa łatwo.
Artur: Taki false marketing to jest coś, czego nie lubię. Mainstream to mainstream. Niech nie udaje, że kryje w sobie coś więcej. A to jest plaga dzisiejszego techno.
Końcowy przekaz?
Mateusz: Moim zdaniem teraz się toczy walka o dusze nowych słuchaczy – albo będą słuchali (metaforycznie) Regisa, albo kogoś z listy most famous techno DJ. Ja chcę zrobić, co mogę, żeby słuchali jednak Regisa. Moi starsi koledzy np. jak Artur, pokazali mi, co to jest UK techno i wartościowe rzeczy, ale mimo ogromnej wiedzy nie potrafią już w świeży sposób tego sprzedać. Dlatego należy zawrzeć komitywę starsi – młodsi w imię dobrej muzy.