Fascynująca niespójność. Jak Daphni wyszedł z cienia Caribou

Fot. Unsplash / Oficjalne materiały prasowe artysty
News
Fascynująca niespójność. Jak Daphni wyszedł z cienia Caribou

Bez najmniejszych wątpliwości należy postawić Dana Snaitha wśród czołowych postaci światowej elektroniki ostatnich dwóch dekad. Jako Caribou udowodnił już wszystko i na dobre zapisał się w świadomości słuchaczy. Jako Daphni Kanadyjczyk daje upust swoim klubowym fascynacjom i nie zabiega o poklask. Tymczasem za sprawą nowej, świetnej płyty należy się on bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Niewiele jest równie udanych side projectów w świecie muzyki elektronicznej, co ten należący do Dana Snaitha. Choć Kanadyjczyk zdobył największą popularność i uznanie jako Caribou, to jego bardziej klubowe alter ego okazało na tyle kompletnym konceptem, iż finalnie stało się autonomicznym bytem. Co ważne, Snaith nie oddziela projektów Caribou i Daphni szczególnie grubą linią. W obu pobrzmiewają echa podobnych inspiracji, które jednak finalnie zostają przefiltrowane przez kompletnie różny zestaw środków wyrazu i w efekcie proponują odmienną estetykę. Najlepszym tego dowodem jest najnowszy album zatytułowany Cherry, którym autor wysyła do słuchaczy jasny komunikat. Daphni to równie istotna i złożona marka, co Caribou, a kto wie, pewnie w niektórych obszarach i dla wielu odbiorców znacznie ciekawsza.

Fascynująca niespójność. Jak Daphni wyszedł z cienia Caribou
Dan Snaith aka Caribou/Daphni / fot. Facebook

Daphni. Ten „drugi”

Z dziennikarskiego obowiązku napiszę jedynie w trybie long story short, iż Caribou należy uznać za twór bardziej sfokusowany na „piosenkową” elektronikę, przeznaczoną do grania na żywo przez zespół (w takim formacie ma to miejsce najczęściej). Dodajmy, iż mówimy o twórczości naprawdę wysokich lotów, gdyż same albumy (nie wliczając w to pozycji z lat 2001-2010) – niemal kultowe już Swim, następnie kapitalne Our Love, aż do ostatniego, dość ciepło przyjętego Suddenly – nie tylko dostarczyły znakomitego materiału studyjnego, lecz fenomenalnie wypadały na żywo. Warto tu podkreślić sformułowanie „na żywo”, gdyż zespół towarzyszący Snaithowi na scenie stworzył razem z nim obłędne widowiska trzymające tempo i poziom od pierwszego do ostatniego dźwięku. Umówmy się jednak, iż Caribou jako projektowi i twórczości samej w sobie bliżej do sceny elektroniczno-alternatywnej niż tej stricte klubowej. Na tę potrzebę sympatyczny Kanadyjczyk dekadę temu powołał do życia swoje alter ego, które dziś nie jest już tym mniej przebojowym, ciut skromniejszym bratem-outisderem, ukrywającym się w cieniu bardziej znanego, ekstrawertycznego rodzeństwa. Daphni to samodzielny byt o określonej i arcyciekawej tożsamości, mającej znacznie większy (?) potencjał niż pierwotny projekt Snaitha.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Daphni – Cherry

Daphni, czyli bez ograniczeń

Od house’u, przez disco i downtempo, aż po niszowe, bardziej eksperymentalne fascynacje. Daphni jest niczym zwierciadło, w którym odbija się wszystko to, na co Snaithowi brakuje miejsca w Caribou. Jest tworem pozornie prostszym w konstrukcji i odbiorze, lecz zarazem znacznie obszerniejszym gatunkowo, bardziej spontanicznym i na swój sposób odważniejszym.

Daphni – Arrow

Na Cherry, najnowszym albumie, jaki Kanadyjczyk zaprezentował pod szyldem Daphni, znajdziemy wszystkie wspomniane stylistyki, przyprawione niemałą szczyptą bezkompromisowości i szaleństwa. Snaith nie zamierza trzymać się estetycznych ram – z łatwością je przekracza, bezczelnie miesza ze sobą rozmaite, niekiedy skrajne brzmienia. W obrębie jednego albumu 44-latek serwuje nam przejażdżkę rollercoasterem, który zahacza o wszystkie rejony muzyki elektronicznej, do jakich Dan Snaith dotarł w czasie trwającej już ponad 20 lat kariery.

Daphni – Cloudy

Daphni. Echa kolegów

Miejscami Cherry brzmi tak, jakby Daphni zaprosił do studia swoich dobrych kolegów. Echa ostatnich dokonań Four Teta można usłyszeć w znakomitym openerze Arrow, tytułowym Cherry i migoczącym setkami dźwięków Clavicle. Porównania do Floating Points pojawią się, gdy włączymy Arp Blocks, Crimson i Mania. Z kolei o swoich house’owych korzeniach Snaith przypomina za sprawą Cloudy i Fly Away, a flashback do Sizzling (ach, ależ to poszło w secie Gerda Jansona dla Eristoff/Boiler Room!) otrzymujemy w Take Two. Momentów, w których otworzymy szerzej oczy z zaskoczenia, nie brakuje od początku do końca trwania płyty, lecz nie ma potrzeby więcej spoilerować. Pozwólcie sobie na niespodzianki.

Daphni – Clavice

Niespójność górą

Cherry to finalnie wydawnictwo kompletnie niespójne, przez co obłędnie świeże i energetyczne. Ostatni raz podobne wrażenie odniosłem, poznając Against All Logic, inny znakomity side project, tym razem autorstwa Nicolasa Jaara. Każdy odsłuch najnowszej płyty Daphni obfituje w elementy zaskoczenia i sprawia, że nie sposób jednoznacznie określić tożsamości albumu, co akurat jest jego atutem. Dan Snaith zabrał nas w fascynującą podróż, w czasie której stale zmienia tempo, wchodzi ostro w zakręty, odważnie pokonuje wzniesienia, lecz również pozwala sobie na momenty wytchnienia.

Daphni – Mania

Po ponad dekadzie istnienia projekt Daphni doczekał się albumu, który go definiuje jako… twór niedefiniowalny i nieograniczony czymkolwiek. Właśnie na tym polega charakter i różnica między dwoma najważniejszymi przedsięwzięcia Snaitha. W ramach pierwszego Kanadyjczyk wypracował określony styl i osadził go w konkretnym formacie. W drugim nie zamierzał narzucać sobie żadnych limitów i dał upust temu, co go fascynuje, lecz co zarazem nie mieści się w wyznaczonych wcześniej granicach. Być może dlatego Daphni jest tym ciekawszym, choć bardziej złożonym osobowościowo bratem, który w końcu wyszedł z cienia, lecz nadal doskonale się w nim czuje.

Daphni – Cherry – odsłuch albumu



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →