W tajemnicy przed Dtekkiem ludzie FOMO żegnają klub. „Przestrzeń zdarzeń wyjątkowych”

Fot. Maciej Korsan
Wywiad
FOMO

Ostatni zamówiony Uber na Białówny 9. Wysiadam. Idę na koniec kolejki. W ręce trzymam banknoty. Łezka wzruszenia spływa po lewym policzku. To ostatni raz, kiedy zapłacę za imprezę w FOMO. Nie znam timetable. Bo i po co. Przede mną last dance w jednym z moich ulubionych miejsc z muzyką elektroniczną. Tak wyglądałoby moje pożegnanie z klubem, gdybym mógł być w Białymstoku. Dziesiątki historii otrzymanych w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin jest za to autentycznych. Od przyjaciół, rodziny, rezydentów, uczniów, pracowników, artystów, fanów, DJ-ów. Od ludzi FOMO. Prosto z serca. Opowiedziane z miłością i wdzięcznością. Bez wiedzy Dtekka. W ramach niespodzianki. Niech ma na koniec.

FOMO. Jakość i styl na każdym kroku

Jan Roguz: W FOMO czułem się jak w domu. W moich ustach brzmi to niewiarygodnie i doskonale wie o tym Jędrzej, bo muzycznie program FOMO daleki jest od tego, czego słucham na co dzień. Jednak dla mnie FOMO było czymś więcej niż miejscem, gdzie można było słuchać muzyki. FOMO było miejscem, do którego, niezależnie z jakim nastawieniem przyszedłem, czułem się dobrze. Mogłem przyjść sam i świetnie spędzić czas, mogłem przyjść ze znajomymi i bawić się do białego rana. Mogłem przyjść prosto z oficjalnego spotkania i nie czuć się nieswojo w mało klubowym outficie. Słowem, czułem się tam jak w domu i wiedziałem, że niezależnie od tego, czy wpadnę na całą noc z imprezowym nastawieniem, czy w nastroju raczej kontemplacyjnym to nie będę oceniany. FOMO było miejscem, w którym mogłem być sobą niezależnie od tego, która wersja mnie danego dnia dominowała. A na taki komfort do tej pory mogłem pozwolić sobie tylko w domu. 

Jestem szalenie wdzięczny Jędrzejowi, że zaprosił mnie do współtworzenia tego miejsca. Że mogłem dołożyć trochę swojego zaangażowania w jego rozwój i wspólnie z grupą potężnie zdeterminowanych osób działających przy klubie na co dzień dawać naszemu miastu ciekawą alternatywę. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i jeszcze kiedyś uda nam się na tym bolesnym skądinąd doświadczeniu wspólnie zbudować coś równie cennego.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Tomek Hoax: FOMO to przede wszystkim autentyczność, szczerość, otwarte głowy i serca. Zbudowane z ogromnym zaangażowaniem, poczuciem misji i nadludzką energią. Znak jakości zatwierdzony przez czołówkę sceny lokalnej, a także międzynarodowej. Cytując klasyka „jakość i styl na każdym kroku” – tu należy odesłać do fragmentu 03:03-03:15 tego wideo. Miejsce, w tej całej swojej betonowej surowości, bardzo ciepłe i adaptowalne (od mocnych afterów w trakcie festiwalu Up To Date, przez salony ambientu po legendarną naparzankę Ceephax Acid Crew na absolutnie ostatnim smutnosynowskim koncercie duetu Piernikowskiego i 1988 kończąc – to hajlajty z mojej osobistej perspektywy, nie wliczając w to kilku zagranych przeze mnie setów – zawsze top i smiley na ryju). Wciąż zastanawiam się jak będzie wyglądał UTDF bez FOMO, ale moja wyobraźnia tego na razie nie jest w stanie w żaden sposób „ogarnąć”.

Najważniejsze jest to, że nawet po oficjalnym zamknięciu przestrzeni klubowej raczej energia tego miejsca pozostanie z nami. Oby jak najdłużej, choćby w postaci wspaniałej ekipy New Hope, idei narodzonej w klubie, która na pewno będzie kontynuować swoje działania i dzielić się tą siłą, której już się nie da zatrzymać. Nawet po zamknięciu drzwi przez nowego najemcę przy Białówny 9

FOMO to przede wszystkim autentyczność, szczerość, otwarte głowy i serca. Zbudowane z ogromnym zaangażowaniem, poczuciem misji i nadludzką energią.

Anastazja Czernous: Blokuję uczucia, żeby ulga związana z zamknięciem FOMO nie zamieniła się w łzy utraty. Kocham to miejsce. Babcia mówiła, że nie da się poznać prawdziwych przyjaciół i znaleźć miłość na imprezie, że muzyka elektroniczna nie jest stworzona do tańca… żadnej kultury i rozwoju… Nie miała racji! W FOMO znalazłam wszystko. Tańczyłam w nim do rana. A nawet poznałam historie powstania gatunków muzyki elektronicznej na warsztatach, zadbałam o ciało i umysł na jodze. Dlatego chciałbym podziękować Jędrzejowi i Konradowi za walkę z surową rzeczywistością! Za wszystkie line-upy, za organizacje każdej imprezy i wydarzenia, oraz każdy przemyślany szczegół tego wnętrza i filozofii. Również NIE dziękuję za wszystkie FOMO, gdy nie mogłam być na imprezie, bo ani snu, ani zabawy, tylko męczarnia (śmiech). Pozdrawiam Serdecznie!

FOMO
Fot. Maciej Korsan

FOMO. Drugi dom

Agata Ambro: Zamknięcie klubu dla niektórych nie oznacza samego zamknięcia działalności czy braku imprez w najbliższych czasie. Wraz z zamknięciem klubu dochodzi również do zakończenia pewnego etapu w życiu. Utraty jakiegoś takiego kawałka siebie. To, co stworzył Jędrzej, nie było jedynie miejscem, w którym co weekend można było schlać się i bujać do techno. FOMO było dla nas takim „safe place”, drugim domem na mapie republiki „Białostoczewa”. Zresztą Dtekk sam wprowadzał taką domową atmosferę między nami, na którymś zebraniu machnął od siebie: „Dbajcie o klub, jak o swój dom, ok?”. Zresztą, który szef przychodzi do Ciebie na bar, strzela z Tobą piątkę, pyta się o samopoczucie, a na koniec wali jakiś suchy żart i dalej zajmuje się swoimi sprawami. Często wychodziło tak, że FOMO było jedynym miejscem, w którym się spotykaliśmy po całym tygodniu. Fakt, człowiek pracował, ale nie odczuwało się tego tak mocno. Klub był też zalążkiem nowych przyjaźni, znajomości, a dla niektórych nawet związków. 

W tym miejscu nikt nie musiał się bać, że zostanie wyrzucony za dresscode, czy inne rzeczy, które nie wpasowywały się w kanon dzisiejszej „normalności”.  Z czasem pogłębiania filozofii FOMO człowiek zaczął widzieć o wiele więcej informacji, jakie klub ma do przekazania dla odbiorcy. Kolory, grafiki, szyfrowany alfabet, a to wszystko z misją tego, by dzielić się muzyką i zarażać energią, ale też i edukować publikę, łącząc ją we wspólnym muzycznym spektrum. Ucieleśnienie filozofii „Szefuncia” miało miejsce nie tylko w samym lokalu, ale też line-upach. Tylu artystów światowej klasy w tak krótkim czasie nie zabookował nikt. Serio. Nie było weekendu, gdzie coś pod względem artystycznym było na chybił trafił. Fantastyczna była jego radość, niechęć zarobku, a ekscytacja, z którą, co wieczór wchodził do klubu i jego autorskie „aaauuuuuuuu” lub jakieś inne wydźwięki z gardzieli na dzień dobry. Samo to, że dał zielone światło dla projektu New Hope, gdzie wielokrotnie dzielił się z nami wiedzą, wspomnieniami i co najważniejsze muzyka, świadczy o jego wierze w niemożliwe.

W tym miejscu chce mu podziękować za możliwość uczestniczenia w projekcie, jakim było FOMO, ale też ekipie, z którą ten projekt trzymaliśmy w ryzach przez ostatnie 3 lata. No i oczywiście publice, bo to ona była tym kwantem napędowym, dla której człowiek stawał za barem co weekend. Z pewnością po FOMO będzie FOMO. To miejsce to był unikat w swojej klasie. Znając jednak pomysłowość Jędrzeja i jego samozaparcie, to z pewnością coś się jeszcze wydarzy. Mocno w to wierzę.

Muzyka elektroniczna, którą uwielbiam, w czasie pracy przenosiła w inny wymiar. Goście, cała nasza kadra… czuliśmy to samo i dzięki temu myślę, że byliśmy jak rodzina. Naprawdę życzę każdemu, aby miał okazję obcować z takimi ludźmi. Będę cholernie za tym tęsknić.

Grzegorz Ciwoniuk: FOMO było przestrzenią zdarzeń wyjątkowych – niespodziewanych spotkań po latach i niezwykłych nowych znajomości. Często przypadkowych relacji, które stawały się czymś więcej dzięki wspólnym wrażliwościom, które to miejsce przyciągało. FOMO było przyjacielem, który rozumiał i przytulał, i starszym bratem, który pokazywał rzeczy wcześniej nieznane. Nieznajomym, którego nie było nigdy dość poznawać i nigdy dość prowadzić długich konwersacji o dźwiękach i sztuce. Dziękuję Ci FOMO!

Kaśka: FOMO było dla mnie drugim domem. Bardzo często chodziłam wcześniej do klubu Metro, gdzie też pracowałam i FOMO było w moim osobistym odczuciu jego kontynuacją z tą samą fantastyczną atmosferą i muzyką na bardzo wysokim poziomie. Z chęcią podziękuję tu Jędrzejowi za to, że chciał mnie w swojej załodze. Praca, mimo że do lekkich nie należała, była niesamowicie przyjemna, czasami się nie czuło, że się pracuje. Muzyka elektroniczna, którą uwielbiam, w czasie pracy przenosiła w inny wymiar. Goście, cała nasza kadra… czuliśmy to samo i dzięki temu myślę, że byliśmy jak rodzina. Naprawdę życzę każdemu, aby miał okazję obcować z takimi ludźmi. Będę cholernie za tym tęsknić.

Hubert Marcinkiewicz: Klub FOMO zostanie przeze mnie zapamiętany, jako moja świątynia dźwięku. Przestrzeń, która pozwoliła mi doświadczać muzykę jak nigdy dotąd. FOMO to dla wielu z nas fundament środowiska – miejsce, które nas scalało. Ekspresja FOMO jeszcze się nie skończyła. O ile miejsce te znika z mapy Białegostoku, tak wielu z nas znajdzie swój kawałek FOMO, który będziemy pielęgnować. 

FOMO
Fot. Krzysztof Karpiński

FOMO. Zero bullshit clubbingu

Natalia Olesiuk: To chyba jedno z najtrudniejszych pożegnań danego miejsca w moim życiu, a szczególnie tak wyjątkowego miejsca. Bardzo dużo zawdzięczam FOMO, jako miejscu pracy, ale też miejscu spotkań. Nadal niee wierzę w to, że zniknie z mapy Białegostoku tak wspaniały klub. Do tej pory nie dopuszczam do siebie myśli, że ta sobota będzie ostatnia. Co dalej? Nie mam pojęcia. Jedyne co wiem to, że wspomnienia, jak i ludzie z FOMO zostaną ze mną na dobre i na złe. Klub to masz drugi dom, nasza rodzina tylko taka, z którą nie tylko dobrze wychodzi się na zdjęciach. Dobiegając końca moich słownych wypocin, chciałabym podziękować wszystkim ludziom, którzy byli z nami przez cały okres trwania klubu, a w szczególności dziękuje dla Łysego z Grzywką (Jędrek) za to, że mimo utrudnień, jakie spotykały klub, napędzał nas pozytywną energią i działaliśmy dalej. Dziękuje!

Maciej Korsan: W świecie instant, w którym wszystko jest dostępne i wymagane „na już” FOMO było (super dziwnie pisać o ukochanym miejscu w czasie przeszłym) czymś, co nie chciało wpisywać się w reguły obecnych czasów. Było to miejsce wymagające, ale kiedy włożyło się w próbę zrozumienia tej idei trochę wysiłku, zużyta energia wracała ze zdwojoną siłą. Na pierwszy rzut oka surowe wnętrza i nietypowa jak na Białystok muzyka sprawiały przytłaczające wrażenie, jednak po bliższym poznaniu zamieniały się w bezpieczną przestrzeń, do której chciało się wracać jak najczęściej. Dzięki FOMO poznałem masę niesamowitych ludzi z totalnie różnych bajek, których łączyła miłość do muzyki. FOMO stało się moim muzycznym domem, miejscem, w którym mogę odkrywać kolejne obszary oceanu elektronicznych dźwięków. W FOMO rozpocząłem swoją DJ-ską przygodę, najpierw na warsztatach, by później wielokrotnie dostać szansę na występy przed publicznością. Klub udowodnił mi też, że nie istnieje w fotografii coś takiego jak zbyt mała ilość światła – wykonałem w nim tysiące zdjęć, nieraz „walcząc” z zastanymi warunkami, ale kochałem tę walkę – zmuszała mnie do przekraczania kolejnych granic kreatywności.

FOMO to też miejsce, w którym narodziło się nasze stowarzyszenie – Projekt New Hope. Trzeba to jasno podkreślić, że gdyby nie klub, najpewniej nie spotkalibyśmy się nigdy w jednym miejscu i czasie, a bez wsparcia miejscowo-sprzętowego nie rozwijalibyśmy się tak sprawnie. Po FOMO zostanie mi ogromna wyrwa w sercu, pustka, którą będzie ciężko zapełnić. Wszyscy zadajemy sobie pytanie „Co dalej?”. Odpowiedzi na razie brak, ale głęboko wierzę, że zamknięcie klubu nie wygasi wytworzonej w nim pozytywnej energii, która za jakiś bliżej nieokreślony czas zacznie się materializować. Dziękuję FOMO za piękną przygodę, której totalnie się nie spodziewałem, a która mocno wpłynęła na moje życie. FOMO FOREVER.

FOMO to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała w ostatnich 2-3 latach, która bardzo wiele mnie nauczyła i dała dużo satysfakcji. To była ogromna przyjemność. Dziękuję. Już tęsknię.

Mateusz Sornat: Zakochałem się tym klubie od pierwszego wejrzenia. FOMO było dla mnie klubową Idyllą, spełnieniem mokrych snów o spójności i jakości na parkiecie i w każdym kącie tej piwnicy. Jednocześnie było dla mnie playroomem i poligonem, gdzie mogłem w najlepszych możliwych warunkach rozwijać swoją zajawkę związaną ze światłem. Dziękuję Jędrzejowi i Konradowi za to, że podczas realizacji swojego marzenia i spełniania swoich „muzycznych zachcianek” nie zmarginalizowali wizji związanych z oświetleniem w FOMO i że obdarzyli mnie zaufaniem, by wspólnie wprowadzić je w ich klubie. FOMO to najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała w ostatnich 2-3 latach, która bardzo wiele mnie nauczyła i dała dużo satysfakcji. To była ogromna przyjemność. Dziękuję. Już tęsknię.

Błażej Malinowski: Z Dtekkiem, jak i z FOMO od początku byłem bardzo blisko. Właściwie już przy okazji samego planowania i budowania tego miejsca wiedziałem bardzo dużo o soundsystemie, światłach, line-upach czy ukrytym znaczeniu samego wnętrza i jego elementów. W moim odczuciu zamyka się właśnie jedna z najważniejszych i najlepiej przygotowanych przestrzeni klubowych w tej wielkości w naszym kraju. Wielka szkoda, że to bezkompromisowe miejsce kończy kolejny (po Metrze) piękny etap w Białymstoku. Wraz z Jędrzejem przyświecają nam te same muzyczne idee, zatem wiem, że nie składa broni i jak zawsze trzymam kciuki za następne przygody. A wspomnienia z imprez z FOMO, w szczególności tych przy okazji festiwalu Up To Date, zostaną ze mną na zawsze. Dzięki Dtekk. Dzięki FOMO Dzięki Up To Date.

FOMO
Fot. Krzysztof Karpiński

FOMO. Początek czegoś nowego

Lag: Nigdy nie widziałem więcej miłości włożonej w klub niż w FOMO. Wygląd klubu, idealnie zsynchronizowany z projektem imprez. Akustyka miejsca, układ setupu DJ-skiego, przyjazny personel, uśmiechnięte/wrzeszczące twarze w tłumie… Miałem to szczęście, że zostałem na kilka dni. W tym czasie dostałam niesamowitą energię z parkietu, poznałam członków szkoły DJ-skiej Projekt New Hope (uroczych, dociekliwych, oddanych uczniów tej sztuki), spotkałam starych znajomych i nawiązałam kilka nowych, z których wszyscy zdają się mówić tym samym językiem – językiem dobrej muzyki i zero bullshit clubbingu. Jest mi bardzo smutno z powodu jego zamknięcia, ale jedno jest pewne – echo FOMO będzie żyło jeszcze przez długi czas dzięki wszystkim ludziom, którzy mieli szczęście go doświadczyć. I to jest wszystko.

Mary Iliaszuk: Moja historia z FOMO zaczęła się od tego, że znajomi namówili mnie, żeby wpaść do Metra na zamknięcie i, mimo że byłam tam parę chwil, to zakochałam się w tym miejscu. Później tylko czekałam z niecierpliwością, aż otworzą FOMO. To wydarzenie było punktem zwrotnym, gdzie stałam się odważniejsza, przestałam się przejmować ludźmi. Czułam, że FOMO jest jedynym klubem/miejscem, gdzie nie czułam skrępowania (np. że jakiś oblech może mnie zacząć obmacywać czy za mną biegać, co się w innych klubach zdarzało) i faktycznie tak było. Nigdy bym się nie spodziewała, że pierwsza zmiana, gdzie stałam na szatni w sylwestra, która miała być jednorazową, zmieni się w dłuższą współpracę i wspaniałą przygodę. Poznałam tam wiele cudownych ludzi, cieszę się, że zupełnie przypadkiem, trafiłam na towarzystwo, którego cały czas mi brakowało. 

Jak zaczynałam pracować, bałam się, jak tam sobie poradzę, ponieważ jestem osobą głuchą (mam wszczepiony implant, ale porozumiewam się normalnie), dostałam ogromne wsparcie i zrozumienie, za co jest ogromnie wdzięczna. FOMO pozwoliło mi także podnieść się z kryzysu psychicznego/emocjonalnego. Mam ogromny sentyment do FOMO, to brat mi pokazał tę muzykę (oraz UTDF), to dzięki niemu poznałam Jędrzeja, przy którym jestem już kilka lat, obserwowałam go, kibicowałam i jak go pierwszy raz poznałam, to zobaczyłam, że ten człowiek jest naprawdę autentyczny, jest taki sam wirtualnie oraz „na żywo”. Jestem po prostu wdzięczna za FOMO, za mój mały safe place. Nie chcę się żegnać, bo wiem, że gdzieś się jeszcze zobaczymy wkrótce. 

To niewątpliwie była jedna z piękniejszych przygód mojego życia. To był czas pełen ciężkiej, ale jednocześnie ekstremalnie przyjemnej pracy, czas muzycznych odkryć, nowych przyjaźni, ciekawych wyzwań, które wynikały z ważnych dla mnie, ale i społeczności miasta inicjatyw podejmowanych przez klub. To był bardzo inspirujący i pełen pozytywnej energii projekt. 

Krzysztof Karpiński: Stworzenie niezależnej przestrzeni muzycznej w małym mieście z bezkompromisową selekcją najlepszych artystów z całego świata, czyli nastawionej na bardzo niszowego odbiorcę, brzmiało jak marzenie albo absurd, ale właśnie to wydarzyło się w Białymstoku. FOMO do życia powołała trójka wspaniałych ludzi. Ten szalony pociąg, do którego wsiedliśmy razem z nimi, odjechał blisko 3 lata temu. To niewątpliwie była jedna z piękniejszych przygód mojego życia. To był czas pełen ciężkiej, ale jednocześnie ekstremalnie przyjemnej pracy, czas muzycznych odkryć, nowych przyjaźni, ciekawych wyzwań, które wynikały z ważnych dla mnie, ale i społeczności miasta inicjatyw podejmowanych przez klub. To był bardzo inspirujący i pełen pozytywnej energii projekt. 

Dziś jest we mnie wyłącznie wdzięczność i poczucie szczęścia, że odbyłem tę podróż z tymi cudownymi ludźmi. FOMO dla wszystkich się skończyło, ale dla części z nas jest dopiero początkiem czegoś zupełnie nowego. I to jest najpiękniejsze, bo dzięki nim jest kontynuacja, FOMO będzie nadal w nich trwało. Dziś już wiemy, że dla nich to była niepowtarzalna i być może jedyna szansa, żeby zmienić swoje życie. Trzymam za wszystkich kciuki i życzę, aby w każdym mieście byli tacy ludzie, którym się chce. FOMO FOREVER!

FOMO
Fot. Maciej Korsan

FOMO. Stan umysłu

Michał Wolski: FOMO to jeden z tych klubów, do których chcę wracać i z których niechętnie wychodzę. To miejsce, w którym jest miejsce dla muzyki przez największe „M” – i mam tu na myśli szacunek oraz oddanie, które są zwracane twórcom oraz odbiorcom, dzięki czemu muzyka i wszystko, co z niej lub dzięki niej wypływa, może kwitnąć, rozwijać się. Mimo faktu, że FOMO kończy swoją działalność w obecnej formie, to piszę w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym. Bo FOMO to stan umysłu. I choć klub znika z horyzontu zdarzeń, to energia, z której wypływa, jest uniwersalna i co pewien czas znajduje swoje przełożenie na to, co nazywamy rzeczywistością. 

Znika klub wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, bo tworzony przez pasjonatów – a pasja, gdy szczera, jest zawsze unikatowa. Miałem przyjemność grać w tej przestrzeni oraz chłonąć muzykę jako słuchacz wielokrotnie. Będzie mi brakować FOMO, pozostaną piękne wspomnienia. Pozostanie też wiara w tworzenie – w podążanie za przedziwną, tajemniczą, dziką energią, która wypływa z oddania, z ciekawości, z chęci dzielenia się czymś ważnym. A jeśli nie podążać właśnie za tym, to za czym? Wspaniałe miejsce i wspaniali ludzie! FOMO to stan umysłu – cieszę się, że byłem świadkiem i uczestnikiem formowania się tej wyjątkowej przestrzeni. I choć przed metą tej historii chciałoby się powiedzieć „Szkoda!”, bo tak jest – wielka, wielka szkoda – to jednak to miejsce wróci, w tej czy innej formie i postaci. Już nie jako FOMO przy ul. Białówny w Białymstoku, lecz jako coś innego, tu czy tam. Obyśmy tylko potrafili doceniać i wspierać te rzadkie i piękne zjawiska. Bo jeśli nie to, to co?

Nikt nie prześcignie go w pomysłach i artystycznej naiwności. Zawsze pod prąd – sama kroczyłam tą ścieżką z ekipą przy pierwszej drodze. I choć od kilku dni kiełkuje we mnie smutek, bo nikt nie lubi pożegnań, to jest we mnie też dużo nadziei i poczucie, że koniec przerodzi się w początek.

daisy cutter: Podziwiam konsekwencję i oddanie, z jaką Dtekk, Hubert, Ania i wianuszek ludzi oddanych temu projektowi wdrażali jego idee w życie, zarażając jednocześnie zajawką wszystkich dookoła. Przy każdej wizycie w Fomo czułam się traktowana wyjątkowo jako artystka, czułam też przyjemną wagę odpowiedzialności za muzykę, którą będę prezentować. Niby jak zawsze, ale w FOMO był to inny rodzaj namaszczenia! To klub, w którym wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a jednocześnie można poczuć się jak na domówce. Będę tęsknić za perfekcyjnym soundsystemem, parkietem, na którym zawsze przeważa świadomość i czujność na dźwięki, i nawet za drinkami robionymi z sercem. Podziwiam również siłę do tego, by się wycofać, gdy realia nie pozwalają na realizację idei, a poświęcenie przerasta możliwości. Wierzę w to, że energia i jakość FOMO odrodzi się w innych przestrzeniach czy projektach, że zmiany trzeba przyjmować z podniesioną głową. Już sama świadomość tego, że współtworzymy razem kulturę klubową w tym kraju z taką ekipą, jak białostocka, podnosi na duchu i sprawia, że się chce. Żałuję tylko, że nie mogłam wpadać częściej. Dziękuję za możliwość grania u Was. Big love.

FOMO
Fot. Krzysztof Karpiński

FOMO. Zawsze pod prąd

Aleksandra Zgajewska: Nie jestem pewna czy to list pożegnalny, czy nekrolog, a może dwa w jednym. Pierwszym hasłem, jakim promowaliśmy prapremierowe imprezy w FOMO w grudniu ’19 było TO SIĘ DZIEJE. Teraz ta ostatnia mogłaby być opisana w ten sam sposób. Sztampowo zabrzmi stwierdzenie, że żegnamy miejsce wyjątkowe i pewnie nie będę jedyną osobą, która to napisze. Drugiego takiego nie było – ani w Polsce, ani w Europie, ani na świecie. Nikt nie prześcignie go w pomysłach i artystycznej naiwności. Zawsze pod prąd – sama kroczyłam tą ścieżką z ekipą przy pierwszej drodze. I choć od kilku dni kiełkuje we mnie smutek, bo nikt nie lubi pożegnań, to jest we mnie też dużo nadziei i poczucie, że koniec przerodzi się w początek. 

Cieszę się, że do działań klubu mogłam dołożyć coś od siebie i obserwować proces jego powstawania od kulis. To była jazda bez trzymanki, ale chyba z takiej jest największa frajda. Teraz ta być może jest przyćmiona przez inne rzeczy, ale wydaje mi się, że ekipa może być z siebie dumna, że przez 3 lata prowadziła klub, który stworzył swój własny mikroświat, zebrał dookoła świetnych ludzi i trzymał się idei, które na początku sobie określił. Nigdy nie było łatwo, ale obrana na początku droga była długa i wyboista, nigdy na skróty. Kolejna wielokrotnie powtarzana prawda – wszystko dzieje się po coś. Może zabrzmię filozoficznie, ale FOMO właśnie się zaczyna. Mam w sobie dużo wdzięczności do tego miejsca i wspomnień, które mogły wydarzyć się tylko tam i właśnie podobnym osobom, jak ja, ten klub był potrzebny. Z FOMO i w FOMO żegnałam się już kilka razy, swoje emocje przepracowałam. Chyba dlatego wyżej napisałam o końcu jako początku, za który trzymam kciuki. 

Do tej pory nie dopuszczam do siebie myśli, że ta sobota będzie ostatnia. Co dalej? Nie mam pojęcia. Jedyne co wiem to, że wspomnienia, jak i ludzie z FOMO zostaną ze mną na dobre i na złe. 

Gabriela Auchimik: FOMO to nie tylko miejsce, FOMO to coś znacznie większego. Bezpieczna ostoja dla każdego człowieka, który w Białymstoku nie ma gdzie się podziać. Klub pełny miłości i pełnego zaangażowania w ideę, którą obrał na samym początku. Miejsce pełne ludzi poświęcających siebie dla muzyki. Jestem ogromnie szczęśliwa, że mogłam być częścią czegoś tak pięknego, że mogłam dołożyć swoją cegiełkę w budowaniu FOMO pracą za barem. Czasu spędzonego za barem czy na parkiecie w najlepszym miejscu na ziemi nigdy nie zapomnę. 



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →