Selekcja: M4RY JAN3: „Próby grania samego techno nie wciągnęły mnie wystarczająco”
Od wieloletniej bywalczyni Sfinks700 do DJ-ki zdobywającej kolejne klubowe parkiety rodzimej sceny. M4RY JAN3 w niecały rok od debiutu idzie jak po swoje, nie bacząc na krótki staż za didżejką. Muzykę ma we krwi.
M4RY JAN3. Imponujący start
Debiut M4RY JAN3 w grudniu 2021 roku zaskoczył ją samą. Zanim otrzymała szansę wystąpienia na imprezie Cranza, równo dwa miesiące grywała wyłącznie w domu na wypożyczonym mikserze DJM600 i dwóch CDJ850. Właściwie codziennie trenuje, kupuje nowe tracki. Mimo młodego wieku bije od niej pokora i nieograniczone pokłady bycia lepszą. Nic dziwnego, że coraz więcej promotorów chce z nią współpracować. Za sprawą systematycznie pojawiających się bookingów w rodzinnym Trójmieście czuje się doceniana i pewniejsza siebie. Nie bacząc na zaledwie dziesięciomiesięczne doświadczenie, zdążyła odwiedzić kluby w Poznaniu, Wrocławiu i Katowicach.
Czytaj również: To jest ich moment. Trójmiejscy gracze, którzy dają o sobie znać coraz głośniej
Choć początki z elektroniką Maria zawdzięcza klubom skoncentrowanym w dziewięćdziesięciu procentach na techno, jako M4RY JAN3 postawiła głównie na electro. To w tym gatunku elektroniki porusza się najswobodniej, czerpie z niego garściami. Samo techno ją nudzi. Wszystko, co połamane, pozwala jej na nieograniczone możliwości wyrażania siebie. Dynamiczna selekcja w końcu nie wzięła się znikąd. Lata młodzieńcze pełne rocka, hard rocka i metalu w pewnym sensie odbijają się na jej występach. Jeśli reprezentantka kolektywu SEZON dalej będzie kroczyć wyznaczoną przez siebie ścieżką, nieznane dotąd szczyty zdobędzie równie szybko, co lokalne.
Biorąc pod uwagę, że moje pierwsze poważne starcie z deckami miałam w październiku zeszłego roku, nie śmiałam nawet marzyć o członkostwie w kolektywie. Jest to dla mnie piekielnie ogromna dawka motywacji i motor do działania, aby przypadkiem nie osiąść na laurach. Jako absolwentka szkoły muzycznej na gitarze klasycznej, związana z muzyką od dziewiątego roku życia, cieszę się, że po kilkuletniej przerwie wróciłam do gry w nowej odsłonie. Nawiązując do wyżej wspomnianej różnorodności, chciałabym wykorzystać szansę na przybliżenie gatunków muzycznych typu electro, breakbeat czy ghetto bardzo często zmieszanych z techno, acid czy nawet trance i pokazać słuchaczom, że granice są tylko tam, gdzie je sobie postawimy.
M4RY JAN3 – Selekcja dla Muno.pl
Ostatni utwór/album, który kupiłaś:
Kawałki jak ten zdecydowanie wybieram na początki setów. Mocno połamany bit z nutką niepokoju – uwielbiam.
Pierwszy utwór/album, który kupiłaś:
Powodem, dla którego postanowiłam nauczyć się grać, był początek przygody z muzyką electro i zeszłoroczne imprezy na patio Crackhouse w takich klimatach. Dawniejsze próby grania samego techno nie wciągnęły mnie wystarczająco i szybko się znudziłam. Electro, ghetto i breakbeaty otworzyły mi nową drogę muzyczną, a algorytm Soundclouda zaprowadził mnie do tego utworu, jednego z pierwszych, które miksowałam w trakcie nauki.
Utwór, który nigdy nie opuszcza Twojej torby z płytami/pendrive’a:
Ten numer miksowałam już nie raz, a wjeżdża zawsze tak samo. Długi breakdown z bardzo charakterystyczną melodią kończący się mega mocnym dropem. Tłum zawsze szaleje!
Ulubiony utwór grany na znudzenia na początku kariery:
Wachita China to dla mnie inny level muzyki elektronicznej. Przed didżejską przygodą nie miałam styczności z takimi numerami. Niby rytm 4/4, a wciąż nieprzewidywalny, wypełniony surowymi, „komputerowymi” dźwiękami. W dodatku pasuje do prawie każdego tracku (hehe).
Utwór, który jest w stanie poderwać najbardziej oporny tłum:
Bours i Versus to chyba moi ulubieni techno producenci, ich numery zawsze są bardzo energiczne i wyznają zasadę keep jumping. Nic dziwnego, że współpraca tych dwóch artystów nigdy nie zawodzi w klubie.
Ulubiony utwór, który grasz w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy:
Manni Dee pozytywnie zaskoczył najnowszym albumem The World Goes On Without You. Rytmiczne techno zmieszane z mocnym, gangsterskim rapem (kocham) lub jak w tym numerze. Damski wokal z nieoczywistym rytmem, całość w konwencji „zero fucks given”. Bardzo oryginalna produkcja!
Utwór ulubionego producenta:
YTP jest dla mnie bardzo sentymentalnym producentem, ponieważ jego utwory wpisują się w mój początek z electro przygodą. Szczerze przyznam, że nie ma utworu jego produkcji, który by mi się nie spodobał! Tym bardziej cieszę się, że mogłam go poznać i z nim zagrać. Niesamowite przeżycie.
Ulubiony utwór na otwarcie setu:
Ten utwór to jest jakiś kosmos. Zaczyna się totalnie niewinnie, z fajnie połamanym beatem, ale z każdą minutą jest coraz bardziej złowrogi, kończąc na złowieszczym rytmie 4/4. Ubóstwiam tracki, które z połamańców przechodzą na 4/4. Idealnie budują napięcie, co jest dla mnie bardzo ważne na początku seta.
Ulubiony utwór na zamknięcie setu:
Nie miałam jeszcze okazji zagrać tego numeru, ale marzy mi się on jako ostatni track closingu. Moje sety na zamknięcie imprezy zawsze są szybkie i skoczne (chociaż połamańce też znajdą swoje miejsce), ale uważam, że dobrze jest zwolnić na ostatni track i w ten sposób opowiedzieć jakąś historię.
Utwór na powrót z imprezy nad ranem:
Nie jestem w stanie opisać, ile emocji wywołuje we mnie ten utwór. Na pewno odsłania moją delikatniejszą i bardziej wrażliwą stronę (czasem ze mnie wychodzi na warm-upie). Pomijając fakt, że cały album Yarn Init – Good Call był dosłownie pierwszym na moim SC z takiej rodziny gatunków, to ten numer za każdym razem wprawia mnie w stan melancholii. Idealny na poimprezowy after glow w drodze do domu.
Utwór celebrujący poranek bez kaca:
„Good vibes only” – chyba tak najtrafniej można opisać ten utwór. Nic tylko odpalać na dobry początek dnia.
Utwór, na którego prośbę o zagranie akurat się zgodziłaś:
Nie było takiej sytuacji.
Guilty pleasure, którego nie masz oporów, by grać:
Zanim zagrałam go po raz pierwszy, trochę obawiałam się, czy nie jest to już lekki „cringe”, żeby miksować takie klasyki klasyków. Na szczęście tłum rozwiał moje wątpliwości ;). Od tamtej pory raz na parę gigów pozwalam sobie na takie numery. Co więcej, posiadam nawet cały, oryginalny album Music for the Jilted Generation na płycie CD – mega sentyment.
Trzy utwory, które definiują moją selekcję:
Moja ulubiona mieszanka, czyli szybkie techno z gangsterskimi wokalami, połamane i mroczne rytmy plus totalnie nieoczywiste tracki z elementem zaskoczenia. Social Distancing w remixie FJAAK wjeżdża dobrze o północy, jak i o szóstej rano. Ostatnio kupuję też dużo groove tracków, które lubię zapodać na closing.
Album, który lubisz, a który nie ma nic wspólnego z tym, co grasz lub tworzysz:
Zanim zaczęłam przygodę z muzyką elektroniczną, wiele lat słuchałam rocka/hard rocka/metalu, stąd pewnie wywodzi się moja cięższa selekcja. Limp Bizkit od zawsze byli tym, co lubię najbardziej – mocne uderzenia, dużo rapowych wokali, „zero fucks given energy”, jak i również lżejsze rockowe ballady. Album Significant Other mieści się jeszcze w moim ulubionym muzycznym okresie – druga połowa lat 90. Ortalionowe dresy, b-boys, full capy i charakterystyczna konwencja teledysków – to wszystko było powiewem świeżości dla świata hard rocka i grunge’u, elementem zaskoczenia, z którym bardzo mocno się utożsamiam w swojej selekcji. Kiedy mam zły dzień, zawsze będę do nich wracać, szczególnie do Break Stuff.