Renata Lewandowska. Najważniejszą płytę tego roku nagrano 40 lat temu

Artykuł Wywiad
Renata Lewandowska

Poznając historię Renaty Lewandowskiej, a dokładniej tego, w jaki sposób doszło do odkrycia jej na nowo - ponad 40 lat po tym, jak zakończyła swoją karierę - można odnieść wrażenie, że digging może stać się najlepszym sposobem, by napisać historię polskiej muzyki. Napisać ją ponownie, bo obok faktu, że ponad cztery dekady temu (!) powstał materiał, który mając swoją premierę dziś (!!), swoją zawartością przyćmiewa sporą część tego, co obecnie tworzy się na rodzimej scenie pop, nie można przejść obojętnie.

Łukasz Wojciechowski (Astigmatic Records) oraz Maciej Zambon (The Very Polish Cut Outs) i Norbert Borzym (Holiday80, Czwórka) opowiedzieli mi historię odnalezienia i finalnie wydania najważniejszej polskiej płyty tego roku. Płyty, na którą złożyły się piosenki przez 40 lat pokryte kurzem i zapomnieniem. Czy to początek nowego rozdziału w polskiej muzyce? Rozdziału, który sięgając do przeszłości, może sprawić, że historia będzie musiała zostać napisana na nowo? Niewykluczone.

Renata Lewandowska. Historia zapomniana

Urodzona w 1947 roku Renata Lewandowska, swoją przygodę z muzyką rozpoczęła w połowie lat 60. Była wówczas studentką warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Architektury Wnętrz. Jej życie w stolicy koncentrowało się wokół klubów Hybrydy i Medyk, a także działającym tam Studiu Piosenki RH-, gdzie stawiała pierwsze kroki jako wokalistka.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Renata Lewandowska - Fot. M.Karewicz

Renata Lewandowska – Fot. M.Karewicz

Nie trzeba było długo czekać, by jej talent został dostrzeżony i doceniony. Juliusz Loranc, kompozytor, pianista i aranżer, który w czasie swojej kariery współpracował m.in. ze Stanem Borysem czy Ireną Santor, zaproponował młodej Lewandowskiej dołączenie do prowadzonego przez siebie zespołu bigbitowego Quorum. Był to duży krok w karierze wokalistki. Razem z tą grupą, Lewandowska wystąpiła na festiwalu w Opolu w 1970 roku, gdzie formacja wykonała piosenkę Ach, co to był za ślub, napisaną przez Józefa Sikorskiego i Wojciecha Młynarskiego. Sukces utworu doprowadził do nagrania EPki o tym samym tytule.

Renata Lewandowska. Od Opola do Arethy Franklin

Kolejne lata, już po rozwiązaniu Quorum, Renata Lewandowska spędziła jako wokalistka solowa, współpracując nadal z Juliuszem Lorancem. Następnym istotnym etapem było powołanie zespołu AND (zapisywanego także jako &), założonego przez Loranca. Grupa miała towarzyszyć Lewandowskiej w rozwoju jej kariery solowej. Dość szybko wokół niej samej zaczęli pojawiać się inni artyści, m.in Alibabki.

Renata Lewandowska - Fot. W. Suchocki

Renata Lewandowska – Fot. W. Suchocki

Lewandowska zdobywała coraz większe uznanie, a teksty dla niej pisali m.in. Jonasz Kofta czy Agnieszka Osiecka. Jednak im bardziej rozwijała się kariera wokalistki, tym chętniej spoglądała ona w stronę tego, co w tym samym czasie działo się w Stanach Zjednoczonych. Ogromne wrażenie zrobiła na niej Aretha Franklin, jednak samej Lewandowskiej stylistycznie bliżej było do Janis Joplin. Jej wizerunek, czterooktawowy głos oraz charakterystyczna maniera śpiewu była w Polsce czymś nowym, co… nie do końca przypadło do gustu najważniejszym wówczas ludziom w rodzimym biznesie fonograficznym. Biznesie, który w latach 70. – za sprawą ustroju – był silnie scentralizowany i upolityczniony.

Renata Lewandowska. Debiut, którego nie było

Kolejne lata to kolejni ludzie towarzyszący artystycznej przygodzie Lewandowskiej. Waldemar Parzyński, Ryszard Marek Groński, Czesław Niemen, Stan Borys… Stale przybywało osób, z którymi wokalistka współpracowała i prywatnie przyjaźniła się. Przełomowym dla artystki był rok 1978. To wtedy nagrane zostało jedyne wydawnictwo Renaty Lewandowskiej, które ukazało się na fizycznym nośniku. Nakładem Tonpressu do sprzedaży trafił singiel zawierający utwory Dotykiem chcę dziś poznać wszystko i Odkąd Ciebie z głowy mam. Wydawnictwo miało być zapowiedzią długogrającego debiutu Lewandowskiej – debiutu, który nigdy nie został nagrany…

Renata Lewandowska. Cichy koniec kariery…

W 1980 roku Lewandowska wyjechała do RFN z myślą o tym, by wrócić do Polski po to, by nagrać długowyczekiwany album. Niestety, cisza ze strony Juliusza Loranca oraz niepokojąca sytuacja w kraju sprawiły, że wokalistka wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Tam zaś zajęła się pracą jako artystka plasyk i architektka wnętrz. Ciąg wydarzeń sprawił, że nagle – jakby z dnia na dzień – Renata Lewandowska zakończyła karierę i zniknęła z polskiej muzyki. Okoliczności w jakich doszło do podjęcia tej trudnej decyzji sprawiły, że artystka nigdy później nie wystąpiła ponownie przed mikrofonem, a nawet nie wspominała o swojej twórczej przeszłości.

Renata Lewandowska - Fot. W. Suchocki

Renata Lewandowska – Fot. W. Suchocki

…i początek poszukiwań

W 2015 roku, 14-letni wówczas Krystian Zieliński zobaczył w TVP Kultura materiał poświęcony festiwalowi w Opolu, a dokładniej jego edycji z roku 1977. Tym samym poznał on postać Renaty Lewandowskiej i… zaczął jej poszukiwania, Początkowo rozglądając się jedynie za nagraniami, po pewnym czasie Zieliński postanowił sprawdzić co właściwie stało się z samą artystką. Ogrom poświęcenia nastolatka sprawił, że w 2017 roku na trop jego poszukiwań natknęła się synowa Lewandowskiej. W ten sposób doszło do poznania się artystki i jej fana-odnalazcy. Wspólnymi siłami udało się znaleźć znaczną część nagrań i opublikować je w sieci. Z czasem trafili na nie Maciej Zambon z The Very Polish Cut Outs i Łukasz Wojciechowski z Astigmatic Records. Co zabawne, nie mając nawzajem świadomości o swoich poczynaniach, jeden i drugi zaczął podejmować działania w celu „odkurzenia” muzyki Lewandowskiej.

Renata Lewandowska. Astigmatic Records i The Very Polish Cut Outs łączą siły…

Sprawa trafiła na podatny grunt. Wojciechowski, współzałożyciel Astigmatic Records, miał niemałe doświadczenie w grzebaniu w historii polskiej piosenki. Wystarczy wspomnieć o ukazujących się pod szydlem jego wytwórni wydawnictwach EABS, w tym debiucie zatytułowanym Repetitons, na którym zespół oddaje hołd mniej znanym kompozycjom legendardnego Krzysztofa Komedy.

Z kolei Zambon, stojący za oficynami The Very Polish Cut Outs i Transatlantyk, za sprawą swojej działalności stał się jednym z ojców być może najbardziej polskich nurtów w muzyce elektroniczej – polo house’u i baltic beatu. Spore portfolio jego wytwórni wypełniają nagrania, na których współcześni produceni podejmują próbę wkomponowania do elektronicznych utworów inspiracji polską piosenką od lat 60. do 90. Działania Zambona spotkały się z ogromnym uznaniem, dzięki czemu szeroka publiczność w Polsce poznała takich twórców jak Ptaki, Pejzaż, Old Spice czy Chłopak z Sąsiedztwa.

…z pomocą Polskiego Radia

Los sprawił, że Agencja Muzyczna Polskiego Radia, która wiedziała o poczynaniach każdego z nich, zaproponowała im współpracę. Zambon i Wojciechowski zgodzili sie i przy wsparciu innych osób, w tym Norberta Borzyma, pracującego w redakcji radiowej Czwórki i znanego z projektu Holiday80, zaczęli wielomiesięczny, żmudny proces, którego finałem miało być ukazanie się płyty Renaty Lewandowskiej. Tej, która miała zostać nagrana w latach 70., lecz która nigdy nie ujrzała światła dziennego.

Renata Lewandowska. Historia, którą trzeba opowiedzieć na nowo

Niesamowita historia, splot zdarzeń i ludzi, ale przede wszystkim ogromne zaangażowanie wielu osób, doprowadziło do wielkiego dnia. Album Dotyk, długogrający debiut Renaty Lewandowskiej, ujrzał światło dzienne w połowie października tego roku. Został wydany wspólnymi siłami Astigmatic Records, The Very Polish Cut Outs i Polskiego Radia. Płyta, na której polski pop lat 70., miesza się z wpływami soulu, funku, psychodelii i innych stylistyk, które w tym czasie zawojowały Ameryką, lecz w naszym kraju były wówczas uważane za odważne i nierozumiałe. Dotyk to dziewięć kompozycji, w których Renata Lewandowska swoim unikalnym głosem wyśpiewuje teksty Kofty, Osieckiej i Grońskiego, w których przemyca wątki feministyczne czy ekologiczne. Przypomnę – mówimy o piosenkach, które powstały w latach 70. ubiegłego wieku.

Renata Lewandowska - Fot. W. Suchocki

Renata Lewandowska – Fot. W. Suchocki

O tym, w jaki sposób doszło do najważniejszej premiery tego roku w polskiej muzyce, o sukcesach i przeszkodach, które czekały po drodze, a także o tym, co jeszcze skrywają archiwa rodzimych instytucji i domów kultury, opowiedzieli jedni z głównych sprawców zamieszania – Łukasz Wojciechowski (Astigmatic Records), Maciej Zambon (The Very Polish Cut Outs) i Norbert Borzym (Czwórka, Holiday80).

Łukasz Wojciechowski, Maciej Zambon, Norbert Borzym – wywiad

Gdy Maciej Zambon podrzucił mi Dotyk, nie do końca zrozumiałem o co chodzi. Przesłuchałem ten materiał i nie wiedziałem co o nim myśleć. Do momentu zaczerpnięcia jakiejkolwiek wiedzy, wciąż zastanawiałem się czy słucham właśnie materiału sprzed lat, z którego ktoś starł kurz i tchnął w niego nowe życie, czy może ktoś tu bawi się konwencją lat 70. i wyjątkowo umiejętnie i wiarygodnie wychodzi mu nagrywanie w stylistyce tamtej epoki. Dopiero później poznałem historię tego albumu i jego autorki. Zdębiałem po raz kolejny. Pamiętacie swoje reakcje na brzmienie muzyki Renaty Lewandowskiej? W jakich okolicznościach zetknęliście się z jej muzyką po raz pierwszy?

Łukasz Wojciechowski: Robiłem rundę na discogsie sprawdzając, co Tonpress wydał na płytach siedmiocalowych. Największym odkryciem był zdecydowanie Dotykiem chcę dziś poznać wszystko Renaty Lewandowskiej. Pamiętam, że utwór mnie poruszył i zaskoczył soulowym wykonaniem. W myślach pytałem siebie „Ciekawe co poszło nie tak, że nic więcej artystka nie wydała”…

Maciek Zambon: Jeśli dobrze pamiętam, to ktoś z moich znajomych podrzucił mi linka do discogs do tego jedynego singla, jaki Renata Lewandowska wydała, z zapytaniem czy znam. Nie znałem. Posłuchałem i bardzo mi się spodobało. Od tamtego czasu starałem się zdobyć ten singiel – bezskutecznie. Po jakimś czasie na YouTube oraz na Soundcloud trafiły jej inne utwory.

Norbert Borzym: Doskonale znałem singlowy Dotykiem chcę dziś poznać wszystko. Nagranie, co mnie zaskoczyło, nie było dostępne w archiwum Polskiego Radia. To jedyny utwór na albumie, który nie pochodzi z radiowych zasobów. I jest to dziwne, bo w czasach komuny wszystko co wydano i nagrano, trafiało do Polskiego Radia. Od początku 2018 roku dużo diggowałem w radiowych archiwach i znalazłem sporo innych, niewydanych utworów, w których zaśpiewała Renata Lewandowska. Od razu, jako Holiday80, wzięliśmy na warsztat jedno z nich – Lato tego roku i stworzyliśmy „utaneczniony” edit.

Muzyka, później historia

W jednym z wywiadów, Filip Springer powiedział, że pisząc niemal każdą swoją książkę, największą przyjemność i satysfakcję czerpie z odkrywania i zdobywania wiedzy na temat, którego ona dotyczy. Przyznaje też, że w chwili rozpoczynania pisania, wie o tym temacie jakieś 10 proc. tego, co wie, gdy oddaje książkę do druku. Co Wy wiedzieliście o Renacie Lewandowskiej? Skąd w ogóle zachwyt nad jej postacią? Bardziej przemówiła do Was jej muzyka czy jej historia?

Łukasz: U mnie zawsze pierwsza jest muzyka. Dopiero wtedy pojawia się zainteresowanie samą osobą. Tutaj mamy i przepiękną muzykę i wyjątkową historię. Słowa Filipa Springera są jak najbardziej trafne. W momencie podjęcia się tematu, moja wiedza ograniczała się tylko do muzyki. Nie miałem pojęcia czy uda się odnaleźć Renatę Lewandowską, czy w ogóle ciągle jest wśród nas. Jak się okazało jest i ma się bardzo dobrze.

Od samego początku zakładałem, że trzeba opisać jej historię. Po spotkaniu z artystką i wielogodzinnej rozmowie, już wiedziałem, że mówimy tutaj o czymś wyjątkowym. Zamknęliśmy to w formie bookletu, ale opowieści, których usłyszałem, jest na tyle dużo, że można by napisać książkę bądź nakręcić serial.

Maciek: Ja nie wiedziałem prawie nic, póki nie zaczęliśmy robić tej płyty. Najpierw zawsze jest muzyka. Potem dopiero odkrywa się jakąś tam historię. Tutaj naszym Springerem był Łukasz, który spędził sporo czasu na rozmowach z artystką i napisał cały booklet.

Renata Lewandowska - Fot. W. Suchocki

Renata Lewandowska – Fot. W. Suchocki

Sugar (Wo)man

Czy Renata Lewandowska to polski odpowiednik Sugar Mana? Patrząc na jej zdjęcia ze Stanem Borysem czy Czesławem Niemenem, nie mogę uwierzyć, że tak po prostu o niej zapomniano. A może to ona chciała, by tak się stało?

Łukasz: Wolę traktować tę historię indywidualnie jako polską Renatę Lewandowską, mimo pewnych widocznych analogi do Sugar Mana. Ciężko tutaj mówić o zapomnieniu, mimo pojedynczych, dużych występów np. w Opolu, nigdy jej postać nie przebiła się do głównego nurtu. Co prawda, starano się ją namawiać do naśladownictwa wtedy znanych polskich piosenkarek zamiast dać jej wolność, z którą mogłaby rozwinąć skrzydła. Dużo elementów nie zagrało, czego konsekwencją była rezygnacja z kariery muzycznej. Odkąd Renata Lewandowska przestała śpiewać, zupełnie przemilczała przez kolejne dekady swoją muzyczną historię. Na tyle, że nie wiedzieli o niej nawet jej najbliżsi.

Stracone kariery, niestracony dorobek

Sławomir Koper w swojej książce Stracone Pokolenie PRL przywołuje pamięć o kilku istotnych postaciach polskiej popkultury czasów komunistycznych, które po latach bycia u szczytu sławy, zostały zapomniane z różnych powodów. Czy sądzicie, że takich postaci jak Renata Lewandowska może być więcej? Myślę tu o utalentowanych artystach/artystkach, które osiągnęły swój pierwszy sukces w czasach PRL, lecz później z rozmaitych przyczyn, zniknęły.

Łukasz: Centralizacja w czasach PRL-u ograniczała możliwości wydawnicze. Ciężko było wejść w krąg zainteresowań osób decyzyjnych. Również nieodpowiednie poglądy mogły zamknąć drzwi do kariery muzycznej, w szczególności w latach 60. i 70. Dobrym przykładem jest fascynująca historia 74 Grupa Biednych z Ustki, która podobno w latach działalności była fenomenem, ludzie zjeżdżali się na ich koncerty na dzikich plażach z całej Polski. Ich bardzo stanowczy sprzeciw przeciwko ustrojowi komunistycznemu zamknął im drogę wydawniczą. A szkoda, bo mówimy tutaj o muzyce, która łączyła ze sobą psychodelę, jazz, deep funk z domieszką big bitu. Wyjątkowa rzecz, a dowiedziałem się o niej dopiero w tym roku, trafiając przypadkiem na plik mp3 na chomikuj.pl. Z tego, co się dowiedziałem, nad wydaniem tego materiału pracuje Kameleon Records.

Uważam, że takich historii może być jest przynajmniej kilka, np. Ala Eksztajn ze swoim Mój płacz ukoi wiatr czy Dana Lerska z Przegapiłam. Ciekawi mnie, co się z tymi postaciami stało i czy nagrały więcej takich pięknych piosenek.

Norbert: Takich artystów jest mnóstwo. Postaci, o których mało kto już pamięta. Rynek płytowy w latach 70. czy też 80., wyglądał zupełnie inaczej niż teraz – był zmonopolizowany przez państwo. W tamtym okresie Polskie Radio, które posiadało profesjonalne studia nagraniowe, było największym graczem na rynku. Specjalnie na jego potrzeby komponowano nagrania, które potem puszczano na jego antenach. Te nagrania nigdy się nie ukazały na fizycznym nośniku, były zarejestrowane jedynie na taśmach. Dziś odkopuję je podczas moich „muzycznych wykopalisk archeologicznych”.

Krystian

Czytając o historii Krystiana Zielińskiego, przypomina mi się książka The Dom Jana Błaszczaka, który zajął się poszukiwaniem informacji na temat Stanleya Tolkina, Polaka, który stał za kultowymi miejscówkami dla nowojorskiej bohemy lat 70. W jego klubach regularnie gościł Andy Warhol a swoje pierwsze koncerty grali The Velvet Underground. Kiedy dowiedzieliście się o Krystianie i w jaki sposób wygląda Wasza współpraca z nim i z Renatą?

Łukasz: O Krystianie dowiedziałem się od Renaty Lewandowskiej. Nasza współpraca polegała bardziej na przekazaniu pałeczki. To, co zrobił Krystian, było zalążkiem do dalszych działań. To on pierwszy wrzucił nieznane utwory Renaty Lewandowskiej na Soundcloud. Jest duże prawdopodobieństwo, że bez jego pasji nie byłoby tej płyty.

Maciek: O Krystanie dowiedziałem się chyba od Łukasza. To on był osobą, która prowadzi jej konta na Soundcloudzie i YouTube. Kiedy odkryłem resztę numerów Pani Lewandowskiej w sieci (wrzuconych tam właśnie przez Krystiana), od razu napisałem na oba konta (YT i SC), czy jest opcja zdobycia tych utworów. Nie przyszła żadna odpowiedź. Pierwsza myśla jaka mnie naszła to, że trzeba to wydać. Śmiesznie się złożyło, że w sumie udało się tego dokonać.

W grupie szuka się raźniej

Byłem szczerze zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że Łukasz i Maciej równolegle pracowali nad wydaniem materiału Renaty Lewandowskiej, a ostatecznie – za sprawą Agencji Muzycznej Polskiego Radia – zrobiliście to wspólnie. W jaki sposób jeden dowiedział się o poczynaniach drugiego?

Maciek: Może od początku – jakoś w styczniu rozpocząłem współpracę z Agencją Muzyczną Polskiego Radia, której celem było wydanie czegoś ciekawego z ich przepastnego archiwum. Na samym początku nie sprecyzowaliśmy w umowie, co dokładnie miałoby to być. Po głowie chodziła mi jakaś kompilacja. Na początku razem z Norbertem miałem pogrzebać w archiwum i po jakimś czasie coś zaproponować. W pewnym momencie przypomniała mi się Renata Lewandowska i był to strzał w dziesiątkę, bo okazało się, że wszystkie jej nagrania są w archiwum. Kilka dni potem, Eryk Sarniak, który wtedy pracował w Agencji na stanowisku A&R, powiedział mi, że mają jakieś zapytanie odnośnie tego materiału od jakiejś osoby z zewnątrz  – dzwonił do niego Krystian. Po jakimś czasie okazało się, że to on i Astigmatic Records chcą również wydać Renatę Lewandowską. Na początku Polskie Radio chciało im to uniemożliwić, bo chcieli to zrobić ze mną. Jednak udało mi się ich przekonać aby zrobić to wspólnymi siłami, gdyż uważałem, że jest to bardzo dobry ruch.

Łukasz: Ja już od jakiegoś czasu byłem w kontakcie z Renatą Lewandowską i staraliśmy się o licencję z Polskiego Radia. Po zapytaniu okazało się, że TVPCO też chce nad tym pracować z ramienia Polskiego Radia. Po rozmowie telefonicznej podjęliśmy decyzję, że warto to zrobić wspólnymi siłami. Dla mnie i chłopaków z Astigmatic to sama przyjemność, bo uważamy TVPCO za jeden z naszych ulubionych labeli. Cieszy mnie to, że udało nam się to wspólnie dowieźć. Sam jestem zwolennikiem współpracy niż skrajnego indywidualizmu – dzięki temu uważam, że ten tytuł będzie jeszcze mocniejszy.

Norbert: Zaczęło się od moich muzycznych poszukiwań w archiwum radia. Znalazłem dziesiątki niewydanych utworów i skontaktowałem się z moim starym druhem Erykiem Sarniakiem, który wtedy zaczął pracę w Agencji Muzycznej Polskiego Radia. W sierpniu 2018 roku pojawił się pomysł kompilacji. A potem kolejny, żeby zrobić to wspólnie z Maćkiem i jego The Very Polish Cut Outs. To miał być nasz wspólny projekt. W lutym 2019 roku Maciek przyjechał do Warszawy i na naszym pierwszym spotkaniu ktoś wspomniał Renatę Lewandowską. I wtedy Eryk powiedział, że właśnie skontaktował się z nim Krystian w sprawie płyty Renaty Lewandowskiej! Niesamowita koincydencja… Zamurowało nas, bo doskonale znaliśmy utwory artystki i nawet myśleliśmy o wydaniu któregoś na kompilacji. Okazało się, że w tej samym czasie do Eryka, w tej samej sprawie, napisał Łukasz. Po szybkim namyśle podjęliśmy decyzję, że zrobimy to wspólnie – Polskie Radio, The Very Polish Cut Outs i Astigmatic Records. Wielka strata dla Polskiego Radia i dla nas wszystkich, że Eryk już nie pracuje w Agencji i nie może jako jej przedstawiciel celebrować tego sukcesu.

Co kryje skarbiec polskiej muzyki?

Zostając na moment przy wątku Agencji Muzycznej Polskiego Radia – nieznane wcześniej utwory Renaty Lewandowskiej, które finalnie znalazły się na Dotyku, odkopano z archiwów Agencji i Tonpressu. Czy prócz twórczości Renaty, widzieliście lub słyszeliście coś jeszcze, co warte byłoby przypomnienia lub w ogóle odkrycia? Takie zbiory jak te należące do Agencji, muszą być prawdziwym skarbcem polskiej muzyki.

Maciek: Ja rozpoczynając współpracę z Polskim Radiem miałem dostęp do ich archiwum – jest tam mnóstwo muzyki. Zaznaczam, że dostęp miałem jedynie do bazy, która jest zdigitalizowana, a jest to ponoć jedynie 50 proc. tego, co jest tam na taśmach w archiwum. Całość jest chyba ciągle powoli zgrywana do bazy, ale trwa to bardzo długo. Zdecydowanie jest to skarbnica i na pewno jest tam wciąż mnóstwo perełek do odkrycia (zresztą trochę ich wciąż mam zachowanych na dysku).

Łukasz: Dodam, że takich skarbnic jest więcej. Studia przy lokalnych stacjach radiowych ciągle kryją wiele tajemnic.

Norbert: W tej chwili część zbiorów Polskiego Radia jest już zdygitalizowana. W praktyce oznacza to łatwy i szybki dostęp do muzyki. Jednakże drugie tyle nagrań jest wciąż zapisanych tylko i wyłącznie na taśmach, które trzeba zgrać, do odsłuchu. To oznacza setki, jeśli nie tysiące utworów, których nikt nie słyszał od lat. Muzykę, która czeka na swojego odkrywcę. Zreszta grzebiąc w archiwum przez ponad półtora roku znalazłem mnóstwo utworów w różnych stylach, od funku, jazz funku, po disco czy wczesną elektronikę, jak choćby Pamiętnik Manekina – zapewne pierwszy polski utwór electro. Tu z dużą pomocą przyszedł mi Grzesiek Lipiński, z którym działamy pod szyldem Holiday80. On także wyszukiwał różnych wykonawców i któregoś dnia przeglądając stare listy przebojów Trójki trafił na wspomnianego Manekina Jagielskiego.

Cyfrowe diggowanie (bo tak nazywam ten proces) to ciężka praca detektywa. Na początku trzeba znaleźć trop, np. ulubionego muzyka, kompozytora. Następnie zawęzić okres poszukiwań do konkretnych dat i liczyć na szczęście, bo niestety „wyszukiwarka” jest dość ułomna i nie zawsze pokazuje oczekiwane wyniki. Wtedy stosuję inne metody wyszukiwania – w dużej mierze udało mi się rozkmnić ten system cyfrowy… I tu mam dobre wieści – na pewno wkrótce ukaże się dużo, dużo muzyki!

Przeszłość, która rodzi współczesne przeszkody

Łukasz wspominał mi o tym, jak ciężka i długa była praca nad tym, by Dotyk ujrzał światło dzienne. Co było w tym wszystkim najtrudniejsze? Czy pojawiały się jakieś przeszkody, które sprawiły, że mieliście moment zwątpienia? Grzebanie w przeszłości może przynieść wiele ekscytacji, ale również problemów, np. natury formalnej, a dokładniej licencyjnej.

Łukasz: Przyjemną częścią jest digging. Szukanie samej piosenkarki, następnie dobór muzyczny, zdjęcia, spisana historia. Ta przyjemna część zajęła kilka miesięcy – niestety, potem pojawia się ta o dużo trudniejsza, czyli pozyskanie licencji. Naprawdę ciężko jest znaleźć fotografa, o którym nikt nie słyszał od lat 80., a jedynym tropem jest pieczątka na tyle zdjęcia, bądź pozyskanie licencji od spadkobierców współautorów, których już nie ma wśród nas.

Maciek: Problemem okazało się tu też trochę Polskie Radio, które pracuje bardzo powoli. Do tego wszystkiego przekleństwem trochę okazał się fakt, że zaangażowanych jest w projekt tyle różnych osób. Pamiętam, że wersji okładek zrobionych przez Barka Szymkiewicza, było ze cztery. Wybór tej ostatecznej trwał chyba ponad miesiąc, o ile nie dłużej. Każdemu coś nie pasował. A to kolor, a to zdjęcie, a to font…

Norbert: Ogarnianie licencji i kwestii prawnych to koszmar. Znowu praca dla detektywa. Przykład – zdjęcie Renaty Lewandowskiej, które wybrała sama artystka. Nie wiedzieliśmy czy autor żyje. Raczej nie. Gdzie mieszka? Nie wiadomo. Ale mieliśmy jego adres, który znaleźliśmy na starej pieczątce z lat 70. I tak kilka razy odwiedziłem pewien blok przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Nikt nigdy mi nie otworzył. Ale wspólnymi siłami udało się ogarnąć prawa. Jeśli chodzi o prawa do nagrań to jeszcze raz podkreślę, ogarnięcie tego chaosu to w ogromnej części zasługa Eryka Sarniaka, który do ostatniego dnia swojej pracy w Agencji starał się nam pomóc.

Kontaktowałem się później ze spadkobiercami Andrzeja Łapickiego, współautorami nagrań, muzykami. Dzwoniłem i pisałem mejle choć nie był to mój obowiązek. Ogarnięcie praw bardzo opóźniło wydanie płyty, bo jak się okazało nie wszyscy w Agencji wspierali nasz projekt tak jak powinni…

Renata Lewandowska - Dotyk

Renata Lewandowska – Dotyk

Jaka była reakcja Renaty Lewandowskiej, gdy po 40 latach usłyszała swoje własne piosenki?

Łukasz: To chyba pytanie do samej artystki. 🙂

Napisać historię na nowo

Być może Dotyk stanie się kamieniem węgielnym, który zostanie zakopany pod fundamentami większego projektu. Czy nie sądzicie, że Agencja Muzycznej Polskiego Radia powinna udostępnić swoje zbiory, a przynajmniej dopuścić do nich takie osoby jak Wy, poszukiwaczy i znawców, którzy są w stanie dać drugie życie zapomnianym utworom? To niesamowita szansa na odkrycie historii polskiej piosenki, utrwalenie jej i napisanie na nowo. Nie robiąc nic więcej w tym kierunku, można mówić o wielkim marnotrawstwie.

Maciek: Agencja Muzyczna Polskiego Radia to niestety bardzo archaiczna i specyficzna instytucja, z którą bardzo ciężko się współpracuje z wielu względów. Ja akurat trafiłem na świetny moment, że przyszło nowe kierownictwo oraz, że akurat pracował tam Eryk Sarniak i oni chcieli zrobić coś świeżego. Ogólnie współpraca miała być długofalowa (w tym momencie nic nie wiadomo, czy będą chcieli ją kontynuować, gdyż nie mam żadnej informacji od nich). Jako, że jest to instytucja gdzieś tam poddana chyba politycznym naciskom, często się tam zmienia kierownictwo. Od momentu początku współpracy aż do teraz, kierownictwo zmieniało się już trzy razy. Zbiory maja niesamowite, ale bardzo ciężko coś z nich wyłuskać. Wiele osób może się szybko zniechęcić, ale nie jest to niemożliwe vide album Renaty Lewandowskiej, czy np. to, co robi GAD Records.

Norbert: Nie jest proste uzyskać dostęp do bazy archiwalnej. Ja akurat jestem pracownikiem redakcji muzycznej Czwórki. Nie ukrywam swojej ekscytacji – na poziomie minus jeden, gdzie znajduje się nasze archiwum leżą prawdziwe skarby, które na pewno wkrótce ujrzą światło dzienne. Tak jak na to zasługują. To nasza kultura, nasza muzyczna historia, która musi trafić do słuchaczy. I to jest moja misja.

Renata Lewandowska. Co poszło nie tak?

Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Juliusz Loranc, Andrzej Łapicki – poznając historię Renaty Lewandowskiej, można natknąć się na nazwiska wielkich sław polskiej piosenki, z którymi miała okazję współpracować i którzy widzieli w niej ogromny potencjał. Czego zabrakło Renacie Lewandowskiej w latach 70., by odnieść pełnoprawny sukces i zapisać się złotymi zgłoskami w historii rodzimej muzyki? A może postawmy pytanie na odwrót – co jej w tym przeszkodziło?

Łukasz: Trochę brak szczęścia, trochę brak wiary w jej wyjątkowość. Z drugiej strony może zbyt wielki rozmach Juliusza Loranca jako producenta wykonawczego. Przy jej pierwszym utworze pracowali Jonasz Kofta, Andrzej Łapicki, Alibabki, członkowie Bemibem i specjalnie stworzony chórek AND na potrzeby Renaty Lewandowskiej. Bardzo ambitnie, ale mam wrażenie, że trochę to go przerosło. Z drugiej strony, gdyby nie ten rozmach mogłaby ucierpieć muzyka, o której właśnie mówimy. Piosenkarka miała ofertę nagrania płyty na początku lat 80. dla Wifonu. Niestety, ten czas pokrył się z kilkoma istotnymi zdarzeniami jak wyjazd piosenkarki do USA oraz stan wojenny.

Renata Lewandowska. Wielkie inspiracje i brak swobody

Renata Lewandowska jako swoją największą inspirację wskazuje Arethę Franklin. W książce Respect Davida Ritza, autor wyraźnie wskazuje na to, że jednym z najważniejszych czynników, które miały wpływ na sukces Arethy, było odczarowanie tożsamości ówczesnej muzyki. Gospel i blues, wcześniej zarezerwowane dla czarnoskórej, mocno konserwatywnej społeczności chrześcijańskiej, za sprawą ojca Arethy Franklin, jej samej oraz innych artystów takich jak B.B. King, Ray Charles czy Marvin Gaye, stały się – razem z jazzem – płaszczyzną komunikacji, która przerodziła się w język pokolenia, formę narracji zmian społecznych i finalnie w masowy fenomen.

W przypadku Lewandowskiej mówi się, że skostniała branża polskiej muzyki lat 70. nie rozumiała i nie chciała zrozumieć jej własnego pomysłu na siebie. Wręcz nakazywano jej śpiewać w taki sposób, jak robiły to inne wokalistki. Efektem była ogólna niechęć branży do jej osoby i zarejestrowanie zaledwie kilku nagrań.

Aż trudno w to uwierzyć, bo w 1978 roku inna wokalistka współpracują wcześniej m.in. z Czesławem Niemenem, a mianowicie Krystyna Prońko, zaprezentowała utwór Deszcz w Cisnej, skomponowany przez Jacka Mikułę i Bogdana Olewicza. Słuchając tego numeru, w głowie od razu pojawiają się skojarzenia z Isaacem Hayesem czy wspomnianym Marvinem Gayem. Czy byli równi i równiejsi w tamtych czasach?

Łukasz: To jest bardzo dobre i trudne pytanie. Wydaje mi się, że przydałby się ktoś, kto żył w tamtych czasach, by oddać istotę problemu. Ja to widzę tak, że Krystyna Prońko w 1978, kiedy wyszedł Deszcz W Cisnej, była już utytułowaną piosenkarką, która po świetnie przyjętym debiucie i wygranych konkursach w Opolu, miała wolność twórczą, której nie miała Renata Lewandowska.

Czy DIY zabiło tekściarzy

W zapowiedzi płyty, zwracacie uwagę na wątki podejmowane w tekstach piosenek Lewandowskiej. Mowa tu m.in. o feminizmie czy ekologii, przemyconych w utworach, których główną osią była letnia miłość. Podczas niedawnej rozmowy z Anną Jurksztowicz, zwróciliśmy uwagę na marną kondycję współczesnego tekściarstwa w Polsce. Czy jako eksploratorzy polskiej muzyki dekad minionych, zgodzicie się z tym? Czy młodzi, polscy artyści faktycznie powinni poszukać utalentowanych autorów tekstów, a nie robić wszystko metodą DIY, jak ma to powszechnie miejsce, przez co za 10 lat nie będziemy pamiętać tekstów 90 proc. obecnie nagrywanych piosenek, a co dopiero za 20 lub 30?

Łukasz: Przede wszystkim artyści powinni mieć producentów wykonawczych, by naprowadzić ich na odpowiednią drogę, by dobrać autorów tekstów czy instrumentalistów. Czy w ogóle w Polsce istnieje jeszcze status tekściarza? Ktoś komuś napisze tekst od czasu do czasu i przeważnie jest to inny muzyk. Szkoda, bo wielu świetnie zapowiadających się artystów, kończy robiąc tragiczne piosenki i brakuje tego kogoś, kto by krytycznie podszedł do artystycznych wizji zamiast ciągłego poklepywania w ramię.

Maciek: Wydaje mi się, że ogólnie branża się mocno zmieniła. Postawa DIY wynika teraz z tego, że każdy artysta/wokalista chyba chce być sam autorem swoich tekstów – wyrazić coś własnymi słowami. Nie chce być samym głosem, który przekazuje teksty innych. Czy te teksty teraz są gorsze? Ciężko mi powiedzieć. Wydaje mi się, że język się zmienił, publiczność się zmieniła. Możliwe, że z naszej perspektywy teksty z lat 70. wydają się bardziej poetyckie i “wysmakowane” niż te dzisiejsze. Ciężko tutaj mi definitywnie się określić.

Łukasz: Maciek ma tu dużo racji, choć dobrym przykładem jak można wyrażać siebie w cudzych tekstach może być Ryszard Marek Groński, który pisał teksty Renacie Lewandowskiej na podstawie jej życia i wspólnych rozmów.

Norbert: Taka ciekawostka – większość nagrań, które znalazłem w archiwum jest instrumentalna. Istna kopalnia sampli.

…a za kulisami… chwila spokoju.

Opublikowany przez Renata Lewandowska Poniedziałek, 6 maja 2019

Gdzie się podziali tamci producenci…

Poznając historię artystów sprzed lat, zwłaszcza tych młodych, mam poczucie, że w obecnych czasach brakuje jeszcze jednej instytucji, która w przeszłości była powszechna i przesądzała o sukcesie. Mowa tu o producencie. Owszem, dziś także w Polsce ich nie brakuje, lecz zazwyczaj współpraca z nimi jest luksusem, na który mogą pozwolić sobie nieliczni. Czy żyjemy w dobie kiepskich producentów? A może to artyści, zwłaszcza ci z okolicy popu, tak bardzo chcą się uniezależnić i skupić cały proces twórczy jedynie na sobie?

Łukasz: Ha! Widzisz w poprzednim pytaniu właśnie poruszyłem ten wątek i znasz już moje zdanie.

Niby są, ale ciągle nie mogę doczekać się w Polsce śpiewanego albumu, który przemawia do mnie od pierwszej do ostatniej sekundy. Z pewnością jest to luksus, ale powinniśmy starać się to zmieniać. Małymi krokami – czasami wystarczy coś skrytykować, czasami podsunąć jakiś pomysł. Nie brakuje nam utalentowanych artystów, tylko często trzeba ich naprowadzić na odpowiedni azymut.

Maciek: Znów jest to znak czasów – teraz wszystko można złożyć na laptopie i słuchawkach. Z tego powodu ta instytucja, szczególnie w Polsce, gdzie nie ma za dużo pieniędzy, mocno podupadła.

Norbert: Czy do wyprodukowania dobrej płyty potrzebny jest superproducent i superstudio? Wątpię. Czasy Artura Bakera przeminęły, a doskonale brzmiące płyty, zwłaszcza elektroniczne, powstają na laptopach. Zresztą całkowicie zmieniła się rola i definicja producenta. Dziś często kompozytor jest też producentem.

Duchologia w muzyce

Dotyk, ale i kilka innych, współczesnych projektów, które próbują rekonstruować przeszłość lub ją możliwie wiernie naśladować, przywracać bądź interpretować, jak choćby Discipline of Sun Ra EABS, Blues Pejzaża czy osadzony w popie z przełomu lat 80. i 90. Kresz Bluszczu, to dowód na rosnący w siłę fenomen duchologii w polskiej muzyce. Czy to wynik tego, że przeszłość polskiej muzyki kryje w sobie jeszcze wiele bogactw i nie została wystarczająco wyeksplorowana? A może to jednak współczesna muzyka nie ma zbyt wiele do zaoferowania?

Łukasz: Warto patrzeć w przeszłość gdy tworzysz przyszłość – jest to jedna z prawd, ale nie jedyna.

Maciek: Myślę, że musiało minąć trochę czasu, aby w Polsce można było spojrzeć na czasy PRL z dystansu i nie widzieć tylko wszystkiego, co było w nich złe. To w naturalny sposób doprowadziło do tego, że od kilku lat rośnie zainteresowanie tamtą epoką na różnych polach – czy to muzyka, design czy sztuka. Myślę, że nie ma tu nic do rzeczy w jakim stanie jest współczesna polska muzyka, ani jak bogate muzyczne skarby ona kryje. Jest to naturalna kolej rzeczy. No i umówmy się, każdy kto przeczytał Retromanie Simona Reynoldsa wie, że na nostalgii można świetnie zarobić. 🙂

Wspomniałem o tym, że Dotyk może być kamieniem węgielnym wkopanym pod fundamentu większego przedsięwzięcia. Wasze wytwórnie, czyli Astigmatic Records i The Very Polish Cut Outs, a bardziej artyści z nimi związani, mają niemalże wpisane w DNA czerpanie z historii polskiej muzyki. Czy zamierzacie kontynuować współpracę między sobą? Czy możemy spodziewać się w przyszłości kolejnych podobnych odkryć i wydawnictw?

Łukasz: Nie planujemy wspólnych wydawnictw ale nigdy nie mów nigdy. Astigmatic i TVPC mają inne profile wydawnicze i w pewnym momencie one się przecieły, i wyszła z tego super współpraca. Kto wie, może kiedyś w przyszłości jeszcze nasze drogi się skrzyżują wydawniczo.

Maciek: Tak jak mówi Łukasz, w planach nic nie mamy, ale też nie wykluczam w przyszłości takiej opcji. Myślę, że jest tutaj sporo możliwości jak np. “taneczne remiksy EABS czy coś w tym stylu. 😉

Renata Lewandowska – Dotyk



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →