Nowy Andy Stott nie do końca do tańca

News Recenzje

Myślę, że Andy Stott to jeden z najbardziej uniwersalnych producentów w muzyce elektronicznej. Jego muzyka jest na tyle przystępna, że zadowoli techno purystów, miłośników hip-hopu oraz niewtajemniczonych we współczesną muzykę elektroniczną słuchaczy.

Artysta nie boi się eksperymentować, ale w przeciwieństwie do ostatnich wydawnictw Nicolasa Jaara, nie tworzy zbyt przearanżowanych i przekombinowanych kompozycji. Od wydanego w 2014 roku albumu Faith in Strangers, brytyjski producent praktycznie nie zmienia stylu swoich wydawnictw. Tworzy harmonię między melancholijnymi i ambientalnymi piosenkami, a surowym breakbeatem oraz przesterowanym bassem.

Miłość od pierwszego odsłuchu

Andy Stott zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Pod koniec 2011 roku, jako nastoletni początkujący zajawkowicz produkcji muzyki elektronicznej, usłyszałem Passed me by/We stay together. Słuchając go byłem zdumiony – z moją podstawową, mocno ograniczoną wiedzą programowania zdałem sobie sprawę, jak naprawdę niewiele potrzeba aby stworzyć coś niezwykłego. Czułem tę muzykę i chciałem tworzyć jak on. Jeśli czytacie ten tekst, a jeszcze nie mieliście styczności z twórczością Andy’ego Stotta, polecam zacząć przygodę z jego muzyką od albumu Luxury Problems – dzięki temu wydawnictwu świat się o nim dowiedział. 

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Andy Stott – Luxury Problems

Zabawa konwencją

Nowy album Andy’ego StottaNever The Right Time, to tak naprawdę ten sam artysta, którego znamy z poprzednich płyt. Z chęcią sięga on po klasyczne dźwięki syntezatorów, ale już nie tak bardzo eksploruje stare sample wokalne. Jedyne pętle jakie tu znajdziemy to te od breaków, choć ich tutaj też jak na lekarstwo, bo więcej tu spokojnych kawałków oraz brzmień klasycznych syntezatorów. Te dźwięki idealnie komponują się z wokalem Alison Skidmore. Głos pianistki i nauczycielki angielskiego producenta z czasów liceum, od czasu legendarnego Luxury Problems jest nierozłącznym elementem muzyki Stotta. Tym razem pojawia się na ponad połowie kompozycji z płyty.

Sprawdź także: Z małym poślizgiem. Napędzany nostalgią Andy Stott w poszukiwaniu duszy

Album rozpoczyna się od spokojnego Away not gone. W ambientalny break przechodzi tytułowy numer Never the right time. Z kolei latynoskim rytmem zaskakuje Repetitive strain, a mnie przypomina klimat pierwszych Tauronów. Glitchowe Don’t know how brzmi jak pierwsze wydawnictwa Moderat, a kolejny utwór When it hits… wow to jest Korg M1 albo Yamaha DX7 i ukłon w stronę przełomu lat 80/90.! Prosty numer z tylko trzema akordami oraz padem w tle – tyle! Super tapeta muzyczna do serialu! The beginning to ponownie hołd dla klasyki syntezatorów. Answers to wizytówka Stotta – prosty przesterowany break. Producent zwykle kończył swoje albumy utworami, które stanowiły preludium do kolejnego wydawnictwa. Jeśli faktycznie ta reguła miałaby się potwierdzić, to pewnie wkrótce dostaniemy album, który stanie się viralem. Ostatni utwór z albumu Hard to Tell jest w mojej opinii najlepszy z całej płyty – tak zapewne brzmiałby soundtrack Jamesa Bonda, gdyby reżyserem filmu o Agencie 007 był… David Lynch.

Never The Right Time…to dance

Never The Right Time to album, który nie porwie tłumów i raczej nie przysporzy rzeszy nowych fanów Andy’emu Stottowi. To jest propozycja kierowana do przede wszystkim do słuchaczy wtajemniczonych już w twórczość brytyjskiego producenta – to kolejny album pełen zimnych, mrocznych, gęstych i dusznych kompozycji puszczających oczko do klasyki elektroniki przełomu lat 80./90., ale do pełni szczęścia jednak czegoś zabrakło – może przydałoby się więcej tanecznych numerów?

Andy Stott – Never The Right Time – odsłuch albumu



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →