Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Festiwale Relacja
Wisłoujście 2020 - relacja z festiwalu w dobie pandemii

Trzecia edycja Wisłoujścia za nami. Trzecia, na której byliśmy, którą ponownie mieliśmy okazję dotknąć, zobaczyć, poznać od środka. Która pod wieloma względami nas ukontentowała, ale i wywołała rozmaite refleksje. Czy można zrobić festiwal w trakcie pandemii? Co zmieniło się względem poprzednich dwóch edycji? Na te i inne pytania odpowiemy w dalszej części artykułu.

Na wstępie chciałem pogratulować wszystkim osobom odpowiedzialnym za organizację tak wielkiego wydarzenia w niełatwych dla nas czasach. Konia z rzędem temu, kto jeszcze w kwietniu wierzył w pełną realizację przedsięwzięcia na tyle tysięcy osób. Ba, kto wierzył, że dane nam będzie spotkać się dwukrotnie w przeciągu 14 dni i to w pełni legalny, przy zachowaniu wszelkich norm sanitarnych, sposób. Nie staram sobie nawet wyobrazić ile wysiłku, czasu, energii i siły kosztowały wszystkich tegoroczne prace logistyczno-organizatorskie. I tutaj w pełni zasłużone brawa. Kawał dobrej roboty!

Trzecia edycja Wisłoujścia była również i moją trzecią. Wiem, jak wyglądał teren festiwalu w 2018 roku, pamiętam wodę sprzedawaną w kubeczkach, sypiący się sufit Kazamatów, zeszłoroczne opady deszczu, debiut sceny Szaniec i tworzące się kolejki przed wejściem na Twierdzę. Pamiętam pięknie ozdobione sceny, wszechobecne dekoracje, strefy relaksu. Dlatego pragnę uspokoić wszystkich zainteresowanych – byłem, widziałem.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Bez owijania w bawełnę

Relacją bym tego nie nazwał. Raczej czymś z pogranicza recenzji, podsumowania, własnych – ale i nie tylko – przemyśleń. Uznałem, że tylko taka forma odda w stu procentach charakter tego, co działo się podczas Wisłoujście 2020. Wcielę się poniekąd w rolę głosu znajomych, uczestników, z którymi poglądami się wymieniłem i których przemyślenia postaram się przekazać w najbardziej rzetelny i merytoryczny sposób. Dlatego niech ten materiał przyjmie również formę apelu skierowanego w stronę głównodowodzących, do których od czasu do czasu będę bezpośrednio się zwracał.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Wszystko zgodne z prawem

Wymogi sanitarno-epidemiologiczne – jak sami wiecie – zrealizowaliście w stu procentach. Kontrole policji oznakowanej i nieoznakowanej czy sanepidu nie przyniosły żadnych dotkliwych sankcji, mandatów, pouczeń i grożenia palcem. Mówiąc wprost – chcieli się przyczepić, ale nie mieli o co. Na taki, a nie inny stan rzeczy miały zapewne kontrole temperatur uczestników przed wejściem, umiejscowione w wielu miejscach płyny dezynfekujące, powiększona przestrzeń dostosowana do zmniejszonej liczby uczestników czy pracownicy, którzy bez wyjątku, nosili maseczki.

Wisłoujście 2020. Nowa jakość scen

Drugą ważną rzeczą, która niezwykle ucieszyła mnie w trakcie ponownego uczestnictwa w festiwalu, było całkowite „przemeblowanie” Twierdzy i Raju. Obie sceny, odwrócone o 90 stopni w prawo, zyskały na większej swobodzie przemieszania, łatwiejszym dostaniu się na ich teren, oraz znacznie lepszej przepustowości. Dzięki temu prostemu zabiegowi obie sceny powiększyły się dość znacznie, dzięki czemu każdy z uczestników miał więcej wolnego miejsca dla siebie. Warto również nadmienić, że Twierdza na tle pozostałych scen wyglądała najbardziej okazale. Dzięki podwyższonej konstrukcji artyści prezentowali swoje występy ze znacznej wysokości. Mała zmiana dająca bardzo ciekawy i widowiskowy efekt.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Światła robią robotę

Kolejną – absolutnie kluczową – sprawą były oświetlenia. Każda ze scen miała własną, odrębną reżyserkę i to właśnie dzięki nim doświadczyliśmy najlepszych aktów oświetleniowych w historii gdańskiego festiwalu. Montaż „latających talerzy” we wcześniej wspomnianej Twierdzy okazał się strzałem w dziesiątkę. Naprawdę trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do kwestii wizualnych każdej ze scen, jednak jeśli miałbym wybrać swojego faworyta, to bez dwóch zdań wybór pada na Twierdzę.

Wisłoujście 2020. Pięknie udekorowana przestrzeń

Trudno wyobrazić sobie ogromną, festiwalową przestrzeń bez dekoracji, stref chilloutu, leżaków i innych tego typu udogodnień, które chociaż na chwilę pozwolą osobom biorącym udział w wydarzeniu odsapnąć, zregenerować siły czy pozwolić na chwilę relaksu. Jak wiemy tegoroczna edycja musiała zostać zagospodarowana terytorialnie znacznie bardziej. Dla pomysłowych i doświadczonych w tej kwestii organizatorów nie stanowiło to jednak problemu. Wszelakie strefy usadowione na uboczu każdej ze scen zostały odpowiednio przyozdobione. Kolorowe i jaskrawe kolory rzucały się w oczy niemalże z każdego miejsca. Wyłożone dywanami, kanapami, poduszkami, hamakami, huśtawkami sprawiały bardzo przyjemne wrażenie.  Również tutaj – wielki plus.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Występy tłem dla reszty

W tym miejscu wypadałoby chociaż na chwilę pochylić się nad występami. Nie było możliwym być na każdym występie. To chyba jasne. Tak samo trudnym w realizacji było zobaczyć chociaż ich połowę. Przynajmniej w moim przypadku. Ocena występów, to w moim odczuciu, zbyt subiektywna kwestia.

Jeden lubi truskawki, drugi schabowe. Ja, czyli fan mocnych i dynamicznych brzmień, mógłbym napisać, że całe show Wisłoujścia skradł ktoś z dwójki Cranz/VTSS. Nie przypadkowo, to akurat ich występy najbardziej przypadły mi do gustu. Raj? Bardzo przyjemny i energiczny closing Weikuma. Twierdza? Deas – klasa. Szaniec? Catz 'n Dogz jak zwykle wysoki poziom.

Kolejne dni festiwalu rządziły się swoimi prawami, w trakcie których nie zabrakło równie świetnych występów.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Brak kolejek

Nie mogę zapomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Kolejki. A w zasadzie ich brak. No, przynajmniej nie na taką skalę, jakich doświadczaliśmy chociażby rok temu. Nie sądzę bym gdziekolwiek – czy to do toalety, automatu z wodą, baru – czekał dłużej niż 5 minut. Wszystko prowadzone było bardzo sprawnie, bez większego oczekiwania, ścisków, tłumów i ewentualnych pretensji.

Wisłoujście 2020. Maseczki nie dla wszystkich

Od samego początku było wiadomym, że w przypadku zorganizowania festiwalu (nawet w zmienionej formie) nie unikniemy maseczek. To, że idąc ulicą nie jestem zobligowany do noszenia maseczki, wiem doskonale. Fakt, iż istnieją miejsca, w których maseczki musimy nosić, jest – chcąc nie chcąc – konieczny. Jednak, jeśli organizatorzy wiedzieli o tym, że konieczność zasłaniania twarzy będzie jednym z wymogów uczestnictwa w imprezie, czy dobrym pomysłem nie byłoby dorzucić do każdego zakupionego biletu maseczkę wielokrotnego użytku z logiem Wisłoujścia? Takie, które nosili pracownicy i artyści?

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Pole namiotowe (a w zasadzie jego brak)

Trzeci rok z rzędu bez pola namiotowego w kontekście festiwalu oddalonego od miasta o dobre kilka kilometrów brzmi dość dziwnie i niezrozumiale. Chciałbym poznać powody takiego stanu rzeczy. Skoro na potrzeby tegorocznej edycji można było powiększyć obszar, dlaczego zatem rok temu nie można było zdecydować się na nawet najmniejsze pole? Na chociażby 50 osób? Proszę mi wierzyć lub nie, ale rozwiązania tego typu ułatwiają życie.

Sami doskonale wiecie, jak męczące i irytujące jest wracanie z terenu Twierdzy Wisłoujście, tym bardziej z samego rana. Zatłoczone i zakorkowane wjazdy, Ubery i inne Bolty warte nawet 200 zł (!) za przejazd, do tego ogólne zmęczenie, nie napawają optymizmem na resztę dnia. Mając ułatwienie w postaci własnego miejsca namiotowego ludzie zaoszczędzają dosłownie na wszystkim. Począwszy na czasie, a na pieniądzach kończąc. Znam osoby, które chętnie wykupiłyby miejsce namiotowe pomimo mieszkania w Gdyni. Bo o komfort w tym przypadku głównie chodzi.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Bilety jednodniowe – kość niezgody

Bilet, którego z początku miało nie być, którego tak zawzięcie nie chcieliście, a który w pewnym momencie rozwścieczył dziesiątki osób. Pytanie tylko – „ale jak to?”.

Odpowiedź jest banalnie prosta. Początkowe zapewnienia i komentarze, które jasno dawały do zrozumienia, że nie przewidujecie sprzedaży biletów jednodniowych, dały ludziom jasny i czytelny sygnał. „W porządku. W takim wypadku jestem zmuszony kupić karnet 3-dniowy. Trudno” – pomyślał niejeden z uczestników. Późniejsza zmiana decyzji, przypominająca przyznanie się do błędu, przelała czarę goryczy. Wystarczyło śledzić na bieżąco wydarzenie, by zauważyć, że ludzie, nie są zadowoleni z braku biletów jednodniowych.

Sam, gdy tylko mogłem, obserwowałem każdy udostępniony przez Was post i nie było chyba ani jednego, pod którym nie padłoby zapytanie o bilet na konkretny dzień. W takich sytuacjach powinno się działać się z automatu. Podjąć sensowne kroki. Wyjść do ludzi z zapytaniem – „czy chcecie bilety jednodniowe?” Albo jeszcze inaczej. Nie pytać się w ogóle, tylko od razu wyjść z gotowym rozwiązaniem. Zapewniam Was, że wówczas uniknęlibyście ukrywania komentarzy, tłumaczeń straty czasu na wyjaśnienia. Jeden mały gest, umiejętność wyprzedzania faktów i nie byłoby problemu.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Autobusy zapłakane deszczem…

Z jednej strony trudno jest przyczepić się do czegoś, co było i sprawdzało się w miarę dobrze. Z drugiej zaś nie mogę nie odwołać się do poprzedniego roku. A myślę, że kwestia kursujących autobusów z Twierdzy do Gdańska Głównego, nie jest tak błaha, na jaką może wyglądać. A mianowicie: dlaczego autobusy w tym roku kursowały z częstotliwością jednej godziny, natomiast rok temu co 30 minut? Na domiar złego ostatni odjeżdżał o 4:30, czyli akurat wtedy, gdy ostatnia działająca scena kończyła swój finałowy występ. Wątpię, by na przestrzeni roku konkretna linia autobusów – specjalna, przypominam – zmieniła godziny kursowania w tak niekorzystny dla uczestników festiwalu sposób. Nawet jeśli łączna ilość uczestników była mniejsza o 20% względem 2019 roku, to czy był to powód, by utrudnić ludziom powrót darmowym środkiem lokomocji do jedynego miejsca, z którego można w sensowy sposób kontynuować dalszą podróż do domu, czytaj Gdańska Głównego?

I znowu ten sam schemat. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że częstsze kursy autobusów sprawiłyby większą frajdę ludziom niż kilkudziesięciominutowe czekanie na właściwą taksówkę przy zatłoczonym jak zawsze wjeździe na teren festiwalu.

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Nowe twarze przyćmione monotonią

Dzień ogłoszenia line-upu. Z małym poślizgiem, ale w końcu – mamy to. Przeglądam kolejne nazwiska i… cytując klasyka: „No tak średnio bym powiedział”. Wiadomo, idea festiwalu – sami polscy artyści. Szanuję w opór. Sam wspieram polską scenę jak tylko mogę. Jednak przeglądając wzrokiem rozpiskę z artystami, odniosłem dość niepokojące wrażenie. Owszem, były głośne nazwiska. Niektóre niespodziewane jak Somewhen i Michael Klein. Mniej znani, jednak wciąż rozpoznawalni, powiew świeżej krwi i… tyle. Niedosyt? Spory.

Wielu artystów zasługujących na to, by wystąpić na jedynym w pełni polskim festiwalu, wręcz musiało pojawić się na tegorocznej edycji. Tym bardziej w obliczu zdublowanych występów wielu artystów, którzy tydzień po tygodniu zagrali w tym samym miejscu, przed tą samą publiką. Skoro szansę dostał Sienn, PAWEL, Kasia Gościńska, to czy nie warto było postawić na innych, równie ciekawych i wartych uwagi artystów jak np. Szmer, Michał Jabłoński, Earth Trax, kosztem drugich występów tych samych?

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Trzeci rok z rzędu bez drum’n’bass

Na tyle, na ile jestem obeznany ze sceną elektroniki, jestem w stanie wypowiedzieć się w kwestii drum’n’bass. A konkretnie o jego znaczeniu i sile, które dzięki rodzimym artystom, z roku na rok sukcesywnie umacniają polską scenę d’n’b w świecie elektroniki. Dziesiątki zagranicznych bookingów, setki imprez rocznie i jeszcze więcej artystów, z których możemy być dumni. Znam osobiście wielu DJ-ów, producentów i promotorów, którzy swoimi działaniami sprawiają, że polska scena drum’n’bassowa, zasługuje na słowa uznania. Zwłaszcza od festiwali takich jak Wisłoujście. Z polskim line-upem i publiką.

Przecież sam Sfinks700, czyli jeden z dwóch organizatorów Wisłoujścia, jak mało który klub w Polsce organizuje imprezy drum’n’bassowe o tak ogromnym zainteresowaniu nieprzerwanie od wielu lat. I tutaj pytanie: czy zamiast kolejnej sceny w naciskiem na techno/house nie lepiej sięgnąć po coś zgoła innego? Tak, by czymś zaskoczyć swoich odbiorców przy następnej edycji?

Wisłoujście 2020: Festiwal w dobie pandemii [relacja]

Fot. Maria Drężek / Marie Marou

Wisłoujście 2020. Podsumowanie

Wykorzystując możliwość zredagowania własnych przemyśleń, starałem się pokazać na przykładzie Wisłoujścia, że nie wszystko musi być piękne na pierwszy rzut oka. I pomimo ogromnej sympatii dla większości osób, które dołożyły swoją cegiełkę w realizację festiwalu, nie potrafiłbym sam w zgodzie ze sobą udawać, że wszystko jest ok w stu procentach. A pragnę przypomnieć, że wszystkie wymienione wyżej aspekty, pokrywają się z realną oceną moją i wielu innych osób. Stworzyliście przepiękny festiwal i nikt Wam tego nie odbiera. Tym bardziej ja. Cudownie było zobaczyć tak wiele osobistości polskiej sceny w jednym miejscu po tak długim czasie. Po czasie najtrudniejszym w historii każdego z Was.

Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wasz przykład idealnie to pokazuje. Wydłużyliście festiwal do dwóch weekendów, dorzuciliście wiele nowości technicznych, oraz dołożyliście wszelkich starań w związku z naszym bezpieczeństwem. Napawa optymizmem fakt, że wyciągacie wnioski, zdajecie sobie sprawę, gdzie popełniliście błędy, gdzie można coś usprawnić i wierzę, że w kolejnych edycjach będzie podobnie.

Do zobaczenia za rok.

Zdjęcie główne – Fot. Zuzanna Sosnowska



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →