Techno w Filharmonii Berlińskiej – relacja ze Strom Festival 2023

fot. Marta Dziumakowska
Relacja
Strom Festival

Pierwszy weekend lutego stanął po znakiem jednego z najciekawszych festiwali na świecie. W jakim mieście z powodzeniem doszłoby do fuzji techno z muzyką klasyczną w przestrzeniach tamtejszej filharmonii? To musiał być Berlin - miasto, w którym elektronika traktowana jest w kategorii ważnego elementu tamtejszej kultury wysokiej. Na Strom Festival usłyszałem i - co ważniejsze - doświadczyłem jednych z najbardziej epickich przeżyć. Zapraszamy do relacji.

Festiwalowy opening 2023

Kiedy dowiedziałem się o powracającej po 3 latach berlińskiej inicjatywie Strom Festival, wiedziałem gdzie i w jakim stylu rozpocznę festiwalowy sezon. Największe postacie techno i ikony muzyki elektronicznej, bez podziału na kategorie, wspólnie występujące pod jednym dachem Filharmonii Berlińskiej? Kupiłem ten koncept w całości, bez chwili zastanowienia, zakreślając w kalendarzu Strom Festival jako pierwszy muzyczny wypad tego roku.

fot. materiały własne

Muzyka elektroniczna w filharmonii nie jest jakimś nieodkrytym, innowacyjnym zabiegiem. Nie da się ukryć, że coraz częściej artyści, których znamy z klubowych dancefloorów, romansują z muzyką klasyczną. Z pewnością każdy z nich ma ku temu inne przesłanki. Poszukiwanie nowych form ekspresji, nadanie stempla jakości tworzonej przez siebie muzyce czy otwarcie drzwi do najpiękniejszych sal koncertowych na świecie. Na naszym podwórku także kilkukrotnie doszło do integracji muzyki „klubowej” z klasyczną.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Niezapomniany występ Jeffa Millsa w katowickim NOSPR na zakończenie Tauron Nowa Muzyka, niedawne występy Christiana Löfflera, gig Francesco Tristano we wrocławskim NFM-ie czy Centralny Salon Ambientu w Podlaskiej Filharmonii. Potrzeba odwagi (i konkretnego budżetu), aby przenieść muzykę elektroniczną na deski polskich filharmonii. Wciąż w tym temacie raczkujemy, ale wspomniane, wyprzedane eventy dają jasny komunikat na zapotrzebowanie takich koncepcji także w naszym kraju.

Czytaj także: Christian Löffler & Detect Ensemble – relacja Muno.pl

Do mroźnego Berlina dojeżdżam bezpośrednim pociągiem z Wrocławia. Informacja o obsuwie jakoś mnie nie dziwi, ale ciężko kręcić nosem. W końcu o takie połączenie modliłem się od bardzo dawna. W drodze wraz ze swoim kompanem-dinozaurem, który na „stare lata” woli posłuchać techno na siedząco, śmiejemy się, że nareszcie zobaczymy coś innego niż trasę Berghain-hotel-Flixbus. W trakcie 4-godzinnej podróży naiwnie planujemy dzień pomiędzy kolejnymi aktami Strom Festival. Skończyło się jak zwykle, eksplorowanie miasta zostawiamy sobie na kiedy indziej. Po wysiadce walczymy z czasem, by punktualnie o 20:00 zameldować się w środku. Festiwal trwa tylko 7 godzin, musimy wycisnąć z niego maksimum dobrodziejstw.

fot. materiały własne

Tuż po przekroczeniu bram Filharmonii Berlińskiej nie sposób się nie odnieść wrażenia, że w jej przestrzeni – zaprojektowanej przez niemieckiego architekta, Hansa Sharouna – rezonuje duch innowacyjności. Należy pamiętać, że mamy do czynienia z miejscem wzniesionym w latach 60. – z pewnością nie jest to najnowocześniejsza sala koncertowa na świecie.

Budowla ta znajdowała się niemal na samej granicy rozdzielającej ówczesne dwa światy, tuż obok Muru Berlińskiego, a dokładniej po jego zachodniej stronie. Przez te długie lata filharmonia na przekór wszystkiemu łączyła berlińską społeczność. Znajdująca się tam sala koncertowa, jako pierwsza na świecie – dzięki swojemu pionierskiemu rozwiązaniu ulokowania widowni wokół centralnie położonej sceny – zmniejszyła dystans między muzykami i słuchaczami.

fot. Lena Laine

Strom Festival. Świątynia muzyki elektronicznej

Strom Festival rozpoczynam od występu kuratora całego zamieszania, Stefana Goldmana. To nie tak, że przyjechaliśmy tutaj słuchać techno na krzesełku. DJ sety pomiędzy koncertami na głównej sali odbywały się w „tanecznym” foyer o arcyciekawej, połamanej geometrii. Ekspresowo zapełniający się „parkiet” dał nam błyskawicznie podgląd na to, z jaką publiką przyjdzie nam obcować. Kategoria wiekowa opiewała gdzieś między 18. a 65. rokiem życia. Potwierdza to tylko, jak żywe zainteresowanie wśród mieszkańców Berlina budzi muzyka elektroniczna najwyższych lotów. Goldman, znany z nieustannego wprowadzania wariacji do formalnego rdzenia techno, w pięknym stylu przeszedł z mocno eksperymentalnych dźwięków do pierwszego, tanecznego rozbujania publiki Strom Festival.

fot. materiały prasowe

Szybko stłumiłem w sobie pobudzonego, nocnego zwierza, by doświadczyć pierwszego z zaplanowanych koncertów na głównej sali. Wyjątkowe, drewniane wnętrze z tarasowym układem widowni mogącej pomieścić ponad 2 tysiące osób, robi wielkie wrażenie. Znakomita widoczność dostępna jest niezależnie od lokalizacji, natomiast bliskość do sceny daje słuchaczom poczucie większego kontaktu z występującymi tam artystami.

Zaczynamy od mocno instrumentalnego występu Hauschka i Kaia Angermanna, z głównym bohaterem w postaci specjalnie zaprojektowanego fortepianu. Hauschka słynie bowiem z nowatorskiego odkrycia – poprzez wkładanie przeróżnych przedmiotów do instrumentu może modyfikować jego brzmienie w stronę przypominającą gitarę basową, indyjski gamelan albo perkusję. Nie słyszałem czegoś takiego w życiu, oklaskom nie ma końca, robię wielkie wow i szybko wracam do foyer.

Tym razem mam mocno mieszane uczucia – z kontemplacyjnego, poruszającego koncertu trafiam na dziki set portugalskiej DJ-ki Nídia. Tłuste afrobeaty w akompaniamencie z szalejącą publiką kompletnie nie trafiają w spektrum moich ulubionych częstotliwości – nie jestem też przekonany o słuszności takiego bookingu w trakcie tego konkretnego festiwalu. Traktuję to jako ciekawostkę i przystanek przed najważniejszym aktem tego wieczoru. Za moment miałem doświadczyć muzyki Wolfganga Voigta w jednym z najważniejszych – dla niemieckiego artysty, dla mnie i świata muzyki elektronicznej – projektu GAS.

GAS – Zeit 

Live act GAS z materiałem Rausch dla wytwórni Kompakt widziałem już w trakcie kijowskiego festiwalu Strichka w 2018 roku. Podobnie jak w Ukrainie, Voigt zaprezentował w Berlinie osobliwą podróż wśród szelestów, mikro dźwięków i łagodnego strumienia szumów podsycanych jednostajnymi, potężnymi uderzeniami basu. Spektakl w połączeniu z psychodelicznymi, leśnymi wizualizacjam spotęgował u mnie konkretny trip.

Ciężko było się w niego do końca zaangażować – chwilami czułem się jak na taniej środzie w multipleksie. Kiepsko wyglądał masowo opuszczany przez młodszą publikę koncert wybitnego artysty ze swoim ikonicznym przedsięwzięciem. Gdzie oni do cholery idą? Jakim cudem nie zaangażowali w muzykę Voigta? Wszystko wyjaśniło się, gdy jako pierwszy (po zakończeniu!) wyszedłem z głównej sali – grający już Marcel Dettmann miał przed sobą pełen parkiet. Najwidoczniej po północy ludzie w Berlinie wolą tańczyć niż w skupieniu tonąć w głębokich brzmieniach muzyki elektronicznej. Nie zawojowałem na rezydencie Berghain za długo – zbyt kusząca okazała się impreza w Tresorze z okazji 10-lecia wytwórni Northern Electronics.

Strom Festival
fot. Lena Laine

Na sobotnią odsłonę festiwalu udaje się w klimacie lekko afterowym. W kościach i uszach wciąż wybrzmiewały fantastyczne sety od wspomnianej szwedzkiej ekipy. Północne techno skradło moje serce, w szczególności odkryta przeze mnie tej nocy Jessie Granqvist. W Filharmonii Berlińskiej meldujemy się na występie holenderskiej DJ-ki upsammy, rozkręcającej wyprzedany w całości tego dnia Strom. Podczas następnych kilku godzin swój fokus kieruję jednak w stronę sali koncertowej. To tutaj przyszło mi zmierzyć się z prawdziwymi perełkami, których nie doświadczę zbyt prędko.

Strom Festival
fot. Stephan Rabold

Na start światowa premiera nowego zespołu, w którym obok członków Filharmonii Berlińskiej wystąpił kompozytor i projektant dźwięku, Simon Stockhausen. Czteroosobowa ekipa zaprezentowała w sposób mi wcześniej nieznany brzmienie instrumentów akustycznych przekształcanych za pomocą środków elektronicznych.

Robert Henke. Elektroniczny Matrix

Autora najważniejszego koncertu Strom Festival upatrywałem w osobie współtwórcy Abletona, wybitnego niemieckiego muzyka i performera, Roberta Henke. Audiowizualne show stojące za projektem CBM 8032 AV stawiam na jednej linii z doświadczeniem innych ikon niemieckiej elektroniki – Kraftwerk.

Z czym właściwie przyszło mi się zmierzyć? Otóż projekt ten to w jednym wielkim skrócie eksploracja piękna prostej grafiki i dźwięku przy użyciu komputerów z początku lat 80. Praca ta dotyczy ambiwalencji pomiędzy współczesną estetyką a wykorzystaniem przestarzałej i ograniczonej technologii sprzed 40 lat. Henke na scenie zainstalował się wraz z pięcioma odrestaurowanymi komputerami Commodore CBM 8032. Przed rozpoczęciem koncertu, Robert w sposób wnikliwy tłumaczył cały proces twórczy, który za kilka chwil miał unieść się w mocno naelektryzowanej atmosferze sali koncertowej Filharmonii Berlińskiej.

Strom Festival
fot. Lena Laine

Przedstawienie polegało na obsłudze legendarnych komputerów – wywoływaniu zaplanowanych procedur i zmianie ich parametrów. Trzeba zaznaczyć, że maszyny te nigdy nie były przeznaczone do tworzenia sztuki audiowizualnej. Rezultat powalił mnie na ziemię swoją surowością i geometrią o niskiej rozdzielczości z wyłącznie monochromatyczną zielenią. Zaprogramowane algorytmy dźwiękowe promieniowały nieopisanym, autonomicznym, rdzennym groove’m – wariacje cyfrowych szumów, potężnych basowych klików i nieprzyjaznych pogłosów zmiotły mnie z planszy. W ogóle nie dziwią mnie żywiołowe reakcje publiki w trakcie koncertu. To było jedno z tych przeżyć, które nie mają prawa się powtórzyć. Wspaniały to był występ, nie zapomnę go nigdy.

Strom Festival. Wymarzone rozpoczęcie roku

Strom Festival zakończyliśmy największym DJ-skim nieporozumieniem z jakim miałem niechlubną okazję do tej pory obcować. Closing od Juana Atkinsa zaliczam do najgorszych rzeczy, jakie słyszałem w życiu (?!). Poczułem się jak na wrocławskich Partynicach – koniom nie było końca. Ciężko to zrozumieć – mam teorię, że jeden z ojców techno musiał się na coś obrazić i zrobił to specjalnie. Zresztą przez 1,5 godziny wyglądał tak, jakby Strom był ostatnim miejscem na planecie, w którym chce właśnie przebywać. O Juanie staram się zapomnieć, nic nie może zabrać mi smaku wcześniejszych występów. Strom Festival dożywotnim, stałym punktem programowym w moim festiwalowym kalendarzu.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →