Kapoor: „Promotorzy i właściciele klubów bookują non stop te same osoby” – wywiad
Kapoor to bez wątpienia jedna z najbardziej utalentowanych postaci polskiej sceny downtempo. Podczas lat spędzonych na produkcji muzyki i graniu imprez zyskał zaufanie zarówno rodzimej publiki, która tłumnie stawia się na jego sety, jak i zagranicznej. Sprawdźcie naszą rozmowę.
Z Kapoorem udało nam się zamienić kilka słów już jakiś czas temu. Dziś możecie sprawdzić zapis tej rozmowy, w której poruszamy różne, nawet te nieco mniej popularne w środowisku tematy np. o scenie klubowej od kuchni. Trzymajcie się mocno, zapnijcie pasy i zabierajcie się do lektury.
Kapoor. Bycie w „Top” i produkcja ponad wszystko – wywiad
Marceli Świetlik: Kamil, czy Ty ogóle wychodzisz ze studia? Jedyne wiadomości, które docierają ostatnimi czasy od Ciebie to „zmieniłem monitory w studiu”, „po raz kolejny top 100 na Beatporcie” oraz „nadchodzą nowe wydawnictwa”. Opowiedz nam jak artystycznie upływają Ci ostatnie miesiące, bo wygląda na to, że jesteś niezwykle zapracowany.
Kapoor: Fakt. Dużo się u mnie ostatnio dzieje pozytywnych rzeczy związanych z muzyką. No, może poza tymi wspomnianymi, nowymi monitorami. Gdyby stare mnie nagle nie zawiodły, to na pewno nie planowałbym w obecnym, „covidowym” klimacie takiego wydatku. Czasami to po prostu złośliwość rzeczy martwych, czyli tzw. siła wyższa.
Masz rację, że ostatnio zasypałem wszystkich informacjami o nowych produkcjach i można odnieść wrażenie, że nic innego już w życiu nie robię – poza muzyką. Na swoją obronę mogę tylko wspomnieć, że część z tych kawałków skończyłem dużo wcześniej, ale z różnych względów miały one przesuniętą publikację. Dlatego potem nagle wszystko się skumulowało i ukazało niemalże w jednym momencie.
Obecnie mogę się pochwalić przede wszystkim tym, że właśnie wyszedł mój 3 album – współtworzony z Hvitling’iem, którego bardzo cenię. Wydany został on w Akumandrze, czyli jednej z najlepszych wytwórni downtempo na świecie. To właśnie w niej tworzyli też tacy artyści światowego formatu jak Sainte Vie czy Miyagi. Jestem dumny, że właśnie tam doceniono moją muzykę i mogę być częścią Akumandry. Poza tym pojawił się mój remix z Enigmatickiem dla Magican On Duty, który oczywiście bardzo polecam, a oprócz tego czekam na remix kawałka Thommie G. dla Sofa Beats i w tej samej wytwórni remix dla Rabih Rizk.
Jeśli chodzi o bycie w „top”… . W muzyce nie ma mowy o spoczywaniu na laurach, choć oczywiście rankingi na Beatporcie są super wyróżnieniem. To m.in. dzięki nim artysta może się poczuć w pewien sposób doceniony przez odbiorców – w końcu to dla nich tworzy swoją muzykę. Dlatego jestem wdzięczny za wszystkie wyróżnienia i miłe słowa, które dają motywację do dalszej pracy. Nieustannie odkrywam nowe rzeczy związane z produkcją i staram się być coraz lepszy w tym, co robię. Choć czasami odnoszę wrażanie, że nie starczy mi życia, aby osiągnąć poziom, z którego sam byłbym w 100 procentach zadowolony. Muzyka wymaga ciągłego poszukiwania i rozwoju, to piękna, ale niełatwa droga. I choć wydaję się bardzo zapracowany, to prawdę mówiąc w ostatnich miesiącach poświęciłem na muzykę dużo mniej czasu, niż w poprzednich latach. Pochłonęło mnie życie prywatne i cały czas staram się odnaleźć w tym idealny balans.
Aktualnie pracuję nad kolejnymi projektami, czyli moim 4 albumem i remixami dla ciekawych artystów. Ostatnio robiłem m.in. remix dla Zuma Dionysa, którego podziwiam i który jest artystą rozpoznawalnym na całym świecie w klimacie muzyki orientalnej. Przyznam, że było to dla mnie duże wyróżnienie i ambitne wyzwanie. Oby nie ostatnie!
Witchtape #88 | Guest Wizz : Kapoor
Kapoor. Współpraca z Hvitling’iem
Muszę przyznać, że brzmi to naprawdę imponująco. Opowiedz mi trochę więcej o swojej współpracy z Hvitling’iem. Nie będę ukrywał, że album zrobił na mnie spore wrażenie. Kawał pięknej muzyki. Jak doszło do tego, że zaczęliście tworzyć razem? I przede wszystkim – jak Wam się współpracuje na odległość, bo zakładam, że tak właśnie powstawało to LP.
Kapoor: Początek naszej współpracy to dosyć banalna historia jakich wiele w branży muzycznej. Dwa lata temu Hvitling wysłał do mnie link na Soundcloudzie ze swoim trackiem i prośbą o feedback. Jego twórczość od razu spodobała mi się na tyle, że zapytałem go wprost, czy nie chciałby stworzyć czegoś wspólnie. Z miejsca się zgodził i tak zaczęła się nasza przygoda. Okazało się, że bardzo dobrze nam się współpracuje, co można usłyszeć przy poprzednim albumie, o którym wspomniałeś, dlatego w dalszym ciągu kontynuujemy naszą pracę. Bardzo dobrze się uzupełniamy w tym wszystkim. Ja zajmuję się przede wszystkim aranżacją, a on miksem, dlatego działamy jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy robi to, w czym jest najlepszy.
Natomiast jeśli zastanawiasz się nad profitami finansowymi z rankingów na beatporcie, to najlepiej spuścić na tę kwestię zasłonę milczenia, bo zarobki producentów to w dalszym ciągu marne grosze. Za jedno granie na imprezie otrzymuję więcej, niż za cały kwartał z beatporta – za sprzedaż wszystkich znajdujących się tam moich kawałków łącznie. Tych starych i tych nowych. Żeby z samej produkcji zarobić jakiekolwiek pieniądze, to trzeba bawić się w tego niesławnego ghost producenta, bo wtedy od razu dostajesz konkretne pieniądze za jeden utwór. Jeśli jednak pracujesz nad własną marką i produkujesz dla siebie, to musisz się oswoić z myślą, że kokosów z tego na pewno nie będzie.
W ostatnim czasie w „Top 100” byłem kilka razy, a i tak nie zarobiłem więcej, niż otrzymuję za jedno granie w Polsce, bo nie wspominajmy już o zagranicznych stawkach. Z mojego punktu widzenia wydawanie utworów jest istotne przede wszystkim wizerunkowo, aby otrzymywać lepsze bookingi i pracować nad swoją rozpoznawalnością na świecie – by móc wybić się poza Polskę.
Dostałeś kiedyś propozycje wyprodukowania tracków dla kogoś?
Kapoor: Nigdy nie dostałem takiej propozycji, natomiast sam postanowiłem spróbować swoich sił. Jest taka strona – nazywa się houseoftracks.com. Tam ghost producenci wstawiają swoje prace wraz z plikami midi, wav i je sprzedają. Koszt takiego kawałka waha się od 300-600 euro (na houseoftracks.com). Sprzedałem tam trzy swoje utwory, w tym jeden techno. Patrząc z jaką prędkością robię kawałek (zajmuje mi to 5-6 dni, kiedy nie muszę iść do pracy), to jest to fajna sprawa na dodatkowy zarobek. Oczywiście, niecały tydzień na kawałek to wbrew pozorom wcale nie jest szybko. Eelke Klejin w jednym z wywiadów powiedział, że dobry producent robi kawałek w 3-4 dni włącznie z miksem.
Od zawsze na pierwszym miejscu stawiałem produkcję ponad miksowaniem – czy to na imprezie czy w domu. Masz większe pole do popisu, dowiadujesz się coraz nowszych rzeczy i technik, to Cię kształtuje. Niestety, ubolewam nad tym, że tak mało jest osób w Polsce, które produkują na wysokim poziomie.
Kapoor. Ten sam beton od lat
No właśnie, jak to jest z tą naszą rodzimą produkcją? O tym, że mamy nadpodaż DJ-ów nie trzeba chyba nikogo przekonywać. A jak Twoim zdaniem jest z twórcami?
Kapoor: Wynika to z wielu kwestii. Po pierwsze tak jak wcześniej wspomniałeś jest wiele osób które chcą grać. Po prostu grać i nic więcej. Do tego nie potrzeba dużo. Podstawowy sprzęt do mixowania kupisz za 2-5 tys złotych, kupisz/ściągniesz utwory, nauczysz się liczyć do 4 i możesz grać. Czasami nawet ten sprzęt odpada, bo wystarczy pożyczyć, albo nauczyć się u znajomego, więc wtedy właściwie zostaje w puli tylko koszt pendrive’ów i muzyki (o ile kupujesz legalnie). W produkcji muzyki coś takiego by na pewno nie przeszło. Wystarczy porównać długość kursów djskich i producenckich. Przez pierwszy przebrniesz w ciągu tygodnia, drugi natomiast zajmuje rok, a tak naprawdę to rok kursu poświęcasz na naukę podstaw, a potem uczysz się ciągle przez całe życie. Wiem z autopsji, bo wkurza mnie zawsze to, że dowiaduje się czegoś później, co mógłbym wykorzystać dużo wcześniej, a co wpłynęło na jakość utworów, które już wydałem.
Kolejnym czynnikiem, który jest nie do przeskoczenia, a ma decydujący wpływ to czas i pieniądze, o których już trochę wspomniałem wyżej. Tak, jak wcześniej nadmieniłem, koszt sprzętu do miksowania w porównaniu do produkowania muzyki jest kilkakrotnie niższy. Niestety, monitory studyjne, karta dźwiękowa, wtyczki, sample czy syntezatory – wszystko kosztuje. By produkować na wysokim poziomie trzeba mieć również czas. Początkujący producent będzie dużo więcej czasu spędzał nad projektami. Będzie poprawiał i zmieniał co – moim zdaniem – jest największym błędem. Wiele osób przez to nie kończy swoich projektów, bo zapisuje je na dysku na później. W ten sposób zbiera ich całe mnóstwo i kiedy chce je skończyć i wraca do projektu to okazuje się, że nie ma już tego „flow” i chęci. Zachęcam zatem, by projekty, które zaczynamy, starać się jednak zawsze kończyć. Gorzej lub lepiej, ale to zawsze krok do przodu.
Wracając jednak do DJ-ów, to trzeba podkreślić i pochwalić to, że mamy wielu bardzo dobrych, których poziom nie odstaje od tych znanych, zagranicznych. Na imprezach poziom często jest bardzo zbliżony. Jedyne co mnie irytuje i to trzeba powiedzieć głośno, że promotorzy i właściciele klubów bookują non stop te same osoby. Rządzi ten sam beton od lat. Promuje się tych, którzy są popularni i lubiani online. Tych, którzy uciekają do domu po graniu bo mają rodziny i muszą wypocząć przed pracą w poniedziałek, raczej się pomija.
Najważniejsze w tym środowisku jest to, żeby było Cię pełno w sieci i aby wszyscy Cię znali i lubili. Nie wiem, czy taki jest cały świat czy tylko Polska czy może chodzi tylko o ten biznes muzyczny. Uważam, że jest wiele osób, które nie potrzebują tej całej otoczki, bo broni ich muzyka, ale niestety w ten sposób tracą często możliwość bookingów. Wiem, że moje zdanie może wydawać się niepopularne, ale podam przykład.
Kapoor | live at Las Palace with Mira
Kapoor: Niedawno Muno.pl przeprowadziło sondaż w postaci plebiscytu. Fenomenem jest to, że jest kilka osób w pierwszej 20-tce, które nie wydały nic w poprzednim roku. Są też tak wysoko w różnych kategoriach osoby, które mają tylko jedną platformę muzyczną, a na niej jednego tylko seta i gdy wchodzimy na fanpage takiej osoby, to widzimy tam same zdjęcia. Gdy sam porównuję taką osobę np. z Maryo, który gra wiele lat i udostępnia dla ludzi praktycznie każdy swój nagrany set, a jest ich sporo, to uważam to za cholernie niesprawiedliwe. Bo Maryo ze swoją muzyką nie trafił w rankingu na miejsce, na które według mnie by zasługiwał. Wyżej od niego uplasowały się osoby z dużą ilością lajków pod fotkami, które nie mają nic wspólnego z muzyką. I tak, wkurza mnie to.
Nie chcę, aby tak to wszystko wyglądało w Polsce. I niestety, na pewno nie świadczy to dobrze o nas. Bo wyobraźmy sobie sytuację, gdzie zagraniczny promotor wchodzi na profil takiej osoby, która ma tylko jeden set wrzucony i zamiast tego same zdjęcia, co sobie może pomyśleć? Podkreślam, takie są osoby z pierwszej 20-tki waszego rankingu i nie dziwne w sumie, że poza nasz kraj takie osoby raczej na grania nie trafią. Jeśli to się nie zmieni, zawsze będziemy tylko supportować na imprezach tych znanych, zagranicznych. Nigdy nie będziemy supportowani przez innych. W Polsce wystarczy się rozebrać, pomachać rękami i coś zażyć, by zaistnieć.
Będę surowo to oceniał i wygłaszał głośno moje niepopularne opinie, bo nie mogę zgodzić się z takim stanem rzeczy. Albo robimy coś profesjonalnie albo dajmy sobie spokój. Moim wzorem, jak byłem młodszy, zawsze był Angelo Mike czy Marcin Czubala. Do tej pory tego drugiego uważam za świetnego producenta. Sądzę, że przykład w Polsce, przynajmniej jeśli chodzi o produkcję, powinniśmy brać z takich artystów jak Błażej Malinowski, Deas, Sept czy chłopaki z Foxall. W plebiscycie Muno.pl nie znalazła się np. jednej z najlepszych wytwórni downtempo na Świecie – Exotic Refreshment. Może dlatego, że mało kto wie, iż jest to polska wytwórnia. Brakowało mi w rankingu też producentów, którzy za granicą są cenieni, a w Polsce jest o nich cicho, jak choćby Rafael, Tuxedo czy Topek.
Kapoor. Artysta = marka
Produkcja muzyki wydaje mi się, w przypadku niektórych, dodatkiem do DJ-owania. Chcesz popchnąć swoją karierę – musisz zacząć produkować. Nieważne czy robisz to dobrze czy nie, jeśli Twoje nazwisko obrosło wcześniej w socialmediowe piórka to często i tak uda Ci się wypuścić muzykę, nieważne jaka ona by była. I tutaj wkradają się ghost producenci. Myślisz, jako osoba która produkuje już od wielu lat, że sporo jest artystów, którzy korzystają z tego typu usług, których klubowa publika zna dobrze? Zapewne w Polsce też się zdarzają osoby które sięgają po te drogę na skróty, prawda?
Kapoor: Cóż, dobre pytanie. Na Świecie jest dużo osób, które korzystają z takich usług. Znam kilku ghost producentów, np. Kintar. Jest to producent wszechstronny. ,,Jego” utwory, które są podpisywane przez kogoś innego, możesz znaleźć w różnych gatunkach elektroniki. Choć nie sądzę, że w Polsce – ze względów czysto finansowych. Koszt jednego utworu jak już wcześniej wspomniałem to 2 000 – 3 000 zł i nie każdy może sobie na to pozwolić. Jestem jednak prawie pewny, co do jednej osoby w kraju, która korzysta z takich usług. Bo wyobraź sobie, że pewnego dnia ktoś się nagle pojawia i od razu wydaje w Katermukke niemalże nieskazitelne utwory ze świetnym mixem. Z własnego doświadczenia wiem, że na takie rzeczy pracuje się latami. To nie jest tak, że siadasz, robisz sobie utwór, a on trafia wprost do jednej z najlepszych wytwórni. Produkcja to nieustanny proces.
Każdy kto pamięta swoje pierwsze utwory czy sety wie, że nie były one wybitne, a na pewno nie były światowego formatu. Dlatego nie wierzę w cuda, że ktoś ma tak wybitny talent, że siada i od razu produkuje na wybitnym poziomie. Ewentualnie mogło być też tak, że ta osoba zaaranżowała sobie utwór, ale potem trafił on do świetnego fachowca, który ingerował w każdy element tej aranżacji. Nie tylko ustawił głośność każdej ścieżki, lecz także dodał efekty, skompresował czy użył odpowiednich filtrów. Dla mnie, osobiście, taki utwór jest tylko w 30 procent twój. Bo cały pic polega na tym by używać wszystkich vsti i vst w odpowiedni sposób. To czyni Cię producentem. Bije się w pierś, bo po takim czasie nadal mam czasami problem z mixem i często tracę nad tym sporo nerwów, ale mimo to zachęcam by nie chodzić na skróty. Dobra muzyka sama zawsze się obroni.
Kapoor – 1985
No tak, a jaki jest zatem próg rentowności takiego kupowania kawałków? Czy to bardziej inwestycja w bookingi w przyszłości – wypuszczam EP, podtrzymuje zainteresowanie sobą a przez to mnie bookuja?
Kapoor: Kupowanie utworów od ghost producentów? Przede wszystkim to świetna inwestycja we własną markę i jej promocję na świecie, jeśli sami nie są w stanie stworzyć czegoś równie dobrego. To gwarancja utrzymania się na szczycie. Producent i DJ w dzisiejszych czasach Internetu to nie tylko artysta, to także marka własna, jak każda inna. Dlatego należy tu doliczyć duże korzyści PR’owe dla znanych już globalnie osób. Wydanie EP w takim wypadku to cała machina promocyjna – tym większa, im bardziej znany producent. Wymienić można choćby oczywiste artykuły i wywiady w mediach na całym świecie, a także duże trasy promocyjne w klubach związane z nowym wydawnictwem.
Popularna i rozpoznawalna na świecie marka (artysta) plus dobra promocja nowego materiału – to oczywiście już na starcie duże zainteresowanie i wysoka sprzedaż, a nawet przedsprzedaż. Z miejsca gwarantuje ona miejsce w różnych rankingach i dalszy wzrost zysków. Tych pochodzących bezpośrednio ze sprzedaży muzyki, które jak wcześniej wspomniałem, nie są szczególnie wysokie. Lwia część trafia do labelu, platform, dystrybutorów, a nie autora. Jednak należy uwzględnić także wzrost zysków pośrednio związanych z wydaną EP, czyli chociażby świetna promocja (na którą w dzisiejszych czasach wydaje się duże nakłady finansowe) lub wzrost zainteresowania i nowe oferty bookingowe.
Biorąc pod uwagę horrendalne stawki finansowe najpopularniejszych artystów, to już jeden booking spokojnie zwróciłby im cały nakład finansowy wydany na zakup utworów do jednej EP. Gdy mówimy o najpopularniejszych obecnie nazwiskach na świecie, to mówimy o dużym biznesie, gdzie 12 000 zł to niemalże drobniaki. Więc tak, zdecydowanie jest to opłacalne dla takich gigantów.
Jeśli zaś chodzi o kupowanie utworów przez artystów nieznanych na globalną skalę lub tych dopiero zaczynających swoją karierę, to jest to ryzykowna inwestycja bez gwarancji zwrotu. Osobiście nie popieram takiego działania. Jest to ewidentna droga na skróty i próba wybicia się i zyskania uznania dzięki cudzej pracy. Każdy prawdziwy (dla mnie) artysta kiedyś zaczynał od zera, aby powoli rozwijać swoje umiejętności i swój własny styl. Jeśli ktoś kupuje cudzą, gotową pracę na wysokim poziomie i prezentuje światu jako własną, to moim subiektywnym zdaniem jest co najwyżej pozorantem chcącym uchodzić za artystę, a nie prawdziwym twórcą godnym uznania.
Proste rozwiązania i droga na skróty mogą być kuszące, ale nie potrafiłbym czerpać z takich efektów żadnej satysfakcji, bo zwyczajnie czułbym się jak oszust. Na początku drogi to wybór. Czy chcemy być autentyczni i prawdziwi w tym co robimy, aby powoli stawać się coraz lepszymi producentami, żeby to było naprawdę nasze osiągnięcie i nasza historia? Czy chcemy po prostu stworzyć dla świata nieprawdziwy obraz siebie i swojej twórczości, aby szybciej zyskać (być może) podziw i uznanie, choć niekonieczne zasłużenie..
Wiem, że takie mamy czasy, że prawda i pozory mają często zatarte granice i ciężko je czasami odróżnić. Ogromna ilość nowej muzyki zalewającej codziennie rynek i bardzo duża konkurencja mogą zniechęcać, bo ciężko jest po prostu zaistnieć. Na swoim przykładzie mogę jednak stwierdzić, że to możliwe. Może nie jestem na globalnym szczycie, ale jestem zadowolony z dotychczasowych osiągnięć, bo wiem, że to w 100 procentach zasługa mojej pracy.
Mezcla 58 / Kapoor & Hvitling / Akumandra
Wyglada na to, że mogliśmy doprowadzić naszych czytelników do mocnej konsternacji. Twoje zdanie jest mocno krytyczne. Powiedz mi, jak Ty w tym wszystkim widzisz swoją przyszłość? Jak zamierzasz pchać swoją karierę do przodu? Co poradziłbyś tym którzy zaczynają albo coś już osiągnęli?
Kapoor: Szczerze? Jeśli chodzi o mnie, to na pewno nie przestanę głośno mówić o tym, co mi nie pasuje (choć moje opinie zazwyczaj nie są popularne). Nie zacznę się szerzej uśmiechać do innych, bo dzięki temu może zyskałbym więcej bookingów w kraju. Zamierzam być sobą i po prostu robić swoje, choć może z tego względu zostanę przez wiele osób pominięty w przyszłości. Trudno. Muzyka to moja pasja, a nie praca na pełen etat. Chcę to robić, bo daje mi to radość.
Sądzę, że gdybym nastawiał się w tym świecie przede wszystkim na wybicie się za wszelką cenę, a nie samą muzykę, to już dawno zatraciłbym radość z tego wszystkiego i to rzucił. Dobra muzyka sama się w końcu przebije. Zalecam skupić się na sobie, swoich umiejętnościach i to nieustannie rozwijać, zamiast wciąż patrzeć tylko na konkurencję. Tak radzę i sam to robię – wciąż szukam i się rozwijam wierząc, że to jest prawdziwa wartość muzyki, a nie nieczyste zagrania i droga na skróty.
Jak wygląda twój harmonogram przyszłych występów? Czy czekają Cię jakieś ciekawe miejsca, w których będziesz mógł podzielić się swoją muzyką?
Kapoor: Najbliższy termin to 29 maja w Las Palace, gdzie zagram na Garden of God organizowanym przez Be Kolektiv. W Polsce z potwierdzonych terminów mam w kalendarzu jeszcze: Las Festival, Agregatik, Molo Festival (dziękuję za zaproszenie Jakub Sawicki). Do tego dojdą grania na moim autorskim cyklu Deep Oriental, który jest moim oczkiem w głowie, współtworzonym z Michałem Plisem z Be Kolektiv. Trudno uwierzyć, że cykl ma za sobą już 21 edycji. Przez te 3 lata udało się nam zaprosić bardzo fajnych producentów i djów, jak choćby Iorie czy Niju, którzy są pionierami w gatunku downtempo. Oczywiście, w dalszym ciągu zamierzamy pracować nad rozwojem tego cyklu, bo muzyka downtempo w Polsce dopiero się rozwija i powoli znajduje swoich odbiorców, dlatego mocno wierzymy w ten projekt. Inne rozmowy bookingowe są w toku, dlatego nie chciałbym tu dzisiaj zapeszać.
Oczywiście, na Polsce świat się nie kończy i mam nadzieję, że w końcu otworzą granicę. Jeśli tak się stanie, to będę bardzo szczęśliwy. Po raz pierwszy będę miał okazję zagrać w Nowym Jorku. Być może nawet dwukrotnie do końca tego roku. Jeden z tych bookingów byłby dla mnie szczególnie ważny, bo organizowany przez wytwórnię, w której wydałem ostatni album – Akumandrę. Otrzymałem również propozycję z Moskwy, w której byłem już sześciokrotnie i za każdym razem powracam tam jak do drugiego domu. To miasto ma w moim sercu wyjątkowe miejsce za niesamowity klimat i wspaniałych ludzi, dlatego zawsze bardzo chętnie tam wracam. Ze względu na pandemię także inne bookingi są ciągle przesuwane i trwają w zawieszeniu, jak choćby propozycje z Tokio czy Szwajcarii. Niestety, obecnych obostrzeń nie da się przeskoczyć, dlatego liczę na to, że świat jak najszybciej wróci choć w pewnym stopniu do dawnej normalności.