Clubbing, kultura i samorząd. Rozmawiamy z Marcinem Kostaszukiem

Wywiad

Zbiórki, livestreamy, transmisje i crowdfundingi. Przedstawiciele branży klubowej dwoją się i troją, żeby kryzys związany z pandemią koronawirusa COVID-19 dotknął ich w jak najmniejszym stopniu. O tym, jaką rolę w ich staraniach mogą odegrać jednostki samorządowe, pytamy Marcina Kostaszuka – prawnika, dziennikarza muzycznego, a od siedmiu lat zastępcę dyrektora poznańskiego Wydziału Kultury. Rozmawiamy nie tylko o wsparciu miasta, ale i o specyfice branży koncertowej, jej związkach ze sportem i tym, że warto działać razem – a nie osobno.

Kultura nie do zmierzenia linijką

Wspominałeś, że oprócz doraźnych działań jako jednostka samorządowa zajmujecie się teraz badaniami kultury. Jak one wyglądają?

Tak, jak je zaprojektujemy pod kątem aktualnych potrzeb. Aktualnie najistotniejsze będzie odnalezienie odpowiedzi na pytanie o skutki pandemii dla wszystkich uczestników kultury – zarówno jej animatorów, jak i samych odbiorców i ich preferencji.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Punktem wyjścia powinna być diagnoza, jak spełniane były ich potrzeby do tej pory. Jak badano skuteczność wspieranych przez miasta działań kulturalnych?

Z wymierzeniem efektu konkretnego działania kulturalnego zawsze jest duży problem, bo najistotniejszymi czynnikami są te, które obiektywnie trudno zmierzyć, jak choćby poziom satysfakcji. Akty prawne, konstytuujące działalność dotacyjną, nie wskazują jednoznacznie metody ewaluacji projektów. Wnioskujące o dotację w konkursie stowarzyszenia czy fundacje same muszą wyznaczyć założenia projektu, tworząc harmonogram, kosztorys i  tabelę rezultatów, ustalającą najodpowiedniejsze kwantyfikatory do jej oceny – na przykład frekwencję, liczbę wydarzeń w ramach cyklu. Mogą też wskazać bardziej skomplikowane wskaźniki, tworząc np. ankiety ewaluacyjne. Kluczowy jest powód – założone rezultaty są kryterium oceny projektów na etapie konkursów, ale też głównym czynnikiem umożliwiającym finansowe rozliczenie środków publicznych. Im więcej skomplikowanych wskaźników, tym większa papirologia, zatem większość dotowanych organizacji zakłada najprostsze metody. Mam wrażenie, że nikt tak naprawdę nie jest zainteresowany jej mierzeniem kultury linijką. I bardzo dobrze, bo to specyfika, którą kultura dzieli choćby z profesjonalnym sportem.

Marcin Kostaszuk / fot. zbiory prywatne rozmówcy

Kultura jak piłka nożna

W jakim znaczeniu?

W obu tych branżach trudno wskazać mierzalne, obiektywne oraz finansowe wskaźniki ją wartościujące. Jak masz zmierzyć, czy stumilionowa inwestycja w Neymara się jakkolwiek zwróci? Czy wkład Romana Abramowicza w Chelsea, który idzie w miliardy euro, jest ekonomicznie uzasadniony? Czytam ostatnio książkę Futbonomia o piłce nożnej, którą napisali matematycy [Simon Kuper, Stefan Szymański – przyp. red.]. Rozprawiając się z setkami stereotypowych wyobrażeń, autorzy próbują zestawić je z modelami matematycznymi i zweryfikować. Bardzo przemawia do mnie przykład związany z budowaniem stadionów i organizowaniem wielkich imprez. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wiele polskich miast i regionów postawiło na stworzenie ogromnych obiektów – przedstawiano przy tym różne opracowania świadczące o tym, że te inwestycje będą się zwracały. Tymczasem autorzy wykazali jasno, że na stadionach nie da się zarabiać, nawet będąc gospodarzem wielkich imprez. Ale jest plot twist.

Jaki?

Społeczeństwa w krajach organizujących piłkarskie mistrzostwa świata są od dekad badane pod kątem zadowolenia z życia. Okazało się, że istnieje czynnik, który na potrzeby tej dyskusji możemy nazwać… szczęściem. W 90% przeanalizowanych państw jego uśredniony wskaźnik wzrósł nie tylko w trakcie wielkiej imprezy, ale i długo po niej. Po takim badaniu pojawia się naturalna myśl, że istnieje coś więcej niż PKB, coś, co były premier Wielkiej Brytanii David Cameron nazywał GWBGeneral Well Being, swoisty produkt szczęścia brutto.

Tu należy wrócić do kultury i zastanowić się, po co ona jest. Nie po to, żeby mieścić się w mniej lub bardziej zaawansowanych słupkach  statystycznych. To jedna z tych niewielu rzeczy, która wzbogaca nasze potrzeby duchowe, jest bezpiecznym polem wymiany poglądów, a często po prostu źródłem emocji i przyjmeności. Nie potrafimy tego matematycznie opracować, ale można też ocenić wartość kultury prościej – dla przykładu prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak powiedział kiedyś, że pierwszym obszarem, w którym nie będzie ciął kosztów w wyniku kryzysu pandemicznego, jest kultura, bo jest po prostu zbyt ważna. I mówi to ekonomista, twardo zarządzający inwestycjami Poznania.

Miasto wspierające kulturę

Skoro nie opłacalnością, jakimi kryteriami posiłkuje się miasto albo inna jednostka samorządowa przy ocenie poszczególnych przedsięwzięć kulturalnych?

Wcześniej mówiłem o kulturze w bardziej generalnym ujęciu. Jeśli jednak wchodzimy na poziom miasta lub ministerstwa, musisz użyć sita i rzeczywiście wybrać jakieś kryterium. Jeśli do konkursu zgłoszono czterysta projektów, a ty dobrze wiesz, że środków na wszystkie nie wystarczy, musisz sformułować priorytety. Miasto w drodze szerokich konsultacji musi uzmysłowić sobie, jakie są aktualne potrzeby mieszkańców.

Jak konstruowane są te potrzeby?

Na przykład w drodze uchwalenia rocznego lub wieloletniego planu współpracy miasta z organizacjami pozarządowymi. W ten sposób na forum rady miasta, ale z uwzględnieniem uwag środowiska, przyjmowane są priorytety. To, jakie one będą, wynika przede wszystkim z potencjału drzemiącego w poszczególnych sferach kultury. Rzucam przykład – priorytet dotyczący aktywizacji kulturalnej przestrzeni publicznej. Jest on odpowiedzią na to, że miasto ma za mało kulturotwórczych miejsc w stosunku do liczby swoich osiedli, a jednocześnie mieszkańcy – przynajmniej do czasu pandemii – coraz chętniej uczestniczyli w wydarzeniach sublokalnych. W każdym dużym mieście większość teatrów czy muzeów istnieje „na Starym Mieście”, ale im dalej na przedmieścia, tym jest jej mniej. Postanowiliśmy więc zachęcić do działania tych, którzy mieszkają w mniejszych dzielnicach. Stworzyć lokalne przestrzenie dla aktywnych, spragnionych działalności kulturalnej ludzi – na przykład domy kultury. Ale z tego priorytetu korzystają też kluby – np. poznański Blue Note.

Dostępność, kompetencje, przejrzystość

Jakie są inne priorytety?

Przede wszystkim duże wydarzenia (np. festiwale), edukacja, wydawnictwa, wspieranie udziału artystów w znaczących wydarzeniach ogólnopolskich i międzynarodowym, kultywowanie pamięci o miejscach historycznych czy zasłużonych dla miasta osobach. Wróćmy teraz do tych kryteriów. Każdy z tych priorytetów ma je inaczej usystematyzowane. To przede wszystkim jakość propozycji, adekwatność do potrzeb i atrakcyjność z punktu widzenia wskazanych adresatów. Do tego ostatniego punktu dodajemy adnotację – w tym osób z niepełnosprawnościami. Punty można otrzymać też za metody aktywizacji odbiorców, promocji, dostępność. Ważne są kompetencje ludzi odpowiedzialnych za projekt, właściwa kalkulacja finansowa i przejrzystość oferty. A nawet jej ostateczny kształt: trudno być optymistą, gdy na przykład dostajemy pełne błędów ortograficznych wnioski od organizacji działającej na rzecz… literatów. Wreszcie realność działań – to, czy mają jakąkolwiek szansę na zaistnienie. W tym całym wymienianiu ważne jest dla mnie to, że hasło: Prezydent Poznania udzielił takiej kwoty na wydarzenie nie oznacza, że to on usiadł i zaczął rzucać z kapelusza pieniądze.

Tak, to częsta konstatacja.

A za tym procesem w rzeczywistości stoi kilka miesięcy pracy, ocen, weryfikacji. Jako Wydział Kultury organizujemy działania konkursowe i koordynujemy je, starając się o jak największą rzetelność. Najczęściej konstytuują one rzeczywistość wielu organizacji na rok lub nawet kilka lat, jednak bieżąca sytuacja zakwestionowała pewne status quo. Z dnia na dzień wytarła gumką wszystkie pozycje w kalendarzu kulturalnym. Stworzyła chaos, w którym najgorszy jest brak konkretnej daty, gdy to wszystko się skończy. Enea Spring Break przesunął się z kwietnia na wrzesień, wykonał dużą pracę, żeby zachować niezmieniony line-up, ale za chwilę może się okazać, że jego nowy termin też będzie nieodpowiedni. Bieżącym słowem-wytrychem jest teraz niepewność.

Kultura w dobie kryzysu

Co dzieje się z pieniędzmi przeznaczonymi na wydarzenie, które zostaje odwołane w wyniku siły wyższej – jak w przypadku pandemii COVID-19?

Wiele zależy od tego, na jakim etapie jest dany projekt. Pandemia rozpoczęła się w marcu. Dla jednych samorządów to dopiero moment rozstrzygnięcia konkursów dotacyjnych. W innych, jak chociażby w Poznaniu, ich wyniki były znane już pod koniec stycznia. Środki zostały przyznane, podmioty mogły podpisywać z nami umowy, dogadywać szczegóły. I w tych szczegółach tkwi esencja – finanse każdego z projektów podlegają aktualizacji w trakcie jego trwania, choćby właśnie ze względu na niespodziewane okoliczności. Niektóre samorządy powiedzą – okej, rozumiemy, ale oddajcie pieniądze. Inne stwierdzą – dobrze, poczekamy, zobaczymy, co z tego wyniknie. My staramy się przyjmować tę drugą strategię. W przypadku Spring Breaka decyzja o przełożenie terminu na wrzesień wydawała się sensowna. Czy jest dzisiaj – trudno powiedzieć, niemniej zawsze staramy się dawać organizatorom drugą szansę. I tu dochodzimy do tarczy antykryzysowej, a konkretnie jej punktu 15zzl.

O czym on mówi?

To zapis o tym, że samorząd albo organizator konkursu może wziąć pod uwagę niesprzyjające okoliczności związane z realizacją danego wydarzenia kulturalnego. Jak? Choćby honorując część poniesionych już środków. To poduszeczka powietrzna – niezbyt gruba, ale pozwala urzędnikom na znacznie więcej manewrów, Poszukać wspólnie z organizatorem alternatyw, spróbować przygotować występ dla mniejszej liczby osób, wybrać jakiś inny wariant. Wszystko sprowadza się do umiejętności zrozumienia sytuacji po obu stronach.

Jak myślisz – co jest lepszym rozwiązaniem dla organizatorów wydarzeń? Przeczekanie rok czy szukanie tych alternatyw, półśrodków?

Tu znowu, biorąc pod uwagę różnorodność kultury, odpowiem – to zależy. Nie ma jednej recepty. Zrozumiem i Grażynę Torbicką niechętną do przeniesienia festiwalu Dwa Brzegi do sieci, zrozumiem gospodarzy Kraków Film Festival organizującego swoją wirtualną odsłonę. Kiedy on-line wydaje się jedyną możliwą, a jednocześnie jakościową opcją, większym grzechem chyba jest z niej nie skorzystać. Oczywiście, świat internetowy jest znacznie trudniejszy – konkurencjami są choćby wielkie platformy streamingowe. Jeden odcinek jakiegoś serialu zawsze wygra z mniejszą inicjatywą. Przejście do on-line’u może być dobrym wyjściem wtedy, gdy organizatorzy chcą być w stałym kontakcie nawet z częścią swojej publiczności. Jeśli ktoś mocno utożsamia się z wizją danego wydarzenia, nawet substytut będzie lepszy niż jego całkowity brak. Nie mówię jednocześnie, że to uniwersalne rozwiązanie. Rynek muzyczny jest znacznie bardziej uwarunkowany czynnikiem ludzkim. Nieprzewidywalnością, jaką niesie za sobą każdy występ na żywo. Gdyby tak nie było, słuchalibyśmy tylko płyt i radia.

Samorządy a clubbing

Chciałbym przejść do kultury klubowej. W jaki sposób priorytety, o których opowiadałeś wcześniej lub inne formy wsparcia przez miasto dedykowane są ich podmiotom? Czy poznańskie środowisko klubowe z nich korzysta?

Kultura klubowa tworzona przez miejsca, agencje koncertowe oraz artystów rzadko korzystała z dofinansowań publicznych. W ostatnich latach działało w niej prawo podaży oraz popytu. Miasto wspierało tę scenę incydentalnie, gdy w projekcie rozjazd pomiędzy wartością artystyczną a komercyjną był na tyle szeroki, że podmiotom prywatnym nie opłacałoby się robić ich na własną rękę. Same miejsca klubowe / koncertowe rzadko zgłaszały się do konkursów. Wyjątkiem był Blue Note, który przez wiele lat wyznacza lokalny azymut jazzowy – na przykład cyklem Nowi mistrzowie albo konkursem Blue Note Poznań Competition.

Kluby są jednak ważne o tyle, że stają się rozsadnikiem kulturalnym, w którym zaczyna kiełkować środowisko artystyczne. Przed kilkoma laty lokalna scena wydała na różnych nośnikach składankę Rec.Out, na których pojawiła się An On Bast, ale i młodzi, awangardowi kompozytorzy z Akademii Muzycznej. W tym projekcie bardziej chodziło o wsparcie młodych, lokalnych wykonawców, którym wsparcie sektora publicznego pozwoliło zbudować CV, pokazać swój potencjał. Ogół sceny klubowej tego jednak nie potrzebował.

Skąd bierze się ta samowystarczalność? Czy w grę wchodzi tu wyłącznie aspekt ekonomiczny, a może – jak mówią niektórzy komentatorzy – clubbing jest przez rząd marginalizowany i nadal niedostrzegany jako kulturotwórcze zjawisko, jak to się dzieje w Berlinie?

Z jednej strony to oczywista niewiedza ze strony instytucji, trochę oparta na heurystyce: jeśli coś dobrze hula, to nie trzeba tego w dodatkowy sposób doceniać. Zazwyczaj wspieramy zjawiska niekomercyjne. Takie, które wzbogacają scenę, mimo że nie generują większych zysków. Przykładem jest działalność Lasu, która została objęta mecenatem miasta za pośrednictwem Galerii Miejskiej Arsenał. Koncerty organizowane wcześniej na Garbarach dzieją się teraz w Pawilonie (niegdyś Nowej Gazowni). Czy to jest rzecz, która sama mogłaby się finansować? Wszystko zależy od przypadku. Występ Piernikowskiego pewnie nie musiał być finansowany z kasy Poznania, ale jednocześnie stanowił część szerszego cyklu, no i przeniesienie go do streamingu pozbawiło organizatora wpływu z biletów.

Obecny kryzys z pewnością przyciągnie większe zainteresowanie branży klubowej wsparciem publicznym. Pech chce, że jest dostępne tylko na poziomie samorządowym, niekoniecznie ogólnopolskim czy ministerialnym, a samorządy najmocniej oberwą, jeśli chodzi o finanse. Ich budżet konstytuują przede wszystkim dochody z PIT-u i CIT-u, a te będą w tym roku rekordowo niskie.

Konkurs, nie dotacja

To fakt, pewnie nie zadałbym tego pytania, gdyby nie pandemia koronawirusa. Wiesz – filmowcy zostali objęci programem stypendialnym Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zorganizowało konkurs Kultura w sieci…

Jako Poznań postanowiliśmy pójść inną drogą. Zaprojektowaliśmy konkurs, który jest odwróceniem logiki dotacyjnej: pieniądze zostana przeznaczone na nagrody i wyróżnienia za to, co to, co już zostało zrealizowane. Mam wrażenie, że nie doceniamy tego, co stało się od czasu rozpoczęcia pandemii, a stało się bardzo wiele. Spontaniczny ruch, w którym artyści chcieli mimo wszystko zintegrować się ze swoimi fanami, zaowocował w mnóstwo nowych pomysłów, niekonwencjonalnych podejść do istniejących już form. Grzechem byłoby tego nie utrwalić, udokumentować. Niedawno dostałem od znajomego link do filmu, który został nakręcony na koncercie bez publiczności. Wideo czteroosobowego kwartetu zostało nakręcone w technologii 360 stopni – jesteś w pierwszym rzędzie niezależnie na kogo patrzysz. Niby żadna nowość, ale to, że ktoś postanowił połączyć jazz z taką formą nagrywania, bardzo się wyróżnia. Wspieramy finansowo tych, którzy pokazują nam nowy wymiar kultury. Mamy nadzieję, że pieniądze – chociaż niewielkie – pomogą przetrwać tym, którym odwołano serię najbliższych występów, aby mogli utrzymać się na pozycji twórców. To też szansa na to, żeby środki trafiły do ludzi będących zazwyczaj w cieniu – ekipy technicznej, bez której koncert się nie odbędzie. Do 15 czerwca przyjmujemy więc zgłoszenia do konkursu #kulturanawynos, którego adresatami mogą być między innymi muzycy czy didżeje. To oni pierwsi weszli do sieci ze swoimi transmisjami koncertów czy setów didżejskich, a jakość tych działań z tygodnia na tydzień była coraz wyższa. Konkurs jest ograniczony do twórców mieszkających w Poznaniu lub płacących tutaj podatki.

Clubbing w dobie koronawirusa – wnioski na przyszłość

Jaką lekcję powinna wyciągnąć branża klubowa z sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźliśmy?

W PRL-u istniał obowiązek zrzeszania się w różnego rodzaju cechach, izbach. Po latach został potraktowany jako coś przaśnego i zniknął. W Niemczech wciąż pozostał obecny – jeśli jedziesz do Hamburga na showcase Reeperbahn, jednym z punktów programów dla delegatów jest możliwość udziału w spotkaniu izby przemysłu muzycznego. Zrzeszeni są w niej organizatorzy koncertów, najemcy miejsc, dźwiękowcy, oświetleniowcy, firmy reprezentujące branżę. U nas dużą część branży stanowią zwarte organizacje non-profit, ale poza tą orbitą znajdują się podmioty gospodarcze. Nie potrafią one wyłonić swojej reprezentacji nawet w mniejszych środowiskach. Od wielu lat trwają rozmowy na ten temat i wciąż pozostaje niejasna odpowiedź na pytanie, kto w takim związku zawodowym ma sprawować władzę i jakie wyciągnie z tego korzyści.

Potrzeba jednak istnieje. Gdy w ubiegłym roku Go Ahead zostało przejęte przez agencję Live Nation, zorganizowaliśmy spotkanie wokół Spring Breaka. Brały w nim udział firmy współpracujące z festiwalem, właściciele klubów, media albo mniejsi partnerzy. Zgromadzenie miało uspokoić ich obawy związane z przyszłością wydarzenia. Zaraz po nim uczestnicy stwierdzili, że taka integracja bardzo im się przydała. Uważam, że branża rozrywkowa powinna umieć wyłonić swoich przedstawicieli, którzy będą w stanie mocnym głosem zaprezentować oczekiwania. Nie chodzi nawet o wysuwanie dużych roszczeń finansowych, tylko – idąc za sytuacją koronawirusa – propozycję modyfikacji rozporządzenia, w którym rząd dopuści możliwość organizacji mniejszych koncertów albo tych w samochodach. Jestem pewien, że niewielkie drobiazgi i sformułowania w pandemicznych przepisach, które działają na dużą niekorzyść branży kulturalnej, biorą się także stąd, że nie ma nikogo, kto dałby głos sprzeciwu i podpowiedział sensowne korekty.

 

Rozumieć potrzebę, mówić silnym głosem

Jakie mogłyby być argumenty branży klubowej?

Rzucam przykładowymi: „Za naszymi postulatami stoi kilkaset agencji koncertowych, tysiące artystów i jeszcze więcej pracowników. Rocznie generujemy z podatków duże przychody dla państwa, szacowane na…”. Taki manifest już robi wrażenie w przestrzeni medialnej i daje pole do swoistego lobbingu. Spójrz na to, jaki to miało skutek dla prawa. Niedawno zanalizowałem na swoim Facebooku rozporządzenie dotyczące zgromadzeń publicznych. Zwróć uwagę, jak głęboko sięga ono do regulacji związanych z uprawianiem sportu. Kulturze nie poświęca się tyle uwagi. Za tą obserwacją idzie pytanie – czy premier spotkał się z przedstawicielami kultury? Wydaje się, że nie, natomiast bardzo szeroko komentowano jego rozmowę ze Zbigniewem Bońkiem i PZPN-em. Profesjonalne kluby piłkarskie od lat są sponsorowane przez zarządy skarbu państwa albo samorządy. Zastanówmy się, dlaczego rząd głowi się nad kilkunastoma komercyjnymi podmiotami, w których pracują zarabiający astronomiczne kwoty piłkarze, a nie przywiązuje wagi do tego, jak branża koncertowa utrzymuje infrastrukturę kulturalną. Mieliśmy kiedyś dyskusję na temat poznańskiej Areny. Komu powinna służyć w większej mierze – kulturze czy sportowi?

Podejrzewam, że optowałeś za kulturą.

Oczywiście, ale patrząc na wpływy choćby z wynajmu tej hali, kultura generuje ogromne przychody dla właściciela, podczas gdy sporty halowe są w głębokim kryzysie i nie przyciągają publiczności. Reprezentanci branży powinni głośno mówić o tych 3,5% PKB, które stanowi kultura. O dobru społecznym, które za sobą niesie. Czasami te argumenty są na wyciągnięcie ręki – Wirtualna Polska zadała swoim respondentom pytanie, co planują po zakończeniu pandemii. Na pierwszym miejscu było pójście do fryzjera albo kosmetyczki, a na drugim – wyjście do teatru, kina lub na koncert.

hala widowiskowo-sportowa Arena w Poznaniu

Scena klubowa – przełom i integracja

Argumenty są, ale chęci do integracji – przynajmniej poza szumnymi deklaracjami – na razie dużej nie widać. Z czego to wynika?

Nie byłbym mimo wszystko takim fatalistą. Na początku zaczyna się od jednej, dwóch osób, które są na poważnie zainteresowane zmianą w stosunkowo krótkim czasie od rzucenia propozycji. Druga sprawa – trzeba precyzyjnie ustalić organizatora integracji. Nie wszyscy zgodzą się, że powinien to być portal internetowy taki jak Muno, choć ja sam upatruję w wyspecjalizowanym, merytorycznym dziennikarstwie eksponenta pewnych poglądów i manifestów. I trzecia rzecz – zestawmy środowisko klubowe z filharmoniami, teatrami albo filmowcami, którzy integrują się w Gildii Polskich Reżyserów albo Krajowej Izbie Producentów Audiowizualnych. To struktury tworzone przez dziesięciolecia, które ze względu na różne uwarunkowania na początku swoich działań przeżywały podobne problemy. Ludzie nie wierzyli, że taka czy inna gałąź sztuki będzie rzeczywiście szanowana, doceniana i premiowana na przykład przez rząd. Kultura klubowa – mimo tego, że nie jest żadną nowością, nie przeżyła jeszcze żadnego momentu przełomowego. Do tej pory nigdy nie stanęła przed dramatyczną sytuacją. Szerzej rozumiana scena rozrywkowa miała taki punkt krytyczny, gdy po 1989 roku, piractwo kasetowe zabijało muzykę bez ustawy o prawach autorskich. Zniknęło wtedy wielu artystów, którzy mieli potencjalną przyszłość na estradzie, wykosiły ich ekstremalne warunki. Struktura sceny się zmodyfikowała.

Teraz znów nadchodzi przełom – niestety, ciągnący za sobą ofiary w ludziach. Myślę, że clubbing da radę się odrodzić. Najszybciej swoje rany wyliżą jednak nie tylko ci, którzy dostosują swoją propozycję do nowych warunków, ale też tacy, którzy będą w stanie się zintegrować. Wspólnie bronić własnych interesów w przypadku powtórzenia się takiej sytuacji.


Przypominamy o akcji #razemtańczymyrazemwalczymy

Z powodu koronawirusa wiele branż bardzo ucierpiało. Jedną z nich, która konsekwencje pandemii odczuła najbardziej jest branża kulturalno-rozrywkowa. Zachęcamy więc do dołączenia do akcji #razemtańczymyrazemwalczymy i informowania o niej innych. Cieszymy się, iż podjęty przez nas problem został zauważony także przez inne media w Polsce. Wierzymy, iż los branży kulturalno-rozrywkowej może stać się ogólnokrajowym tematem, wymuszającym na władzy zajęcie odpowiedniego stanowiska. Akcji towarzyszy petycja, do której podpisania i szerzenia gorąco zachęcamy.

Petycja ws. rządowego wsparcia branży kulturalno-rozrywkowej #razemtańczymyrazemwalczymy



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →