Polska Clubcommission? Już ją mamy. Nazywa się SOIAR – wywiad
O sytuacji, w jakiej znalazła się polska branża kulturalno-rozrywkowa. O problemach, wyzwaniach, planach i szansach. Przede wszystkich o podmiocie, którego wszyscy potrzebują, a który... istnieje. Marek "Prezes" Laskowski opowiedział o tym, czym jest SOIAR i o tym, co musi zmienić polska branża kulturalno-rozrywkowa w sobie i w rzeczywistości, w której przyjdzie jej funkcjonować.
Wszyscy chcą polskiej Clubcommission
W dziesiątkach artykułów, wywiadów czy internetowych debat, powtarza się kilka wątków. Pierwszym z nich jest potrzeba integracji środowiska. Wiele głosów wskazuje na konieczność połączenia sił pod wspólnym, ustrukturyzowanym szyldem. Chodzi o powstanie inicjatywy na wzór izby lub stowarzyszenia, która z jednej strony zrzeszy osoby i podmioty funkcjonujące w obrębie branży, a z drugiej zadba o ich interes na szczeblu lokalnym i ogólnokrajowym. Twór ten miałby nie tylko stawić czoła obecnym wyzwaniom. Jego misją byłoby przede wszystkim zmienienie sposobu postrzegania artystów, organizatorów imprez i klubów przez władzę i zmianę ich statusu. Zyskanie możliwości i wsparcia, jakie dziś posiadają instytucje kultury takie jak teatry czy muzea, to wycinek obowiązków. Stawiana za wzór niemiecka Clubcommission angażuje się również w m.in. ochronę lokali, w których funkcjonują kluby, przed zakusami deweloperów.
Nowa rzeczywistość, nowe zasady
Kolejnym wątkiem jest kwestia zdefiniowania na nowo przepisów, które dotyczą branży kulturalno-rozrywkowej. Wiele z nich już od dawna jest nieadekwatna do realiów, w których funkcjonują artyści czy organizatorzy imprez. Post-pandemiczna rzeczywistość wymagać będzie nie tylko dostosowania się do nowych warunków. Konieczne będzie ustalenie zasad, które nie mogą powstać bez udziału osób i podmiotów mających im podlegać. Mowa tu nie tylko o kwestii tzw. nowego reżimu sanitarnego. Chodzi o szereg regulacji prawnych, podatkowych, dotyczących zasad bezpieczeństwa imprez masowych, itd.
Współpraca lokalna
Następny z przytaczanych regularnie wątków to wspieranie się na szczeblu lokalnym. Wobec utrudnionych warunków przemieszania się między krajami oraz mocno uszczuplonych budżetów, powinniśmy mocniej współpracować w obrębie własnego podwórka. Organizowanie imprez, których trzonem są polscy artyści, to dopiero wierzchołek góry.
W sferze dywagacji
Wszystkie wymienione wątki oraz wiele innych to wycinek spraw absolutnie kluczowych do tego, by branża mogła przetrwać i się odbudować. Niestety, większość dyskusji zatrzymuje się na etapie dywagacji. Wnioski z debat wybrzmiewają doniośle, lecz nie przekładają się na konkrety. Zasłyszane w branżowych kuluarach pomysły na utworzenie wspomnianej izby czy stowarzyszenia, zazwyczaj zatrzymują się na etapie planów. Atomizacja inicjatyw mających na celu integrację i wspólne działanie, postępuje w najlepsze i nie przynosi żadnych zmian poprawiających sytuację branży. Wszyscy chcą dobrze, tylko nikt nie wie w jaki sposób. Czyżby?
SOIAR
Jeszcze jednym wątkiem, który przewija się przez debaty, jest SOIAR. Założone rok temu Stowarzyszenie Organizatorów Imprez Artystycznych i Rozrywkowych to podmiot, o którym wszyscy mówią, a niewielu wie czym właściwie się zajmuje i jakie są cele jego działalności. Przyznam, że sam – choć w ostatnich tygodniach zgłębiałem temat dość intensywnie – nie byłem pewny jakie i czyje interesy reprezentuje SOIAR. Postanowiłem zatem zapytać u źródła.
Czym tak naprawdę zajmuje się stowarzyszenie? Jakie działania już podjęło? Kto może zostać jego członkiem? Na te pytania i wiele więcej odpowiedział Marek „Prezes” Laskowski, właściciel Progresji, najdłużej prosperującego w Polsce prywatnego klubu, a przede wszystkim współzałożyciel SOIARu.
Wywiad z Markiem „Prezesem” Laskowskim
Ma Pan kilkudziesięcioletnie doświadczenie w działalności w obrębie branży kulturalno-rozrywkowej. Prowadzi Pan najdłużej funkcjonujący w Polsce prywatny klub. Udziela się Pan także w wielu przedsięwzięciach, w tym w stowarzyszeniu SOIAR, którego jest Pan współzałożycielem. Podejrzewam, że na przestrzeni tych wszystkich lat doświadczył Pan wielu trudności. Czy którakolwiek z nich jest porównywalna z obecną sytuacją? Czy to największy jak dotąd test wytrzymałości dla Pana jako dla właściciela klubu i członka SOIARu?
Gdy roku temu powstało nasze stowarzyszenie, nikt nie spodziewał się, że staniemy przed tak dużym wyzwaniem. Wtedy, gdy przy jednym stole usiedli przedstawiciele klubów Progresja, Palladium czy Stodoła, reprezentanci AlterArtu i Live Nation, nie mieliśmy pojęcia, że tak szybko będziemy musieli wdrożyć założenia SOIARu w życie. Cały czas traktowaliśmy się jak konkurencja, ale chcieliśmy się zintegrować, stworzyć platformę współpracy i ochrony naszej branży. Jak się okazuje, dzięki temu udaje nam się wspólnie działać, rozmawiać, a co najważniejsze, zmieniać cokolwiek, zwłaszcza w tej sytuacji. Choćby wprowadzenie inicjatyw wydłużenia czasu zwrotu biletów, co spotkało się z dużą wyrozumiałością publiczności, za co jako klub i organizator koncertów jestem ogromnie wdzięczny wszystkim gościom Progresji. Dzięki temu udało się utrzymać cashflow dla większości podmiotów. Wielu z nas odetchnęło. Otrzymaliśmy wsparcie i nadzieję.
SOIAR, czyli formalna reprezentacja
W ostatnich tygodniach, gdy w internecie toczą się dyskusje i debaty, pojawia się wątek stowarzyszenia jakim jest SOIAR. Problem w tym, że nawet ludzie wewnątrz środowiska, nie do końca wiedzą czym SOIAR jest. Nie wiedzą kogo reprezentuje i w jaki sposób można zostać jego członkiem. Czy SOIAR reprezentuje tylko największe podmioty na rynku? Czy jego członkami mogą zostać jedynie duże kluby i agencje eventowe? A czy właściciele klubów dla 100-200 osób, artyści niezależni, działający indywidualnie promotorzy mają czego szukać w szeregach stowarzyszenia?
Na początku wspomniałem o założycielach stowarzyszenia, tymczasem w ostatnim czasie dołączyli do nas kolejni członkowie. Metalminds, Knock Out Production, Fource, Kazimiernikejszyn, Prestige, Kayax, ale też przedstawiciele artystów, m.in. menedżerowie tak odległych sobie muzyków jak Agnieszka Chylińska, Artur Rojek i PRO8L3M. To grono cały czas się powiększa. Dodam jeszcze Soundedit, SBM, klub Studio z Krakowa… Mógłbym wymieniać długo i jeśli kogoś pomijam to tylko dlatego, że podmiotów jest coraz więcej. Wszyscy wymienieni się na naszej stronie soiar.pl.
Gdyby nie powstał SOIAR, to my, jako branża kulturalno-rozrywkowa, nadal nie mielibyśmy formalnej reprezentacji do rozmów na szczeblu rządowym czy ministerialnym. Co więcej, udało nam się nawiązać współpracę z sektorem hotelarsko-turystycznym, który ma sprawnie działające lobby i opracowane mechanizmy działania w celu reprezentowania swoich członków, a na dodatek znalazł się w podobnej sytuacji jak my. Na bazie tego wszystkiego, udało nam się podjąć już rozmowy na temat planów odmrażania organizacji imprez kulturalno-rozrywkowych. Ważne w tej współpracy międzybranżowej jest też to, żeby pokazać, że to nie są oderwane od siebie sektory. Duże imprezy nie istniałyby bez bazy hotelowej, gastronomii itp. Sam jak jadę na festiwal do Charlotty to biorę tydzień wolnego i oprócz oglądania wspaniałych koncertów robię sobie wakacje i korzystam z wszelkich dobrodziejstw regionalnej turystyki.
SOIAR. Konkrety, czyli procedury
A dokładniej?
Przedstawiliśmy opracowane przez nas procedury tego, w jaki sposób powinno następować tzw. „odmrażanie” naszej branży. Nie mogę zdradzić szczegółów, aczkolwiek mowa o kwestii imprez w pomieszczeniach zamkniętych i plenerach. Chodzi o to, by opracować rozwiązania umożliwiające minimalne działania w zakresie odbywania się tego typu wydarzeń. Wydarzenia te odbywałyby się według określonego reżimu sanitarnego, jednak ich skala pozwalałby na choćby zachowanie stabilności finansowej klubów i organizatorów. Bezpieczeństwo uczestników imprez jest najważniejsze, lecz skoro to my mamy być jego gwarantem, to sami musimy przeliczyć siły na zamiary i sprawdzić, w jakiej skali jesteśmy w stanie działać, by utrzymać wszelkie zasady gwarantujące ochronę zdrowia gości oraz pracowników.
Procedury zostały złożone w formie pisma na ręce minister Jadwigi Emilewicz oraz premiera Mateusza Morawieckiego. Podeszliśmy do tego możliwie jak najrozważniej, w zdecydowanie bardziej restrykcyjny sposób niż robi się to w innych krajach Europy. W tym miejscu uczulam, by czytać ze zrozumieniem komunikaty napływające z innych państw. Jeśli ktoś słyszał, że np. w Hiszpanii czy w Norwegii pojawiła się perspektywa szybkiego otwarcia klubów, to proszę by nie poprzestawać na tytule i zgłębić temat. Uważanie, że event plenerowy dla 500 osób to satysfakcjonujące rozwiązanie dla wszystkich – artystów, organizatorów, ekip technicznych, osób zabezpieczających wydarzenie, partnerów gastronomicznych – jest nieporozumieniem. Wyobraźmy sobie Woodstock, Fest lub Open’er dla 500 osób.
Cały czas staramy się podkreślać, że reprezentujemy interes możliwe jak najszerszej grupy osób działających wewnątrz branży kulturalno-rozrywkowej. W zasadzie przyjmujemy wszystkich tych, którzy wypełnią formularz na naszej stronie internetowej i spełniają wytyczne ustalone na początku powstania stowarzyszenia. Na kolejnym zarządzie głosujemy nad przyjęciem danej osoby i podmiotu, i proszę mi wierzyć, niemal zawsze decyzje są jednomyślne.
Każda inicjatywa wychodząca z naszej branży, niezależnie czy jest to sformalizowany podmiot taki jak SOIAR, czy oddolna, niewielka grupa ludzi, jest istotna, by głos naszego środowiska był coraz bardziej słyszalny i docierał do rządzących. Niech ten głos wywiera coraz większą presję na władzy.
Wszyscy jesteśmy w tym samym miejscu
Wśród członków wymienił Pan kilka naprawdę dużych podmiotów, czołowych graczy na rynku, lecz także paru zdecydowanie mniejszych. Zapytam zatem dla ostatecznej pewności – właściciele klubów niezależnie od wielkości, promotorzy niezależnie od skali i ilości organizowanych imprez, artyści, menedżerowie… ci wszyscy ludzie naprawdę mogą dołączać do SOIARu i liczyć na to, że stowarzyszenie zadba o ich interesy w równym stopniu, co takich podmiotów jak AlterArt czy Progresja?
Jak najbardziej! Rozwiewając wszelkie wątpliwości powiem, że to jest czas, gdy naprawdę musimy działać wszyscy, niezależnie od profilu naszej pracy i jej skali. Wszyscy jesteśmy w tym samym miejscu. Wszyscy zostaliśmy potraktowani tak samo. Wszystkie domysły dotyczące tego, że SOIAR reprezentuje tylko określoną grupę osób i podmiotów działających na rynku, trzeba wsadzić między bajki.
To ciekawe co Pan mówi, zwłaszcza w świetle tego, o czym traktuje wiele artykułów, rozmów i debat, nie tylko tych inicjowanych przez media i inne podmioty, lecz również tych odbywających się w kuluarach. Często wspomina się w nich o potrzebie utworzenia jakiegoś stowarzyszenia, izby, ogółem mówiąc podmiotu mającego za zadanie zrzeszać branżę i reprezentować jej postulaty oraz potrzeby przed rządzącymi. Wiele rozmów krąży wokół tego typu dywagacji i na nich się kończy. Pojawiające się dotąd propozycje, by zrzeszyć się w sformalizowanej grupie, rozbijają się na etapie pomysłów i planów. Żadnych konkretów. Wszyscy marzą o polskiej Clubcommission, a nie są w stanie jej stworzyć lub… dostrzec, gdyż jak się okazuje, z tego, co Pan mówi, taka izba czy podmiot nie są potrzebne. Taka izba już istnieje w postaci SOIARu.
Mogę się tylko zgodzić z tym, co mówisz. Świetnie ujęte, nic dodać, nic ująć. SOIAR jest właśnie takim stowarzyszeniem.
SOIAR. Misja: ucywilizować przepisy
Dobrze, ale jeszcze jedna kwestia. Mówimy o działaniach w sytuacji pandemii. Zastanawiam się w jaki sposób SOIAR działał, działa lub ma zamiar działać np. w interesie klubów, w – nazwijmy to – normalnych czasach? Działania przywołanej Clubcomission, funkcjonującej już od 20 lat, były widoczne już wcześniej.
Pełna zgoda. Misją SOIARu jest także “ucywilizowanie” przepisów, które obecnie dotyczą działalności klubów czy imprez masowych. Wszyscy możemy się zgodzić, że większość z nich zupełnie nie pasuje do obecnych czasów. Co więcej, nie pasuje do faktycznego stanu rzeczy. Kwestie ponoszonych opłat czy formalności, jakie muszą spełniać dane podmioty, były jednymi z pierwszych, jakimi zajęliśmy się jako SOIAR. Większość z nich ma się nijak do profilu prowadzonej działalności przez podmioty z branży kulturalno-rozrywkowej. Wielu z nas – organizatorów, artystów czy właścicieli klubów – ponosi koszty opłat, które właściwie nie mają żadnego celu. Dlaczego musimy je ponieść? Co z tego mamy? Należy też zwrócić uwagę na regulacje ZAIKSU i innych podmiotów, które powinny działać na korzyść podmiotów z branży kulturalno-rozrywkowej, a tak do końca nie jest. I nie chodzi tu o to, żeby zabrać artystom, chodzi o to przejrzystość rozliczeń, o zabezpieczenie interesów wszystkich podmiotów branży, a nie o interes instytucji, o której wspomniałem wyżej.
Cała ta pandemiczna sytuacja zdefiniuje naszą branżę na nowo. Zasady, które będą w niej obowiązywać, i przepisy, którym będzie poddana, będą zupełnie inne od tych dotychczasowych. Dlatego jeśli mają zostać ustalone i wprowadzone w życie, to muszą być przygotowane wspólnie z nami, w oparciu o nasze doświadczenia i możliwości. Nie możemy dopuścić do tego, by nowe regulacje popełniały stare błędy i były kompletnie nieadekwatne do rzeczywistości. To dla nas szansa, której nie możemy zmarnować.
To dotyczy sytuacji branży na całym świecie. Pandemia sprawiła, że nadal nie jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że imprezy i działalność kulturalno-rozrywkowa wróci w zupełnie nowym wymiarze. Musimy znaleźć na to pomysł, musimy stworzyć sobie nową normalność, która nie będzie dla nas ograniczeniem, a możliwością do prowadzenia działalności i rozwijania jej.
Partner do rozmów? Na pewno nie Ministerstwo Kultury
Skoro mowa o obecnej sytuacji i perspektywie powrotów. Władza w Polsce nie wspomniała ani słowem o długofalowej strategii wsparcia dla branży kulturalno-rozrywkowym. Nie wspomina też o planach zniesienia zakazu organizacji imprez masowych. O ile ta druga kwestia jest zrozumiała, gdyż przebieg epidemii w naszym kraju wciąż jest rozwojowy, o tyle ta pierwsza jest bardzo przykra. Pojawiła się opcja pomocy w postaci programu Kultura w Sieci i w zasadzie niewiele więcej.
Postawmy sprawę jasno. Ministerstwo Kultury nie jest partnerem do rozmów ani dla artystów komercyjnych, ani dla organizatorów imprez. Dlatego konstruktywny dialog podjęliśmy właśnie z Ministerstwem Rozwoju, w którego szeregach jest wiele młodych osób z otwartymi głowami. Poza tym, w przeciwieństwie do Ministerstwa Kultury, w tym resorcie chciano z nami poważnie rozmawiać.
Kultura w ministerialnym rozumieniu
To samo usłyszałem od przewodniczącego Polskiej Izby Techniki Estradowej. On także został bez odpowiedzi na przesyłane przez siebie listy, podpisywane przez wielu znaczących reprezentantów branży, i zawierające konkretne wnioski i postulaty.
W obecnym Ministerstwie Kultury dba się o kulturę martwą, pomnikową. O to, co się wydarzyło, lecz co nie ma realnego przełożenia na przyszłość kultury, nie napędza jej rozwoju. Oczywiście, muzea czy domy kultury są podmiotami, o które należy dbać. Jednak zauważam pewny problem, że ta kultura, która ma miejsce w klubach czy na festiwalach, w rozumieniu Ministerstwa Kultury nie jest “ich kulturą”. Wciąż pokutuje myślenie, że kultura powstająca niezależnie, z udziałem prywatnych, a nie publicznych podmiotów, nie jest powodem do troski. Mało tego stawia się wyraźną granicę między tym co jest kulturą i sztuką, a co rozrywką, tak jakby to co jest postrzegane jako „fajne” z zasady nie mogło być jednocześnie „kulturalne” i „artystyczne”. W innych resortach patrzy się na to w zupełnie inny sposób.
SOIAR. Misja: klub jako instytucja kultury
To kolejny, bardzo istotny problem, czyli status klubów. Te podmioty nie posiadają statusu instytucji kultury tak, jak ma to miejsce w przypadku teatrów, nawet tych prywatnych. Co SOIAR robi w tym zakresie?
W ramach SOIARu od początku działa zespół roboczy, który ma na celu m.in. wypracowanie zmian w zakresie ustawy o imprezach masowych, a co za tym idzie, zdefiniowania na nowo pojęcia instytucji kultury.
Rozdzielanie pojęcia kultury na “wyższą”, czyli tą, która odbywa się w teatrach czy galeriach i która może liczyć na wsparcie, a “niższą”, czyli tą, w klubach czy innych niezależnych miejscach i jest pozostawiona sama sobie, jest krzywdzącym anachronizmem.
By to zmienić, podjęliśmy działania, które w niektórych zakresach są już na zaawansowanym etapie. Dla przykładu podam, że jesteśmy już po konsultacjach z najwyższymi urzędnikami polskiej policji, którzy podobnie jak my uważają, że zasady obecnej ustawy o imprezach masowych są nieadekwatne. Przedstawiliśmy swoje stanowisko i propozycje tej sprawie. Policja przyznała nam rację i zapewniła pełne wsparcie przy wspólnych pracach nad nowymi propozycjami zasad. Będzie je przygotowywać zespół złożony zarówno z przedstawicieli branży kulturalno-rozrywkowej, jak i ekspertów z ramienia policji i innych służb porządkowych.
Czas na zmiany
Wspominając o statusie klubów względem prawa, wróćmy na moment do toczących się wewnątrz branży dyskusji. Podczas organizowanych w ostatnich tygodniach debat, pojawiał się zgrzyt między dwoma biegunami. Z jednej strony przedstawiciele branży utyskują na brak wsparcia ze strony państwa. Z drugiej urzędnicy mówią “Hola, hola! Teraz lamentujecie i wyciągacie do nas ręce, a wcześniej chcieliście mieć z nami jak najmniej wspólnego?”. Mowa tu nie tylko o kwestiach umów czy podatków. Doskonale wiemy, że branża ma swoje grzechy na sumieniu. Pewnie część z nich pogłębiła kryzys, w jakim się znaleźliśmy w obliczu pandemii.
Właśnie o tym wspominałem, gdy mówiłem o zasadach czy opłatach, które dotyczą naszej branży. Są źle przygotowane i niedostosowane do realiów. Dlatego musi to się zmienić. Jeśli zależy nam na transparentnym obiegu pieniądza, stwórzmy ku temu warunki. Teraz mamy doskonały czas, by nad tym pomyśleć. Narzekamy na brak wsparcia, widzimy jakie skutki wywołały dotychczasowe przepisy i w jakim stopniu nie zabezpieczyły nas na obecną sytuację. Dlatego musimy to zmienić. Branża musi ponosić koszty swoich działań, lecz muszą one przekładać się na mechanizmy, które ją chronią.
Nie wiemy jak długo potrwa pandemia. Nie wiemy też kiedy naprawdę będziemy mogli wrócić do pracy. Wracają restauracje, ale czy to oznacza, że poradzą sobie w długofalowej perspektywie? Jak zachowają się konsumenci? Czy zyski będą w stanie pokryć opłaty, które również wrócą w pełnym wymiarze? Może jednak warto jeszcze zaczekać i lepiej przygotować warunki do powrotu? Nie chcemy popełnić tych błędów. Nawet jeśli pozwolą na to władze, to nie wyobrażam sobie powrotu do pełnowymiarowej działalności jeśli wiem, że ryzyko jest zbyt duże, i to finansowe, i to zdrowotne. Otworzymy kluby, opłaty wrócą w pełnej skali, a do nas nikt nie przyjdzie. Jaki to ma sens? Komu to przyniesie korzyść?
Nowe zasady, czyli jakie?
W nawiązaniu do tego, o czym Pan mówi, podam przykład. W Szanghaju przywrócono możliwość organizacji imprez masowych i działalności klubów, wszystko według nowego reżimu sanitarnego. Jak dowiedzieliśmy się od osób, które mieszkają tam na co dzień, wiele regulacji nie było przestrzeganych zarówno przez uczestników imprez, jak i organizatorów. Efekt? Po paru dniach od zniesienia zakazu, jedna osoba wystarczyła do zakażenia czterdziestu kolejnych. Wszyscy bawili się w tym samym miejscu. Zakaz przywrócono z całą mocą. Czy kluby i imprezy masowe będą w stanie funkcjonować według nowego reżimu sanitarnego? Czy to w ogóle możliwe?
W przypadku większości klubów czy imprez na pewno jesteśmy w stanie wprowadzić zasady reżimu sanitarnego. Oczywiście technicznie. Wszystko jednak zależy od skali tych zasad. Jeśli nowe zasady będą pozwalać na uczestnictwo w imprezie 30 proc. osób, które dotychczas był w stanie pomieścić klubów, to pojawia się ryzyko, że nie będzie się to opłacać. Zyski nie wyrównają kosztów.
Kultura w innym wymiarze niż fizyczny
Pora zacząć myśleć nad nową formą uczestnictwa?
Zdecydowanie tak. Owszem, pewnie wszyscy mamy już dość słowa “stream”. Jednak jak pokazuje wiele przykładów, jesteśmy w stanie płacić za kulturę konsumowaną z własnego domu. Sam płacę za możliwość obejrzenia koncertu online, który odbywa się w czasie rzeczywistym, a jego produkcja stoi na najwyższym poziomie. Z jednej strony jest to wyraz mojego wsparcia w stronę artystów i osób, które organizują to wydarzenie. Z drugiej to forma uczestnictwa w kulturze. Kultura nie ma przecież jedynie wymiaru fizycznego, polegającego na byciu w konkretnym miejscu. To odbieranie pewnych bodźców. Ludzie są w stanie płacić za koncerty oglądając je z domu. Są w stanie wykupić dostęp do premiery filmu na platformie VOD, a nie iść na nią do kina.
Dobrze realizowany koncert czy kulturalne wydarzenie online jest formą działalności, którą teraz można uprawiać i na niej zarabiać. Oczywiście mowa o obecnej sytuacji. Jednak w pełni rozumiem, że dla wielu nie jest to nawet opcja zastępcza.
Koncert metalowy na siedząco?
Właśnie. Przyznam, że właśnie jestem w takim gronie. Zapłacę za dostęp do koncertu online, ale nie jest on dla mnie żadną alternatywą wobec uczestniczenia w wydarzeniu na żywo.
Tak, ale obecnie nie mamy innych możliwości. Gdy sytuacja ulegnie zmianie, to jednak trudno wyobrazić sobie koncert punkowy czy metalowy oglądany z krzeseł rozmieszczonych w odpowiednich odległościach od siebie. Obawiam się, że jeszcze wielu z nas nie ma pomysłu na to, jak funkcjonować w nowej rzeczywistości, gdy ona nastanie. Dlatego musimy teraz zastanowić się nad tym, jak będzie ona wyglądać i jakie warunki będą w niej obowiązywać.
Fala wznosząca i zaślepienie
Piotr Orlicz, organizator Audioriver Festival, powiedział podczas jednej z debat, że w chwili, gdy wprowadzono obostrzenia, które tak mocno uderzyły w kluby i imprezy, to pierwsza jego myśl brzmiała „było za dobrze”. Czy fala wznosząca, na której znajdowała się polska rozrywka – coraz więcej koncertów, festiwali, coraz bardziej znane nazwiska, coraz lepsze kluby – zaślepiła wszystkim oczy i sprawiła, że wielu żyło chwilą, nie martwiąc się o jakiekolwiek zabezpieczenia na czarną godzinę?
Zgodzę się ze słowami Piotra. To właśnie dlatego ta sytuacja, w której się znaleźliśmy, ma tak miażdżące skutki. Od dwóch lat trwała nieustająca, niczym niezmącona fala wznosząca. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy w klubach czy na imprezach tylu ludzi, w dodatku tylu nowych ludzi. W zasadzie wszystkie pojawiające się jak grzyby po deszczu festiwale i imprezy mogły liczyć na pełną frekwencję. Przestaliśmy się przejmować tym, co robi konkurencja. Jeszcze parę lat temu zaczynałem układanie harmonogramu wydarzeń w moim klubie od tego, że sondowałem co robią inni. Wiedziałem, że nie mogę zrobić koncertu hip-hopowego czy imprezy techno, jeśli w ten sam wieczór konkurencja już taki organizuje. W ostatnich miesiącach było to kompletnie bez znaczenia. We Warszawie w jeden weekend mogły się odbywać 3-4 imprezy hip-hopowe i nikt nie narzekał na brak zainteresowania. Kluby były wypełnione.
Siła naszego rozwoju była tą samą siłą, z którą uderzyła w nas obecna sytuacja. Oberwaliśmy z pełną mocą bez najmniejszych szans na obronę. To samo gastronomia. Jeszcze nigdy nie było tylu restauracji, kawiarni, wszelakiego rodzaju lokali. Wszyscy, niezależnie od rodzaju serwowanej kuchni czy ilości miejsca, byli w stanie prowadzić interesy z sukcesem.
Czy jesteśmy sami sobie winni tego, że pandemia uderzyła w nas z taką mocą? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony nie jesteśmy – a może raczej nie byliśmy – branżą, której poziom kształtował się przez dekady. Ten poziom ukształtowało ostatnich kilka lat. Z drugiej strony spójrzmy na taką motoryzację. Gigantyczna, długoletnia branża z potężnymi markami i budżetami. I co? I są w podobnej sytuacji. Sprzedaż aut dramatycznie spadła, firmy nie inwestują w nowe floty, zamykają się salony, zakłady produkcyjne wstrzymują pracę.
Ostatnie pytanie – czy wierzy Pan, że za dwa-trzy lata imprezy i koncerty wrócą do formy sprzed pandemii
Jestem pełny obaw. Jednak każdy dzień przynosi nowe informacje dotyczące rozwoju sytuacji. Z jednej strony nowe nadzieje, z drugiej nowe zagrożenia. Mam nadzieję, że wrócą duże imprezy, ale czy aż tak duże jak wcześniej? Nie wiem. Nawet jeśli szczepionka będzie powszechnie dostępna, to obawiam się, że z tyłu głowy będziemy mieć wszystko to, co przeżywamy teraz. Tę traumę zagrożenia, które przyszło znikąd i zabrało wszystko. Jednak jestem zwolennikiem optymistycznego myślenia. Współpraca pozwoli nam nie tylko przetrwać, ale i dołożyć wszelkich starań, by nowa rzeczywistość była lepszym miejscem dla nas wszystkich, w którym znajdzie się przestrzeń i szansa dla każdego. Jednak ta współpraca nie powinna polegać tylko na tym, by działać tu i teraz, a gdy wszystko wróci do jakiejkolwiek normy, rozejść się i zająć swoimi sprawami. Tyle mówi się o tym, że powinniśmy wspierać się lokalnie. Powinniśmy podjąć ryzyko, by słowa zamienić w czyny.