Dlaczego artyści nie mogą zabronić politykom wykorzystywania ich muzyki?

fot. Nadine Shaabana/Unsplash
News
Dlaczego artyści nie mogą zabronić politykom wykorzystywania ich muzyki?

Politycy i polityczki po obu stronach ideologicznej barykady od lat wykorzystują muzyczne hity w swoich wystąpieniach publicznych. Często spotyka się to jednak z krytyczną reakcją artystów i artystek, którzy bynajmniej nie chcą być kojarzeni z daną frakcją czy postacią na politycznej scenie. Okazuje się jednak, że niewiele mogą na to poradzić.

Premier Wielkiej Brytanii Liz Truss spotkała się z jednoznaczną krytyką ze strony przedstawicieli grupy M People, której piosenkę wykorzystano na ostatniej konferencji partii Torysów. To jednak jeden z wielu przypadków zawłaszczania muzyki przez znane postacie sceny politycznej. Wśród nich możemy wymienić również kilku prezydentów USA, w tym Donalda Trumpa i Georga W. Busha. W Polsce również nie zabrakło podobnych przypadków. Mimo krytycznych reakcji ze strony artystek i artystów umowy licencyjne pozwalają na swobodne wykorzystywanie ich muzyki.

Przypadek Liz Truss

Świeżo upieczona premier Wielkiej Brytanii w trakcie ostatniej konferencji swojej partii wyszła na podium do znanej piosenki z 1993 roku, Moving On Up autorstwa grupy M People. Hit pierwszej połowy lat 90. został zapewne wybrany ze względu na regularnie powtarzane przez Liz Truss hasło „Getting Britain Moving”. To jakże satysfakcjonujące podobieństwo nie ucieszyło jednak jednego z twórców utworu, znanego producenta i DJ-a Mike’a Pickeringa.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Są podstępnymi kłamcami, nie dbają o północną Anglię ani o biednych ludzi. Nie mogę nawet dostać się do Manchesteru, żeby zobaczyć moją drużynę piłkarską, bo pociągi nie działają. Nie chcę, żeby moja twórczość była podkładem muzycznym do kłamstw

– komentował politykę partii Truss Mike Pickering.

Oburzenie brytyjskiego muzyka wiąże się przede wszystkim z okazją, przy której wykorzystano utwór Moving On Up. Partia konserwatywna znalazła się obecnie w ogniu krytyki, m.in. ze względu na brak klarownego rozwiązania wobec rosnącego kosztu życia na Wyspach. Ten dobitnie odczuwają właściciele klubów i innych lokali rozrywkowych.

Czytaj dalej: Będzie wsparcie dla klubów w UK. Jednak wiele z nich nie przetrwa zimy

Mike Pickering chciał zabronić wykorzystywania jego twórczości przez Torysów, okazuje się jednak, że nie może nic z tym fantem zrobić.

Więc najwyraźniej nie możemy powstrzymać Truss przed wychodzeniem do naszej piosenki, bardzo dziwne! To smutne, że została wykorzystana przez ten rząd

– napisał artysta na Twitterze.

Nie tylko Moving On Up

Polityczne konferencje, zloty, wiece i innego rodzaju wydarzenia publiczne nie mogą obyć się bez muzyki. Jednak wielokrotnie piosenki wykorzystywane są niezależnie od politycznych afiliacji ich autorów i autorek. Przekonał się o tym również były prezydent USA Donald Trump.

Lista wykonawców i wykonawczyń, którzy publicznie krytykowali polityka za wykorzystywanie ich twórczości, mogłaby zapełnić sporą playlistę. Należą do nich m.in. Aerosmith, The Beatles, Bruce Springsteen, Elton John, Guns N’ Roses, Leonard Cohen, Linkin Park, Neil Young, Nickelback, Ozzy Osbourne, Panic! at the Disco, Phil Collins, Queen, R.E.M. czy The Rolling Stones.

fot. History in HD/Unsplash

Choć zapewne żaden prezydent USA nie może pochwalić się podobną statystyką, z pewnością nie był to pierwszy przypadek protestu przeciw wykorzystywaniu muzyki wbrew politycznym deklaracjom autorek i autorów. W 2008 Sam Moore poprosił Baracka Obamę, żeby ten przestał puszczać Hold On, I’m Comin w trakcie swojej kampanii. John McCain otrzymał podobne upomnienie od członków zespołu ABBA.

Podobne przypadki miały miejsce w Stanach już w latach 80., kiedy George H.W. Bush zaczął wykorzystywać w swojej kampanii utwór Don’t Worry, Be Happy. Bobby McFerrin nie tylko publicznie skrytykował wiceprezydenta, ale dodatkowo odrzucił pojednawcze zaproszenie na kolację. Takie same kontrowersje miały miejsce również na polskiej scenie. Muniek Staszczyk ostro krytykował członka PiS Marka Cackowskiego za wykorzystywanie utworu Warszawa grupy T.Love.

Mimo protestów świata muzycznego politycy i polityczki wciąż wykorzystują piosenki do swoich celów. Okazuje się jednak, że mają do tego pełne prawo, które niełatwo będzie im odebrać.

Artyści mają związane ręce

Próbowałem już uzyskać przeciwko nim nakaz zaprzestania [cease and desist], ale mój prawnik twierdzi, że nie jest to możliwe. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Są najgorszym rządem w moim życiu, a jestem już przecież stary

– żalił się Mike Pickering w rozmowie z magazynem Rolling Stone.

Dlaczego więc artyści i artystki nie mogą decydować, w jakim celu wykorzystywana jest ich twórczość? I dlaczego może być ona dalej stosowana do celów politycznych, nawet wbrew poglądom jej autorek i autorów? Odpowiedź jest dość prosta: umowy licencyjne. Każdy większy twórca czy twórczyni podpisuje podobne zezwolenia na wykorzystywanie ich utworów w trakcie wydarzeń czy w przestrzeniach publicznych. Dotyczy to zarówno kręgielni i restauracji, jak i wieców politycznych kandydata na prezydenta USA.

Za podobne umowy odpowiadają organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, takie jak ASCAP czy BMI. Bez nich artyści i artystki musieliby podpisywać zgody na wykorzystywanie ich twórczości z każdym podmiotem osobno, co jest oczywiście niemożliwe.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →