’Muzyka, która towarzyszy ci na początku, zostaje z Tobą do końca życia’ – Speedy J dla Muno.pl WYWIAD

Wywiad

Przeprowadziliśmy długą rozmowę z legendą holenderskiej sceny techno - Speedy J, który zdradził nam wiele ciekawych faktów ze swojej kariery oraz "oprowadził po zapleczu" wytwórni Electric Deluxe.

Nasz redaktor Paweł Chałupa kierunki swoich techno podróży od wielu lat koncentruje na występach wyselekcjonowanej grupy artystów, której przoduje jeden z najwybitniejszych producentów w historii gatunku – Speedy J. Na rozmowę z Jochemem Paapem przyszło mu czekać  kilka miesięcy – najpierw uniemożliwiła to wzmożona praca w studio, następnie gdy doczekał się umówionego dnia, naszego bohatera dopadła grypa. 
Tydzień później połączenie do Rotterdamu zostało odebrane, a Chałup mógł w końcu porozmawiać ze swoim ulubionym DJ-em.
Speedy J to żyjąca legenda, ikona gatunku, jeden z najpłodniejszych holenderskich producentów. Zaczynał grając hardcore, w końcu pochodzi z miasta, w którym narodził się ten gatunek. Szybko jednak zmienił stylistykę na techno, by móc w większym stopniu wyeksploatować swoje mroczne, industrialne pomysły. Po innowacyjnym 'Pullover’ wskoczył do ekipy Hawtina – Plus8, gdzie wydał swój debiutancki album. Późniejszy krążek na NovaMute, kooperacje z Beyerem i Liebingiem, ikoniczne utwory jak „Something For Your Mind” czy „Three O’Three”, aż w końcu założenie własnej oficyny Electric Deluxe – to wszystko doprowadziło Jochema na sam szczyt.

Zapraszamy do lektury obszernego wywiadu na chwilę przed jego przyjazdem do Polski.

SPEEDY J (ELECTRIC DELUXE / HOLANDIA) – WYWIAD

Na samym początku chciałbym zapytać o skasowanie konta z Facebooka. To zamierzone posunięcie? Odejście od tej całej pseudo PR-owej otoczki i skupienie się wyłącznie na muzyce, na własnym labelu?
Dokładnie tak. To była bardzo przemyślana decyzja. Nigdy nie przepadałem za Facebookiem. Szczerze powiedziawszy, znam wielu ludzi, którzy nienawidzą tego portalu społecznościowego, ale ze względu na presję jaka ciąży na nich ze środowiska muzycznego, zmuszeni są kontynuować tam swoją aktywność. Wśród artystów dość pospolitym zjawiskiem jest, iż większość z nich z jednej strony kocha tę facebookową relacje pomiędzy fanami, ale też nienawidzi – u mnie to drugie uczucie było zdecydowanie bardziej odczuwalne, stąd taka a nie inna decyzja. Wiesz, to dla mnie żaden problem w tym momencie udzielić Ci wywiadu, spotykam się z różnymi ludźmi w sprawie promocji, bardzo chętnie rozmawiam ze swoimi fanami po skończonym występie – zacząłem jednak robić to po swojemu, co jest znacznie przyjemniejsze i myślę, że korzystniejsze dla labelu i mojej muzyki. W dalszym ciągu aktywnie działa nasz profil Electric Deluxe, to nasz główny kanał social media w działaniach promocyjnych – nadal celujemy w ten sam target ludzi. Decyzja o usunięciu swojego konta jest czysto personalna. Wydaje mi się, że moi fani chcą przede wszystkim usłyszeć moją muzykę, drogę jaką tam obieram, zobaczyć wizję labelu, dostrzec działania artystyczne – to zdaje się najważniejsze rzeczy, które powinny interesować fana muzyki techno. 
Nie wydaje mi się, aby posty z moją kolacją lub kolejnym lotniskiem miały z nimi cokolwiek wspólnego. 
Nie widzę w tym żadnego sensu… Tak więc – pieprzyć Facebooka.
Przez pewien okres w życiu mieszkałem w Holandii i moim pierwszym skojarzeniem z Rotterdamem jest hardcore. Techno również ma się tam bardzo dobrze dzięki Tobie, Electric Deluxe, MORD, DJ-om ROD i Bas Mooy, miejscom jak Massilo czy Toffler  – która scena jest tam silniejsza? Konkurują ze sobą czy żyją obok siebie w zgodzie?
Myślę, że obie sceny są dużo bardziej powiązane i kojarzone niż kilkanaście lat temu. Ostatnia dekada w Rotterdamie składała się z tych dwóch osobnych wysp – każdy uczestniczył w którejś grupie, a obecnie wszyscy są jakby bardziej zbliżeni do siebie. Widać to przede wszystkim dzięki agencjom eventowym, które starają się łączyć na swoich imprezach oba gatunki. Oczywiście zawsze będą ludzie ściśle powiązani z określonym środowiskiem, którzy będą na zawsze wierni wybranej przez siebie drodze. Jednak wszyscy starają się tutaj żyć w zgodzie – chociażby przy planowaniu konkretnych dat imprez, których jest tutaj naprawdę sporo. Unikamy kolizji przy większych, imprezowych projektach z muzyką hardcore i techno.
Zanim wybraleś techno miałeś romans z muzyką hardcore – Co spowodowało tę transformację? Nie ukrywajmy, techno to muzyka która ma więcej do powiedzenia…
Trudno powiedzieć… We wczesnych latach 90′ muzyka była w mniejszy sposób definiowana. Główny obowiązujący podział: house i techno. Nazewnictwo było wtedy o wiele uboższe. Wszyscy w tamtym okresie próbowaliśmy robić muzykę z elementami różnych stylów – niektóre utwory były mocniejsze, drugie bardziej ambientowe, inne kwalifikowały się do muzyki eksperymentalnej. Późniejsze czasy pozwoliły na posegregowanie tych wszystkich naszych szalonych pomysłów na poszczególne gatunki czy style muzyczne. Nie wydaje mi się, abym przechodził jakąś szczególną transformację – nigdy nie pomyślałem „dobra, pora przerzucić się na coś zupełnie innego“. Wszystko co robiłem było elementem pewnej obranej przeze mnie drogi muzycznej, która w największym stopniu polegała na zabawie z muzyką elektroniczną i odnalezieniu swojego własnego, muzycznego języka.
Dwa lata temu w moim rodzinnym mieście odbyła się projekcja dokumentu “Oldschool Renegadtes”. Jest tam spora wzmianka o rave-owej scenie we wczesnych latach 90. Przy okazji Miss Djax opowiada, że od Twojego kawałka “Pullover” sprawy nabrały rozpędu – Twoje pionierskie acidowe brzmienie nadały scenie nowego koloru… Pamiętasz tamten okres?
Ten utwór faktycznie jest dość ważny w moim dorobku artystycznym. Nie da się ukryć, że pomógł mi w karierze. Dokładnie pamiętam kiedy go zrobiłem, chciałem pobawić się moją maszyną perkusyjną  i porobić jakieś dziwne dźwięki – nigdy bym nie pomyślał, że może wyjść z tego coś ikonicznego. W tamtych czasach „Pullover” otworzył mi wiele drzwi, ugruntował mnie jako artystę. Jeśli miałbym przypuszczać o sukcesie któregoś z moich kawałków, na pewno nie byłby nim „Pullover”. Zdecydowanie nie jest to najlepszy utwór jaki stworzyłem. Istnieją jednak tracki, które ludzie definiują na swój własny sposób i czasem wychodzi to poza kontrolę artysty. Nie wydaje mi się, aby „Pullover” zmienił scenę, na pewno nie takie było jego założenie – wszystkie opinie w takich dokumentach składają się w głównej mierze z indywidualnych perspektyw. Szczególnie koloryzowane są tematy z przeszłości, które w wyniku różnych następstw uznawane są za klasyki. Wydaje mi się, że nie ma jakiegoś ogólnego wyznacznika wartości utworów, dla jednego najważniejszym utworem techno wczesnych lat 90′ może być „Pullover“ dla innych coś innego. W grę wchodzi wyłącznie indywidualne spojrzenie i gust.
Miałeś w tamtych czasach swojego idola w techno? Jaki artysta wywierał na Tobie szczególne wrażenie? 
Jest to nieco przewrotne pytanie, gdyż spora grupa obecnych DJ-ów wymienia Ciebie jako największą inspirację.
Kontynuując rozmowę o przeszłości… Ważnym okresem w moim życiu były lata 88-89 – wtedy w sklepach masowo pojawiały się winyle z muzyką funk, jazz, hip-hop, electro – przekrój był olbrzymi. Słuchałem każdego gatunku, ale największe wrażenie robiły na mnie te wszystkie popieprzone, dziwne acidowe dźwięki. To mnie najbardziej inspirowało: chicago house, house nation i wczesne acidowe tracki… Pytałem siebie wtedy „co to ku*** ma być”? – to było coś innego niż cała reszta. Doświadczenie w klubie z taką muzyką było czymś niesamowitym. 
Mechaniczne, robotyczne brzmienie kompletnie inne od tego co można było wtedy usłyszeć w eterze.
 Jeśli chcesz nazwisk – Armando i Mike Dunn – ci goście robili na mnie największe wrażenie.
Jestem dość młody, muzyki techno słucham od 2006 roku – w tym czasie zdążyłeś zasłużyć sobie na miano legendy techno poprzez swoja bogatą, wybitną twórczość w tej dziedzinie. Czy mógłbyś wymienić kilka wydarzeń z przeszłości, których szkoda, że nie przeżylem oraz wskazać te najlepsze z teraźniejszości, których mogę doświadczać?
Hmm bardzo trudno odpowiedzieć mi na to pytanie. Chcesz odpowiedzi dotyczącej Twojej osoby, chyba nie jestem w stanie tego zrobić, bo nie znam Twojej osobowości, nie wiem jakie rzeczy są dla Ciebie istotne, nie wiem za czym tęsknisz bardziej, a za czym mniej. Dla mnie personalnie, hmmm… scena nabrała rozpędu w późnych latach 80′, wczesnych 90′. Muzyka w tamtych czasach towarzyszyła mi jako nastolatkowi, dorastałem przy niej, więc to ona wywierała na mnie największe wrażenie, inspirowała i kształtowała mnie w muzycznym rozumieniu. Tak chyba jest w większości przypadków, że muzyka, która towarzyszy Ci na początku, zostaje z Tobą do końca życia… Kiedy pójdziesz teraz na koncert Rolling Stones, zobaczysz w większości osoby, które wariowały za nimi również w latach 60′. Dla mnie naturalne jest wkręcenie w muzykę techno i house, dorastałem przy niej i byłem jej częścią. 
Podobnie jest z Tobą i Twoimi wczesnymi latami, kiedy słyszałeś pierwszy raz techno. Te czasy też miały swoją duszę i tamten klimat na pewno ukształtował Cię jako fana tego gatunku na całe życie. Dobra, mogę powiedzieć, że w latach 90 odbywały się epickie, legendarne rave-y, ale czy to coś zmienia? Czy Ty nie przeżywałeś ich także w swoich latach młodości? Nie da się ukryć, była cała masa pojechanych imprez we Włoszech i Holandii, na których nie było absolutnie żadnej organizacji – nigdy nie wiedziałeś czego się spodziewać, za jednym razem było 15 osób za drugim 5000 osób i żadnej ochrony, panował jeden wielki bałagan. To miało swój smaczek, mimo iż bywało naprawdę niebezpiecznie. Całkiem podniecający był ten klimat nieznanego – zdarzyć się mogło absolutnie wszystko. 
Było bardziej spontanicznie. Teraz przemysł zrobił się profesjonalny, działają agencje bookingowe i w końcu mam pewność, że ktoś odbierze mnie z lotniska.

Electric Deluxe to label w pełnym tego słowa znaczenia. Wytwórnia, sklep, imprezy – jakiś czas temu rozmawialem z Kr!zem z Token Records – wyznał, że założył swoją wytwórnię, bo chciał wydawać muzykę, którą gra w setach. Jak to wyglądało u Ciebie?
Pojawienie się wytwórni miało miejsce wraz z rozpoczęciem organizowanych przeze mnie eventów. 
Pierwszą motywacją jaka pojawiła się do założenia swojej marki, była chęć robienia eventów po swojemu – często byłem zapraszany na imprezy innych osób i myślałem, że jest tam naprawdę świetnie, ale nigdy nie grałem z tymi DJ-ami, z którymi naprawdę chciałem, albo wrzucali mnie na opening bądź closing, ze ściszonym jeszcze soundsystemem. Miało to za duży wpływ na moją muzykę, nie mogłem grać tego co naprawdę chciałem. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, chodziło o większą niezależność i działanie w swoim stylu. W imprezach Electric Deluxe nie chodzi o to, by moja osoba była headlinerem – większość imprez innych marek ma swojego DJ-szefa, pod którego ustalana jest cała noc. Wydaje mi się, że robimy to dokładnie na opak – wszyscy w naszej rodzinie są równie ważni, każdy DJ gra o danej porze zgodnie z muzyką jaką reprezentuje – moim zadaniem jest sprawić, aby każdy poczuł, że jest niezbędnym elementem, by perfekcyjnie poprowadzić flow imprezy Electric Deluxe. W wytwórni zasady są bardzo podobne – nigdy nie podpiszę kontraktu z osobą, której najbardziej zależy na tym, żeby się przypodobać. Wiele osób podsyła mi demo i prosi, abym tego przesłuchał, ponieważ z jakichś powodów pasuje do Electric Deluxe – takie rzeczy od razu idą do kubła. Nie chcę tego słuchać, chcę usłyszeć Ciebie, Twoją myśl i zobaczyć w tym wszystkim coś specjalnego – wtedy możemy wspólnie pracować.
Interesujący w Electric Deluxe jest jego eksperymentalny kierunek. Mam tutaj na myśli albumy AnD i Giorgio Gigli. To wyznacznik jakiejś nowej koncepcji w wytwórni?
Zawsze działam intuicyjnie, nie mam jakiegoś jasno określonego planu na działania wytwórni. To nie tak, że wybieram sobie konkretne brzmienie i wokół niego prosperuje Electric Deluxe. Jeśli coś mi się podoba, po prostu się za to biorę. Jeśli jakiś wątek jest już przerobiony i obeznany, tracę zainteresowanie. Świeża myśl i dźwięk są tutaj zawsze zbawieniem.
Podróżujesz praktycznie po całym świecie z imprezami Electric Deluxe – gracie razem na najważniejszych techno imprezach – od ADE po Sonar – jak ważne są dla Ciebie te wspólne rodzinne wypady?
Pytasz o rodzine Electric Deluxe? Wiesz, mamy obecnie bardzo mocną ekipę ludzi, z którymi współpracujemy, od artystów po promotorów. To bardzo zdrowy organizm, doskonale spotkać się na żywo kilka razy do roku, napić się, zjeść dobrą kolację, mieć wspólny fun ze sobą. Moim zadaniem jest sprawić, aby wszyscy czuli się ze sobą blisko związani. Wydaje mi się, że wszystko działa u nas bezbłędnie. Liczę, że taki stan rzeczy będzie utrzymany na zawsze.
W takim razie jak sytuacja wygląda w Twojej rodzinie? Szczególnie na dziennych festiwalach Holandii jesteś często widywany ze swoimi dziećmi – techno też je pochłonęło?
Młodszego syna nieszczególnie, głównie ze względu na swoją fascynacje hip-hopem, ale wszyscy w domu szanują tę muzykę – robiłem ją na długo przed ich urodzeniem, obecnie mają z nią kontakt prawie każdego dnia. Jeśli pojawia się jakaś wyjątkowa okazja, aby pokazać im tatusia w pracy na żywo – czemu nie? To dla mnie bardzo ważne, aby dzięki mojej pracy mogli zwiedzać inne kraje, poznawać obce kultury i ludzi, mogli usłyszeć różne języki. Na samych imprezach są zazwyczaj po kilka godzin, ale cała wycieczka zajmuje nam zazwyczaj kilka dni, to takie małe wakacje. Byli ze mną na Movement w Detroit, na Sonarze, w Berlinie czy Rzymie – niesamowita sprawa, gdy widzę, że zmienia im się perspektywa widzenia na świat w tak młodym wieku. Techno ma wielką moc.
Szczęściarze! Jochem, jesteś aktywnie grającym DJ-em w moim zdaniem dwóch najciekawszych projektach techno naszych czasów – Collabs 3000 oraz Zeitgeber. Najpierw chciałbym zapytać o współpracę z Lucy. Powiedział mi, że zaprosiłeś go do swojego studia w Rotterdamie – jak się okazało, ze zwykłego jam session powstał album. Na czym polega chemia między Wami? Podobna technika, styl, wyczucie czy może dogadaliście się ze względu czysto ludzkiego?
Przyjaźń między nami przyszła dużo później, na samym początku mieliśmy niesamowitą frajdę z rzeczy, które wspólnie tworzyliśmy w studio. Nigdy przedtem nie spotkaliśmy się prywatnie. Spotkanie z Lucą było więc dla mnie małą niewiadomą, nie wiedziałem czego dokładnie się spodziewać. Czas w Rotterdamie spędziliśmy wyjątkowo produktywnie, to było wręcz niemożliwe, pytaliśmy się nawzajem “ku*** stary, to się dzieje naprawdę?”. W dwa dni mieliśmy 5 utworów, wszystko potoczyło się zaskakująco szybko. Postanowiliśmy to kontynuować i wydać wspólnie album. Praca w studio z Lucą to piękna sprawa, z Chrisem (Liebingiem – przyp. red.) najbardziej ekscytujące są występy na żywo. Nagraliśmy kilka utworów wspólnie, ale to na scenie jako Collabs 3000 czujemy tę magię. Na tym polega moc obu projektów. Wszystkie działania urodziły się w naturalny sposób, nikt tego wcześniej nie planował – daleko mi od stylu “ok, teraz zaproszę Lucy do współpracy, oboje pomożemy sobie w karierze”. To nie moja droga, wszystko co się dzieje w moim zawodowym życiu wynika z naturalnych następstw – byłem pełen podziwu dla muzyki Lucy, wydało mi się to doskonałą okazją do zainicjowania czegoś razem. Kilka razy do roku występujemy wspólnie na żywo, obecnie obydwaj jesteśmy zajęci, ale mogę Ci już teraz powiedzieć, że muzyka Zeitgeber w niedalekiej przyszłości ponownie powróci do eteru.
Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Chrisem Liebingiem? Gdzie to było i skąd pomysł na wspólne produkowanie i granie?
Pamiętam to doskonale. Chris poprosił mnie o zremixowanie jednego z utworów CLR – szczerze nie mam w tym momencie pojęcia jak on się nazywał – to było podwójne wydawnictwo z moim remixem, Adama Beyera i Steve Rachmada – jeśli poszukasz, na pewno je znajdziesz. Chrisowi na tyle spodobały się te utwory, że postanowił je wypromować poprzez małe tournee ze wszystkimi remixerami w Niemczech – odwiedziliśmy razem m.in U60311 i kilka innych doskonałych miejsc. Było sporo zabawy, weekend nam się konkretnie przeciągnął, takie były początki przyjaźni z Chrisem. Następstwem było moje zaproszenie na jedną z imprez Electric Deluxe i tak już pozostało do dzisiaj – bookujemy się nawzajem na swoje imprezy, w ciągu roku widzimy się kilkanaście razy. Często dochodziło do sytuacji, że grałem przed Liebingiem, następnie Chris grał przede mną – nie chcieliśmy tego przerywać, dlatego łączyliśmy się na 30 minut przed zmianą warty. Naturalnym następstwem było w końcu zagrać wspólnie 4-godzinnego seta. Udało się to przy okazji naszego albumu “Metalism” dla NovaMute – od tego momentu zaczęliśmy oficjalnie występować jako Collabs 3000. Z samego początku było dość zabawnie, dawaliśmy sobie karteczki z napisem “mniej basu” itp. – obecnie nie rozmawiamy ze sobą podczas występu, puszczamy wodze fantazji i podłapujemy flow imprezy. To komfortowa i wspaniała sytuacja spotkać kogoś, z kim łączy Cię tak wielka harmonia i nić porozumienia podczas tworzenia muzyki
Staram się być w miarę możliwości na każdym występie Collabs 3000 – największe wrażenie zrobił na mnie Wasz występ na Mayday w Dortmundzie w 2009 roku oraz w Melkweg, podczas imprezy Electric Deluxe w ramach 5 Days Off Festival. Nigdy tego nie zapomnę, to dla mnie definicja tego gatunku. Wspominasz którąś sesję najlepiej? Planujecie je w ogóle wcześniej czy lecicie na żywioł?
Oboje z Chrisem zgodnym głosem stwierdzamy, że naszą najlepszą sesją Collabs 3000 był nasz tegoroczny występ podczas Awakenings Festival. Magiczny był nasz gig w Melkweg, było ich naprawdę wiele, jednak w tym momencie nie pamiętam wszystkich. Awakenings był nieprawdopodobny – graliśmy closing set drugiego dnia, oczekiwania wobec nas były naprawdę ogromne. Czuliśmy to z każdej strony, wobec siebie również je mieliśmy. Graliśmy osobne sety dzień wcześniej na tym samym festiwalu, a to był nasz bonus. Plan był taki: zbombardujmy Amsterdam wspólnie, a weekend będzie perfekcyjny.
Na pewno nie pamiętasz tej sytuacji – po zakończeniu Twojego seta na Soundtropolis w Katowicach dorwaliśmy Cię z kilkoma przyjaciółmi na małą pogawędkę. Zdradziłem Ci wtedy moje największe 'techno-marzenie’ – występ Collabs 3000 w Berghain. Powiedziałeś, że myślicie o tym z Chrisem. Temat nadal aktualny? Jak wygląda mechanizm zabookowania Was razem – pomysł zawsze wychodzi od organizatora czy to Wy ustalacie występ jako Collabs 3000 przy najlepszych ku temu okazjach?
To bardzo długa historia. Faktycznie wspólny występ w Berghain byłby czymś wyjątkowym, problem polega na tym, że razem z Chrisem mamy bookingi na rok w przód. Mój kalendarz na 2016 jest praktycznie w całości zapełniony, podobnie mają się sprawy u Chrisa. Znaleźć wolny weekend, kiedy moglibyśmy to zrobić jest wręcz niemożliwe. Nasze występy głównie są zaplanowane przez nas samych – sesje odbywają się zarówno na zaproszenie podczas imprez CLR jak i podczas imprez Electric Deluxe. Awakenings od pięciu lat starało się o zabookowanie nas razem na swoim festiwalu i dopiero w zeszłym roku finalnie udało się do tego doprowadzić. 
Drugi powód to koszta zabookowania nas razem – nie jest to tania sprawa.
Chciałbym Cię zapytać o Twoje ulubione miejsce do grania. Wspominałeś w Katowicach, że ulubionym klubem jest Melkweg w Amsterdamie. Awakenings jak już wiemy również jest Ci bardzo bliskie.
Nie mogę powiedzieć, że granie w małych klubach przynosi mi większą frajdę niż uczestnictwo w wielkich produkcjach. Kocham grać zarówno dla 300 osób, ale i dla 3000 – obie sytuacje są dla mnie bardzo ważne. Najlepsza produkcja z najlepszym nagłośnieniem wcale nie musi oznaczać najlepszej imprezy. Najważniejsza jest relacja między występującym a publiką – kiedy dwie strony czują, że są w odpowiednim miejscu i czasie, impreza jest udana. Nie ma znaczenia ile pieniędzy kosztowało zorganizowanie imprezy, jak duża jest scena na której grasz – odpowiednie wibracje i kontakt z ludźmi – te rzeczy kreują magię na imprezie. Ważne jest także, aby organizator zadbał o komfort zapraszanego gościa. Kiedy się nim zaopiekuje, zapewni mu akustyka, odpowiednie zaplecze techniczne – wtedy łatwiej będzie mu wykonać swoją robotę. A kiedy to nastąpi, publika na pewno się odwdzięczy.
W grudniu odwiedzisz jeden z najlepszych klubów w Polsce – Prozak 2.0. Kilka razy już u nas bywałeś, masz jakieś szczególne wspomnienie z wizyty w naszym kraju?
Wspaniały był wschód słońca jaki doświadczyliśmy z Lucy podczas Audioriver Festival. Równie dobra była impreza w industrialnych wnętrzach w klubie w Warszawie. Zawsze wracam od Was z dobrym humorem, tym bardziej nie mogę doczekać się występu w Krakowie.

Rozmawiał Paweł Chałupa


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →