Sincz i Arude wydają w Renaissance: „To spełnienie marzeń” [wywiad]
O współpracy w czasie pandemii, spełnianiu marzeń, zaufaniu, usłyszeniu swoich produkcji na imprezie Afterlife w londyńskim Printworks, a przede wszystkim o premierze EPki w legendarnej Renaissance - Sincz i Arude podzielili się z nami nie tylko wrażeniami z ostatnich miesięcy, ale i emocjami towarzyszącymi wydaniu materiału w jednej z najbardziej cenionych wytwórni na świecie. Zapraszamy do wywiadu.
Renaissance to nazwa, która wciąż działa na wyobraźnię. W przeciwieństwie do wielu innych, równie długo funkcjonujących brandów na mapie klubowego świata, brytyjski label niezmiennie jest synonimem jakości. Nie goni za trendami, a zamiast tego konsekwentnie buduje własną tożsamość. Nawet najwięksi artyści lądujący w katalogu wytwórni, mniej lub bardziej chcą grać na jej warunkach, tworząc muzykę wpisującą się w charakter założonej w 1994 roku oficyny.
Nic Fanciulli, Deep Dish, Sasha, John Digweed, Tale Of Us, Adam Beyer, Solomun czy Sebastien Leger – lista czołowych postaci kultury klubowej, których produkcje ostemplowane są logiem Renaissance, jest długa i bogata. W tym tygodniu do tego towarzystwa dołączy polsko-ukraiński duet i nie ma w tym krzty przypadku.
SIncz. Od Piekarni po lekcje u Carla Coxa
Andrzej Siniarski-Czaplicki, znany jako Sincz, na swoją renomę pracuje już blisko dwadzieścia lat. To właśnie na początku lat 00., jako nastolatek, przecierał pierwsze ścieżki na klubowej scenie Polski. Sincz szybko zyskał nie tylko aprobatę, ale i zaufanie lokalnego środowiska, czego efektem były występy w wiodących miejscówkach w kraju, autorskie cykle czy rezydentury. Chwilę później przyszły sukcesy na arenie międzynarodowej, a także sety obok takich postaci jak Loco Dice, Mario Bosanov, Rodriquez Jr., Ame, Shaun Reeves, Kolektiv Turmstrasse czy Sandy Rivera.
Ponadto, niewielu polskich producentów i didżejów może wpisać w swoje CV współpracę z Carlem Coxem, Johnem Digweedem, Pete Tongiem i Fillipem Straubem. To pod okiem tych twórców Sincz zbierał kolejne szlify w słonecznej Mekce clubbingu – na Ibizie. To niezwykłe doświadczenie było pochodną zwycięstwa w konkursie Burn Residency Mix Off 2014. Ze wspomnianymi tuzami światowej elektroniki Sincz miał okazję występować w kultowych miejscówkach znajdujących się na hiszpańskiej wyspie. Warto tu wspomnieć choćby o Privillege, Café Mambo czy Sands. To jednak nie koniec aspiracji warszawiaka – jak sam zapowiedział, marzy o powrocie na Ibizę.
Arude. Granie na emocjach
Z kolei tworzący jako Arude, a pochodzący z Ukrainy Anton Rudenko, wciąż może być określany mianem “młodego artysty”, lecz bagaż jego dokonań jest już naprawdę spory. Choć zadebiutował kilkanaście lat później od Sincza, nie zamierzał tracić czasu – niemal od początku stał się niezwykle płodnym producentem i rozchwytywanym didżejem. Duża intensywność, z jaką Arude rozwija swoją karierę, współgra z jego artystycznym progresem.
Kolejne produkcje czy remiksy jedynie potwierdzały wielki talent Ukraińca, który coraz częściej doceniali także wydawcy. Wystarczy zajrzeć na profil Arude w serwisie Soundcloud by zrozumieć o co chodzi – liczba produkowanych utworów, remiksów czy nagrywanych setów dla coraz bardziej prestiżowych cykli robi wrażenie. Od samego początku Anton zgrabnie lawiruje między wieloma gatunkami, udowadniając szerokie horyzonty swoich inspiracji i obszerny wachlarz umiejętności. To, co wyróżnia go spośród tłumu młodych producentów, to niezwykły talent do “grania nastrojem” – jego utwory, choć niebywale taneczne, umiejętnie przemycają kalejdoskop emocji, od smutku do radości, od nostalgii do euforii, od tęsknoty do skupienia. Głębokie, rozbudowane brzmienie szybko stało się znakiem rozpoznawczym Ukraińca, który z biegiem czasu ma coraz więcej wspólnego z Polską i tutejszą sceną klubową, na której jest znaną i lubianą postacią.
Sincz i Arude. Wspólny mianownik
Analizując twórczość, ale i pomysł na siebie, można dostrzec wiele podobieństw między Sinczem a Arudem, choć każdy z nich krąży wokół nieco innych fascynacji. Ten wspólny mianownik, o którym mowa, dostrzegli także bookerzy, którzy niejednokrotnie zapraszali obu artystów do grania na tych samych imprezach. Jak się okazało, panowie znaleźli wspólny język, a wraz z nim płaszczyznę do współpracy. Od dzielenia sceny do dzielenia studia – z biegiem czasu Sincz i Arude zaczęli łączyć siły coraz częściej i w coraz to poważniejszych projektach. Jeden z nich lada moment ujrzy światło dzienne.
Sincz i Arude w Renaissance
14 stycznia, nakładem wspomnianej już, legendarnej wytwórni Renaissance, ukaże się EPka Sleepless Nights. O tym, że mowa o rzeczy dużego kalibru, niech najlepiej świadczy fakt, iż materiał z nadchodzącego wydawnictwa, w swoich setach zdążyli zagrać m.in. Innellea, Kevin De Vries czy Konstantin Sibold. Ten pierwszy docenił pracę duetu Sincz-Arude w sposób szczególny, umieszczając utwór ich autorstwa w swoim secie przygotowanym dla kultowego cyklu Essential Mix dla BBC Radio.
Sincz i Arude – Sleepless Nights (feat. Sandhaus)
Sincz i Arude – wywiad
O współpracy w czasie pandemii, spełnianiu marzeń, zaufaniu i usłyszeniu swoich produkcji na imprezie Afterlife w londyńskim Printworks – Sincz i Arude podzielili się z nami nie tylko wrażeniami z ostatnich miesięcy, ale i emocjami towarzyszącymi wydaniu materiału w jednej z najbardziej cenionych wytwórni na świecie. Zapraszamy do lektury wywiadu.
Hubert Grupa: Zacznę naszą rozmowę od czegoś zupełnie innego. Ostatnie miesiące a nawet lata, to w Polsce (ale i na Ukrainie także, a nawet momentami bardziej) renesans techno. Powróciły również takie gatunki jak gabber czy trance. Nawet euro-dance gdzieś tam dał o sobie znać, choć byłem przekonany, że ten nurt przepadł już na dobre. Wielu osobom marzy się powrót dni chwały progressive house’u czy minimalu. A czego powrót w najbliższych latach przewidują Sincz i Arude? Albo o czego powrocie marzycie?
Sincz: Masz racje, teraz głównym nurtem muzycznym jest techno, ale osobiście nie mam z tym żadnego problemu. Cieszy mnie, że ludzie interesują się muzyką, a który z gatunków muzycznych będzie najbardziej popularnym to już zostawiam wszystkim malkontentom. Najważniejsze by ludzie tańczyli do tego, co im w sercu gra, scena będzie się stale rozwijać i czas pokaże czy jest miejsce na coś nowego.
Arude: Moda jest rzeczą cykliczną i muzyka nie jest wyjątkiem, a więc wszystko jest możliwe, np. to, że inne gatunki także powrócą do nas. Ja znalazłem swój styl, w którym chce się rozwijać i na razie nie zamierzam szukać niczego nowego.
Sincz i Arude: Mniej osób zadaje sobie trud szukania w muzyce
Ostatnio sporo czasu poświęciłem na rozmowy na temat tego, jak zmienił się profil ludzi uczestniczących w polskiej scenie klubowej. Parę osób zwróciło mi uwagę na to, że kiedyś, z racji tego, iż wiele rzeczy było nowych i nieznanych, ludzie mieli potrzebę poznać je bliżej, zgłębić tematy, czego efektem byli świadomi, wyedukowani klubowicze. Dziś, gdy wszystko jest dostępne na wyciągnięcie ręki, zdaje się, że ten schemat został spłycony. Ludzie nie potrzebują zdobywać wiedzy – po prostu chcą się bawić. Oczywiście, o to w tym wszystkim chodzi, lecz z drugiej strony ma to negatywny skutek w formie tego, że od paru lat dominują te same brzmienia i nazwiska. Ludzie przyzwyczaili się do rzeczy, które lubią i nie oczekują zmian. Bookerzy to widzą i stawiają na sprawdzone wybory gwarantujące zyski – każdego roku do Polski mogą przyjeżdżać np. Boris Brejcha czy Kollektiv Turmstrasse, i za każdym razem kluby będą pełne. Macie podobne odczucia? Nie chcę wyjść na boomera czy malkontenta, ale mam wrażenie, że kiedyś ludzie więcej wymagali od siebie, od samej sceny i byli bardziej głodni nowości.
Sincz: Nie możemy wrzucać wszystkich do jednego worka, ponieważ znam dużo ludzi, którzy grzebią, szukają i często mnie zaskakują swoją wiedzą na temat nowych artystów, ale zgodzę się ,że jest to sporo mniejsza liczba osób niż kiedyś. Czasy całkowicie się zmieniły przez COVID-19 i ludzie wybierają imprezy z artystami, których znają i których są pewni. Mam nadzieję, że obecnie, gdzie więcej czasu spędzamy w domach niż kiedyś, to zaprocentuje i frekwencja na imprezach z innymi nowymi artystami będzie większa.
Arude: Ciężko mi odpowiedzieć na temat polskiej sceny klubowej, bo mieszkam w Polsce od niedawna. Musimy pamiętać, że nasz gatunek nie jest tak popularny jak pop czy r’n’b, gdzie w każdym roku jest bardzo dużo nowości. To może być powodem sytuacji, gdzie ludzie wybierają swoich idoli tych zagranicznych artystów, na których czekają by przyjechali do nich i nie szukają nowych, bo jest ich mało.
Sincz i Arude: Renaissance? Spełnienie marzeń
My tu sobie pitu-pitu o dawnych czasach, a tymczasem skupmy się na teraźniejszości i przyszłości. Wielkimi krokami zbliża się premiera Waszego najnowszego wydawnictwa dla legendarnego labelu Renaissance. Jakie to uczucie znaleźć się w katalogu obok takich nazw jak Adam Beyer, Solomun czy Sebastien Leger?
Sincz: Jest to spełnienie jednego z moich marzeń. Pamiętam jak za młodu wychodziły składanki od Renaissance: The Masters Series czy The Mix Collection od takich artystów jak Sander Kleinenberg, Nic Fanciulli, Deep Dish, Sasha & John Digweed czy Tale Of Us. Niesamowite uczucie dołączyć do tak legendarnej wytwórni z tyloma świetnymi artystami.
Arude: Mogę powiedzieć że nigdy nie wyobrażałem sobie, że wydam swoje kawałki w takiej wytwórni jak Renaissance. Dzięki temu czuję, że wiele godzin spędzonych w studio nie poszło na marne i że mogę dołaczyć do tak wielkich artystów.
Sincz i Arude. O feedbacku
Pogadajmy o samym materiale. Słuchałem i oglądałem nagrania, na których Wasze utwory grane są przez uznanych didżejów, do których przejdziemy za moment. Czuć, że z nowych produkcji wypływa potężna, unosząca wręcz energia. Mowa zwłaszcza o kawałku Become Immortal and Then Die. Za każdym razem reakcja publiczności – niezależnie o jakim występie mówimy, kto na nim grał i gdzie się odbywał – była niesamowicie pozytywna. Czy taki był zamysł? By stworzyć “upliftingującego bangera”?
Sincz: Cieszy mnie, że to widzisz, ale to wychodzi bardzo naturalnie – mam na myśli, że w pewnych momentach wiemy jak dobrać odpowiednie dźwięki i zrobić interesujący aranż, który ruszy publicznością. Jest to najstarszy kawałek z EPki, ale cieszy się największym powodzeniem wśród artystów.
Arude: Tak, ten kawałek jest ulubionym, ale to nie był jakiś specjalny zamysł żeby coś takiego zrobić. Tak jak wspomina Sincz, przychodzi to bardzo naturalnie i robimy to tak, jak czujemy. Dużym plusem jest główna melodia, która powoduje wiele emocji i to jest najważniejsze.
Innellea, Kevin De Vries, Konstantin Sibold – to tylko część postaci, które zdążyły już wesprzeć Wasze nowe wydawnictwo grając je na żywo. Wspomniałem, że reakcje publiczności na Wasze utwory były jednoznacznie pozytywne. Co usłyszeliście lub przeczytaliście już o nowym materiale? Macie grono zaufanych osób, którym podrzucacie swoje produkcje, zanim zdecydujecie się wysłać je do wytwórni?
Sincz: Staramy się wysyłać materiał w pierwszej kolejności do wytwórni, by otrzymać odpowiedz jak najszybciej, ale często wychodzi tak, że dzieje się to w podobnym czasie w ostępie kilku dni. Też nie możemy pozwolić na to, by kawałki zalały internet, bo żadna wytwórnia tego nie wyda, więc musi być to zrobione z odpowiednim wyczuciem.
Arude: To jest super uczucie widząc, że tacy mocni artyści grają nasze kawałki. Wydawnictwo jest zaplanowane na 14 stycznia, więc liczymy, że grono grających się powiększy, bo wysyłka tak zwanego „promo pool” od Renaissance dopiero ruszyła. Produkujemy muzykę już sporo lat i gramy z wieloma artystami, więc często kawałki trafiają w tym samym czasie do wytwórni i wybranych twórców.
Sincz i Arude o współpracy
Jak wyglądała sama praca nad EPką? Czy byliście zasłuchani w czyjąś twórczość i na tej podstawie poczuliście przypływ inspiracji, czy może opieraliście się wyłącznie na własnej, pozbawionej zewnętrznych bodźców wizji?
Sincz: Słuchamy bardzo dużo muzyki i wiemy w jakich stylach muzycznych chcemy się obracać, ale nigdy nie wzorujemy się na innym artyście czy danym kawałku. To musi przychodzić naturalnie i opieraliśmy się na własnej wiedzy i wyczuciu. Praca nad EPką trwała dosyć długo ze względu na to, że nie mogliśmy dobrać odpowiednio wokalisty, ale w końcu się nam udało i nawiązaliśmy współpracę z Sandhaus, który w 100% spełnił nasze oczekiwania.
Arude: Tak, praca nad tym materiałem trwała prawie półtora roku od czasu pierwszego kawałka do wydawnictwa. Najdłużej pracowaliśmy nad kawałkiem Sleepless Night, bo chcieliśmy znaleźć odpowiedniego wokalistę. Sandhaus z Izraela spełnił nasze oczekiwania i bardzo dobrze wkomponował w już gotowy numer. Chcieliśmy zrobić coś niezwykłego, by podkreślić uczucia, które nam towarzyszyły w trakcie produkcji i mamy nadzieje że nam się udało.
W ogóle jak doszło do Waszej współpracy? Kiedy doszliście do wniosku, że prócz grania imprez, warto spróbować połączyć siły w produkcji?
Sincz: Poznaliśmy się około dwóch lat temu i od razu bardzo się polubiliśmy. Zagraliśmy wspólnie kilka imprez i stwierdziliśmy, że czas najwyższy połączyć siły w studio. Z początku mieliśmy zrobić tylko jeden kawałek, ale wyszło ich dużo więcej. Cieszę się, że wpadliśmy na siebie, bo naprawdę fajnie nam się pracuje i czuć odpowiedni feeling.
Arude: Poznaliśmy się prawie dwa lata temu przez Instagram, ale problemem była odległość, bo mieszkaliśmy w innych krajach, ale po mojej przeprowadzce do Polski ułatwiło to naszą współpracę. Bardzo lubimy grać ze sobą sety i produkować muzykę, mamy podobne style muzyczne i podobnie dzielimy pasje do muzyki.
Sincz i Arude: Pomysł na zrobienie kawałka jest najważniejszy
Wrócę na moment do samego brzmienia, jednak spójrzmy na nie od strony technicznej. Czy jakieś narzędzie lub instrument zdominował proces produkcyjny? Albo jakieś konkretne brzmienie? Staraliście się ograniczać w zakresie środków, z których korzystaliście, czy daliście sobie pełnię swobody?
Sincz: Jest tu mieszanka bardzo różnych wtyczek i efektów, nie możemy powiedzieć o jakieś dominacji jednego instrumentu lub wtyczki. Najważniejsza jest wiedza i godziny spędzone w studio, nieważne czy robisz muzykę na VST, czy na zewnętrznych instrumentach, oczywiście o ile wiesz jak osiągnąć określone brzmienie i odpowiednio je rozwinąć, by było ciekawe i ruszało publikę do tańca.
Arude: Bardzo dużo młodych artystów myśli, że jak kupi analogowy sprzęt to muzyka zacznie się robić sama. Nie ma nic bardziej mylnego. Na naszej nowej EPce jest dużo instrumentów VST, m.in. Diva. Sincz ma bardzo rozbudowane studio i mnóstwo zewnętrznych syntezatorów, z których w tym przypadku mało korzystaliśmy. To pokazuje, że to pomysł na zrobienie kawałka jest najważniejszy.
Sincz i Arude. Kulisy współpracy z Renaissance
Pomówmy jeszcze chwilę o Renaissance. Jaka jest największa korzyść wydawania muzyki w dużym, zagranicznym labelu? Mówię tu oczywiście o innych aspektach niż ten materialny czy marketingowy. Czym najmocniej wyróżnia się opieka ze strony zagranicznego wydawcy, na co nie można liczyć w Polsce lub na Ukrainie?
Sincz: Dystrybucja w przypadku takiego labelu jest na zupełnie innym poziomie. Ponadto jesteśmy pewni, że nasze kawałki trafią do odpowiednich artystów i zostaną przesłuchane. W przypadku Renaissance trzeba też zwrócić uwagę, że bardzo mocno stawiają na organizację własnych imprezy pod szyldem wytwórni, więc mam nadzieję, że otrzymamy kiedyś zaproszenie. W styczniu odwiedzają takie miejsca jak Tulum, Miami czy Kostaryka z bardzo ciekawymi artystami np. Artbat, Sven Vath, Mathame czy Sasha & John Digweed.
Arude: Jest to jedna z największych wytwórni na świecie i jesteśmy pewni, że nasz materiał zostanie odpowiednio poprowadzony. Już teraz nawiązaliśmy współpracę z agencją For The Record, która odpowiada za cały plan promocyjny dla Renaissance, więc różnice są bardzo duże.
Sincz i Arude. Zagrać w Printworks
Wspominając na moment o nagraniach, na których wybrzmiewają Wasze utwory grane przez innych twórców. Innellea zagrał Wasz track na imprezie w legendarnym, londyńskim Printworks. Myślicie, że kiedyś nadarzy się okazja, by samodzielnie puścić ten numer właśnie w tym miejscu?
Sincz: Jak za pierwszym razem zobaczyłem film, który dostałem od Innellea w prywatnej wiadomości, to nie wierzyłem, że nasz kawałek leci w tym miejscu i w dodatku na imprezie Afterlife dla tak dużej publiczności. Ciężko pracujemy i mam nadzieję, że nadejdzie taki moment. Trzymajcie za to kciuki!
Arude: Mam nadzieję, że nasza praca przyniesie tak duże efekty, by mieć okazje zagrania w Printworks w Londynie. Teraz musimy pracować w studiu i myśleć, co zrobić, by przebić się na kolejny etap i grać dużo imprez nie tylko w kraju, ale także poza nim.
Premiera EPki odbędzie się jeszcze w styczniu, lecz już niebawem – miejmy nadzieję, że pandemiczna rzeczywistość pozwoli – będzie można usłyszeć materiał na żywo. Szykujecie release party. Kiedy i gdzie?
Sincz: Premiera wydawnictwa zaplanowana jest na 14 stycznia i mam nadzieję, że kolejny lockdown tego nie przykryje. Jesteśmy już bardzo blisko terminu wydania, a imprezy trwają, więc jestem dobrej myśli. Jeżeli chodzi o imprezy w Polsce to na release party label nie wyraził chęci, ale z pewnością będziecie mogli usłyszeć nas razem w tym roku.
Arude: Mamy zaplanowanych parę występów na roku 2022, zapewne jeszcze kilka dojdzie, dlatego śledźcie nasze kanały social media. Będziemy was o wszystkim informować.
Sincz i Arude – premiera EPki
Zgodnie z tym, co mogliście przeczytać wyżej, EPka Sleepless Nights ukaże się już w najbliższy piątek, 14 stycznia. Pre-orderu materiału można dokonać za pośrednictwem serwisu Beatport.