Selekcja: naked relaxing dla Muno.pl. Z sercem i bez kompromisów
Do cyklu Selekcja zaprosiliśmy kogoś, kto z jednej strony jest w czołówce najciekawszych młodych postaci rodzimej sceny, a z drugiej ma niesamowicie nieszablonowe podejście zarówno do tworzenia, jak i grania, co owocuje mnóstwem niespodzianek. Przed Wami Selekcja w wersji deluxe, bo poszerzona o wywiad, a jej bohaterem jest Olek Kaźmierczak aka naked relaxing.
Obserwowanie procesu rozwoju kogoś, kogo zna się niemal od chwili debiutu, to interesująca rozrywka. Jedni, na fali pierwszych sukcesów, szybko obrastają w piórka i spoczywają na laurach. Drudzy, zniechęceni niepowodzeniami, tracą zapał. Inni idą swoją drogą, bez oczekiwań i ciśnienia. Jeszcze inni konsekwentnie prą naprzód, rozwijają się i udowadniają swoją wartość na każdym kroku. Reprezentantem tych ostatnich jest Olek Kaźmierczak aka naked relaxing. Jego ewolucja jako producenta i didżeja to jedno z najbardziej spektakularnych zjawisk na polskiej scenie ostatnich lat. Bezkompromisowe, pełne pasji podejście do muzyki, przełamywanie konwencji, niczym nieskrępowana wizja siebie jako twórcy. Niezależne czy jako didżej, czy producent, Kaźmierczak podąża ścieżką wyłącznie własnych zasad, przez co w szybki sposób wypracował swój własny, niebywale wyrazisty styl.
naked relaxing. Żadnych kompromisów
Zarówno w didżejskiej selekcji, jak i w autorskiej twórczości, naked relaxing dostarcza słuchaczom szerokiego spektrum brzmień. Zaczynając od pełnego tanecznej energii house’u, przez techno stylistycznie osadzone w latach 90., aż po agresywny ghetto house, przełamywany electro lub mocniejszymi inspiracjami – Kaźmierczaka nie sposób zamknąć w gatunkowej szufladce. To dowód na szeroki wachlarz inspiracji, jak i warsztatową wszechstronność. Premiery kolejnych wydawnictw i setów tylko to potwierdzają.
naked relaxing. W drodze na szczyt
Przy okazji zaproszenia do cyklu Selekcja, nie mogłem odmówić sobie zadania kilku pytań. naked relaxing to jedna z najszybciej rozwijających się marek na polskiej scenie. Dopiero co zaprezentowaliśmy jego sylwetkę szerszej publiczności w cyklu MunoRadar, a tymczasem Kaźmierczak ma już na koncie parę spektakularnych sukcesów, udanych wydawnictw i ważnych występów. Dodajmy do tego rezydenturę w poznańskim Projekt LAB i udział w cyklu ASID. Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem, stąd chęć zapytania samego zainteresowanego jaki był dla niego miniony rok i czego z jego strony możemy spodziewać się niebawem.
Hubert Grupa: Jakim rokiem był dla Ciebie jako twórcy rok 2020? Na czym skupiłeś się najmocniej? Czy w jakimś zakresie Twojej pracy twórczej dokonała się jakaś poważna zmiana? A może dokonała się jakaś zmiana jeśli chodzi o sam sposób myślenia o muzyce?
Olek Kaźmierczak aka naked relaxing: Śmiało mogę powiedzieć, że 2020 był dla mnie przełomowy pod względem samego myślenia o muzyce i postrzegania siebie jako producenta.
Najmocniej skupiłem się na tym, żeby słuchać tego, co mam w środku, nie wzorować się na niczym tylko dlatego, że komuś to będzie pasowało. Że jeśli mam ochotę zrobić połamany numer, to go robię. Jeśli wstałem w iście punkowym nastroju to 140 pure rave techno. Jeśli dopada mnie nostalgia to też mogę wyrazić to przez muzykę. I to jest dobre. Nawet jeśli ktoś powie „naked, Ty ostatnio techno, a tu teraz jakieś połamane grasz”. Nie trzeba na siłę instalować się w jakieś określone ramy, jeśli są za małe.
Oczywiście jeśli oczekuje się pozytywnego odbioru to nie można popadać w skrajny eklektyzm, ale z mojej perspektywy nie ma sensu tunelowo skupiać się na jednym odłamie muzyki tanecznej. Muzyka stała się też środkiem do wyrażania siebie. I tak jak przygotywywanie jedzenia – smakuje najlepiej, kiedy wkłada się w to serce. Liczę się jednak z tym, że nie zawsze tak będzie. Nie każda sesja przed Abletonem będzie dotknięta palcem bożym. Czasem będzie to po prostu szlifowanie wcześniej powstałych rzeczy. Trening jak na siłowni. Rzemieślnictwo, a nie artyzm. Plus zakupiłem sobie nowe monitory, więc z automatu jakość odsłuchu wskoczyła na niedostępny wcześniej poziom.
naked relaxing. Ręce pełne roboty
Rok 2020 jako dla didżeja. Jesteś postacią, która znajduje się na fali wznoszącej. Gdyby nie pandemia, to jestem pewny, że zaliczyłbyś dziesiątki, jeśli nie setki bookingów w całej Polsce, a kto wie, może i dalej. Jednak zamiast ubolewać na sytuację i wstawiać smutne memy, skoncentrowałeś się na pracy: tworzyłeś własne produkcje, nagrywałeś sety, itd. Czy jest coś, czego nauczyła Cię pandemia jako didżeja i aktywnego uczestnika rodzimej sceny klubowej?
Dziękuję za miłe słowa, Hubercie! Tak jak zauważyłeś, zacząłem po prostu więcej pracować. Dużo dobrej, uczciwej pracy daje dużo efektów. Nagrałem kilka setów, które zostały świetnie odebrane. Pozdrowienia dla AsID global i Radio Kwarantanna. 🙂
Pierwszy raz wyraziłem wkurwienie i chęć rozwalenia wszystkiego w secie dla Behind The Stage, miało to miejsce w szczytowym okresie protestów i nie mogłem tego zrobić inaczej.
Wydałem jedną EP wiosną, zresztą dzięki akcji, którą Ty zapoczątkowałeś, Mój Drogi, a międzyczasie ukończyłem całkiem sporo niewydanego, bardzo różnego stylistycznie materiału. Pandemia nauczyła mnie dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze regularnej pracy, a nie tworzenia muzyki z doskoku. Po drugie, że muzyka naprawdę łączy ludzi, gdyż kilka osób z krajowego środowiska DJskiego poznałem przez internet wiosną i udało się te znajomości przenieść na grunt rzeczywisty latem i jesienią, co było dla mnie turbo motywacją i bardzo ciekawym doświadczeniem.
Z jeszcze innej strony zauważyłem tendencję, że wiele osób chyba przestało być DJami. Jednym zdaniem – lubili grać, ale nie jest to ich pasja, nie nagrywali na przykład podcastów czy live’ów. Nie mówię, że to złe, ale sam za muzykę dam sobie uciąć rękę i po prostu jako pasjonat nie do końca to rozumiem. Mam wrażenie, ze pandemia to bardzo szybko zweryfikowała.
naked relaxing. Krok w stronę electro
Zarówno jako producent, jak i jako didżej, eksplorujesz ogromnie wiele zakątków muzyki. Jakie były dla Ciebie najważniejsze odkrycia lub kierunki, które zgłębiałeś w minionym roku?
2020 rokiem cięższych niż wcześniej brzmień (bo szybko już było wcześniej) – przekonałem się do intensywnych linii basowych i wokali, bardzo często z popowych lub trapowych numerów, co wpasowało się w ogólny trend, jak na przykład bardzo szerokie wykorzystanie acapelli do WAP Megan Thee Stallion. Śmiało odszedłem też od stopy 4×4, zarówno DJsko jak i w produkcji. Zdecydowany krok w stronę electro okazał się strzałem w dziesiątkę, dużo lepiej można wtedy kontrolować intensywność setu. Bardzo często połamane numery mają też aranże i energię niespotykane w utworach z klasycznym rozkładem stopy. I na żywo daje to dużo zabawy.
naked relaxing. Potrzeba zmian na polskiej scenie
Perspektywa powrotu do normalności wydaje się być dość odległa, lecz już niebawem przyjdzie wiosna i zapewne nadarzy się wiele okazji do grania w otwartych przestrzeniach. Jednak w nawiązaniu do pełnoprawnego powrotu sceny klubowej zapytam Cię o to, co chciałbyś by się w jej zakresie zmieniło? Mowa tu zarówno o samych środowisku i postawach osób w nim uczestniczących, jak wśród odbiorców.
Kilka (dużo XD) rzeczy:
- Więcej kobiet w line-upach festiwali i imprez.
- Jeśli artystka/artysta prezentuje światowy poziom i pochodzi z Polski to jej/jego stawka nie powinna być niższa niż dla zagranicznego gościa z podobnym uznaniem na scenie.
- Płacenie młodym, Drogi Promotorze. To nie 2005 i nie będę miał tego „do portfolio”.
- Niskie umiejętności DJów i granie „od niechcenia”. Umówmy się, nie trzeba być profesorem, sam nim nie jestem, ale kochany DJu – jeśli występujesz dla ludzi i zarabiasz na tym pieniądze, to ci ludzie to de facto Twoi pracodawcy – rób to jak najlepiej, proszę.
- Otwarcie głów publiczności, co staram się robić z każdym krokiem – nie tylko techno, nie tylko house do tupania.
- Nagłośnienie – na to przyjdzie czas po spłacie klubowych długów zaciągniętych w trakcie pandemii, także wszystko w swoim czasie.
- Usunięcie niepotrzebnych podziałów na scenie – zawsze będą gryzące się ekipy, ale czy nie lepiej jest rozmawiać? Niestety, ale to wszystko mnie bardzo boli.
naked relaxing. Nostalgia po całości lub k.o. w pierwszej rundzie
Byłeś osobą, która zainaugurowała nasz cykl MunoRadar. Od czasu tamtej publikacji minęło prawie 1,5 roku. Znam Cię i doskonale zauważam jakie zmiany zaszły w Tobie jako twórcy i w Twojej muzyce. Tymczasem co Twoim zdaniem zmieniło się najmocniej w Tobie samym i Twojej twórczości? Czy jest coś, z czego definitywnie zrezygnowałeś, a co było częścią Ciebie i Twojej muzyki na początku tej przygody? Czego nauczyłeś się najmocniej?
Najmocniej zmieniło się podejście do wypuszczania swoich rzeczy. Bez sensu trzymać coś w szufladzie nawet jeśli nie jest to mój ulubiony numer, który zrobiłem. Tylko tak się czegoś nauczę.
Otworzyłem głowę, nauczyłem się korzystać ze swoich patentów, ale w różny sposób. Zrezygnowałem z rozmywania nastroju utworu – jeśli nostalgia, to w pełni. Jeśli wpierdol, to knock-out w pierwszej rundzie.
Zamiast zastanawiać się, co będzie jak zagram to czy to, zamknąłem swoją selekcję w słowach „music that makes you dance” i tego staram się trzymać.
Jakie są Twoje plany didżejsko-wydawnicze na rok 2021?
DJskich planów nie ma co snuć, przynajmniej jeśli chodzi o granie na żywo, nikt nie wie jak to będzie wyglądać i chcąc niechcąc musimy dać sobie jeszcze czasu. Z wydawniczych to na pewno jedna EPka w POTOP Records. Ale najlepiej dwie. Do tego wydawnictwo dla zagranicznego labelu. Poza tym pozbycie się zalegających na dysku rzeczy, już wiem w jakiej formie, ale nie chcę jeszcze wyjawiać. Będzie też kilka podcastów, w tym jeden dla zagranicznej stajni. Z ogłoszonych rzeczy mogę zdradzić, że jestem w trakcie nagrywania setów dla Miejsca W Techno Gdzie Dostajesz Po Ryju, Polish Techno.logy oraz Lose Control z Niemiec
Selekcja: naked relaxing
Ostatni utwór/album, który kupiłeś
Pejzaż – Noc
Otwieram Rekordboxa, a tu zaskoczenie, bo jest to, moim zdaniem, najbardziej taneczny numer z jednej z płyt Bartka Kruczyńskiego wydanych w 2020 roku. Swoją drogą ten człowiek to synonim jakości. Kupiony celem późniejszego tańczenia w bliżej nieokreślonym miejscu, bo house’u grałem w tym sezonie jak na lekarstwo.
Pierwszy utwór/album, który kupiłeś
Rework – You’re So Just Just
Nietanecznie będzie to Pezet – Radio Pezet chyba. Tanecznie będzie to You’re So Just Just.
Utwór, który nigdy nie opuszcza Twojej torby z płytami/pendrive’a
Johnny Vicious Feat Lula – Ecstasy (Take Your Shirts Off) (DJ Wout Remix)
I nigdy nie opuści! Z tekstem „take your pants off, take your shirts off too and dance with Lula”, tym pięknym, punktowym basem, klasycznym breakiem i dwoma niesamowitymi uderzeniami ten numer to definicja naked relaxing.
Ulubiony utwór grany do znudzenia na początku kariery
Pelvis – Dance Freak (Mall Grab Workers Union Remix)
Nadal piękny. Ponadczasowe brzmienia Rolanda 909 i Korga M1. Można powiedzieć, że to swoista odskocznia Mall Graba od cięższych brzmień, które prezentuje na co dzień (tak, tak, Mall Grab już dawno nie jest ziomkiem od lofi house kochani, w sumie nigdy nie był tak naprawdę).
Utwór, który jest w stanie poderwać najbardziej oporny tłum
Penera – Eksplozja (Kalwi and Remi Explosion Remix)
Jeszcze nie miałem okazji tego sprawdzić, ale na pewno będzie to Penera – Eksplozja (Kalwi and Remi Explosion Remix).
Ulubiony utwór, który grasz (w podcastach to na pewno) w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy
Hermeth – Break It
Basowy potwór.
Utwór ulubionego producenta
LSDXOXO – Freaquency
Mam kilku faworytów co do producentów, bo stały bardzo wysoki poziom trzymają Mall Grab, Jensen Interceptor, Vladimir Dubyshkin, Locked Club, czy LSDXOXO ale jeśli jeden, jedyny numer którego słuchałem najwięcej to LSDXOXO – Freaquency.
Ulubiony utwór na otwarcie setu
Kanye West – On Sight
Trudny do zmiksowania instant klasyk z wydanej w 2013 roku płyty Yeezus, nagrany we współpracy z Daft Punk.
Ulubiony utwór na zamknięcie setu
Daniel G. Sarr – I Want U (SQ-1 Mix)
Ukochany, manieczkowy, nostalgiczny.
Utwór na powrót z imprezy nad ranem
The Weeknd – The Morning
Praktycznie za każdym razem mam ten track w słuchawkach.
Utwór celebrujący poranek bez kaca
Roy Ayers Ubiquity – Everybody Loves The Sunshine
Jeśli akurat się zdarzyło coś celebrować i nie ma kaca, to za każdym razem uśmiech i ten numer w głośnikach.
Utwór, na którego prośbę o zagranie akurat się zgodziłeś
Double99 – Rip Groove
Właściwie jest to numer, od którego zacząłem słuchać muzyki tanecznej.
Guilty pleasure, którego nie masz oporów, by grać
La Bouche – Be My Lover
Jeśli ktoś był na jakimś z moich setów lub słuchał podcastów to wie, że nie mam oporów przed zagraniem żadnego z tak zwanych „guilty pleasures”, bo jest to często zarówno stary trance, również ten z legendarnego Ekwadoru, wczesne lata 00. typu The Underdog Project – Summer Jam czy ATB – Till I Come, jak i remiksy zawierające acapelle z, dajmy na to, Kylie Minogue. Jeśli miałby to być jeden numer to wybór pada na nieśmiertelne Be My Lover.
Trzy utwory, które definiują moją selekcję
Trzy to za mało, mówię od razu. Było to wyzwanie umieścić cały przekrój mojej selekcji w trzech, ale udało się.
Frozen Sun – Cold
Numer łączący techno i trance w jedno.
Cream Soda – Prime Time
Reprezentant wokali, electro i wszelkiej maści rzeczy ze stopą non-4×4.
Wolfram – REIN (ft. Egyptian Lover)
House każdego rodzaju, czyli piekielnie seksowne REIN.
Album, który lubisz, a który nie ma nic wspólnego z tym, co grasz lub tworzysz
D’Angelo – Voodoo
Jeden z najlepszych albumów, jakie kiedykolwiek powstały, tutaj pierwszy numer z płyty.