COVID-19. Kryzys, który dekoduje naszą rzeczywistość
Trwająca pandemia COVID-19 z dnia na dzień, na naszych oczach, przekształca się w kryzys. Aby spróbować sobie z nim poradzić, należy przyjrzeć się jego genezie i płaszczyznom, na których on przebiega.
Kryzys wiele ma imion
Ciężko zacząć „kolejny” tekst o pandemii bez jakiegoś truizmu na wstępie. Ciężko, bowiem w dobie internetowej hiperinflacji informacji, wydaje się, że wszystko zostało już w jakiś sposób powiedziane. Wiemy, kto spośród znajomych okazał się zwykłym foliarzem, kto covidowym denialistą, a kto najgłośniej pieje ze swojego socialowego piedestału, rozdając na lewo i na prawo moralne reprymendy „tym nieodpowiedzialnym”.
Jedni się polaryzują, inni próbują zachować zdrowy rozsądek, delikatnie zmieniając zdanie co jakiś czas. Kilka miesięcy temu byli przekonani, że należy zamknąć się w domach, bo od tego zależy nasze zdrowie publiczne. Dziś ci sami nawołują do otwarcia siłowni, bo jednak ten koronawirus już taki niestraszny.
Protest branży fitness (fot. Tomasz Gzell /PAP)
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Gdzie dopatrywać się źródeł tego, jak kształtuje się nasza świadomość zbiorowa? I dlaczego przez pryzmat branży rozrywkowej widać jak na dłoni wiele twarzy współczesnego kryzysu? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w jak najbardziej przystępny sposób.
Upadek autorytetu nauki
Tym, co najbardziej uderzające w ostatnich miesiącach, jest dezintegracja autorytetu nauki. Wielu z nas na pewno natrafiło już, dzielnie wertując doniesienia ze swojej bańki informacyjnej, na zupełnie sprzeczne doniesienia na temat noszenia maseczek. Co ciekawe, każda z dwóch skrajnych, nawzajem wykluczających się opinii była podpisana przez człowieka, który legitymował swoją wypowiedź autorytetem nauki, a przed jego nazwiskiem widniał najczęściej tytuł profesora.
To właśnie w tak skrajnych punktach oparcia należy dopatrywać się tego, co współcześnie nazwać można niechęcią wobec dalszych restrykcji. To, co do niedawna wydawało się najbardziej racjonalnym pryzmatem patrzenia na rzeczywistość – nauka – uległo upłynnieniu. Okazuje się, że empiryczna weryfikowalność zasłyszanych tez nie stanowi już twardego gruntu do dyskusji, bowiem zaledwie przez pół godziny jesteśmy w stanie natknąć się na dwa różne, rzekomo naukowe i zweryfikowane, dowody legitymizujące antagonistyczne wnioski. A kryzys nauki to dopiero początek dalszych problemów. Także tych, które dotyczą branży rozrywkowej.
Chaos prawny i jego skutki
Od 19 października żyjemy w nowej rzeczywistości. Żółte strefy, czerwony strefy, część norm wchodzi w życie w sobotę, część w poniedziałek. A wszystko to dziurawe jak sito.
Źródło: onet.pl
Od dawien dawna nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której obowiązujące nas normy prawne zmieniały się niemalże z dnia na dzień. Przyzwyczajeni do luksusu, jakim we współczesnych czasach okazuje się czternastodniowe vacatio legis, co tydzień zmuszeni jesteśmy do adaptowania się do zupełnie nowych warunków.
Zmieniające się restrykcje to nie tylko rewolucje w dynamice codzienności, ale również potężne uderzenie w to, co w naszej egzystencji najbardziej podstawowe – jej materialną podstawę. Każdy poranek przynosi nowe zwolnienia, a firmy padają z dnia na dzień. Kolejne branże muszą zaprzestać swojej działalności, bo tak głoszą przepisy, które w życie wchodzą co trzy dni. Prawo straciło jeden z najważniejszych swoich przymiotów – pewność. Oczywiście, w zaistniałej sytuacji można mówić o stanie wyższej konieczności, lecz z czysto formalnego punktu widzenia wciąż nie mamy w Polsce stanu wyjątkowego, który stanowiłby jedyny argument dla rezygnacji z jednego z filarów demokratycznego państwa prawa.
Kolejnym problemem w dobie pandemii COVID-19 jest sam sposób, w jaki rządzący postanowili uregulować obecny stan prawny. Zauważmy, że nowe normy nakładające powszechny obowiązek noszenia maseczek, wprowadzone zostały w formie rozporządzenia. Ponadto, w myśl ustawy o zapobieganiu chorobom zakaźnym można jedynie ograniczyć, a nie zakazać, przemieszczania się obywatelom, tak jak miało to miejsce podczas pierwszych miesięcy tygodni lockdownu. Co więcej, ten sam akt prawny jasno wskazuje, że obowiązek stosowania środków profilaktycznych, jakimi są maseczki, można zastosować tylko wobec osób chorych lub podejrzanych o zachorowanie, a nie wszystkich obywateli.
Argumenty te znalazły już swoje ujście w sądzie. Wynikiem tego jest uznanie niekonstytucyjności nowych przepisów, a co za tym idzie umarzanie mandatów za niestosowanie się do nowych obowiązków. W tym samym czasie, gdy co odważniejsi wygrywają sądowe batalie, policja szczyci się statystykami nałożonych mandatów i wydanych upomnień. Budżet Skarbu Państwa powiększa się bezprawnie, a my możemy jedynie patrzeć i podziwiać.
Co łączy naukę z prawem?
Kryzys nauki i kryzys prawny są ze sobą ściśle skorelowane. Zdecydowana większość systemów prawnych zawiera w sobie niejako wbudowaną powagę autorytetu nauki. Stąd właśnie takie instytucje jak powołanie biegłych i ich ekspertyzy. Sędzia zatem, to nie tylko osoba dzierżąca wagę i miecz, ale również głos nauki. Co jednak, gdy w dobie pandemii sędziowie mogę znaleźć dwóch naukowców o zupełnie rozbieżnych poglądach? I czy w ogóle ich potrzebują, by wydawać wyroki w tak płynnej kwestii? Nie martwcie się, problemy tej natury nękają nie tylko nadwiślańskie społeczeństwo.
Jak wiadomo Berlin to od jakiegoś czasu niemalże martwe miasto. Obowiązujące prawo zabrania organizacji imprez w czterech ścianach oraz ogranicza możliwość działania lokali gastronomicznych. A w sumie to ograniczało, gdyż kilka dni temu tamtejszy sąd uznał, iż zamknięcie barów i restauracji w godzinach 23-6 rano jest nieuzasadnione. Ciekawe, prawda?
Dla porównania absurdów, w Polsce zamknięte zostały siłownie i kluby fitness, a wciąż funkcjonują kościoły i miejsca kultu. Maseczkę trzeba nosić na ulicy, ale już w szkole nikt nie patrzy na to tak surowo. W mediach pojawiają się doniesienia o zatajanych przypadkach COVID-19 w placówkach edukacyjnych, by nie siać paniki i umożliwić ich dalsze funkcjonowanie w niezmienionym kształcie.
Przedsiębiorcy z branż objętych restrykcjami stają na głowie by obejść obowiązujące normy. Siłownie prowadzą nabożeństwa lub masowo organizowane są w nich zawody w martwym ciągu. Dzięki temu wielu sportowych świrów może powrócić do swoich pasji i przyzwyczajeń. Podobnie sprawa ma się w przypadku klubów, które funkcjonują w ograniczonej formie pod płaszczykiem barów i restauracji. Absurd goni absurd, a można by wymieniać jeszcze długo. Pytanie tylko po co?
Osobiście najbardziej w całej sytuacji bawi mnie fakt, że prym w obchodzeniu nowych regulacji wiodą instytucje państwowe. TVP kombinuje jeszcze mocniej od przedsiębiorców, czego najlepszą egzemplifikacją jest osławiony już koncert papieski, który odbył się, pomimo nowych obostrzeń. Władze telewizji publicznej uznały, że wydarzenie ma charakter religijny, więc nie obowiązują go regulacje dotyczące koncertów. No cóż, jak to mawiają „przykład idzie z góry”…
(Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta)
Kryzys moralny, ostatnie stadium dezorientacji
Wspomniane przeze mnie dwie płaszczyzny obecnego kryzysu doprowadziły do ostatniego jego stadium – moralnego. Totalnie zdezorientowani zaistniałą sytuacją, nie jesteśmy już w stanie dokonać właściwej oceny postaw i czynów. Prawo, które powinno w zamyśle kształtować zbiorową moralność – zawodzi. Nauka, na której powinniśmy opierać swoje zdroworozsądkowe działania – nie daje odpowiedzi. W wyniku tego, przestrzeń publiczna pełna jest słownych przepychanek i agresji. Ewaluacja etyczna postaw przebiega niejednoznacznie, w sposób niezwykle emocjonalny i spolaryzowany. Każdy ma swoją rację, a nikt argumentów na jej potwierdzenie.
W tym momencie należałoby wspomnieć również o organizatorach imprez i klubach, które bodajże po raz pierwszy w historii, w dobie zupełnie nieskutecznego prawa, ponoszą odpowiedzialność moralną. Cały pandemiczny bałagan sprawił, że podmioty, ze swojej rynkowej natury nastawione na maksymalizacje zysku, zaczynają odpowiadać za swoje posunięcia w kategoriach moralnych. Dodajmy, że mówimy o branży, która została zostawiona praktycznie bez żadnej pomocy finansowej, a jej przyszłość jest równie pewna, co wyniki testów na COVID Szumowskiego (pierwszy był fałszywie pozytywny).
Ostatnie dni przypominają mi odrobinę zbiorowe błądzenie we mgle dezinformacji i niepewności. Wygłupienie od sprzecznych przekazów społeczeństw i po omacku szukanie drogi ku rozwiązaniu wielopłaszczyznowego kryzysu, obijając się przy tym o wyrastające znienacka ściany (dez)informacji.
Powracające pytanie
Widząc to wszystko nasuwa się kultowe już pytanie: „jak żyć, Panie Premierze?”. Niestety, ten odpowiedzi nam również nie udzieli, gdyż spójność jego przekazu już dawno zdyskredytowała narrację partii rządzącej.
W tym trudnym czasie powinniśmy jeszcze bardziej niż zwykle przemyśleć każdą swoją decyzję. Odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie stoi ona w konflikcie z własnymi przekonaniami. A te czy oparte są na najbardziej zdroworozsądkowym rozumowaniu, jakie jesteśmy w stanie znaleźć. Zdaję sobie sprawę, że nie są to rozwiązania, a jedynie wskazówki. O słuszności naszych posunięć w tym trudnym czasie możemy nigdy nie przekonać się w zobiektywizowany sposób. Nie pozostaje nic innego jak uwierzyć w odrobinę common sense i może jakoś to będzie.