Selekcja. Proteina: „W techno oczarowało mnie poczucie wolności”
Nasze selekcjonerskie zaproszenie przyjęła jedna z ciekawszych DJ-ek związanych z wrocławską sceną – Proteina. Pomimo że dopiero raczkuje w klubowej świadomości, nasz radar wyłapał ją dzięki dopieszczonym, energetycznym setom. Sama uważa się za hardziarę, mimo że zdarza jej się obcować z wolniejszą muzyką. Dzisiejsza Selekcja to jednak ukłon w stronę fanów bezkompromisowego techno, które stało się jej osobistą wizytówką. Zapraszamy do lektury.
Proteina. Szybko, mocno, bujająco
Proteina aka Nicole Białkowska to początkująca DJ-ka, której debiut za konsoletą miał miejsce w zeszłym roku. Naszą misją jest wyłapywanie, nawet po tak krótkim czasie obecności na scenie, postaci wyróżniających się. Proteina jest najlepszym przykładem, że można zostać dostrzeżonym dzięki regularnym, wybijającym się, przemyślanym setom, zapadającym na dłużej w pamięci. Przygodę z techno zaczęła od konkretnego uderzenia – jej pierwszy kontakt z gatunkiem przypadł we wrocławskim Ciele podczas imprezy z Inhalt Der Nacht.
Poszłam do Ciała i doznałam olśnienia. Akurat wtedy grał Inhalt Der Nacht. Oprócz tego, że muzyka totalnie mi się spodobała, to oczarowały mnie nieskrępowana atmosfera i poczucie wolności. To, że nikt mnie nie zaczepiał i po prostu można było oddać się tańcu z zamkniętymi oczami. No i tak się zaczęło. Poczułam, że odnalazłam swoją tożsamość, vibe, do którego po prostu pasuję.
Jak sama wspomina, najszczęśliwsza podczas grania jest wtedy, jak może mocno. Wśród artystów mających największy wpływ na to, co można znaleźć w setach Proteiny, pojawiają się takie osoby jak Wallis, Tham, Hadone, Klangkuenstler, 999999999, Parfait czy Echoes of October, którego niedawno sprowadziła na wrocławską ziemię. Kiedy sama staje za DJ-ką, priorytetem są zadowoleni ludzie na parkiecie i wspólne odczuwanie energii.
Ja jestem strasznym nerwusem, zawsze stresuję się przed graniem, overthinking jest mocny. Nie jestem z tych, co skaczą za deckami i tańczą, u mnie są wieczna rozkmina i skupienie. Widok szczęśliwych tancerzy na parkiecie jest dla mnie największą uciechą.
Proteina. Rzucić korpo, zostać bookerką
Po wpadnięciu jak śliwka do klubowego tygla Proteina na stałe związała się z ważnym kulturalnym punktem na mapie Wrocławia – Wyspą Tamka. Nicole w tym miejscu została bookerką i event managerem, porzucając dotychczasową pracę w korporacji. To właśnie tutaj spotkamy ją najczęściej, ale nie tylko – usłyszeliśmy ją m.in. w Ciele, Transformatorze czy Szpitalnej 1. Zresztą to właśnie kluby, a nie festiwale są obecnie na celowniku Proteiny, które bardziej czuje ze względu na intymną atmosferę. Plany na przyszłość? Własny cykl imprez, label, nauka produkcji. Plan na teraz? Długo wyczekiwana przez nas Selekcja od samej zainteresowanej. Wir letnich wydarzeń przesunął pierwotnie planową publikację, ale oto jest i dzielmy się nią z wami. Enjoy the Ride.
Polish Techno.logy | Podcast #202 | Proteina
Proteina. Selekcja dla Muno.pl
Ostatni utwór/album, który kupiłaś
Julian Muller – Not Afraid
Julian zawsze na propsie. Ciężko, ale z groove’em. Nienachalny, chwytliwy wokal + ostre talerze,
idealnie wpisują się w moje foldery.
Pierwszy utwór/album, który kupiłaś
Lachessi – Creed (They’re laughing)
Ciężko mi sobie przypomnieć, co było faktycznie pierwszym albumem, który w życiu kupiłam – pewnie była to jakaś Shakira – trudno powiedzieć. Natomiast sprawdziłam swój pierwszy zakup na Bandcampie i było to WEAPONS 001 – VARIOUS ARTISTS, pewnie głównie ze względu na ten track: LACCHESI – Creed (They’re laughing). Gram to do dzisiaj, ma jakiś taki przyjemny, radosny, sexy vibe.
Utwór, który nigdy nie opuszcza Twojej torby z płytami/pendrive’a
DLV – Der Teufel (Gazometer ’98 Mix)
Ten track jest ze mną w większości przypadków, tak na wszelki wypadek. Stopa wgniatająca w podłogę, przy jednoczesnym zachowaniu turbo wysokiego poziomu bujanka. Co tu dużo mówić – sztosik.
Ulubiony utwór grany do znudzenia na początku kariery
Jean Terechkova – Opus 22
Czysta hardtrance’owa/hardstyle’owa rejwura. Pamiętam, jak pierwszy raz to usłyszałam, to od razu skradło moje uszy, nie wspominając już, ile sama się napociłam, tańcząc do tego. Od tego tracka zaczęła się moja obsesja na dźwięki, które nazywam “hamowaniem na zakręcie”. Zostało ze mną do dzisiaj.
Echoes of October & Tham – Jane Fonda
No a tutaj drugi, którego nie mogłam przestać odtwarzać w kółko. Sama jestem ciekawa, ile nabiłam odtworzeń. Wkręcający głos Jane Fondy, biegnący vibe podbity lekkim acidem i wieloma innymi smaczkami. Uwielbiam.
Utwór, który jest w stanie poderwać najbardziej oporny tłum
Bad Boombox – Hardbreak49
Myślę, że ten. Ostatnio go odkryłam. W sumie od pierwszych sekund chce się tupać nóżką. A później jeszcze bardziej się chce. Yup.
Ulubiony utwór, który grasz w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy
NTBR, Amrtum – Anyway
Ten track równie dobrze mógłby być też przypisany do kategorii wyżej. Często się ostatnio u mnie przewija. Pompujący, wesoły, ze wciągającą rytmiką i odpowiednim tempem. Chce się tańczyć z uśmiechem na mordeczce, a to najważniejsze.
Utwór ulubionego producenta
Krl Mx – The World Outside is Now Available
Bardzo byłam ciekawa, jaki kawałek finalnie wybiorę w tej kategorii, bo miałam kilka typów. Ten utwór to akurat dość nowy nabytek w mojej kolekcji, ale sam Krl Mx występuje dość często. Jak mam okazję grać na pełnej mocy, to zawsze jakiś jego track wjedzie. Szybkie, mocne, przestrzenne, pełne szumów, pisków – tak jak lubię. No i te breakdowny i pompujące, przejmujące linie melodyczne. To jeden z tych wzruszających (a przynajmniej dla mnie, bo to może być kwestia sporna).
Ulubiony utwór na otwarcie setu
Owem – Returning Time
To było trudne pytanie, bo ja zazwyczaj zaczynam czymś innym. Wszystko zależy od imprezy, od miejsca w timetable i ogólnego vibe’u. Nieczęsto też wybieram na “sztywno” wstęp, chyba że totalnie jestem w stanie przewidzieć, co zastanę na miejscu, ale zazwyczaj i tak jestem gotowa na wpasowanie się w sytuację. Przeglądając swoje foldery, stwierdziłam, że ten track byłby dobrym rozpoczęciem seta i chyba kiedyś faktycznie tak zrobię ;). Bardzo fajnie buduje atmosferę, tajemniczo wprawiając ciało od razu w ruch, a jednocześnie dopuszcza różne rozwinięcia dalszej historii.
Ulubiony utwór na zamknięcie setu
Trudge – Ice On My Neck
Tutaj tak samo jak wyżej, chyba jeszcze mi się nie zdarzyło zakończyć seta dwa razy tak samo. Ale po przemyśleniach zauważyłam, że albo robię to w stylu “dobić”, albo “wzruszyć” (tak jak wcześniej wspominałam, mam inną definicję wzruszeń, hehe). A czasem obie te rzeczy i myślę, że ten track może być tego przykładem. Świdrująca głowę melodia i napięta atmosfera.
Utwór na powrót z imprezy nad ranem
Elad Magdasi – XLNT
Ten kawałek jest po prostu magiczny. Stosunkowo niedawne odkrycie, więc jeszcze nie wracałam z nim z imprezy nad ranem. Ale obawiam się, że słuchając go, mogłabym nie wrócić do domu, bo brzmi jak przygoda. Ale spróbuję, bo brzmi strasznie zachęcająco. Dajcie znać, czy dotarliście.
Utwór celebrujący poranek bez kaca
The Chronics – Get the Funk
Lekkość, radość i chillera.
Utwór, na którego prośbę o zagranie akurat się zgodziłaś
Shlømo & Parfait – Posh & Scary
Co prawda nie był to request w trakcie grania, ale kilka dni przed. Przyjaciółka mi to podesłała z prośbą o zagranie, a że już to znałam, to zagrałam z przyjemnością. Nie mogę rozkminić, jakie są oryginalne słowa, ale dla mnie to leci tak “chłodno, chłodno daj mi kocyk”.
Guilty pleasure, którego nie masz oporów, by grać
Xynia – Baby Boy
Trochę kiczowate, można by rzec, ale kurde…
Trzy utwory, które definiują moją selekcję
Wybaczcie, ale muszę dać cztery, chociaż i tak nie zmieszczę tu wszystkiego, żeby pokazać całą rozpiętość selekcji – ale powiedzmy, jest blisko.
Moddullar – Rotate
Tutaj przykład, kiedy bardziej trzymam się w ryzach i gram wolniej/spokojniej. Hipnotyczny, grooviasty, mroczny, tajemniczy, wciągający w trans.
Exilles – Yellow Core
No tutaj typowa dla mnie stylistyka dusznego warehouse rave’u, kiedy nie da się zejść z parkietu.
Benji303 – Think For Yourself (Bad Boy Pete Remix)
Łomot, szumy i 150BPM. Dużo protein.
Roentgen Limiter, Gayana Black – Deutsche Harte Musik
No a tutaj mamy sytuację kiedy jestem w trybie “zniszczenie”.
Album, który lubisz, a który nie ma nic wspólnego z tym, co grasz lub tworzysz
Gidge – Norrland
To jest po prostu piękne. Trzeba posłuchać całości od A do Z w sprzyjających okolicznościach i koniecznie na słuchawkach. Piękne wspomnienia mam z tym albumem. A ostatni track to mistrzostwo.