Milena Glowacka: Muzyka techno jest obecnie produktem sprzedaży – wywiad
"Kultura memów jest tym, na czym opiera się Internet. Wiele utworów, setów, streamów czy cokolwiek innego zostało stworzonych na idei memu. Czyli na tym co otrzyma najwięcej wyświetleń i polubień" - opowiada nam Milena Głowacka, jedna z najbardziej uznanych i cenionych polskich producentek. Gdzie się podział jej pierwszy walkman? Jak to jest być osobą o wysokim poziomie wrażliwości? W jaki sposób idea notopii odnosi się do współczesnej muzyki? Dlaczego zaczęła występować wyłącznie w formule live? O rozwinięciu skrzydeł, niespodziewanej propozycji czy krótkiej współpracy z Eastern Renaissance. Zapraszamy do lektury.
Idąca w stronę coraz większej dominacji szybkiego i dynamicznego techno scena, raz na setki przypadków i lat, wypluwa perełki pokroju Mileny Głowackiej. Pewnie dlatego w zestawieniu 55 kobiet zaangażowanych w hipnotyczną część sceny autorstwa Monument, oprócz mieszkającej od 3 lat na Islandii artystki, znalazły się jeszcze Aksamit i Vi. Przypadek? Nie sądzę. Śledząc bacznie poczynania polskiej sceny trudno znaleźć inną polską producentkę predestynującą do poziomu choćby zbliżonego do Mileny. Powiem więcej, konia z rzędem temu, kto takową wskaże. Z czego wynika ten fakt? Jest na to pewna teoria, którą nasza rozmówczyni nie bała się podzielić. Podobnie, jak wieloma innymi przemyśleniami, obawami i momentami z życia prywatnego i zawodowego.
Fot. Michał Dziąbek
Milena Glowacka: wrażliwość, trendy, medytacja – wywiad
Damian Badziąg: Wątek ten był parokrotnie poruszany w rozmowach z Tobą, jednak nikt chyba nie zadał najważniejszego pytania. Gdzie się podział Twój legendarny walkman?
Milena Glowacka: Walkman to było moje własne, osobiste narzędzie łączności z muzyką. Dzięki niemu mogłam jako dziecko połączyć się ze światem innym niż ten, który mnie otaczał. Pamiętam jak dziś, że pierwszego dnia słuchawki na uszach miałam kilka godzin! To był mój wymarzony prezent na życzenie, który otrzymałam mając 8 lat. Nie rozstawałam się z nim długo, jednak przyszedł moment, kiedy stracił swoją trwałość i musiałam się z nim pożegnać. Chwilę później pojawiły się pierwsze discmany, wieże hi-fi, boomboxy. Wtedy walkmana zastąpiła mi wieża z czytnikiem na kasety i płyty CD.
Któraś z tych rzeczy przetrwały do dzisiaj? Np. Twoje nagrane kasety?
Milena Glowacka: Faktycznie, będąc dzieckiem nagrywałam muzykę na kasety. Wieżę miałam połączoną z dekoderem. Wciąż brakowało mi jednak brzmień bardziej zaawansowanych i nieszablonowych. Tak, właściwie randomowo, surfując po różnych stacjach radiowych, także tych, które można było wychwycić przez kablówkę, trafiłam na coweekendowe relacje, muzyczne streamy z różnych klubów w Europie. Słuchanie tych audycji, eksploracja klubowych brzmień, wtedy dla mnie tak świeżych, orzeźwiających i awangardowych oraz nagrywanie ich, stało się moją odskocznią i pasją. Niestety, część z tych kaset straciła swoją żywotność, inna część zagubiła się gdzieś podczas przeprowadzki z rodzicami do nowego domu. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po przeprowadzce pojawił się w moim rodzinnym domu komputer (na którym eksperymentowałam z moim pierwszym DAW), a niedługo później dostęp do Internetu. Tak rozpoczęła się moja żegluga na szerszych wodach i możliwość głębszej eksploracji zasobów muzycznych świata.
DSS 047 I Milena Glowacka
Bycie osobą HSP
Swoją żeglugę kontynuujesz od 3 lat na Islandii. Odnalazłaś to, czego brakowało Tobie w Warszawie?
Milena Glowacka: W Warszawie nie sposób, by czegoś brakowało. To miasto pełne ludzi, różnych obiektów, obfite w możliwości. Temu miastu absolutnie niczego nie brakuje i właśnie dlatego zdecydowałam się je opuścić. Żyjąc w tak dużym, czy w jakimkolwiek innym dużym mieście taka osoba jak ja czuje się przytłoczona i przestymulowana. Jestem HSP, osobą wysoce wrażliwą. Urodziłam się z bardzo wrażliwym układem nerwowym. W Warszawie (innych dużych miastach również) czynnikami stymulującymi (bodźcami) jest dla mnie wszystko to, co rozbudza układ nerwowy, zwraca jego uwagę, skłania nerwy do inicjowania kolejnej tury przewodzenia ładunków elektrycznych. Taka stymulacja może mieć różne nasilenie lub czas trwania. Większą siłę mają bodźce nowe. Przykładem może być tu dźwięk klaksonu, syrena ambulansu, ryk silnika, niespodziewany krzyk, hałas, jaskrawe światła neonowe, intensywne nietypowe zapachy, nieład, dwugodzinny dojazd do pracy. To wszystko jest nieuniknione w dużych zespołach miejskich. Ta nadmierna stymulacja mocno mnie przeciążała.
Ponadto, żyjąc w Warszawie, przeładowywałam swoje dni zajęciami. Z perspektywy czasu i poznania swoich możliwości wiem, że nie było to dla mnie korzystną formą adaptacji. Moją strategią (wówczas nie do końca świadomą) – w przypadku takiego nadpobudzenia – była wyprowadzka na Islandię. Tutaj, w tak malutkim mieście jak Reykjavík (który nazywam po prostu nowoczesną wsią turystyczną), można napotkać niesamowity spokój, ład, ciszę, łagodną energię, powolny tryb, brak pośpiechu. Te wszystkie czynniki mają wpływ na wewnętrzną równowagę ludzi wysoce wrażliwych. Cecha, jaką posiadam, jest cechą mniejszości. Nasza kultura jest na ogół nastawiona na potrzeby i zachowania pozostałych osób. Nie znając siebie i swoich zakresów wpadłam w błędne koło prób zaadaptowania się.
Dzięki wszystkim islandzkim okolicznościom mogłam złapać oddech, pozwolić sobie na więcej refleksji. Na Islandii nie tyle, co „odnalazłam”, ale dzięki sprzyjającym warunkom, zauważyłam siebie. Przy okazji nie mogę również pominąć pięknych widoków, landscape’ów i przyrody, która generuje stały strumień kreatywnych pomysłów i niesamowicie unasienia ludzi głodnych doznań estetycznych. Być może czytając to zastanawiasz się, jak z tak wrażliwym układem nerwowym radzę sobie w klubowych warunkach. Otóż generalnie, bodźce rozstrajają takich ludzi jak ja bardziej, gdy nie mamy nad nimi kontroli. Muzyka, którą sami włączymy raczej sprawi nam przyjemność, ale dźwięki dochodzące od sąsiada, mogą nas irytować.
Czy cechy HSP w jakikolwiek sposób wpłynęły na rozwój Twojej kariery? Odczuwałaś pewną blokadę, która nie pozwalała Tobie rozwinąć skrzydeł?
Milena Glowacka: Oczywiście, że miało to wpływ. Nigdy nie służyły mi nadgodziny, stres i stymulujące środowisko w pracy. Znaczna część tych trudności na tym polu wzięła się z tego, że sama nie doceniałam swojej roli, stylu działania i wkładu, który mogłam potencjalnie wnieść. Przyczyniło się to do tego, że inni zaczęli po mnie wręcz deptać. Nie miałam też świadomości, że na przykład wybór wykształcenia będzie później sankcjonował mój cichszy, subtelniejszy styl bycia. W naszej kulturze cechy osób wysoko wrażliwych uważa się za niepożądane. Rodzice, nauczyciele próbowali mi „poradzić sobie z tą cechą”, jakby stanowiła jakąś wadę. Warunki te ukształtowały mnie i moje niskie wówczas poczucie własnej wartości.
Wchodząc więc w dorosłe życie napotkało mnie pełno wyzwań przyprawiających o zawrót głowy – nacisk na szybki wybór kierunku zawodowego lub dalszej edukacji, zdawanie egzaminów, prawo jazdy, odpowiedzialne korzystanie z alkoholu, zmiany biologiczne, budzenie się uczuć seksualnych, potencjalne rodzicielstwo i inne drobiazgi: pilnowanie kluczy, dokumentów. W tym wszystkim umknęła mi gdzieś własna tożsamość oraz niedostrzeżenie własnej kreatywności, pasji i innych cech…
„Rozwinięcie skrzydeł” rozumiem tu jako powołanie zawodowe. Przez większą część życia praca jest dla mnie sposobem na zdobycie środków utrzymania, a powołanie – „rozwinięcie skrzydeł” – pielęgnuję w wolnym czasie. Poprzez uprawianie muzyki na pewno zaczęłam w pewnym stopniu pielęgnować swoje powołanie, rozwijać skrzydła jako człowiek taki, a nie inny. Według Josepha Campbella, znanego badacza mitologii, fascynata dorobku Junga i Nietzschego, którego prace obejmują wiele aspektów ludzkiego doświadczania – życie każdego człowieka można nazwać procesem indywiduacji. W procesie takim nie chodzi o to, by w danej chwili robić coś, co wydaje się łatwe lub przyjemne – chodzi o zaangażowanie w pracę, która wydaje się słuszna, która wzywa. Teraz wiem już też, że stosunek pomiędzy powołaniem a pracą zawodową danej osoby zmienia się z biegiem życia, bywa różny. Wszystko kształtuje się w miarę nabywania doświadczenia i pogłębiania się powołania.
Fot. Kaja Sulima
Istota kreatywności
A co z kreatywnością, która ma wiele wspólnego ze wspomnianym przez Ciebie powołaniem i rozwinięciem skrzydeł? W jednym z wywiadów z Twoim udziałem (już po przeprowadzce na Islandię) wspomniałaś, że Twoja kreatywność pochodzi z czegoś innego niż natura.
Milena Glowacka: Tym, co najbardziej wpływa na potencjał kreatywności, są moje wewnętrzne stany energetyczne. Poczucie radości, równowagi czy akceptacji sprawiają, że rozwija się we mnie chęć działania i natchnienie, jakaś siła mentalna. Osobiście dużo daje mi poczucie wolności, możliwość kreacji z poziomu wyobraźni. Osoby tak wrażliwe i kreatywne jak ja nie mogą rozwiązywać problemów czy tworzyć w narzuconym przez kogoś tempie. Zaczęłam być również świadoma tego, że wpływ na moją kreatywność mają kolory w moim otoczeniu lub te, które pamiętam z wyjątkowych wspomnień. O barwach mówi szczególnie chińska filozofia yin yang. Kreatywność w moim życiu jest zdecydowanie „ruchomym akcentem” i ma tendencję przejawiać się w różnych formach. Jest w stanie przepływać jak gaz lub elektryczność, jest w ruchu. Wszystko to czyni ją „żywą”.
Myślę, że kreatywność, to jakaś forma przedstawiająca samą siłę życiową. A bycie wyskillowanym w balansowaniu w sobie sił różnego rodzaju zapewnia sukces, to praca nad wyjściem z chaosu, czyli z nieświadomości do ładu. Jest to pewnego rodzaju „wake up” z chaosu indukującego propagandę, pranie mózgu i… marketing. Znalezienie się w takim miejscu zapewnia równowagę w życiu – równowagę energii we własnym ciele za pomocą oddechu i uwagi. To możliwość dopuszczania do siebie też i kreatywności. Kiedy obecna jest płynność, adaptacja, świadomość i równowaga, obecne jest i zdrowie, a człowiek może się rozwijać i kwitnąć.
Myślisz zatem, że możesz na dłużej zagrzać miejsce na Islandii? Czy z tyłu głowy, oczami wyobraźni, rozglądasz się już za czymś innym?
Milena Glowacka: Od początku wiedziałam, że na Islandię przybywam na okres czasowy. Nie nakładałam sobie jednak żadnych sztywnych ram. Z upływem czasu zaczynam odczuwać tu pewnego rodzaju izolację. Bliżej stąd do Grenlandii niż do Wielkiej Brytanii. Myślę o innym, równie spokojnym miejscu. Nie wiem jeszcze jak wyjdzie mój plan, gdyż sytuacja na świecie jest dynamiczna. Zanim wybuchła pandemia miałam z tyłu głowy kilka pomysłów i miejsc, ale obecna sytuacja zatrzymała mnie na Islandii na nieco dłużej.
99,9% x 7: Milena Głowacka live
Lepsze życie
Spoglądasz kątem oka na to, co dzieje się w Polsce? Czy nie zaprzątasz sobie tym głowy?
Milena Glowacka: Tak, oczywiście. Nie jestem całkowicie odizolowana od wiadomości z Polski. Czasem posiłkuję się podcastami społeczno-politycznymi, aby sprawdzić co się dzieje. Pomimo to wiem, że w moim życiu jest wąska nisza. Coś, co jest czyste, pozytywne i zdrowe – być może jest to coś, czego nie należy brać za pewnik. Ale jeśli coś takiego występuje, to być może to, co przedstawiają nam media, nie jest jedynym istniejącym momentem jako warunek egzystencjonalny. Tak więc, gdy zawężam moją uwagę mogę połączyć się z dostępnymi mi ludźmi. Mogę połączyć się z osobami, które mnie rozumieją, które są w stanie podkreślić i przekazać mi swoją opinię. Jeśli chce się być świadomym rzeczywistości, ale nadal pozostać pozytywnym, może sposobem na to, jest rozbicie jakiejś bańki i stworzenie innej, która nadal pozwala na bycie w kontakcie ze światem.
Są też pewne aspekty, które uświadamiam sobie od niedawna. Ponieważ nie mogę spotykać się z ludźmi zupełnie przypadkowo, musiałam naprawdę zdecydować jak długo i z kim spędzam czas. Co oznacza, że osoby te mają bardziej znaczący i wartościowy dla mnie charakter. Ten wywiad jest również tego ogromnym elementem. Obecnie cały świat „się wali”, pojawia się wiele kryzysowych sytuacji, ale w tym samym czasie przyglądam się mojemu codziennemu życiu i związkom, które buduję z ludźmi. To są naprawdę wartościowe, zdrowe relacje. Nadal jestem w stanie żyć swoim codziennym życiem z jeszcze zdrowszymi relacjami niż wcześniej, zanim pojawiła się pandemia.
Nim pojawił się ten globalny problem miałam wielkie plany, wiele opcji. W przeszłości przydarzały mi się okropne randki z ludźmi, których ledwo znałam. W jeszcze innych sytuacjach dramaty z kimś, kto nie miał wobec mnie najlepszych intencji. Uświadomiłam sobie, że mnogość tych opcji, tych wszystkich ludzi, z którymi spędzałam czas – a nie powinnam – sprawiała, że po prostu marnowałam czas i energię. To dziwne, bo oddaliłam się od innych, a ogólne warunki życia są trochę szalone.
Jednak, gdy pochylam się nad moim codziennym funkcjonowaniem, myślę sobie, że teraz moje życie nie jest tak fatalne jak wcześniej. Dociera do mnie coraz więcej złych wiadomości o pandemii czy czymkolwiek innym, ale moje codzienne życie jest najlepsze, jakie kiedykolwiek było. Mam możliwość rozmawiania z Tobą, mam w swoim życiu innych ludzi, którzy są wspaniali. Więc być może moje życie faktycznie wcześniej było gorsze, a teraz jest lepsze? Myślę, że wielu ludzi zaczyna teraz zdawać sobie sprawę, że może to w porządku, że musieliśmy oddalić się od siebie, aby uświadomić sobie, że osoby nam najbliższe i najdroższe, tak naprawdę były cały czas w pobliżu.
MNMT Premiere: Milena Glowacka – Illusion
Milena Glowacka. Idea memu
To, o czym piszesz, pokrywa się poniekąd z zamieszczonym ostatnio przez Ciebie wpisem, który – nie będę ukrywał – dość mocno zwrócił moją uwagę. „My jako społeczeństwo zmierzamy w kierunku patologicznego poziomu narcyzmu i samolubstwa, który już odbija się na zdrowiu psychicznym wielu osób. Bardzo wyraźnie obserwujemy teraz zachowania, które mogą mieć ogromny wpływ na zdrowie świata”.
Milena Glowacka: Wyjaśniając głębiej te zdanie chciałabym zaczerpnąć nieco z architektury. Myślę, że zadziała to zarówno w aspekcie mojego spojrzenia na kolektywne zachowanie ludzi jak i odniesienia do sceny, ponieważ dotykamy tego tematu. Mamy ideę utopii („ou-topos”), która dosłownie oznacza „nigdzie”. Istnieje też idea dystopii, która z tego co zrozumiałam lub z materiałów jakich czerpałam, obrazuje po prostu destrukcyjne, zdegenerowane społeczeństwo lub zdegenerowaną przestrzeń. Ale jest też koncepcja, która została przedstawiona jako notopia.
Idea notopii opiera się na architekturze, w której widoczna jest mniejsza ilość wyobraźni, inwencji. Wyobraź sobie, że wchodzisz do galerii sztuki i widzisz, że wszystkie obrazy, jakie się w niej znajdują, są w tych samych kolorach. Wydaje się, że jest to piękne, ale z drugiej strony zastanawiasz się, dlaczego wszystkie wyglądają tak samo. Dochodzisz do wniosku, że to niekoniecznie działa. W notopii wraz z wymazaniem tożsamości, z uczynieniem miast bezpiecznymi i czystymi następuje zanik kultury. Ja dostrzegam to teraz na scenie.
Zatem obserwując to zjawisko obecnie w muzyce, a nawet i to w jakim stylu zachowujemy się jako ludzie, dostrzegam, że wszyscy wchodzą w przestrzeń, w której ludzie boją się innych, ponieważ ludzie boją się być inni. Wszyscy starają się być tacy sami. Myślę, że większość z tego wynika po prostu, że sztuka (muzyka techno również) jest obecnie produktem sprzedaży. Wszystko staje się biznesem. Wiele postaci z tego środowiska chce po prostu zrobić coś, na czym się zarabia i co zyskuje wyświetlenia/odtworzenia (wiem, że nie można całkowicie odrzucić tego pomysłu). Ale nie może to działać, kiedy każdy chce kupić to samo i zwrócić uwagę na to samo.
Zarówno artyści, producenci i DJ’e chcą zrobić to samo. Chcą ściągnąć na siebie cudze oczy, zdobywać uwagę przez ten sam, powielany przez innych pomysł. Kultura memów jest tym, na czym opiera się Internet. Wiele utworów, setów, streamów czy cokolwiek innego zostało stworzonych na idei memu. Czyli na tym co otrzyma najwięcej wyświetleń i polubień. Wszystko tak naprawdę zależy od obecnych trendów. Tak więc niezależnie od tego, jaki jest ten trend, każdy zrobi coś, aby uzyskać od tego trendu jakąkolwiek siłę przebicia. Z tego powodu obserwuję spłaszczenie kreatywności.
Fot. Krzysztof Karpiński
Milena Glowacka: Oczywistym jest to, że każdy musi w jakiś sposób budować gdzieś własną platformę/fanbase. Dzięki temu, że równolegle zajmowałam się pracą i muzyką (której oddawałam się w wolnych chwilach), mogłam tworzyć ją całkowicie niezainfluowaną przez commerce. Mogę być naprawdę kreatywna w dokładnie taki sposób, w jaki chcę w mojej prawdziwej pracy twórczej. Nie muszę martwić się jakimś trendem, czy ewentualnym spłaszczeniem mojej sztuki. Pozwoliło mi to nie tylko uniknąć zubożenia, spłycenia kreatywności, ale także wyrazić to, kim jestem. Czuję, że „ludzie z Zachodu”, w tym także i polska społeczność, zbliżamy się do tej notopii (no-topic) pozbawionej tematu. Przestrzeni, w której życie się neguje. Wręcz jakbyśmy wchodzili w ten degeneracyjny sposób myślenia, ponieważ życie nie może się rozwijać.
Wracając do przykładu galerii i obrazów. Na obrazie, który jest płaski, na którym wszystko jest pomalowane na czerwono, nie widać postaci na pierwszym planie, nie widać landscape’ów w oddali, nie widać na nim żadnych obiektów. Na obrazie takim warto dodać kontrastujące barwy. Jest to potrzebne. W świetle tego zjawiska dostrzegam, że ludzkość z powodu paniki i strachu zmierza w kierunku i pozwala sobie wejść przestrzeń, w której zabija się duszę. W przestrzeń, gdzie wszystko będzie działać sterylnie, ale nie będzie to miejsce wypełnione duchem ludzi. Obecnie niewątpliwie dostrzegam to, jak ludzie sami siebie krzywdzą i robią to, ponieważ nic nie wypełnia ich ducha. Z drugiej strony pamiętam również o czystości i potencjale, którymi dysponuje spora liczba ludzi istniejąca w moim życiu.
Ta myśl jest zawsze odświeżającym czynnikiem, który powstrzymuje mnie od twierdzenia, że świat oszalał i że niebawem wszyscy będą się nawzajem „wysadzać”. Jest to zdecydowanie możliwe i masowo obserwowaliśmy to w trakcie ostatniego roku. Wpis, na który się powołujesz, ma prawie rok i w tamtym czasie naprawdę mnie to rozczarowało. Wierzyłam w zsolidaryzowanie się ludzi w tym trudnym okresie. W zasadzie głównie dostrzegałam tylko pogłębiające się podziały, polaryzacje i działanie z poziomu samolubstwa, dbania wyłącznie o własne interesy, biznesy. Kiedy jednak zawężam uwagę i zwracam się do mojego życia, czuję, że być może to nie moja rola i pozycja by martwić się o całą populację lub scenę techno.
Mam świadomość, że wciąż jest spora liczba ludzi w mojej społeczności, która ma czysto pozytywne intencje i w której możemy pozytywnie celebrować swoją obecność. Więc jeśli to wszystko czego doświadczam w swoim świecie, to dlaczego takie znaczenie ma wyglądanie poza tę komórkę społeczną i wkurzanie się na sytuację poza nią? Pomimo, że bardzo lubię śledzić sprawy, które mają szerszy wymiar, ograniczenie się na świadomie wybrane materie naprawdę mi pomogło. Nie próbuję się rozpieszczać, ale kiedy zawężam swoją uwagę na sprawach, które wiem, że zapewnią mi prawdziwą satysfakcję (między innymi jest to produkcja muzyczna) sprawy te zaczynają stawać się większością mojego świata, który finalnie staje się pewnego rodzaju ogólnym potencjałem. Dlatego życie tu i teraz, w tej chwili – to praktyka, która mi bardzo pomaga.
Milena Glowacka – Trascend [SEMANTICA101+]
Tu i teraz
Skoro już wspomniałaś o muzyce, trendach i spłaszczanej kreatywności, jak się czujesz z faktem, że jesteś de facto jedyną polską producentką hypnotic/deep techno?
Milena Glowacka: Zaczęłam produkować muzykę tego rodzaju w 2012 roku. Od tamtego czasu upłynęło 9 lat i do tej pory na polskiej scenie rzeczywiście nie pojawiła się żadna inna, nowa producentka tego sub-gatunku techno. Jako odbiorca i twórca zawsze najwyżej stawiałam umiejętności, pasję i serce włożone w twórczość a dodatkowo przez lata praktyki udało mi się zbudować jakąś swoją pozycję na scenie i grono odbiorców, które okazuje mi wdzięczność i szacunek za to tworzę. Po upływie tego czasu czuję się bardzo swobodnie i pewnie. Czuję się rozumiana w kontekście tego, co kreuję.
Kiedy uznałaś granie na żywo za rodzaj medytacji, za proces, który się Tobie najbardziej podoba?
Milena Glowacka: W moim życiu to nie dj-ing czy kultura klubowa pojawiły się jako pierwsze. Tym pierwszym, co miało związek z muzyką elektroniczną, była produkcja. Mając 13 lat zaczęłam eksperymentować z produkcją muzyki na swoim pierwszym, bardzo basicowym DAW. Myślę więc, że na tę decyzję i jej czas naturalnie wpłynął przebieg mojego bardzo wczesnego życia, dojrzewania. Nie myślałam wtedy, że ówczesne montaże i eksploracje dźwięków mogą być początkami czegoś większego, mojej dłuższej przygody z muzyką, czymś do czego wrócę po latach. Na dalszym etapie życia podejmowałam prób dj-ingu, stawałam przed gramofonami, ale produkcja muzyki i performance z własną muzyką na żywo wydawały się wciąż czymś bardziej pasjonującym.
Występy na żywo są dla mnie w jakimś stopniu podążaniem za jednym czynnikiem. Tak, jak w medytacji podążą się za oddechem, tak w przypadku grania live actów podążam za czynnikiem jakim jest dźwięk i podróżą w jego głąb, przy jednoczesnym oczyszczeniu przestrzeni mentalnej. Grając na żywo oddaję się kompletnie tu i teraz dźwiękowej materii, jest to również czas, w którym daję sobie przestrzeń na bycie zrelaksowaną i wyciszoną. Wchodzę wtedy w stan transu. Podczas występów nie śpiewam ani nie mówię do zebranej publiczności, a jednak łączę się z nią i komunikuję za pomocą własnych dźwięków.
Milena Glowacka – Immensity [DLR 010]
Wielkie marzenie
Dlaczego nie chciałaś kontynuować dalszej kariery w występach live jako Milena Kriegs?
Milena Glowacka: Po prostu zapragnęłam występować i wydawać muzykę pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Z perspektywy czasu uznałam też, że moje własne brzmi najbardziej naturalnie, i że bardziej reprezentuje moją narodowość. Myślę, że jest to też jakąś formą oddzielenia się od poprzednich projektów.
Mówisz tu o Plus Size i OBKT (współtworzonym Eastern Renaissance przyp. red.)?
Milena Glowacka: Nie, to dotyczy mojego nazwiska. Rzeczywiście w momencie, gdy zajmowałam się tymi dwoma projektami, wydawałam i grałam pod poprzednim nazwiskiem, do którego te projekty są podlinkowane. To bardziej oddzielenie symboliczne i przypadkowe niż intencjonalne.
Wielokrotnie powtarzałaś, że Twój ambientowy alias Plus Size jest „zamrożony”. Natomiast, co takiego stało się ze współpracą z Eastern Renaissance, że stanęła ona na zaledwie jedynym wydanym numerze na składance inaugurującej wytwórnię Unknown Timeline w 2017 roku?
Milena Glowacka: Po releasie, o którym wspominasz, jeszcze w 2017 roku zdecydowałam się na przeprowadzkę do Islandii. Organizacja, przeniesienie się do nowego kraju, wraz z zaklimatyzowaniem w nim i odnalezieniem pracy zajęła mi dość sporo czasu. Szczególnie, że na Islandię wyprowadziłam się sama i na miejscu znałam tylko jedną osobę. Dodatkowe zajęcia odłożyłam na bok. Pierwsze miesiące w nowym kraju mocno mnie pochłonęły również z uwagi na nowe okoliczności w życiu prywatnym. Większość czasu spędzałam poza domem, w pracy lub w częstych podróżach po wyspie, która oczarowała mnie swoim pięknem. W tym samym czasie otrzymywałam różne propozycje bookingowe i wydawnicze, które starałam się realizować.
Zakupiłam kilka dodatkowych sprzętów, analogowych syntezatorów i wprawianie się w ich obsługę również absorbowało dużą część mojego czasu. Otrzymałam też ofertę współpracy od niemieckiego środowiska filmowego. Niesamowicie zaskoczyła mnie ta propozycja, szczególnie że dotyczyła mojego marzenia – chodziło o stworzenie muzyki do filmu. Niedługo po otrzymaniu tej oferty, którą też przyjęłam, odezwał się do mnie wyżej wspomniany Eastern Renaissance z pytaniem o dalsze losy OBKT. Byłam w tym czasie już na początkowym etapie realizacji muzyki do filmu.
Prace nad nią bardzo rozciągały się w czasie, do tego dochodziły wszystkie inne opisane przeze mnie aktywności i obowiązki. Solowe projekty od kolaboracji różnią się tym, że te pierwsze realizuje się we własnym, nieograniczonym zakresie czasowym, który można rozciągać na kilka miesięcy czy lat (osobiście mam projekty w Abletonie, które są nieskończone od 5 czy 6 lat i czekają na swój „moment”) oraz w nieograniczonym zakresie twórczym. Tak jak też wcześniej wspominałam – osoba tak wrażliwa i kreatywna jak ja, nie może rozwiązywać problemów czy tworzyć w narzuconym przez kogoś tempie.
W kolaboracjach natomiast dochodzi do pewnych mniej lub bardziej ruchomych zobowiązań – również i tych czasowych, a także do zrównoważenia dynamiki między co najmniej dwójką ludzi, bo jednak producenci to nadal wciąż istoty z pewnymi osobowościami. Ze względu na wszystko to, co opisałam powyżej, zdecydowałam się zająć uporządkowaniem swoich spraw i solowych projektów w pierwszej kolejności, nie deklarując przy tym precyzyjnej gotowości czasowej do dalszej pracy przy kolaboracji. Zatem odpowiedzią na Twoje pytanie dotyczące współpracy z ER są wyłącznie moje ograniczenia czasowe
Fot. Olga Burczyk
Więcej projektów
Z tego, co pamiętam, film miał ukazać się w zeszłym roku w okresie letnim.
Milena Glowacka: Dokładnie, taki był pierwszy koncept. Wszystko niestety jednak mocno opóźniło się w czasie przez pandemię. Ponadto reżyserka poinformowała mnie o wprowadzeniu przerwy nad edycją obrazu.
Masz jeszcze inne marzenia związane z muzyką? I czy za takowe można uznać docenienie Twojej twórczości przez Cio D’Or i Svreca?
Milena Glowacka: Oczywiście, że za takowe można uznać docenienie mojej twórczości przez dwójkę tych znakomitych artystów! Mam jeszcze kilka marzeń związanych z występami i wydawnictwami. Jest nim na pewno występ na Parallel Festival. Chciałabym również rozpocząć więcej projektów, w których mogłabym tworzyć muzykę do obrazów.
A niezwiązane z muzyką?
Milena Glowacka: Jak najbardziej, o ile można nazwać je marzeniami. Są one tym, co zawiera się w moich życiowych celach, czyli podstawowych wartościach. Znajomość swoich precyzyjnie określonych podstawowych wartości oznacza, że jest w życiu coś czego się dąży lub inaczej mówiąc – jest się w drodze do ich realizacji. Zaczęłam być bardziej świadoma tego, że w większości spełnienie się moich „marzeń” zależy ode mnie samej i od tego co zrobię w kierunku ich urzeczywistnienia. Tak naprawdę można znaczną część życia spędzić na snuciu marzeń, kreując w myślach różne fantazje, co nie jest wyznaczaniem sobie żadnego kierunku… Tak więc jeśli w życiu nie wyznaczysz swojego kierunku, zrobi to ktoś inny.
Tym przyjemnym akcentem chciałbym Tobie, Milena, podziękować za rozmowę. Ale i nie tylko. Za wielką szczerość, otwartość i prawdziwość. Mam nadzieję, że Twoje życie będzie pikowało tylko w górę, a poczynania muzyczne jeszcze nie raz nie dwa sprawią, że dalej będziemy mogli być z Ciebie dumni. Wszystkiego dobrego i oby do jak najszybszego zobaczenia!
Milena Glowacka: Dziękuję za te słowa, za możliwość tej rozmowy i puszczenia w świat moich myśli! Tobie również życzę wszystkiego dobrego i do zobaczenia!