Inigo Kennedy: „Nie czuję presji, żeby wydawać konkretną muzykę” [wywiad]
Inigo Kennedy nigdy nie stronił od wywiadów. Jednego w przeszłości już nam udzielił, jednak było to ponad cztery lata temu. Czyhające za rogiem dwa wydarzenia z jego udziałem, na Jasnej 1 i w Sfinks700, okazały się dobrym pretekstem do ponownej rozmowy. O rekordzie życiowym w podnoszeniu ciężarów, świetnym polskim produkcie, powrocie Asymmetric Records, kopalni niewydanej muzyki, ważnym czynniku i odrobionej lekcji. Zapraszamy!
Inigo Kennedy. Rekord życiowy
Damian Badziąg: Witaj, Inigo, to już Twój drugi raz na Muno.pl. Pierwszy raz rozmawialiśmy ponad 4 lata temu przy okazji podcastu, który nagrałeś dla polskiej platformy Lost In Ether. Może to będzie trywialne pytanie, ale co przez ten czas zmieniło się u Inigo Kennedy’ego – „męża, ojca, programisty, pracującego w małej firmie w Londynie, lubiącego podnosić ciężary, trenującego trójbój siłowy”?
Inigo Kennedy: Myślę, że nie tak wiele. Jestem starszy, przybyło nieco siwych włosów i jestem trochę bardziej doświadczony życiowo. Oczywiście nie możemy ignorować globalnej pandemii. Nie był to łatwy okres, ale nie mogę powiedzieć, że dało mi to czas na zatrzymanie się i refleksję. Taki już jestem. Na szczęście praca w małej firmie w Londynie sprawiła, że ostatnie kilka lat było znacznie mniej wyboistą drogą. Sprzedałem prawie wszystkie swoje winyle i cały stary sprzęt studyjny, który przeleżał wiele lat w magazynie. Zachowałem jednak kilka części starego i znów zacząłem z nim pracować, ciesząc się tą bezpośredniością i pewnymi ograniczeniami. Skoro wspomniałeś o podnoszeniu ciężarów to w tym czasie — i to całkiem niedawno — udało mi się osiągnąć rekord życiowy w podrzucie i wyciskaniu. Nie muszę chyba mówić, że nie jest to wcale łatwe dla kogoś, kto niedługo skończy 50 lat. Było to bardzo dobre także dla mojego zdrowia psychicznego.
Po blisko dziesięciu latach wydałeś nowy krążek w Asymmetric Records. W wywiadzie z nami wspomniałeś o ewolucji Token na przestrzeni lat. Nazwałeś ją śmiałą i odważną, a z drugiej strony bardziej skupioną, błyszczącą doskonałą jakością. Czy Twój powrót do Asymmetric Records ma sprawić albo może już sprawił za sprawą Eyes Closed In The Sun i Yellow Leaf, że równie entuzjastycznie patrzysz na rozwój własnej wytwórni? Jest to dla Ciebie w ogóle ważne?
Inigo Kennedy: Asymmetric zawsze był bardzo osobisty i taki pozostanie. Nie czuję presji, żeby wydawać konkretną muzykę. Jestem pewien, że jest to widoczne w wymienionych przez Ciebie wydawnictwach. Jestem dumny z Eyes Closed In The Sun jako zbioru utworów. Jestem naprawdę szczęśliwy, że udało mi się ponownie uruchomić wytwórnię i że mam jeszcze tyle muzyki do wydania. Okazuje się, że ostatnio stworzyłem całkiem sporo muzyki. Zawsze byłem dość płodny, ale wydaje mi się, że trafiłem na produktywny okres — choć może spokojniejszy, mniej nastawiony na parkiet. Częściowo wynika to z faktu wzbogacenia narzędzi, z którymi obecnie pracuję. Przełączam się między NI Maschine, Bitwigiem, VCV Rack i małym zestawem sprzętowym opartym na Polyend Trackerze i kilku zestawach MIDI. Korzystając z chwili, chciałbym również pochwalić Polyend jako polską firmę; genialne produkty i estetyka!
Inigo Kennedy – Yellow Leaf
Inigo Kennedy. Bardziej rozpoznawalny
Tytułowy utwór Yellow Leaf zaczął swój żywot w 2010 roku, ale w końcu znalazł swój dom i odpowiednie wydanie. Zastanawiam się, jak bogata w produkcje musi być Twoja „baza danych”, skoro rozpoczęty 12 lat temu utwór dopiero teraz zasilił najnowsze wydawnictwo. Tym bardziej po blisko dziesięcioletniej przerwie w dostarczaniu contentu na Asymmetric Records.
Inigo Kennedy: Yellow Leaf był zawsze bliski mojemu sercu. Wysyłałem go Krisowi dla Tokena chyba kilka razy, ale nigdy nie mógł się wpasować. Wydawało się, że nadszedł odpowiedni moment, by wydać go w tym roku. W każdym razie to dość ponadczasowy utwór i zawsze uwielbiałem wersję Isodyne wykonaną przez Patricka Walkera. Mam setki niewydanych utworów i z biegiem czasu ich liczba tylko się powiększa. Tworzę muzykę przede wszystkim dla siebie, więc nie jest to niespodzianka. Restart Asymmetric był dobrym sposobem na skupienie się na niektórych z tych utworów, poświęcenie czasu na powrót do starszych rzeczy. W końcu niektóre utwory koniec końców wypływają na powierzchnię, po czym tworzę z nich wydawnictwo.
Od 2007 roku jesteś blisko związany z Token Records. Nigdy nie ukrywałeś silnego przywiązania z wytwórnią, którą z czasem zacząłeś nazywać swoim domem, a siebie samego częścią jej rodziny. Muzyka, którą publikujesz na Token, jest — Twoim zdaniem — szczerym odzwierciedleniem tego, gdzie chciałeś być. Jakie z kolei odczucia towarzyszą Ci po powrocie Asymmetric Records? Czujesz, że jesteś w miejscu, w którym chciałeś, żeby Asymmetric Records było?
Inigo Kennedy: Jestem bardzo zadowolony z obu. W mojej twórczości zdecydowanie jest miejsce jednego i drugiego labelu. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się również wydać płytę z Tokenem. Minęło już sporo czasu! Token zawsze był bardziej zorientowany na środowisko klubowe, z dość mocnymi, napędzającymi utworami, podczas gdy Asymmetric z pewnością podąża w innych kierunkach, trochę bardziej zmysłowych. Chciałbym, żeby Asymmetric był bardziej rozpoznawalny. Osiągnąć ten status jest jednak bardzo trudno.
Inigo Kennedy – Mister Codes
Inigo Kennedy. Być jak Aphex Twin
Jak przez pryzmat prawie dekady podchodzisz do posuchy wydawniczej na Asymmetric Records? Czy skupienie się przez te wszystkie lata głównie na Token sprawiło, że właśnie tak, dzięki Recovery Mode, Eyes Closed In The Sun, Abacus Frames i Yellow Leaf wyobrażałeś sobie powrót „do domu”? Czego Tobie najbardziej przez cały okres rozbratu z Asymmetric brakowało?
Inigo Kennedy: Nigdy nie padła decyzja wprost o zaprzestaniu lub zrobieniu sobie przerwy od Asymmetric. Po prostu tak się stało. W tym czasie założyłem też rodzinę, a w życiu jest dużo więcej rzeczy do pogodzenia! Tak jak piszesz, Token był zdecydowanie czymś, na czym chciałem się skupić i myślę, że dotychczasowa historia mówi sama za siebie. Nie żałuję, że skupiłem się głównie na nim. Nie przestałem tworzyć muzyki i prawdopodobnie nigdy nie przestanę.
Dosłownie parę dni temu rozmawiałem z Percem, którego zdaniem wytwórnia Perc Trax od początku miała być przeznaczona tylko dla jego muzyki, ale dość szybko zaczął wydawać muzykę innych artystów. W tym samym wywiadzie Ali tłumaczy „proces” rozwoju i ewolucji wytwórni i muzyki jako bardziej interesujące zjawisko aniżeli rozpoczynanie nowego projektu z nową muzyką i brzmieniem. Asymmetric jest z Tobą od 23 lat, a ewolucji brzmienia dokonanego u Ciebie od tego czasu nie da się nie zauważyć. Jak istotny jest dla Ciebie naturalny sposób rozwoju Twojego brzmienia pod postacią projektów, które tworzysz?
Inigo Kennedy: Powiedziałbym, że Asymmetric naturalnie ewoluuje wraz z upływem czasu i ja też się zmieniam. Czasami, jak w przypadku Yellow Leaf, sięgam do archiwów, ale generalnie jest to całkiem świeża muzyka. Interesujące jest jednak spojrzenie wstecz na historię utworów. Na pewno jest w nich coś wspólnego. Ludzie często mówią mi, że od razu wiadomo, co jest utworem Inigo Kennedy’ego, a co Asymmetric. Dla mnie to jednak trudna rzecz, żeby to dokładnie określić. Te projekty, o których wspomniałeś, Reducer i Tomito Satori, powstały w czasach, kiedy wydawnictwa winylowe były ekskluzywne, nie było możliwości wydania wystarczającej ilości muzyki pod jedną nazwą. Miałem kilka pomysłów na równoległe projekty, aby wydać więcej z archiwów. W rzeczywistości istnieją dziesiątki kaset z muzyką, którą stworzyłem na przykład w latach 80. i wczesnych 90. Mógłbym zrobić coś podobnego do Aphex Twina i randomowego użytkownika18081971 zrzucającego muzykę na SoundCloud, ale nawet wtedy wymaga to sporo pracy. Może kiedyś…
Inigo Kennedy. Ważny czynnik
Twój powrót do Asymmetric Records, w przeciwieństwie do okresu sprzed „zniknięcia”, można opisać w trzech słowach: melodyjny, hipnotyczny, rytmiczny. Jakie emocje kumulowałeś w sobie przez prawie dekadę rozbratu z wytwórnią i które z nich udało się Tobie przekazać?
Inigo Kennedy: Myślę, że melodyjność, hipnotyczność i rytmiczność opisują prawie całą moją muzykę. Melodia, a przez to więź emocjonalna, jest naprawdę ważnym czynnikiem w muzyce, którą tworzę. Tak samo jak w muzyce, którą lubię. Wcale nie czuję, że zamknąłem te rzeczy w sobie podczas przerwy w działalności Asymmetric. Wciąż tworzyłem i słuchałem muzyki i wielu utworów, które wydałem z Tokenem w tym czasie, jest natychmiast rozpoznawalnych jako moje ze względu na te same cechy. Często zderzają się w nich elementy twarde połączone z melancholią. Taki już jestem.
Zapytany kiedyś o to, czy śledzisz polską scenę, powiedziałeś, że nie śledzisz jej tak bardzo, jakbyś chciał. Wygląda na to, że odrobiłeś zadanie domowe, ponieważ nawiązałeś relację z Arturem Szatkowskim, dla którego zrobiłeś remiks utworu Womb na jego EP-ce Talitha Cumi i obok którego dwukrotnie wystąpisz na najbliższych eventach w Polsce. Jak doszło do nawiązania relacji Twojej i We Call It Voight-Kampf?
Inigo Kennedy: Artura znam od wielu lat — od wczesnych występów w Polsce. To oddana dusza i naprawdę świetnie, że projekt We Call It Voight-Kampf ujrzał światło dzienne, a na płycie znalazło się kilka świetnych utworów czerpiących z jego inspiracji. Nie było wątpliwości, że chciałbym pracować nad remiksem, gdy tylko nadarzyła się okazja.