Historia „Star Guitar”. The Chemical Brothers sięgnęli gwiazd
Lato rozkręca się na całego. Przed nami dziesiątki imprez czy festiwali, na których szukać będziemy euforycznych wrażeń. To, czym je sobie spotęgujemy pozostawiam do indywidualnej decyzji, jednak nie da się ukryć, że do perfekcyjnej kombinacji potrzebny jest kluczowy element. Muzyka, a dokładniej ten jeden, jedyny utwór, który będzie niczym platforma startowa, z której wystrzelimy się niczym rakieta w kosmos. Jedna z moich ulubionych nosi nazwę Star Guitar i z podróżami w przestrzeń ma zaskakująco dużo wspólnego. Oto krótka historia ponad 20-letniego klasyka autorstwa The Chemical Brothers.
Wczesne lata 00. Mam paręnaście lat i głównym źródłem muzycznych nowości jest dla mnie telewizja satelitarna, a dokładniej kilka zagraniczych kanałów, na których można było zobaczyć teledyski spoza Polski. Przypomnę, mówimy o wczesnych latach 00. – sprawdźcie, co wtedy brylowało na szczytach krajowych list przebojów i sami sobie odpowiedzcie dlaczego jako nastolatek wolałem czekać na klipy do Freelove Depeche Mode, Otherwise Morcheeby czy By The Way Red Hot Chili Peppers zamiast Lepszego Modelu Kasi Klich lub You Maybe In Love Blue Cafe [sic!].
Depeche Mode – Freelove
The Chemical Brothers. Hipnoza zza ekranu
Wśród tych wszystkich obrazów, jakie przewijały się we wspomnianych telestacjach, jeden był dla mnie szczególnie zastanawiający. Klip był na tyle “zwyczajny” i nienachalny, że przez to niesamowicie intrygujący. Stanowił on, wydawać się mogło, dość randomowe tło dla piosenki, dzięki czemu uwaga odbiorcy mogła skupić się głównie na niej. Ale nie do końca tak było – patrzyłem na te przewijające się zza oknem pociągu obrazy i za każdym razem szukałem w nich jakiegoś elementu zaskoczenia, czegoś, czego nie dostrzegłem wcześniej. Jednocześnie czułem jak oglądane sekwencje poszczególnych kadrów potęgują we mnie odbiór samego utworu – jakby teledysk nakręcał mnie bardziej i bardziej, stanowił dodatkowy bodziec pozwalający wejść głębiej w piosenkę.
Po latach ogromnie doceniłem dzieło Michela Gondry’ego – teledysk do Star Guitar, choć zrobiony na podobnym patencie, co wcześniejszy obraz do Around The World Daft Punk tego samego reżysera, to prawdziwy majstersztyk montażu, będący wspaniałą ilustracją do utworu. Gondry kapitalnie poskładał obrazki nagrane podczas trasy pociągiem z Nîmes do Valence we Francji. Podróży, dodam, wykonanej dziesięciokrotnie, w różnych porach dnia.
Hipnotyzująca, wręcz narkotycznie uzależniająca sekwencyjność teledysku uwypukliła największe atuty pozornie nieskomplikowanej i mało efektownej piosenki. W czasach swojej premiery, Star Guitar uchodziła za pozycję dość skromną, a nawet oszczędną, lecz w tym wypadku znacznie lepiej użyć określenia “wyważoną”, bo jeśli chodzi o producencki rozmach duetu Tom Rowlands-Ed Simons, to nie ma on nic wspólnego z oszczędnością.
No i ten zdawkowy tekst, równie zapętlony, co same dźwięki, potęgujący wrażenie, że jest odurzającą mantrą:
You should feel what I feel,
you should take what I take
The Chemical Brothers – Star Guitar
The Chemical Brothers. Fatboy Slim nie dał rady
Trzon utworu stanowią głównie sample, a mianowicie ten jeden, najważniejszy – zapętlony i przetworzony gitarowy riff z piosenki Starman Davida Bowie’go. To właśnie temu numerowi (i samemu zabiegowi) Star Guitar zawdzięcza swój tytuł, będący hołdem złożonym przez The Chemical Brothers wybitnemu rodakowi.
Sal Cinquemani ze Slant Magazine określił utwór mianem “szorskiego post-disco z najeżonymi gitarami i syntezatorem basowym w stylu Giorgio Morodera”. W 2012 roku, dekadę po premierze piosenki, Fatboy Slim wyjawił, iż otrzymał propozycję zrobienia jej remiksu, lecz po długim czasie spędzonym nad utworem, doszedł do wniosku, że “nie da się go poprawić” i tym samym odrzucił zaproszenie.
The Chemical Brothers. Właściwy ruch we właściwym momencie
Dla swoich twórców, Star Guitar było ważnym punktem w karierze, choć początkowo dość niedocenianym przez krytyków. Będąc obecnymi na scenie od 1989 roku, The Chemical Brothers zyskali międzynarodową sławę pod koniec lat 90. za sprawą swojej drugiej i trzeciej płyty – kolejno Dig Your Own Hole (1997) oraz Surrender (1999). W 2000 roku Tom Rowlands i Ed Simons wyruszyli w trasę razem z będącymi wciąż u szczytu popularności U2, co sprawiło, że ich autorska wizja tanecznej elektroniki przełomu wieków otrzymała przepustkę na mainstreamowe salony.
The Chemical Brothers stali się pierwszoligowym zespołem, którego skala wykroczyła poza granice świata kultury klubowej. Występ na Glastonbury (także rok 2000) był tego potwierdzeniem. W takim momencie niełatwo o to, by zachłysnąć się sukcesem. Na szczęście w 2002 roku pojawił się album Come with Us, czwarty krążek w dorobku duetu, zawierający wspomniane już Star Guitar.
Płyta zadebiutowała na 1. miejscu listy Billboardu i sprzedała się w nakładzie ponad 30 tysięcy egzemplarzy już w pierwszym tygodniu od premiery. Oczekiwania wobec krążka były ogromne, jednak im więcej czasu mijało od pojawienia się albumu, tym coraz głośniejsze stawały się opinie, że jest to udane wydawnictwo, choć bardziej stonowane i wymagające niż poprzednie. Zdaje się, że właśnie taki był cel The Chemical Brothers – nie dać się ponieść fali, która mogłaby zaprowadzić ich niekoniecznie tam, gdzie by tego chcieli.
Płytą Come with Us Tom Rowlands i Ed Simons zamknęli pewny etap swojej kariery – etap budowania renomy i autorskiego stylu zespołu. Push The Button, kolejne wydawnictwo w ich dorobku, które ujrzało światło dzienne w 2005 roku, zostało przyjęte niczym album gwiazd światowej muzyki. W istocie tak było. The Chemical Brothers zyskali zasłużony status, a takimi utworami jak Galvanize, potwierdzali, że nie ma w tym sukcesie przypadku – jest za to przemyślana strategia i chęć rozwijania własnego brzmienia, bez stylistycznego ograniczania się, co zresztą trwa do dziś (wystarczy sięgnąć po ostatnie nagrania Brytyjczyków). Być może właśnie to stanowi klucz do długowieczności Brytyjczyków, którzy wspólnie grają już od 34 lat i nadal potrafią zaskakiwać.
The Chemical Brothers. Przez Star Guitar aż do gwiazd
Wracając jednak do Star Guitar. Wspomniana już charakterystyczna struktura kompozycji, wkręcające się do głowy pętle oraz konsekwentnie budowany nastrój, sprawiają, że nawet po ponad 20 latach od premiery, utwór ten wciąż elektryzuje i jest impulsem do euforycznych przeżyć. Pomyślcie o wczesnym poranku na letnim festiwalu, na którym ktoś decyduje się właśnie na ten numer. Myślę, że dla wielu może stanowić to cudowne przeżycie, które pomimo całonocnego szaleństwa, uruchomi dodatkowe pokłady energii tak wielkiej, że będącej w stanie unieść do gwiazd…
You should feel what I feel,
you should take what I take
Przypomnijmy – The Chemical Brothers zagrają w tym roku w Polsce, a dokładniej na zbliżającym się wielkimi krokami FEST Festivalu.