Fatima – Yellow Memories

Fatima od jakiegoś czasu dopominała się o rozgłos poprzez epki i single na Eglo Records, lecz dopiero pełny album „Yellow Memories” spowodował przełom, dzięki któremu m.in. czytacie tę recenzję.

Pierwszym elementem, na który zwrócicie uwagę to okładka. Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale… możemy uznać, że jak na polskie standardy piękna nie jest to okładka ładna. Na szczęście po jej odwróceniu zostajemy zapewnieni o pięknie samego nagrania. Za większość produkcji odpowiada Sam Shepherd, czyli Floating Points, za pozostałe Flako, Computer Jay, a nawet Theo Parrish.

Sama muzyka jest specyficznym już dla Eglo Records połączeniem house’u, funku oraz jazzu. Wyraźnie tu słychać duży wpływ Sama Shepherda, co jest zdecydowanym plusem. Muzyka wręcz płynie, napawa pozytywnymi wrażeniami i dodaje otoczeniu barw.

Płyta zaczyna się głośnym, wręcz big bandowym „Do Better„, potem robi się melancholijnie przy opatrzonym ujmującą linię basu „Technology„. Opowiadający o przemijaniu „Circle” jest jednym z popisowych numerów, na którym słyszymy skalę niesamowitego głosu Fatimy, to samo tyczy się „Ridin Round (Sky High)„. Druga połowa płyty, zaczynająca się od „Family” jest jeszcze lepsza. Nie dość, że utwory są doskonale zaśpiewane, to muzyka trzyma tu najwyższy poziom. „Family”, „La Neta„, „Biggest Joke Of All” i „Talk” są najciekawszymi utworami na płycie. Album zamyka największy popis wokalny Fatimy, „Gave Me My Name„, wymagający zarazem największego skupienia.

„Yellow Memories” jest jedną z najważniejszych pozycji w tym roku, każdy powinien na niej znaleźć coś dla siebie. Warto też wybrać się na koncert, gdyż Fatima występuje wraz z Eglo Live Band, wrażenia gwarantowane. Niestety, póki co na koncert w Polsce musimy poczekać.