Selekcja: Vitek Jansky dla Muno.pl. „Granie jest mi niezbędne do zachowania życiowej równowagi” [wywiad]
W dzisiejszym odcinku naszej selekcjonerskiej odsłony witamy postać arcyważną w kontekście rozwoju kultury klubowej w Polsce, o której istnieniu niektórzy mogli zapomnieć. Młodsza część czytelników mogła w ogóle o nim nie słyszeć. Powracający po kilku latach Vitek Jansky swojego czasu definiował i przemycał we Wrocławiu house, którego to miasto wcześniej nie znało. Witamy na pokładzie dj'a, którego selekcje doceniał każdy, kto tylko miał styczność z jego muzyką.
Vitek Jansky – Das Lokalowy dyrygent
Witek Janowski swojego czasu należał do klubowych aktywistów wrocławskiej sceny z muzyką elektroniczną. Jego obecność w składzie była stemplem jakości, gwarantowanym lotem pośród utworów znanych wtedy nielicznym. Regularnie pojawiał się w najlepszych wrocławskich klubach, jednak granie w legendarnym, nieistniejącym już Das Lokalu było w jego wykonaniu prawdziwym tour de force. Grywał z najlepszymi (DJ Tennis, Dixon), ale to legendarne aftery w jego wykonaniu przykleiły mu łatkę faceta, który mógłby grać w nieskończoność. I całkiem słusznie. Vitek do swojej profesji podchodził maniakalnie, pieczołowicie przygotowując się do każdego seta.
Pomysłodawca serii !lectric play. Pasjonat wszystkiego co ma w sobie groove i przyjemną nutę. Wielki fan przyjaznej atmosfery. Poszukiwacz tego co dobre. Na chwilę zniknął ze sceny, żeby zrobić w swoim życiu porządek. Dzisiaj wraca do tego, co daje mu największą radość. Nie mógłby żyć bez muzyki, ale żeby to zrozumieć, musiał na chwilę odpuścić. Witamy w świecie jednego z najciekawszych selekcjonerów w Polsce.
Vitek Jansky. The returning champ – wywiad
Paweł Chałupa: Vitek Jansky pojawiający się w line-upach wrocławskich imprez stał się faktem. Co było faktyczną przyczyną Twojego powrotu za dj’kę ?
Vitek Jansky: W takim najprostszym i najprawdziwszym wytłumaczeniu – brakowało mi tego. Granie to dla mnie prawdziwy flow. Czuję, że jest mi to niezbędne do zachowania życiowej równowagi. Przez ten czas prawie 5-letniej przerwy doceniłem, ile to dla mnie znaczyło. Po rozprawieniu się ze starymi demonami dotarło dla mnie, że dalej chcę to robić. Tym razem nieco inaczej, grać i mieć z tego przyjemność. To kawał mojego życia, możliwość grania, dawania i dostawania płynącej z tego energii jest dla mnie czymś szczególnym.
Na Twojej warcie kolejne pokolenia schodziły i wchodziły na parkiet. Jak odnajdujesz się w teraźniejszych realiach klubowych?
Vitek Jansky: Naturalnie 🙂 Mogę powiedzieć, że prawie pół życia spędziłem w klubach, więc jest to dobrze mi znane otoczenie.
Vitek Jansky: Nadal chodzi o muzykę, ludzi i klimat
Jakie zauważasz największe różnice na scenie z lat Twojego „prime’u” a obecnymi czasami?
Vitek Jansky: Przede wszystkim coraz większa różnica wieku 🙂 No ale to oczywiste, młodszy nie będę. Bardzo pozytywną zmianę zauważam w profesjonalnym podejściu klubów i promotorów. Wszystko działa wyjątkowo dobrze w porównaniu do tego, co pamiętam jeszcze sprzed lat. Jakość idzie do góry, wysiłki żeby uatrakcyjnić eventy – to jest bardzo fajne. Jest znacznie więcej osób, która grają muzykę i mają sporo ciekawego poprzez tę muzykę do zaproponowania. Chociaż mam wrażenie, iż istota pozostała ta sama. Nadal chodzi o muzykę, ludzi i klimat.
W niedawnym wywiadzie Jacek Sienkiewicz stwierdził, że muzyka klubowa przestała go bawić. Czy w trakcie Twojego rozbratu z występowaniem na żywo nadal słuchałeś muzyki? Były to utwory bliskie twoim dj setom czy szukałeś w innych rejonach?
Vitek Jansky: Tak, cały czas. Faktycznie zwolniło się nieco miejsca na inne okolice. Nie musiałem już przerzucać tysięcy numerów do selekcji, mogłem sobie po prostu słuchać tego, na co akurat mam ochotę. Było trochę muzyki etnicznej, ambientu, dubu (zresztą tego było zawsze sporo). Dużo innej elektroniki, różne wyprawy w bardziej instrumentalną muzykę. Później w trakcie podróżowania eksplorowałem muzykę z zakątków, w których akurat byłem. Nadal jednak słuchałem setów dj’skich, może mniej tanecznych, bardziej radiowych, z szerokim podejściem do selekcji. Kilka ulubionych labeli śledziłem na bieżąco. Zauważyłem, że centrum muzyczne tego, co lubię najbardziej przeniosło się z Niemiec do Wielkiej Brytanii, Meksyku, Hiszpanii czy USA.
Vitek Jansky: To nadal jestem ja, może w nieco dojrzalszej wersji
Muzycznie nadal będziesz kontynuować wizję i selekcję, którą przemycałeś w czasach rezydentury we wrocławskim Das Lokalu? A może zainteresowałeś się po drodze zupełnie innymi rzeczami ?
Vitek Jansky: Cofnę się jeszcze nieco wcześniej, do Drogi Do Mekki, w której też byłem rezydentem. Myślę, że gdzieś tam zaczął się kształtować styl grania, który lubię najbardziej. Z czasem nabierało to spójności, stale jednak byłem otwarty na nowe rzeczy. Das Lokal to faktycznie było miejsce, w którym muzycznie czułem się najlepiej. Myślę, że część tamtego klimatu muzycznego jest nadal w tym co gram obecnie. Niemniej miałem tam też kilka muzycznych zakrętów, w które bym raczej teraz nie poszedł. Z pewnością wtedy dotarło do mnie, że lubię grać stosunkowo wolno, tego trzymam się do dziś. Z pompującym vibe’m, wyraźną energią, hipnotyzująco lub pobudzająco w zależności od okoliczności. Jakby na to nie spojrzeć, to nadal jestem ja, może w nieco dojrzalszej wersji 🙂
Masz jakieś dalej idące cele związane z powrotem na scenę, czy chodziło o zaspokojenie scenicznego głodu i regularne dj sety w zupełności Ci wystarczą?
Vitek Jansky: Tak, regularne sety to wszystko czego potrzebuję i w zupełności mi wystarcza. Mam sporo innych rzeczy, którymi się zajmuję na co dzień i tam jest już ciasno. Kiedyś byłem mocno zaangażowany w promowanie eventów,
ale teraz chciałbym pozostać właśnie przy tym, co daje mi najwięcej radości, czyli selekcja i granie muzyki.
Vitek Jansky – selekcja dla Muno.pl
Ostatni utwór/album, który kupiłeś
Teniente Castillo – Stolen Accuracy
Numer wyszedł na amerykańskim labelu Roam Recordings. Uwielbiam ten numer pod każdym względem. Potężna energia, dość surowy klimat, tempo, sposób w jaki się rozwija. Ogólnie jestem ostatnio fanem tego gościa, nie tylko jako producenta, ale też w wersji dj’skiej. Gram chętnie i słucham z jeszcze większym entuzjazmem.
Pierwszy utwór/album, który kupiłeś
Dubstar – Shining Through
Przyznam uczciwie, że nie będzie to pierwszy utwór – nie przypomnę sobie, jaki vinyl był pierwszy z elektroniki. Wtedy nie kupowałem jeszcze cyfrowej muzyki. Także to jeden z pierwszych utworów, który mnie zaczarował i wciągnął w świat Kompakt Records na dobrych kilkanaście lat. Uwielbiam dzisiaj tak samo jak kiedyś.
Utwór, który nigdy nie opuszcza Twojej torby z płytami/pendrive’a
Chloe – Sometimes
Trudny wybór, bo przez te blisko 20 lat trochę się tego nazbierało. Pamiętam dokładnie kiedy to usłyszałem pierwszy raz – na evencie Tresor w Eskulapie w Poznaniu. Była tam druga sala, bardziej house’owa, na której grał Petter Von Coil, później mój dobry znajomy. Miałem wtedy niewiele ponad 20 lat i to był moment, w którym mój gust dopiero się kształtował. Miałem wtedy wybór – na dole grali techno z Tresora a na górze house w odsłonach minimal/electro/deep. No i zawsze byłem u góry 🙂 Do dzisiaj jest to klimat, który lubię najbardziej.
Ulubiony utwór grany do znudzenia na początku kariery
Superpitcher – Happiness (Michael Mayer Remix)
Tu jest bezwzględny zwycięzca, nie mam żadnym wątpliwości. Miałem czas w którym to był najważniejszy numer moich setów. Do dzisiaj go uwielbiam, może w nieco wolniejszym tempie. W tym utworze są upchnięte całe tony klubowych emocji, ekscytacji, uniesień, radości i trochę beztroski. Poczucia jakiejś wspólnoty, bycia częścią czegoś wyjątkowego jak na tamten czas. To zresztą było wydane na Kompakt Extra w serii Speicher, której byłem zwyczajnie fanatykiem. Kupowałem każdy vinyl z ich logo.
Utwór, który jest w stanie poderwać najbardziej oporny tłum
Namito & DJQ aka Quinta Young – Ride The Flow (Dj Hell Remix)
Nawet teraz mnie porywa. Fajnie działa na parkiet. Chociaż wiadomo, że tu sporo zależy od miejsca, godziny, wielkości klubu itd.
Ulubiony utwór, który grasz w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy
Renuna – Me Encanta Estar Cruzado (Fausto Remix)
Bardzo mi się podoba ten numer, przypomina mi trochę najlepsze czasy Barnta. Jest w tym utworze właściwie wszystko co lubię w deepie. Niesamowita przestrzeń muzyczna, świdrujące dźwięki (co uwielbiam), brak pośpiechu, taki spokojny lot w kosmos.
Utwór ulubionego producenta
The Asphodells – A Love From Outer Space
To głównie ze względu na najważniejszą dla mnie postać z całego świata elektroniki, którego jestem absolutnym fanem i wyznawcą – nieżyjącego już Andrew Weatheralla. The Asphodells to jego projekt, w tym utworze też śpiewa. Tytuł mówi wszystko. A Love From Outer Spacer – nie mam tu nic więcej do dodania. Słucham ze wzruszeniem.
Ulubiony utwór na otwarcie setu
Middle Sky Boom – Local Face (Ghost Form Remix)
W moim odczuciu świetnie otwiera set, nadając mu charakter i nastrój. Jest w tym zapowiedź czegoś energetycznego, ciekawego i zaskakującego.
Ulubiony utwór na zamknięcie setu
Lauer – ESC with Jasnau (Prins Thomas Diskomiks)
Trudny wybór 🙂 Wiele zależy od eventu, stylu miejsca i publiki. Gdybym miał wskazać ten jeden na pożegnanie, to będzie właśnie ten. Dla mnie słychać w tym trochę new wave, jest sentymentalnie a lubię takie rejony. No i uwielbiam ten vocal.
Utwór na powrót z imprezy nad ranem
Danny & The Champions Of The World – (Never Stop Building) That Old Space Rocket
Zależy co tam akurat słucha kierowca Ubera 🙂 No ale jakbym miał wybierać, to chyba coś mniej elektronicznego. Tak żeby się przestawić, no i mieć jeszcze trochę energii na powrót do domu. Głośne granie 4×4 przez kilka godzin zostawia ślady w głowie. Fajnie to czymś zneutralizować. A ta ekipa na dobre wskoczyła do mojej prywatnej playlisty.
Utwór celebrujący poranek bez kaca
Fat Freddy’s Drop – Razor
To jeden z moich ulubionych zespołów. Utwór Razor będzie mi się zawsze dobrze kojarzył z długą podróżą po Australii, słońcem, pozytywnym klimatem. W ogóle FFD to jest dla mnie esencja czegoś pozytywnego 🙂 Dobre na celebrowanie nowego dnia i nie tylko.
Utwór, na którego prośbę o zagranie akurat się zgodziłeś
Barnt – Geffen
No bo jak tu się nie zgodzić 🙂 Nawet gdyby ktoś zapytał mnie w ciągu tej samej nocy 5 razy, to też bym się zgodził.
Legenda! Jeden z najważniejszych tracków dla mnie.
Guilty pleasure, którego nie masz oporów, by grać
Desireless – Voyage Voyage
Kiedyś miałem całkiem poważną fazę na to, żeby grać ten utwór w trakcie setów. Trochę mi to przeszło, ale nadal na mnie działa.
Trzy utwory, które definiują moją selekcję
To chyba najbardziej wymagające tutaj pytanie. Spróbuję w kontekście ostatnich kilkunastu miesięcy, odkąd wróciłem do grania. Selekcję staram się mieć wzbogaconą o nawet odległe od siebie okolice. Lubię okolice nu disco, deep house, electro, dark disco, deep techno, melodic, progressive, minimal, italo, new wave i wiele innych. Ważne jest dla mnie to, żeby utwór miał coś, co mnie przekonuje. Zawsze w ten sposób budowałem swoją selekcję. Zaczynam często granie od tempa w okolicy 100 bpm’ów, a kończę na 124 bpm’ach. Szybciej to już nie mój świat. Żeby zagrać tak szeroko, rozkręcając przy tym imprezę, staram się mieć coś, co będzie zaskakiwać i włączać kolejnych ludzi na parkiet. Kiedy wchodzę w środku imprezy, jest raczej mocniej, energetycznie i pompująco.
Paresse – Nada
Red Axes – Sound Test
POLO & PAN – Mexicali (Simple Symmetry Remix)
Album, który lubisz, a który nie ma nic wspólnego z tym, co grasz lub tworzysz
Wu Tang – Enter The 36 Chambers
Odpłynę teraz w odległe czasy 🙂 To jest jedyny album, który mam prawie na wszystkich możliwych nośnikach. To, co narobił mi ten album w latach 90-tych jest trudne do opisania, w każdym razie nie mogłem przestać tego słuchać. Do dzisiaj jest to dla mnie jeden z ważniejszych albumów rapowych. No może obok soundtracku z filmu Ghost Dog. Klimat mnie zaczarował, z tego rapu płynął gniew. Podłączałem się pod to, żeby wyładować trochę swój. Słuchanie tego albumu powodowało, że czułem się częścią czegoś większego. Niekoniecznie subkultury, bo nie o to mi w tym chodziło do końca, może bardziej odzewu ludzi, którzy mocno chcieli zaznaczyć swoją obecność, pokazać swoją siłę, zatrzymać coś, czego mieli już dość. Coś pięknego, bardzo sentymentalny etap dla mnie.