O branży klubowej inaczej, czyli impreza od kuchni
Ostatnie miesiące to prawdziwa gehenna dla właścicieli klubów, bookerów i artystów. Ale czy tylko? Zastanówmy się chwilę, kto na obecnym kryzysie traci najmocniej. Śmiem twierdzić, że oprócz tych, którzy tracą w sposób najbardziej oczywisty, istnieje zastęp ludzi, których rola jest równie ważna co DJ-a.
Streamy, zbiórki… słowem – branża muzyczna w internecie
Trwająca pandemia COVID-19 to bez dwóch zdań jedno z najważniejszych wydarzeń XXI wieku. Na naszych oczach rozgrywają się rzeczy, których reperkusji nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć. W ostatnich dniach doświadczamy najbardziej drastycznych przemian społecznych od bardzo dawna, a egzystencja niejednego z nas została postawiona, jak by to ujął pewien XIX-wieczny filozof, „z głowy na nogi”.
Zmianom podlegają praktycznie wszystkie dziedziny życia publicznego. Uległa im również bliska nam branża muzyczna, która właściwie w całości przeniosła się do internetu. Otworzyły się wirtualne kluby, muzycy grają koncerty on-line. Większość z nas wie już, że Nina Kravitz mogłaby posprzątać w kuchni, a Amelie Lens znalazła wreszcie wegańską bitą śmietanę. Doskonale.
Wszelkiej maści streamom towarzyszą zbiórki internetowe, z których dochód przeznaczony ma być na najbardziej potrzebujące podmioty branży muzycznej. Berlińskie #UnitedWeStream powołało specjalnie w tym celu ciało, które zajmie się sprawiedliwą dystrybucją zebranych pieniędzy. Zbierają kluby, zbierają muzycy, a promotorzy rozglądają się za nowymi źródłami utrzymania. Nie czarujmy się, sytuacja jest naprawdę poważna.
Wydaje mi się jednak, że w tym całym zgiełku informacyjnym zapominamy o niezwykle ważnym elemencie naszej imprezowej układanki. Ludziach, którzy często pozostają w cieniu, a zawdzięczamy im bardzo wiele.
Wypad na imprezkę
Jak się domyślam, większość z nas lubi iść na dobrą imprezę, potańczyć i posłuchać muzyki. Przechodzimy przez bramkę, zostawiamy kurtki w szatni i udajemy się do baru. W tle słychać muzykę. Lubimy wypić dobrego drinka, bo nie ukrywajmy, komu w zaciszu domowym chce się bawić z tymi wszystkimi likierami i liśćmi mięty. Napój musi być odpowiednio wyważony, skrojony do naszego gustu. Wybór pada na whisky sour.
Pora ruszyć się na parkiet. Wiadomo – muzyka nie może być za głośna, wokal nie może ginąć wśród innych ścieżek, a bas nie powinien wprowadzać w drżenie (przynajmniej w teorii) czubka naszego nosa. No i dymiarka! Wszyscy lubimy, gdy jest nadymione. Nie za dużo, ale parkiet powinien być spowity dymem. Tak, żeby lepiej pracowały w nim światła. No bo muszą być jeszcze światła. Nie lubimy laserów świecących po oczach i nieprzystających klimatycznie barw świateł i ich tempa. A, zapomniałbym, że zawsze oczywiście fajnie, gdy są jakieś dobre wizualizacje. Na tym melo wszystko jest na miejscu. Let’s dance!
Impreza dobiega ku końcowi. Trwają ostatnie minuty closingu. Pora zamawiać Ubera i myśleć o powrocie do domu lub afterku w gronie znajomych. Trzaskają drzwi samochodu. Pobyt w klubie zakończony. Było zajebiście.
A co by było gdyby…
Z perspektywy czasu z opisanej wyżej imprezy wszyscy pamiętamy świetny set ulubionego DJ-a, moment, w którym w mixie pojawił się wyczekiwany kawałek i dobrą atmosferę w klubie. I właśnie o nią chodzi. Bo ta atmosfera, prócz czterech ścian, sprzętu i dekosów, ma ludzką twarz.
A teraz dokonajmy szybkiego eksperymentu myślowego. Zastanówmy się, jak potoczyłaby się impreza, gdyby nie to, że barman dobrze zcrustował whisky sour, dzięki czemu odczuwaliśmy przyjemną nutkę goryczy przy każdym zetknięciu ust ze szklanką? Czy moglibyśmy posłuchać sobie komfortowo Solomuna na afterku, gdy w uszach rozbrzmiewałby nam nieprzyjemny pisk wywołany niewyrównanymi poziomami dźwięku i nadmierną ich głośnością na parkiecie, gdzie spędziliście ostatnie godziny? Czy set brzmiałby tak dobrze, gdyby nie pułapki basowe na sali, które ustawił akustyk? A jak podobałby się Wam taniec przy źle ustawionych światłach i wizualizacjach z Painta?
Kluby to nie tylko bookerzy czy DJ-e, których przychodzimy posłuchać. Ta branża to również zastęp na pozór niewidocznych ludzi, których rola w tym, abyśmy mogli dobrze się bawić, jest ogromna. To oni, podobnie do naszych ulubionych artystów, właśnie pozostali bez pracy.
Branża klubowa od kuchni
Sytuacja w przypadku pracowników klubów jest o tyle poważna, że duża część z nich, ze względu na panujące w Polsce warunki społeczno-gospodarcze, to ludzie żyjący z tygodnia na tydzień. Często z niewielkimi, stopniowo topniejącymi, zapasami pieniędzy albo w ogóle ich brakiem. Sprawa nie wygląda również wesoło, jeśli chodzi o formalne aspekty pracy. Wciąż istnieją w Polsce kluby, które zatrudniają pracowników bez jakiejkolwiek umowy…
Nadchodzące czasy zapowiadają się na ważny sprawdzian klubów nie tylko jako instytucji kulturalnych, ale również jako pracodawców. W samym Berlinie pracę w nocnych przybytkach straciło ponad 9000 osób. Myślę, że w naszych realiach możemy śmiało mówić o kilkunastu tysiącach specjalistów pozbawionych dochodów.
Zdaję sobie sprawę, że opisany przeze mnie problem dotyka wielu innych dziedzin gospodarki. Chodzi mi jednak o to, aby uwrażliwić czytelników na to, że nasze dobre imprezy to nie tylko zasługa DJ-a. To wypadkowa działania zastępu osób, o których powinniśmy pomyśleć, gdy chcemy wesprzeć lokalne nocne przybytki.
Nadeszły bardzo trudne czasy. W obliczu internetowej konsolidacji środowiska klubowego powinniśmy pamiętać, że zarówno kluby, jak i DJ-e, artyści, promotorzy, bookerzy, barmani, oświetleniowcy, technicy, selekcjonerzy, ochroniarze i akustycy – wszyscy oni grają do jednej bramki. I o wszystkich należy pamiętać, chociażby z wdzięczności za dobrze i bezpiecznie spędzony czas na parkiecie.