Podsumowanie 2013 – Mateusz Kazula (Viadrina)
Artykuł
![](https://muno.pl/wp-content/uploads/2014/01/mateuszkazula_378-850x570.jpg)
Jak co roku, najważniejsi dziennikarze muzyczni i osoby związane ze sceną klubową podsumowują minione miesiące na łamach Muno.pl. Jako pierwszy swoimi spostrzeżeniami dzieli się Mateusz Kazula, współzałożyciel formacji Viadrina.
Czytałem niedawno felieton, w którym autor chciał zepchnąć z podium Richie Hawtina. Niech sobie zachowa koturny pioniera, ale zdaniem piszącego, wielki wizjoner staje się obecnie swoją karykaturą, rozsprzedając sławę na ogromnych elektronicznych festiwalach w USA u boku Skrillexa czy Deadmau5a. Richie jest artystą bezkompromisowym i bez wątpienia nowatorskim i innowacyjnym, może zatem widzi to jako swego rodzaju misję wprowadzenia techno i swojego surowego brzmienia pod strzechy Jankesom. Na pewno w dużej mierze napędza to koniunkturę, wysypy domorosłych wytwórni i sypialnianych producentów zdają się potwierdzać. Muzyka klubowa dawno nie miała się tak dobrze. Może jednak w pewnym momencie rynek się przegrzeje i dojdzie do takiego nasycenia i kakafonii, że wszystko z hukiem runie… A może doprowadzi to do wtórnego rozbicia dzielnicowego, powrotu do podziemia i scen lokalnych, gdzie anonimowość i faktyczna przyjemność z uczestniczenia w nieformalnych wydarzeniach znowu nabiorą smaku. Taki mały kulturowy atawizm na płaszczyźnie imprezowej, „if you come to my house, it becomes your house”.
![](/static/obrazy/text2013/everyone-wants-to-be-a-dj.jpg)
Zauważalnym trendem jest powolny zanik fetyszu posiadania muzyki, młodzi ludzie coraz rzadziej kolekcjonują pliki na dysku. Wszystko wisi ogólnodostępne w chmurze w Sieci, nie ma zatem potrzeby zapisywania. Z drugiej strony didżejing staje się umiejętnością tak pożądaną i cywilizacyjnie wymaganą, jak niegdyś obsługa pakietu Office czy przeglądarki internetowej.
Od jakiegoś czasu widać wyraźny zwrot w stronę cięższego grania. Powoli zapomina się już „słodkie pierdzenie” z czasów Hot Creations. Hasło „Berghain” stało się magicznym zaklęciem, słowem-wytrychem. Łatwo się w ten sposób dogadać, a co weekend z Polski wyrusza coraz większa grupa pielgrzymów i utracjuszy, by zgubić kompas na parkietach w Berlinie. Tego nie ma co oceniać ani kategoryzować, to typowa cyrkulacja mód i zjawisk w muzyce. W ostatnich latach ta rotacja jednak niebezpiecznie przyspiesza, a przysłowiowy „hype” staje się coraz bardziej nadmuchany. Wracając do akapitu pierwszego, to gaże gwiazd rosną raczej w tempie geometrycznym niż artytmetycznym i gdzieś chyba gubi się momentami sens tego zjawiska clubbingu, które u zarania było pewna piękną formą eskapizmu od zmonetyzowanego świata. Teraz zaś przechodzimy z jednego targowiska na drugie, mniejsze i może to same granice staje się umowne. Stop! Pora wrócić do muzyki.
![](/static/obrazy/text2013/euro-500.jpg)
Wciąż powstaje przecież masa dobrej muzyki, wychodzą dobre albumy, więc może nie warto za bardzo przejmować się biznesową mimikrą. W tym roku dobre płyty dostaliśmy chociażby od DJa Koze, Moritza Von Oswalda i Juana Atkinsa, Vakuli, Huerco S, Blondes czy Daniela Averego, to tylko część mojego osobistego rejestru. Mocnych singli też było sporo, a jak wiadomo, sztosy łagodzą obyczaje.
A co na polskim podwórku? Polska nigdy nie była klubowym eldorado, ale wszystko powoli zmierza w dobrym kierunku. Ilość efektownych zagranicznych bookingów chyba nie maleje, za to pojawia się coraz więcej rodzimych wydawnictw wysokiej jakości. Producenckie szlaki zostały przetarte i coraz więcej osób kanalizuje swoją twórczą energię z zyskiem dla kraju. To jest wciąż młody i rozwijający się rynek, czasem brak odpowiedniej gospodarskiej etykiety, a techniczne niedostatki to wciąż bolączka wielu miejsc, ale liczę na brak zgryzoty i ambicję młodego pokolenia klubowiczów, które dalej będzie jechać na tym wózku. Ja wciąż nad Wisłą bawię się dobrze i z umiarkowanym, ale jednak optymizmem patrzę w najbliższą przyszłość. Rave to przecież rurki z kremem!
Tekst: Mateusz Kazula