Christian Löffler & Detect Ensemble – relacja Muno.pl
Christian Löffler w obecności kwartetu smyczkowego pojawił się na dwóch koncertach w Polsce. Jak wypadła jego interpretacja muzyki klasycznej, która wybrzmiała w przestrzeniach najważniejszych kulturalnych ośrodków naszego kraju? Trójka naszych dziennikarzy ucięła sobie pogawędkę, wspominając wydarzenia zeszłego weekendu.
Rozmowa o Christian Löffler & Detect Ensemble – Muno.pl
Kamil Downarowicz: Christian Löffler wystąpił właśnie na dwóch koncertach w Polsce – zagrał w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu oraz w budynku NOSPR-u w Katowicach. Jak waszym zdaniem sprawdziła się muzyka Niemca w takich dość poważnych, „oficjalnych ” wnętrzach, w których najczęściej gości muzyka poważna?
Paweł Chałupa: Muszę przyznać, że po raz pierwszy miałem okazję doświadczenia muzyki klasycznej z przełożeniem na elektronikę. Byłem kilkukrotnie na koncertach, w których klasyki muzyki elektronicznej przearanżowane zostały na jej instrumentalną wersję. Wyszło znakomicie. Przestrzeń NFM-u, pomimo całej swojej „powagi” stworzona jest moim zdaniem do projektów wykraczających daleko poza muzykę klasyczną. Interpretacja, jakiej dokonał Chrisitan w akompaniamencie z kwartetem smyczkowym okazała się balsamem dla mojej duszy. Po dość mocno imprezowym okresie w klubach, piątkowy wieczór przypomniał mi, jak bardzo tęskniłem za czymś więcej niż klasyczne dj-sety. Adam, pamiętam finał Taurona z Jeffem Millsem w katowickim NOSPrze. Zbierałem szczękę po występie. Jak poszło Christianowi?
Adam Dąbrowski: Christianowi w NOSPRze poszło lepiej, niż myślicie! To, co się wydarzyło na jego katowickim koncercie, było czymś wyjątkowym. W tym miejscu nie pierwszy raz zdarzyło się, że ludzie podczas koncertu po prostu wstali z miejsc i zaczęli tańczyć. Było tak we Wrocławiu?
Idę w Tango w Filharmonii
Kamil: Ja, przyznam szczerze, niezbyt lubię siedzących koncertów. Szczególnie kiedy muzyka przyjemnie buja, jak to było na koncercie Christiana. Z początku miałem problem, żeby odpowiednio wsiąknąć w ten występ. Im dalej w las, tym większą czułem przyjemność z oglądania i słuchania Löfflera. I tak, w pewnym momencie część ludzi zaczęła po prostu tańczyć między siedzeniami i po bokach sali, co było bardzo fajnym dla oka widokiem. NFM rzadko jest świadkiem tak żywo reagującej na to, co dzieje się na scenie, publiki.
Paweł: Panowie, ten widok tańczących ludzi był dla mnie strasznie wzruszający. Taki oficjalny stempel zniesienia restrykcji i powrót do normalności. Skoro ludzie tańczą już w filharmoniach to znaczy, że naprawdę im tego brakowało. Muszę przyznać, że, pomimo iż sam nerwowo kręciłem kuperkiem, siedząc obok Kamila, widok ten mocno mnie zaskoczył. Byłem przekonany, że brakuje nam „luzu” i takiej zwykłej, niewymuszonej reakcji na to co się właśnie dzieje na scenie. Niezwykle się myliłem. Takiego melanżu w NFM-ie chyba jeszcze nigdy nie było. Zawsze z zazdrością patrzyłem na np. paryskie występy Garniera z orkiestrą, gdzie nikt nie siedzi. Jest ogień, pasja, żywioł. Już nie muszę nikomu niczego zazdrościć.
Sprawdź także: Christian Löffler – wywiad dla Muno.pl
Kamil: Rzeczywiście ten występ był dla mnie swoistym rozpoczęciem nowego sezonu, który przez pandemię wystartował w kwietniu. Za chwilę rusza cała fala koncertów zagranicznych gwiazd, później przyjdzie czas na festiwale. Dzieje się, Panowie, będzie z czego pisać relacje.
Adam: Wyobraźcie sobie, że w NOSPRze już w pierwszych minutach koncertu jeden chłopak w białej koszulce siedzący na samym środku sali wstał i zaczął się kręcić jak szalony. Wprost delektował się tą muzyką. Niestety nie mogłem wtedy robić zdjęć, ale na pewno w fotorelacji go znajdziecie. To na początku trochę zaskoczyło publiczność, ale im dalej występ trwał, tym więcej ludzi zaczęło się podnosić z foteli. I tak dobrnęliśmy do momentu kiedy to Christian został sam ze swoją muzyką na scenie, a koncert przerodził się w balangę. Większość osób na sali wstało i tańczyło wszędzie, gdzie można było. Najpierw na boku, potem w samych przejściach między rzędami oraz nad fotelami.
Taneczna melancholia
Kamil: Muzyka Christiana Löfflera ma w sobie tę niesamowitą dwoistość. Z jednej strony masz ochotę do tych kawałków tańczyć, a z drugiej kontemplować je, wsłuchiwać się w te wszystkie smaczki, które są w nich poukrywane. To także muzyka utkana z emocji, pewnej melancholii, przy której całkowicie odpływam. A w Was jakie emocje wywołał koncert?
Paweł: Kamil, lepiej bym tego nie ujął, tym bardziej że żaden ortodoksyjny fan Löfflera ze mnie. Potraktowałem jego występ jako ciekawe, piątkowe, muzyczne wydarzenie w moim mieście. Nie miałem żadnych oczekiwań, co było dla mnie nowością, bo głównie wybieram się na znane mi nazwiska, z którymi wiążę pewne „nadzieje”. Koncert był mocno emocjonalny, w niektórych momentach brakowało syncu ze skrzypaczkami, ale byłem tak wkręcony, że wyrzucam z pamięci niektóre niedociągnięcia. Podobnie jak zatrzymanie muzyki przed ostatnią żywą „nutką”, z którego sam się uroczo wytłumaczył. Kusił mnie oficjalny after w Transformatorze z Kalipo i Skarbami, ale postanowiłem, że zostanę z tymi emocjami już do końca wieczoru.
Adam: Tak jak wspominaliście wcześniej te koncerty można uznać za nasze osobiste kamienie milowe – w końcu bez tych masek i dystansów społecznych… znowu razem, jak dawniej. To było po prostu cudowne. Ja wiedziałem, że czekają nas wyjątkowe chwile z Christianem, ponieważ trudno było o bilety, a magia samych sal koncertowych była gwarancją niesamowitych przeżyć tak pod względem muzycznym, jak i wizualnym. Strasznie tego brakowało.
Paweł: Słuchajcie, jako dziennikarz muzycznych i wielbiciel klasyki może nie powinienem tego mówić, ale ja za cholerę nie słyszałem w tym wszystkim Chopina, Bacha i Beethovena. A w końcu to za ich interpretacje wziął się Christian podczas tych koncertów. Pierwiastek klubowy z przepięknie oświetlonym Narodowym forum Muzyki przesłonił mi całą „klasyczność”.
Christian Löffler – klasyka w wydaniu elektronicznym
Kamil: Zgodzę się całkowicie! Co prawda były na scenie trzy panie grające na skrzypcach i jedna na wiolonczeli, które produkowały „klasyczne dźwięki”, jednak wszystkie one były dla mnie praktycznie nowe. Nie potrafiłem je do niczego odnieść, skonfrontować. Czy to zarzut? Niekoniecznie, bo w końcu jako całość brzmiało to fantastycznie. Ciekawe, co by o tym powiedział sam Chopin.
Paweł: Ja z kolei jestem ciekawy, co by powiedzieli moi rodzice, gdybym zabrał ich na ten koncert. Tak bardzo mi się marzy pokazać im, że elektronika to coś więcej niż relacja w Teleexpresie z Mayday, gdzie policja informuje o sukcesie narkotykowym po złapaniu 6 „bandziorów”. Zanim pojawił się 30-minutowy set, myślę, że połknęliby bakcyla.
Kamil: Przede nami siedziało starsze małżeństwo! Na oko mieli około 60 lat. I bawili się świetnie, z tego, co widziałem! Gibali głowami, Pan tuptał nóżką – super sprawa. Bardzo lubię widok, nazwijmy to „wiekowych osób” na koncertach. Na Zachodzie jest to już pewnym standardem, u nas powoli zaczyna się to zmieniać.
Sprawdź także: Christian Löffler wydaje album z interpretacjami klasycznych twórców
Adam: Podobnie jak Wy niezbyt czułem tu inspirację muzyką klasyczną. Dla mnie to był po prostu solidny występ Christiana Löfflera – to, co doskonale znam od chłopaków z More Music Agency (organizatorów Taurona) wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Löffler przypominał mi duet Kiasmos. Wydaje mi się, że jego muzyka oraz osoba przyćmiła jego Ensemble.
Kamil: Zgodzę się z tym, zwłaszcza że gdy muzycy zeszli ze sceny i Christian został sam, to zaczęła się prawdziwa impreza.
Adam: To było dla mnie do przewidzenia, że ten koncert w pewnym momencie przerodzi się w balangę – i tak samo jak Wy z chęcią zabrałbym na takie wydarzenie swoich rodziców.
Paweł: Wow, serio wiedzieliście, że będzie taki zwrot? Przez myśl mi to nawet nie przeszło… Czekamy na więcej takich fuzji, gdzie elektronika spotyka się z klasyką. Nie ma chyba lepszej wizytówki dla siły muzyki, kiedy zgoła odmienne światy krzyżują się ze sobą, dając tak pyszny, melomański efekt, w miejscach z najlepszą akustyką w Polsce.
Rozmawiali: Kamil Downarowicz, Adam Dąbrowski i Paweł Chałupa