Czy w poniedziałki na Ibizie można posłuchać techno? Na kim wzorował się Carl Cox podczas swoich pierwszych sezonów na Ibizie? Dlaczego didżeje płaczą przed kamerami burn residency? Zobacz nasz specjalny raport z podróży na Białą Wyspę!
„Ciężki” poniedziałek na Ibizie
Jaka jest potencjalnie najlepsza rzecz, którą możesz usłyszeć po powrocie do biura z urlopu? Może: „w przyszłym tygodniu lecisz na Ibizę„? Tak zaczęła się historia mojej podróży na Białą Wyspę. Cel? Konferencja burn residency 2016.
Swoisty didżejski „X Factor” od 2012 roku daje szanse młodym artystom na objęcie rezydentury w najbardziej legendarnych klubach na wyspie i zdobycie 100 000 tysięcy euro na rozwój dalszej kariery. Brzmi jak plan, prawda?
Pierwsze oznaki, że jestem blisko dopadły mnie w Barcelonie. W samolocie trafiłem na… Carla Craiga. Legendę z Detroit spotkałem ponownie przy odbiorze bagażu. Wyluzowany, uśmiechnięty i przyodziany w gustowny kapelusz polecił mi poniedziałkową imprezę Cocoon w Amnesii, gdzie miał wystąpić na tarasie.
Papież Białej Wyspy
Pierwsze wrażenia po wyjściu z lotniska? Twarz Davida Guetty, spoglądająca z plakatów z każdego okna i witryny, niczym rzymski papa w Boże Ciało. Do tego sklep klubu Ushuaia przeraził mnie linią odzieży przeznaczoną dla dzieci. Uważajcie, kolejne pokolenie EDM rośnie i będzie schludnie ubrane. Praktycznie jedynymi reklamami, jakie były w zasięgu wzroku, to imprezowe postery Pacha, Amnesia, Privilege czy Ushuaia. Z kolei w zasięgu wzroku nie było ani jednej chmurki. Żar lał się z nieba.
Hotel, prysznic, branżowa kolacja, jasny międzynarodowy lager przy basenie i co dalej? Jest poniedziałek, jestem na Ibizie. Większość kolegów z cechu udała się po prostu spać, a inni, jeśli już się gdzieś wybierali, to na hipisowską imprezę Flower Power do Pachy. W sumie, dlaczego nie… ale miałem tylko jedną noc dla siebie na Ibizie, więc chciałem zaznać czegoś bardziej stereotypowego. Chciałem poczuć się jak na pocztówce, którą kupiłem na lotnisku. Gdzie są lasery, armatki CO2, klubowa „muza” i roznegliżowane dziewczyny?!
Gdzie jest techno?
Szybki rzut okiem na line-upy poniedziałkowych imprez na wyspie. David „Papież Ibizy” Guetta w Ushuaia, Flower Power w Pacha, Fritz Kalkbrenner w Space, Disclosure w DC-10. Tutaj już zaczął lecieć mi pot z czoła. Nie spodziewałem się cudów, ale czy nie posłucham dziś niczego choć trochę undergroundowego?
Postanowiłem, że nie ma co szukać dalej, tylko przyjąć spotkanie z Carlem Craigiem na lotnisku jako dobry omen i udać się do Amnesii. Line-up? Taras: Luciano, Carl Craig, Dorian Paic. Klub: Adam Beyer b2b Ida Engberg, Scuba. Brzmi jak lasery, armatki CO2, klubowa „muza” i roznegliżowane dziewczyny. Ceny? Wejście do klubu 50 euro, 15-20 euro za przejechanie taksówką 10 kilometrów i mniej więcej takie same kwoty za napoje na barze.
Już przed klubem można było wyczuć atmosferę wesołego miasteczka, letniej imprezy w nadmorskim klimacie. Dzięki różnokolorowej mieszance turystów w środku to uczucie tylko się spotęgowało. Idę o zakład, że w klubie nie było żadnej osoby zamieszkałej na Ibizie. Każdy był skądś, każdy był jakiś. Dziewczyny, które mogłyby z miejsca iść na polski Wixapol, bawiły się obok modelek na szpilkach, które z kolei stały obok pań po 50-tce. Te ostatnie, bawiły się lepiej na imprezie Cocoon niż Ty kiedykolwiek w swoim życiu. Cała masa napakowanych gości (niektórzy mieli tribale z henny na twarzy), właściciele jachtów ubrani od stóp do głów na biało, w koszulach i w mokasynach, a do tego hipsterzy, którzy przy tagowaniu swoich zdjęć na Instagramie z klubu na pewno dawali też #allblack. Robiło się ciekawie.
Po doznaniach wzrokowych, przeszył mnie mięsisty bas bijący ze sceny. Nagłośnienie naprawdę było na najwyższym poziomie, pozwalające się zagłębić w tę mieszankę postaci nawet na trzeźwo. Wybór Amnesii był dobrym wyborem. Jestem zdeklarowanym acidofilem, a Scuba na dzień dobry przywitał mnie soczystym kwasem. Grał repetatywnie, perkusyjne i klubowo, ale był w stanie zadowolić kogoś, kto tej nocy szukał techno.
Na tarasie Carl Craig rozpoczynał swojego seta. W tech-house co jakiś czas wplatał stare numery disco lub leniwie dorzucał ścieżkę hi-hatów. Nigdzie mu się nie spieszyło, powoli budował swój set, w którego rytm bujały się tancerki Cocoon. Jak z pocztówki!
Rezydencja głuchego didżeja
Mimo, że w hotelu pojawiłem się już około 6:00, Amnesia dała mi się we znaki. Pomyliłem hotelowe tubki i zacząłem myć zęby… kremem do golenia.
Trochę krzywy start dnia naprawiła miła, 30-minutowa wycieczka autem po spalonej słońcem wyspie do willi, w której odbywała się konferencja i w której mieszkają uczestnicy burn residency. Zdjęce miejsca mówi samo za siebie.
Podobno to była ta sama willa, w której kręcono „It’s All Gone Pete Tong” (warto dodać, że polski tytuł to „Pete Tong: Historia głuchego didżeja”… what?)
Wkrótce pojawił się Carl Cox et consortes, w osobach Philippa Strauba, Unera, Samanty (zwyciężczyni 2015), Javiego Row (zwycięzcy 2014) i Aymana Awada, aktualnego uczestnika burn residency.
Główne tematy rozmów kręciły się wokół szansy, jaką daje konkurs młodym didżejom, chcącym dostać się na klubowe afisze wyspy. Carl, który nieustannie bujał nogą w rytm lecącej gdzieś w tle muzyki, podkreślał, że kiedy on pierwszy raz starał się o rezydenturę, było to trochę bardziej skomplikowane.
Musiałeś pukać od drzwi do drzwi, licząc że ktoś kiedyś w końcu da ci szansę. Nie poddawać się, tylko próbować każdego dnia aż do skutku (…) Nie było także wzorów czy idoli do naśladowania. Jak grać warm-upy, co robić kiedy opustoszeje parkiet… Tego wszystkiego uczyliśmy się na własnych błędach – mówił Carl Cox
Widać też, że upór popłaca również i dziś. Austriacki dj Ayman Awad, próbował się dostać do programu co roku, od samego początku i w końcu mu się udało.
Podczas konferencji porozmawiałem też z Samantą, litewską didżejką, którą usłyszymy podczas tegorocznej edycji Audioriver. Samanta nabrała wiatru w żagle po zwycięstwie, ale początki dla niej były dość przerażające.
Popłakałam się raz przed kamerami, bo zdałam sobie sprawę z tego, jak poważny jest to konkurs. Pomyślałam, że jeśli wygram, to nieprędko zobaczę się z rodziną, przyjaciółmi czy chłopakiem. Nie wiedziałam czy jestem w stanie to udźwignąć. To był najtrudniejszy moment – mówiła Samanta.
Konferencja dobiegła końca, a my wraz z tegorocznymi uczestnikami udaliśmy się na imprezę na łajbie, na której miała grać Samanta.
Rejs po morzu śródziemnym okazał się być hajlajtem całego wyjazdu. Port, wybrzeże, wypływające łodzie, jachty, motorówki… przypiekające słońce i kojący wiatr. Oddaliliśmy się od przystani, decybele i węzły poszły w górę. Popłynęliśmy w dal.
Samanta skończyła swojego tech-house’owego seta, a my zatrzymaliśmy się na chwilę na morzu. Ogłoszono, że w drodze powrotnej wystąpi dla nas wyjątkowy gość. Na horyzoncie pojawiła się motorówka, kilka osób przesiadło się do pontonu i płynęło w naszą stronę. Abordażu na łódkę Burna dokonał… Pete Tong. Trudno o bardziej kojarzące się z Ibizą nazwisko. Jego set zdecydowanie ożywił atmosferę i niczym morskie fale, rozbujał całe towarzystwo.
Jesteś zwycięzcą
Przy zachodzącym słońcu pożegnaliśmy się z didżejską ekipą burn residency. Jeśli tam trafisz, to możesz zgarnąć wiele dla siebie. Wszystko zorganizowane jest z wielkim rozmachem. Poznasz gwiazdy, artystów, promotorów, właścicieli klubów i ludzi z branży, którzy pomogą Ci przejść krok dalej, nawet jeśli nie będzie to oficjalne podium burna. Podobnego zdania jest też polski reprezentant Truant, z którym niestety minąłem się na wyspie.
Odpadłem głownie przez słabszą integracje z grupą przy dużych zadaniach. Ja z natury raczej robię wszystko sam. Czy było warto? Zdecydowanie tak. Rozczarowaniem jednak dla mnie było to, że podczas tygodniowego pobytu na boot campie zagraliśmy tylko dwa razy – po 15 i 7 minut. Mimo tego, to był najlepszy tydzień na wyspie jaki mogłem sobie wymarzyć, głównie dzięki warsztatom z Johnem Digweedem, Carlem Coxem czy Miguelem Cambellem.
Wydaje mi się, że przygoda dopiero się zaczyna. Załapałem mnóstwo kontaktów na Ibize. Już szykuje się kilka gigów wyjazdowych do uczestników boot campu, a także powrót na wyspę, ale szczegółów nie mogę jeszcze zdradzić.
Za trochę ponad 2 tygodnie dowiemy się, kto w tym roku zostanie zwycięzcą.
Tekst: Mariusz „Zariush” Zych Zdjęcie główne: Marc Sethi KINC